011

Planował to od tygodnia. Przeczytał wszelkie recenzje knajp i restauracji w pobliżu, a także ciekawych miejsc rozrywki. Obmyślał drogę spaceru. Codziennie sprawdzał prognozę pogody z obawą, że spadnie deszcz. Mimo, że jesień była już w pełnym rozkwicie, zapowiadało się słonecznie. To musi się udać.

Znalazł ją przy szafkach. Właśnie chowała niepotrzebne podręczniki. Kastiel przystaną obok, luzacko opierając się o szafkę i uśmiechną się zalotnie. Z zewnątrz opanowany a w środku serce tłukło mu o żebra. Czy kiedykolwiek się tak czuł?

Nachylił się, składając pocałunek na czubku jej głowy. Jego zmysły zaszalały, gdy poczuł jej perfumy i wcale nie pomogło to w uspokojeniu się. Sprawa się pogorszyła, jak onyksowe oczy popatrzyły na niego. Iskierki szczęścia zatańczyły w nich. Kiedy zaczął się pocić?

- Co jest? - spytała. - Jesteś cały czerwony. Dobrze się czujesz? - Przyłożyła mu rękę do czoła.

- D-Dobrze. - Zabrał jej dłoń, ale nie puścił. - Słuchaj. Masz czas w sobotę? 

Uniosła brwi zaskoczona.

- Jeśli masz już plany, to rozumiem.

- Nie, zamierzałam się lenić cały dzień, a co? - odparła.

Zmarszczył brwi.

- To bardzo poważne plany. Nie będę ci przeszkadzał. - Puścił jej dłoń. Już się obracał by odejść, ale złapała go za kołnierz ramoneski, przyciągając do siebie. Patrzyła na niego ze zmrużonymi oczami.

- Nie drażnij się de mną i mów o co ci chodzi. Gdzie chcesz mnie zaciągnąć?

- Proponuję ci randkę. - W końcu to powiedział. 

Lecil zamrugała parokrotnie. 

- Och. - Puściła go. Nigdy by nie pomyślała, że Kastiel coś takiego jej zaproponuje, a raczej nie tak oficjalnie to tytułując. - Gdzie i o której?

Kastiel uśmiechnął się zadowolony.

Zadzwonił dzwonek.

- Przy fontannie o dwunastej. Nie musisz się stroić. - Cmoknął ją w policzek. Zaczął się cofać. - Do soboty!

Lecil parsknęła, gdy Kastie wpadł na kogoś. 

***

Kastiel jeszcze raz nerwowo sprawdził godzinę na telefonie. Do umówionej godziny jeszcze dwadzieścia minut, wiec co się tak spinać. Przyjdzie, na pewno. 

"A jeśli nie? Coś jej wypadło i zaraz zadzwoni by odwołać spotkanie?"

- Myślałam, że będziesz wyglądać mego przybycia, by pochwycić mnie w ramiona na powitanie. Ale nie, gęba w telefonie, jak prawilne dziecko XXI wieku.

Kastial obejrzał się za siebie. Oniemiał na widok swojej dziewczyny. Zazwyczaj prostowała włosy, ale tym razem pozwoliła im się naturalnie pofalować. Ta fryzura nawet bardziej mu się podobała, ale to nie włosy przyciągnęły jego uwagę. Nie glany. Nie kabaretki, które tak uwielbia. A czarna sukienka o prostym kroju, sięgająca połowy łydki. W połączeniu z ramoneską komponowała się idealnie. Mówił by się nie stroiła, ale pieprzyć to. Chce ją taką widywać częściej.

- Pięknie wyglądasz. - Ubiegła go z komplementem. No nic, trzeba to jakoś pociągnąć dalej.

- A dziękuję. - Przeczesał palcami włosy. - Starałem się. Ty też wyglądasz niczego sobie. - Zaśmiał się na kuksańca w bok. Nachylił się, całując ją w nos. - Wyglądasz pięknie. Częściej noś sukienki.

