012

          Jax wypełzł ze swojej sypialni, przecierając zaspane oczy. Do domu wrócił w środku nocy, poszedł spać i wstał o świcie. Za mało snu, jak dla niego. Razem z Ronaldem cały wczorajszy dzień przesiedzieli nad pisaniem piosenek. Nie szło im najlepiej. Przyjaciel cały czas go opieprzał, że się nie skupia, co było normą. Jax zawsze się dekoncentruje i prawie wcale nie słucha tego co się do niego mówi. Choć Ronald ostatniego wieczoru był bardziej nerwowy. Zapewne przez to, że od ostatnich dwóch tygodni jest sam.

          Skierował się do łazienki. Sięgał po klamkę, gdy te nagle stanęły otworem, a w nich rozczochrany Alexy w jednej z koszulek Tobio. Tej ulubionej z małymi króliczkami odprawiającymi rytuał.

          Chłopak spłonął delikatnym rumieńcem.

– Dobry – przywitał się i wyminął Jaxa, znikając za drzwiami do pokoju Tobio.

          Jax stał nieruchomo w korytarzu, kalkulując to co zobaczył. Czyżby jego syn miał chłopaka? Nie... Przecież zna Tobio na tyle dobrze i wie, że nie pociągają go faceci. A może? W końcu nie wychowywał go na homofobicznego buca. I nigdy nie mówił, kto mu się podoba.

          Spojrzał w zamknięte drzwi pokoju. Dla Tobio to tak ważne sanktuarium, że nawet Lecil nie jest chętny wpuszczać. On sam przekroczył próg pokoju syna osiem lat temu. Od opryskliwych odzywek po zamykanie drzwi, nauczyły Jaxa, że nie ma co walczyć z synem i odpuścił. Alexy zapewne musi być wyjątkowy, że doświadczył tego zaszczytu.

          Westchnął z uśmiechem i wszedł do łazienki. Wejście do groty tajemnic i burdelu jest tylko dla wybranych.

– Z każdym dniem coraz większe zaskoczenie – mruknął.

***

– Chętnie bym gdzieś wyszła. – Rozalia westchnęła. – Dzieje się coś ciekawego w mieście?

– Właśnie sprawdzam czy coś nowego grają w kinie – odparł Kastiel, szperając w telefonie.

– Jestem zaskoczona, że chcesz robić coś więcej poza łażeniem po sklepach – powiedziała Lecil.

– Chciałabym, ale jestem obecnie spłukana.

Lecil i Kastiel jednocześnie zrobili wielkie oczy, wciągnęli powietrze, udając szok.

– Nie wierzę. – Kastiel pokręcił głową.

– A więc uwierz, bezbożniku.

– Wybacz, o czcigodna.

          Rozalia zerknęła na Alexyego. Podczas gdy reszta śmieszkowała, niebieskowłosy był odłączony od reszty. Uśmiechał się głupkowato, pisząc coś w telefonie.

          Dziewczyna przegrała z ciekawością i zerknęła na ekran telefonu przyjaciela. Refleks Alexyego go nie zawiódł i szybko zabrał komórkę spoza jej zasięgu wzroku.

– Z kim tam piszesz, że nie chcesz się ZE MNĄ tym podzielić?

– Z nikim.

          Ta odpowiedź wzbudziła podejrzenia całej trójki. Tryb wyduszenia wszystkich informacji włączony.

– Przecież widziałam.

– Tylko z Arminem.

– Kłamiesz. Zawsze pozwalasz mi czytać swoje wiadomości, nawet te z tindera. Więc? – Roza zmrużyła oczy.

          Alexy poczerwieniał.

– Z-z chłopakiem.

          Takiej odpowiedzi nikt się nie spodziewał.

– Chłopakiem!? Od kiedy masz chłopaka? I dlaczego mi nie powiedziałeś?

– To świeża sprawa... i niepewna.

– Kto to? – Odpowiedziało jej milczenie. – Skarbie, jak mi nie powiesz, poznam to z innych źródeł. Wiesz, że nic mnie nie powstrzyma.

          To brzmiało jak groźba. I wiedział, że Rozalii dowiedzenie się wszystkiego zajmie kilka godzin, może mniej. Nikt nie miał pojęcia jak ona to robi. Alexy zerknął na Lecil.

– To Tobio – odparł niemal szeptem.

          Kastiel z Rozą popatrzyli na Lecil. Ją na chwilę wycięło z rzeczywistości. Dopiero gdy zaczęła mrugać, był to znak. że można zacząć zadawać pytania.

– Więc Tobio jest bi?

– Nie wiem. Nigdy mi o tym nie mówił – odparła Lecil.

– Powiedział, że tylko na mnie zwrócił uwagę w ten sposób – wyjaśnił Alexy.

– Ile to już trwa? – zapytała.

– Dwa tygodnie.

– Spaliście ze sobą?

– N-nie. – Alexy poczerwieniał.

– A więc bierze cię na poważnie – przyznała. – Widziałam, że dziwnie się ostatnio zachowywał, ale nie reagowałam bo to Tobio.

                                                                                      ***

          Ronald stał pod drzwiami domostwa Finlayów już pięć minut i nikt nie raczył mu otworzyć. Wiedział doskonale, że ktoś znajdował się w domu, ale mógł go nie usłyszeć lub nie móc otworzyć w tym czasie drzwi. Więc trzeba było sobie poradzić jak zawsze.

          Wiadomym było, że nie trzymali zapasowego klucza pod wycieraczką lub w innym miejscu. Przeszedł więc na tył domu, do niedużego niskiego okna od piwnicy. Zepsutego okna. Kucnął i pchnął okno, które szybko uległo naciskowi i otworzyło się.

