016
1994
Trzy lata upłynęły od wyprowadzki Ronalda z miasta. Jego matka znalazła lepszą pracę i zmiana domu była potrzebna.
Chłopaki po dowiedzeniu się gdzie zniknął Ronald trochę się załamali. W głowie Victora pozostał chaos przez ich ostatnią rozmowę. Nie miał okazji z nim porozmawiać, zrozumieć go. Wyznał swoje uczucia i tak po prostu zniknął z jego życia.
Z czasem pogodzili się z faktem, że już raczej nie spotkają starego przyjaciela.
Nadszedł wrzesień. Początek nowego roku szkolnego. Jakimś cudem Jaxowi i Victorowi udało się zdać do trzeciej klasy. Przez próby w zespole opuścili się w nauce. Nowy rok zapowiadał się równie ciężki.
Od gimnazjum bardzo się zmienili. No może uczesanie Victora niewiele się zmieniło, był tak samo ostrzyżony, niemal na łyso. Za to jego twarz owszem. Rysy się uwydatniły, stały się męskie. Wystarczało jedno spojrzenie ciemnych oczu by zwrócić dziewczęcą uwagę. A gdy się uśmiechał pokazując dołeczki, były gotowe mu się oddać. Nie narzekał na brak zainteresowania i zalotnych spojrzeń.
Jax za to jeszcze bardziej zapuścił włosy. Z brodą nie szło mu tak dobrze. Kilka kłaczków na brodzie nie były zadowalające, ale za żadne skarby się ich nie pozbędzie. Wierzy, że jeszcze osiągnie upragniony wygląd wikinga.
Jako że jesień jeszcze nie zawitała na dobre, uczniowie korzystali z ciepłych dni i spędzali przerwy na dworze. Więc drewniane stoliki wciąż były oblegane przez grupki przedstawicieli różnych klas. Sportowcy z cheerleaderkami, nerdzi z nerdami, szkolne gwiazdy ze szkolnymi gwiazdami. No i stolik małej bandy metalowców i innych odpadów.
– Co o tym myślisz? – Jax podał Victorowi zeszyt z zapisanym nowym utworem. Od kiedy Ronald zniknął, Jax sam zaczął pisać teksty. Victor otworzył szerzej oczy. – Co, podoba się?
– Ilość błędów ortograficznych jest porażająca.
– Ważne, że wiem co chcę przekazać! – Wyrwał swój zeszyt, naburmuszony.
– Co te baby dzisiaj takie głośne? – Do stolika przysiadł się George. – Już nawet nie zwracają na mnie uwagi.
– Chyba masz konkurenta – odparł Connor. – W szkole jest nowy uczeń. Mignął mi tylko przed oczami. Słyszałem, że wygląda jak aktor z filmu Kruk, laski teraz kręci wszystko co mroczne.
– My nie jesteśmy wystarczająco mroczni?
– Szczególnie ty, jak kawa z mlekiem.
***
Gdy szedł korytarzem, otoczenie zdawało się milknąć, obserwując uważnie jego każdy krok. Nic dziwnego, był w pewien sposób atrakcją, czymś nowym na tak zapyziałym miasteczku. Przyciągał uwagę niecodziennym wyglądem. Jako że czarny ubiór był w modzie i obcisłe spodnie jak i ramoneska nie budziły kontrowersji. Widać, że chwieje się pomiędzy metalem a gothem. To co przyciągało uwagę to natapirowane, czarne włosy, muśnięte cieniem oczy i pomalowane na czarno usta, których drobny i kuszący kształt został podkreślony. Był tak blady, że można było się zastanawiać czy nie widzi promieni słońca po raz pierwszy. Nikt nie był na tyle odważny by tak przyjść do szkoły.
Otworzył swoją szafkę, wypakowując z kostki niepotrzebne książki.
– Hej. – O szafki obok niego oparła się blondynka. To już trzecia dziewczyna, która do niego zagaduje tego dnia.
– Cześć – odparł beznamiętnie. Wyjmował z plecaka niepotrzebne książki i układał je w szafce.
– Chcesz by cię oprowadzić po szkole? Pokażę ci kilka fajnych miejsc. – Przysunęła się bliżej. – Na przykład gdzie można pobyć sam na sam?
– Nie skorzystam. – Starał się ją ignorować.
– Co z tobą? Nie lubisz mnie?
– Nawet się nie znamy.
– To dlaczego taki jesteś?
– Irytują mnie twoje zaloty. – Niebyt delikatne traktowanie dziewczyny.
– Co z tobą? Nie lubisz dziewczyn?