- Byś miał łatwy dostęp do tego pod spodem?

- Tobie tylko jedno w głowie.

- Na konwersacji pisałeś co innego, a nawet wysyłałeś.

- Cicho. Wiesz, że nie to miałem na myśli.

- No to widać, że jeszcze żadnej nie miałeś.

- Miałem kiedyś. Ale nie chce o tym gadać, drażni mnie ten temat. 

Lecil przytaknęła ze zrozumieniem.

- To gdzie mnie zaciągniesz? Od razu mówię, że rów i piwnica z kotkami są przereklamowane, więc się wysil. 

- Z czasem się przekonasz. Jak na razie mały spacer. - Złapał jej rękę i zaczęli iść.

***

Wpadli do pierwszego lepszego baru mlecznego. Cali przemoknięci, do suchej nitki. 

- A miało nie padać - warknął Kastiel.

- A leje na potęgę. Musimy przeczekać. - Popatrzyła na siebie. - Ale najpierw trzeba się ogarnąć. - Pokierowała się do łazienki. Kastiel poszedł w jej ślady, ale zboczył do męskiej. 

W miarę ogarnięci usiedli na kanapach naprzeciw siebie, przy oknie. Lecil wzięła menu w poszukiwaniu czegoś dobrego. 

Do ich stolika podeszła kelnerka?

- Co podać?

- Ja wezmę czekoladowego szejka, a ty? - spytała, zerkając na chłopaka.

- Truskawkowego.

Lecil popatrzyła na niego jak na zdrajcę.

- I dwie duże porcje frytek - dodał. To wszystko.

Kobieta oddaliła się by zrealizować zamówienie.

Miało być tak pięknie, ale niebiosa musiała dopaść deprecha by opłakiwały swą egzystencję. Udało im się przejść do parku i skansenu, ale nie centrum handlowego, do którego musieliby podjechać autobusem. Ale nadeszła ta straszna ulewa i nie chciał by Lecil stała na przystanku półgodziny, przemoknięta i szczękać zębami z zimna. I trafili tu.

- Wnętrze wygląda trochę jak w filmach - skomentowała.

Rozejrzał się. Miała racje. Wystrój jak wyciągnięty żywcem z amerykańskiego filmu lat osiemdziesiątych. 

- Nawet ty pasujemy - odparł. 

Po chwili przyniesiono im dwie tacki frytek i szejki. Zabrali się za jedzenie.

- Twój brat ma wolne dziś, nie?

- Ta i w ten tydzień ostro zaszalał.

- Co znowu zrobił?

- Nie widziałeś? Chyba wysyłałam ci zdjęcia. - Sięgnęła po telefon i pokazała mu zdjęcie. Kastiel wybałuszył oczy na widok Tobio w blond włosach. 

- Jak? Czemu? - Lecil wzruszyła ramionami. - Teraz to naprawdę przypomina Jaxa.

- Jak mój ojciec był młody, to na pewno tak wyglądał. Ale czemu tak nagle Tobio zmienił wygląd?

- Może wydoroślał?

- I może jeszcze zacznie myśleć o studiach? W tej rodzinie mężczyźni, poprawka, chłopcy nie dorośleją. - Zaśmiali się.

- A tak w ogóle, to co tam u ojca? - Upił swojego szejka.

- Na razie pracuje nad nowym albumem. Dzisiejszy wieczór spędza u Ronalda, mają razem pracować nad tekstem.

- A co na to chłopak Ronalda? Słyszałem, że jest straszliwie... terytorialny.

- Bo jest. Ale nie ma się co martwić. Wszyscy wiedzą, że Jax po mamie nikogo sobie nie znajdzie.

- Aż tak się kochali?

- Uwierz, jakbyś ją poznał, też byś pokochał. 

- I dostał w zęby od twojego ojca. - Uśmiechną się. - Choć teraz też mi to grozi, bo ubiegam się o względy jego córki. Zaczynam rozumieć, co Jax widział w twojej mamie.