− Po co mi dodatkowe klucze − mamrotał, udając głos Jaxa. − Po to bym kurwa przestał wchodzić przez piwnicę. − dodał, gramoląc się przez okno. Na takie wypadki już zawczasu przygotował sobie skrzynię imitującą schodek. Na drugie zwichnięcie kostki nie miał zamiaru się narażać.

          Zeskoczył na skrzynię i zamkną okno. Telefonem oświetlał sobie drogę do schodów. Przypomniał sobie słowa małej Lecil, która powiedziała, że w tej piwnicy jest taki burdel, że nawet potwory nie chcę w niej mieszkać. Dlatego pod jej łóżkiem jest tyle śmieci, ale w szafie zawsze znajdzie się miejsce. I pomyśleć, że taka mała dziewczynka tak przestraszyła Tobio, że ten przestał sprzątać w swoim pokoju. Choć z czasem strach przeminął, ale do sprzątania to się nie zabiera po dziś dzień.

          Jeżeli okaże się, że drzwi od piwnicy też są zamknięte, wywarzy je tak samo jak okno. W końcu nie od zawsze było popsute. Na ich szczęście były otwarte. Usłyszał muzykę na górze i krzątaninę w kuchni.

− Wróciłem, skarbie! − krzyknął, kierując się do kuchni.

− Cześć − powiedziała Lecil. Siekała sałatę. − Ojca nie ma.

− Właśnie widzę.

          Gdy Jax był w domu, szykowanie obiadu przypadało jemu. A podczas jego nieobecności, robiła to Lecil. Tobio miał zakaz.

− Hej. Kiedy przyszedłeś? − Do kuchni wszedł Tobio, a za nim Alexy.

− Przed chwilą, przez piwnicę. Znowu.

− Przydałby się zapasowy klucz.

− Mówiłem mu to samo!

− To może dorób sobie i noś przy sobie − zaproponował Alexy, podjadając upieczone ciastka.

− Dobry pomysł − przyznał Ronald. − Poproszę Jaxa by pożyczył mi swój. Niech on przez jakiś czas wchodzi sobie przez piwnicę.

          Pozostali uśmiechnęli się na jego słowa. Ronald był bardzo mściwą osobą.

− Nowa fryzura? − Mężczyzna popatrzył na Tobio.

− Tak. − Przeczesał palcami blond fale.

− Bardzo ładnie. Wyglądasz jak ojciec za młodu. Tylko mniej pokręcony. − Odniósł się do włosów, nie charakteru. W tym nikt nie mógł przebić Jaxa. − Brakuje tylko dziewiczego wąsa. Jax za czasów liceum.

− Co? To on nie zapuścił brody wtedy? − zapytała Lecil.

− Na początku i przez większość szkoły miał trzy włoski na krzyż. Zarost zaczął mieć dopiero jak chodził z waszą matką.

− A więc jednak od seksu rosną włosy.

− Tobio, to co ty robiłeś z byłymi dziewczynami po nocach? − powiedział Alexy. − Coś za gładki jesteś.

          Ronald i Lecil w brecht, a Tobio patrzył na chłopaka zastanawiając się jak go zripostować.

− I gładki pozostanę, tak samo jak ty.

− Ja tam nie lubię włosów, i nic dużego nie stracę.

          Tobio to już poczuł się lekko urażony, tak samo jak jego męskość. Swój udział miał w tym rechot pozostałej dwójki. Miał tyle szczęścia, że obok nie było Jaxa. Bo i on dodałby swoje kilka groszy do tej rozmowy.

− Wiecie, że was nienawidzę?

− My ciebie bardziej − odparł Rona.

− A ty mnie nienawidzisz? − popatrzył na Alexya.

− Bardzo.

− Ooo. − Tobio przyłożył dłoń do piersi, rozczulając się nad tymi słowami.

          Wszyscy byli dość specyficzni w tej rodzinie. Inni mogli postrzegać to za coś dziwnego, że wszyscy się wyzywają, pozostając w dobrych stosunkach. Żartowanie z wielu rzeczy. Mówienie, że się kogoś nienawidzi zamiast kocha. I to było w nich wyjątkowe. Bo nie ważne ile, na pozór, okropnych słów sobie powiedzą, ta rodzina bardzo się kocha.

          Podczas gdy Lecil zajęta była gotowaniem, reszta przysiadła przy stoliku obok. Pod nadzorem, Tobio przygotował herbatę.

− Ostatnio zaczęłam się zastanawiać, od jak dawna znasz się z Jaxem? − spytała Lecil.

          Ronald westchnął przeciągle, zastanawiając się ile to lat upłynęło.

− Od ponad trzydziestu lat.

− Szmat czasu.

− Jakim cudem udało wam się tyle przetrwać? − zapytał Alexy.

− Nie każdą przyjaźń niszczy czas. Niektóre są tak zażyłe, że nic ich nie zakończy. Od zawsze określaliśmy się jako rodzinę. Dodatkowo z tymi pomiotami łączy mnie krew i wychowałem ich. Jestem obecny w życiu każdej bliskiej mi osoby. To fundament, na który zbudowałem tak wieloletnią przyjaźń.

– Ciekawe jak wyglądaliście za czasów liceum.

– Jax ma masę zdjęć, ale zamknął je na strychu z całą resztą gratów. Wiecie gdzie trzyma klucz?

– Wyrzucił go.

– Oh. 

***********************

Narobiłam kilka rozdziałów do przodu, więc co kilka dni będę je dodawać. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top