018

          Deszcze ustały, a zastąpił je śnieg. W końcu nadszedł grudzień. Takiej zimy nie widziano od lat. Nie ważne ile razy odśnieżano ulice i chodniki, nocą zawsze dosypywało. Choć w mieście nie było tragedii, osoby mieszkające poza miały nie lada problemy. Zwłaszcza rodzina Finlayów, która mieszkała blisko lasu, trudziła się z zaspami.

          Jax rano odśnieżał wejście do domu by móc z niego wyjść. Dla Tobio miał bojowe zadanie w ogarnięciu podjazdu. Popędzał syna w robocie, samemu siedząc w ciepłym samochodzie, grożąc Tobio, że go rozjedzie.

          Lecil zaś patrzyła na to wszystko zza firanki, siorbiąc herbatę.

– Z kim ja mieszkam... – Westchnęła. Obejrzała się na dzwoniący telefon, leżący na stoliku do kawy. Popatrzyła, kto się do niej dobija i odebrała. – Cóż to się stało, że do mnie dzwonisz?

– Nie mogę pisać w rękawiczkach. – Ze słuchawki odezwał się Kastiel. – Słuchaj, wstaw no jakąś ciepła strawę. Ja z Alexym zaraz u ciebie będziemy.

– Okej, dla ciebie specjalnie będzie z cyjankiem.

– Ooo, mój ulubiony.

          Od kiedy zaczęli ze sobą chodzić, Kastiel często odwiedzał Lecil i przesiadywał u niej, czasem nocując. W takiej sytuacji Jax wymagał pozostawienia uchylonych drzwi, by monitorować czy rudzielec trzyma się granic. Co z tego, że pokój córki jest na piętrze. Obawa, że ktoś może przypadkiem przechodzić korytarzem hamowała pewne czynności. A gdy Jaxa nie było w domu, wartę trzymał brat, który i tak był bardziej zajęty gościem w swoim pokoju, który coraz częściej go odwiedzał.

          Tobio przesunął nosem po delikatnej skórze, składając pocałunek na szyi chłopaka. Przyległ bardziej torsem do jego pleców, zsuwając dłoń na brzuch. Kolejny pocałunek. Nieważne jak próbował, Alexy i tak całą uwagę poświęca filmowi. Tobio spróbował jeszcze raz. Nachylił się do jego ucha.

– Alexy... – zamruczał, całując płatek ucha.

          Chłopak wzdrygnął się, spoglądając na blondyna. Zarumienił się widząc spojrzenie, jakim go obdarzył. Wygłodniałe.

– O co chodzi? – zapytał niewinnie.

          Tobio przysunął się do niego bliżej, kładąc rękę na jego piersi. Delikatnie pchnął go na plecy.

– Chyba już zdążyłaś się domyślić. Nie? – Zbliżył swoją twarz. – Mam ci pokazać?

          Alexy zagryzł wargę, uśmiechając się. Odchylił głowę na bok, eksponując szyję. Dla Tobio był to jasny znak. Ucałował najczulsze miejsce chłopaka, na co on jęknął cicho. Pocałunkami zszedł na obojczyk, pozostawiając na nim wyraźny ślad. Już miał posunąć się dalej, gdyby ktoś nie zaczął dobijać się do drzwi.

          Tobio mruknął niezadowolony i niechętnie wstał. Otworzył drzwi, za którymi stała jego siostrzyczka.

– Stało się coś? – zapytał. Zerknął na Kastiela za nią.

– Idziemy na strych, chcesz?

– Przecież drzwi są zamknięte.

– Kas przyniósł wytrych.

          Alexy wstał z łóżka, podchodząc do Lecil.

– Ja jestem ciekaw – powiedział.

          Tobio spojrzał na chłopaka, mrużąc oczy. Miał nadzieję, że dziś zrealizuje inne plany, niż dobijanie się na strych.

          Kastielowi nie udało się otworzyć drzwi. Spróbowała Lecil, która dokładnie obejrzała film instruktażowy, ale ona też poległa. Dobierali się do zamka już z piętnaście minut.

– Daj mi to. – Teraz Alexy, zniecierpliwiony czekaniem, zajął się wytrychem i nie zajęło mu długo, a drzwi zostały otwarte. Popatrzył po przyjaciołach, którzy byli zdumieni jego umiejętnościami. – No co?

– I ty stałeś sobie z tyłu i patrzyłeś jak mordujemy się z zamkiem?

– Nie chciałem podcinać wam skrzydeł.

          Lecil pierwsza weszła do pokoju. Było okropnie ciemno. Kastiel poszukał włącznika i zapalił światło. Pomieszczenie było pełne pudeł i worków. Rozejrzeli się po gratach, szukając czegoś szczególnego. W głębi Tobio znalazł kufer pełen winyli, niegdyś należących do jego matki. Uśmiechnął się na wspomnienie, gdy śpiewała utwory Piaf.