– A żebyś wiedziała. – Wzrok jakim ją obdarzył sprawił, że nieco się skurczyła. Dwa czarne kawałki lodu mroziły krew w żyłach, gdy tylko się w nie spojrzało. Trzasnął drzwiami szafki i odszedł.
Connor, który był świadkiem tej sytuacji szybko zmienił plany i pognał w przeciwnym kierunku. Sam nie mógł uwierzyć w to co zobaczył. Spławianie najładniejszej dziewczyny w szkole to jedno. Bardziej szokujące było KTO ją spławił.
Odnalazł tylko Victora w jednej z sal. Podszedł do niego i oparł się o ławkę.
– Ronald, on wrócił – powiedział.
***
Sam nie rozumiał czemu tak było mu spieszno. Trwała najdłuższa przerwa na lunch, wiedział gdzie iść, więc dlaczego tak gnał? Dlaczego wcześniej nie odnalazł Jaxa? Chciał być sam?
Wyszedł na zewnątrz, rozglądając się po wszystkich stolikach, aż znalazł tego kogo szukał. Siedział samotnie, czytając książkę. Nic się nie zmieniło, a jednak był inny. Wyglądał inaczej i gdyby nie instrukcje Connora, nigdy by go nie rozpoznał.
Podszedł do niego i na początku nie wiedział co powiedzieć. Nie mógł uwierzyć, że go widzi.
– Cześć. – Victor wykrztusił coś w końcu z siebie. Zamarł gdy Ronald na niego spojrzał. Przypomniał sobie o tamtym wieczorze przed ich rozstaniem. Z tym błyskiem w oczach. Ale to co teraz zobaczył było zaledwie iskrą i szybko znikło. Nie patrzył na niego jak dawniej. Nie było już tego ciepłego uczucia, pozostał tylko matowy chłód i obojętność. Ten widok przeraził Victora. To samo spojrzenie co jego matki. Martwe.
Nie miał pojęcia co działo się przez te trzy lata, ale czuł, że musiały zniszczyć Ronalda, a jego przy nim nie było, choć z tyłu głowy czuł, że nieco się do tego przyczynił. Wtedy, swoją bezczynnością i patrzeniem jak przyjaciel odchodził.
– Cześć – odpowiedział. – Szmat czasu minął. – Jego głos także się zmienił, zmężniał, nabrał basu, a jednocześnie słowa jakie wypowiadał brzmiały leniwie, niedbale. – Nic się nie zmieniłeś, łysa głowa ja była tak została. Nosisz chociaż czapkę zimą?
Stara się żartować. Victor znał to zachowanie. Ronald zawsze tak robił, gdy czuł się niezręcznie. To zrozumiałe, w końcu po raz pierwszy od lat widzi swoją pierwszą...
Świadomość tego uderzyła w Victora jak grom. W końcu dopuścił do siebie ten fakt i zrozumiał o co chodziło Ronaldowi. "To nie ona jest osobą, którą chcę pocałować" Był ktoś inny. A po tych słowach pocałował jego. Wraz ze wspomnieniem wróciło ciepło na policzku.
– Tamten wieczór...
– Naprawdę chcesz do tego wracać? – wtrącił Ronald. – Jak tak bardzo jesteś ciekaw, to wiedz, że mi przeszło – Chłód tych słów był porażający.
Zadzwonił dzwonek. Ronald wstał i odszedł.
Victor stał, patrząc jak jego przyjaciel odchodzi, tak samo jak trzy lata temu. Ale tym razem nie pozwoli mu odejść.
Znał go zbyt dobrze by się na to nabrać. Ronald wytworzył maskę, Victor był tego świadom. Wiedział doskonale, że mu nie przeszło, a to coraz bardziej go pogrążało i może mieć poważne konsekwencje.
****************
Kilka bardzo ważnych słów.
Jestem ciekawa co myślicie o takiej historii, w której opowiadam o przeszłości bohaterów. Jak na razie jest o Ronaldzie i Viktorze, a kiedyś o Jaxie i jego żonie, której jeszcze nie nadałam imienia XD
Dodatkowo wattpad mi się psuje i mam z nim małe problemy i zastanawiam się czy nie umieszczać rozdziałów na innej stronie, np. tumblr. Bo serio lubię pisać i chcę robić to częściej, ale humory wattpada mnie dobijają.
I na koniec, czy są tu jakieś osoby zainteresowane boku no hero? Bo mam już napisaną całą książkę, ale cykam się ją publikować.
postaram się szybko wrócić z rozdziałem
insta --> _kazix
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top