- Ty, romantik, nie bajeruj mi tu bo zaraz zacznę jeść twoje frytki.

***

Tobio zbiegł na dół słysząc brzęk dzwonka. Uchylił drzwi wejściowe, wyglądając. Zobaczył zdyszanego i przemokniętego Alexyego. Otworzył szerzej drzwi. 

Alexy wpatrzył się na jego nowe oblicze nordyckiego boga. Tobio wyglądał lepiej niż to sobie wyobrażał. I ruszyła machina rozmarzenia.

- Głupku, nie stój w deszczu. - Tobio złapał go za ramię, wciągając do środka. - Lecil nie ma. - Zamknął drzwi.

- Przyszedłem do ciebie.

- Hę? - zdziwił się.

"Czemu mnie to tak rozweseliło?" 

Alexy zaczął szukać czegoś na dnie plecaka. Po chwili wyjął płytę pożyczoną od Tobio. Oddał mu własność.

- Biegłeś tu taki kawał drogi by oddać mi głupią płytę? - uniósł brew, uśmiechając się półgębkiem.

- Płyta nie jest głupia, bardzo mi się spodobała. Zresztą była ładna pogoda, chciałem się przejść. Nagle zaczęło lać i pobiegłem, ale i to nie uchroniło mnie przed przemoknięciem. Nie opanowałem jeszcze technik omijania kropel wody.

- Ja też nie. - Zlustrował chłopaka od stóp aż po zarumienioną twarz. "Słodki... Zaraz, co kurwa?" pomyślał. Odepchnął od siebie wszelkie kosmate myśli. - Zdejmij buty, przeczekasz ten deszcz. Ja poszukam ci coś suchego. - Poleciał na górę do swojego pokoju. Przyciszył Piaf śpiewającą mu z głośników i podleciał do szafy. O dziwo miał wszystko ładnie poukładane, nie to co inne ubrania poza szafą. Złapał za zwykłą czarną koszulkę i wyszedł z pokoju. Na korytarzu napotkał Alexyego. 

- Przebierz się. W szafce znajdziesz czyste ręczniki. A ciuchy powieś na suszarce.

Chłopak tylko skinął głową, zabierając ciuch i zniknął za drzwiami łazienki. 

To teraz Tobio ma chwilę pochowania wszystkich brudów do kosza na pranie. Wziął kosz, który zostawiła mu siostra jakieś trzy tygodnie temu, postawił go na środku pokoju i zaczął sprzątać. 

Po chwili progu stanął Alexy, wysuszony i przebrany. Tobio zamurowało na jego widok. Ta koszulka ledwo zasłaniała mu tyłek. Złapał kosz pod pachę i podszedł do niego, nie spuszczając wzroku ze smukłych, nagich ud. Nie zdążył się powstrzymać, ręka sama podwinęła skrawek koszulki.

- Co ty.. - Alexy poczerwieniał. - A gdybym pod spodem nic nie miał?

- To miałbym na co popatrzeć. - Oboje ich zszokowała ta odpowiedź i zalali się rumieńcem. Wyminął chłopaka. - Sorki, że nie dałem spodni, wszystkie inne mam w koszu.

- Nie szkodzi.

- Na łóżku zostawiłem ci skarpetki. Rozgość się - dodał i zszedł na dół do pralni. Potrzebował tego. Musiał odetchnąć i uspokoić szalejące serce.

"Co ja wyprawiam?"

No właśnie, co? Kto normalny wrzuca brudy do suszarki? Tak się zamyślił o Alexym, że nie wiedział co robi. 

- A potem to zrobię. - Czyli nigdy i wyręczy go Lecil. 

Wrócił do pokoju gdzie czekał na niego Alexy, przeglądający jego kolekcję płyt. Uroczo prezentowały się na nim skarpetki w lokomotywy.

- Zrobić herbaty? Rozgrzejesz się 

- Proszę.

- Zmień płytę przez ten czas.

- Na którą?