– Coś dla ciebie. – Kastiel pomachał książką, patrząc na Lecil. Obok stało pudło pełne literatury, starej i pożółkłej, ale wciąż wartościowej.

– Zobaczcie to. – Alexy zwrócił uwagę reszty. Pokazał im grubaśny album. Położył go na słupku pudeł, na idealnej wysokości by każdy mógł obejrzeć. Pierwsze zdjęcie wzbudziło w nich brecht. Jax za czasów liceum rzeczywiście nie był zbyt brodaty.

– Przypomina Cobaina – skomentował Tobio.

– To pewnie przez tą flanele – odparł Alexy.

          Następne zdjęcie ukazywało Jaxa i Victora. Przyjaciel z dzieciństwa przypominał bardziej osiedlowego dresa niż metala, ale to zapewne przez słowiańską krew płynącą w jego żyłach. Początek tej dwójki był pełen, aż pojawił się Ronald. Jego siedemnastoletnia osoba wzbudziła zdumienie. Ronald lubował się w estetyce trad gotyckiej i często mylono go z kobietą, przez noszony makijaż. Interesował się fotografią, a niektóre jego zdjęcia, do których pozował były bardzo odważne. Jakimś cudem namówił do tego innych i zdjęcia zrobione przez niego dzieli ogromna przepaść od tych robionych po pijaku przez chłopaków.

– Wy też macie wrażenie, że dawniej robienie zdjęć było czymś innym? Czuję się jakbym przeglądał pinteresta – odparł Kastiel.

– Uwiecznione chwile, które chciano zapamiętać. Często to były wygłupy, a część z tych zdjęć nadaje się na memy. – Parsknął Tobio na widok Jaxa, pakującego sobie tampony do nosa.

          Zatrzymali się na chwile na zdjęciach młodej kobiety.

– Wyglądasz zupełnie jak mama – mruknął Tobio.

          Ma racje. Yvonne posiadała te same bujne fale, oczy i uroczy uśmiech. Pewne cechy dzieliła z Ronaldem, odziedziczone po wspólnym ojcu. Była piękną kobietą i zwariowaną, a niekiedy szaloną. Potwierdzają to dwie fotografie, na pierwszej wpycha Jaxa do kontenera, na drugim tańczy taniec zwycięstwa na zamkniętej klapie.

– Wy się podobnie zachowujecie – powiedział Alexy, zwracając się do Lecil i Kastiela. – Nawet nie próbujcie zaprzeczać.

– Fajnie by było robić takie zdjęcia. Mieć do czego wrócić na starość. – powiedział Kastiel. – I mieć dowód z jakimi popaprańcami się miało do czynienia. – Popatrzył na Lecil. – Nie żebym miał coś do ciebie, wiesz że cię uwielbiam.

– Hej, słyszycie?

          Wszyscy zamilkli, wsłuchując się w odgłos parkującego samochodu.

– Ojciec wrócił. Wychodzimy – Powiedział Tobio, popędzając resztę.

– Czym się tak denerwujesz? – zapytał Alexy.

– Jax nie bez powodu wyrzucił klucz do tego pokoju.

          Wszyscy cicho zeszli na dół i każdy poszedł do swojego pokoju. Lecil zbliżyła się do Kastiela, ściszając głos.

– Nie mów mu, że byliśmy na strychu. Bardzo przeżył odejście mamy i nie wiem jak zareaguje, ale na pewno nie będzie mu łatwo.

– Rozumiem.

          Uśmiechnęła się, ściskając jego dłoń. Pociągnęła go, schodząc na dół, pomóc rozpakować zakupy.

***

          Podczas gdy dzieci spały, Jax wyszedł ze swojej sypialni idąc na górę. Stanął naprzeciw drzwi prowadzących do tajemniczego pokoju. Sięgnął do kieszeni i wyjął z niej klucz. Włożył go do zamka i szybko spostrzegł, że coś jest nie tak. Drzwi były otwarte. Zapomniał je ostatnim razem zamknąć?

          Wszedł do środka, zapalając światło. Wbił spojrzenie w album pozostawiony na pudłach. Tego na pewno nie zapomniał odłożyć. Ktoś już był tu wcześniej.

          Popatrzył na otwartą stronę, na której widniały zdjęcia Yvonne. Uśmiechnął się z żalem, a łzy napłynęły mu do oczu.

– Przeszłość twojego ojca nie ma znaczenia. To twoje życie i masz szansę wiele osiągnąć. Nie pozwól by cudzy osąd i problemy pozbawiły cię szansy na lepsze życie.

          Otarł łzy z policzków.

– Jaka szkoda, że ja pozbawiłem ciebie tej szansy. Wybacz mi kochana, że nie mogłem cię uratować. 

******************

Kto pomyślał, że podczas pisania poryczę się na końcu? Ledwo klawiaturę widziałam.

Jakby co fanów Boku no hero academia zapraszam do czytania książki na moim profilu. Rozdziały wstawiam regularnie.

Poza pisaniem, także rysuję. Tutaj mój instagram ----> _kazikx  (link na profilu)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top