- Cokolwiek, wszystko będzie mi pasować - krzyknął z korytarza.

Bo to w końcu jego kolekcja. Przejrzał wzrokiem wszystkie tytuły. Większości nie znał i bał się włączać, inne kojarzył, ale nie miał ochoty. Zatrzymał się na Rainbow. Kiedyś podsłuchał jak Kastiel to włączył i nawet mu się spodobało. Wziął album i zamienił płytę. Podkręcił trochę głośność.

- A już myślałem, że nie odgadniesz co lubię. - Tobio wszedł do pokoju z tacą, dzbankiem parzącej się herbaty i kubkami. Postawił wszystko na biurku.

- Jaxa także nie ma?

- Przekima się u Ronalda. A wiesz może gdzie podziewa się moja siostra? Bo ona nie raczyła mi powiedzieć.

Alexy usiadł na pościelonym w pośpiechu łóżku.

- Na randce z Kastielem. - Przyjrzał się grobowej twarzy Tobio.

- To już umawiają się na randki?

- Martwisz się o Lecil?

- Martwię się o Kastiela. Jeszcze trochę a wżeni się w tą popieprzoną rodzinę. - Nalał hr=erbaty do kubków.

- Nie jest popieprzona.

- To był żart.

- Ton twojego głosu żartobliwie nie brzmiał. 

Tobio obejrzał się na chłopaka. Nie sądził, że będzie tak uważny i wychwyci taką drobnostkę. Takich trudno okłamać, za dobrze obserwują. 

Podał Alexyemu kubek i usiadł obok. 

- Co tak nagle się pofarbowałeś?

- A co, źle wyglądam?

- Skąd! Bardzo dobrze. - Zarumienił się. - Po prostu tak nagle...

- Pomyślałem, że pora dorosnąć.

- I może zaczniesz o studiach myśleć. - Zachichotał i upił łyk herbaty. Ciągnąca się cisza go olśniła. - Myślisz o studiach!? Jakich?

- Może machnę się na lekarza. - Potarł kark.

- Wysoko mierzysz. Myślisz, że sobie poradzisz?

- Ej no. Teraz to potrzebuję by ktoś we mnie uwierzył. I nie patrz tak na mnie. Ja jestem mądry, naprawdę! - Alexy wybuchł śmiechem. - Nie śmiej się. Mówię prawdę.

- Dobrze, wierzę. A co reszta na to?

- Jeszcze im nie powiedziałem. Wolę na razie im o tym nie mówić. To nasz sekret, jasne? - Zmrużył oczy. Alexy pokiwał głową.

Zamilkli na chwilę. Wsłuchiwali się w krople deszczu bębniące o szybę.

- Czemu akurat lekarz? - spytał.

- Mama była pielęgniarką. Marzyła o studiach, ale nie miała matury, więc zostało jej studium. Ja miałem możliwość napisania matury i zdałem. Poczułem się niesprawiedliwie wobec niej. Dostałem szansę jakiej nie miała ona, a zająłem się pracą za barem. Bałem się też reakcji ojca, że myśl o kierunku medycyny może go dobić.

- A nie myślałeś, że mógłby być dumny?

- Pewnie będzie jak skończę te studia.

- To czeka cię wiele lat życia w kłamstwie. I mnie też.

- To pożyjmy w tym razem. - Przysunął się bliżej.

- Czemu mam wrażenie, jakbyś mi coś proponował? - Zmarszczył brwi.

- A może proponuję? - Zbliżył się jeszcze.

- Tobio - szepnął. - Czy ty mnie lubisz? - Mógł dokładnie przyjrzeć się jego oczom. Blado-błękitnym jak niebo na oknem. Czy zawsze miały one w sobie tę melancholijną nutę? Niby szczęśliwe, a jednak wiąż...

- Oczywiście, że tak. Czemu miałbym nie?

- Nie o to mi chodzi. Czy lubisz mężczyzn? Czy lubisz mnie w ten sposób? Bo jak nie, to odsuń się i nie rób mi nadziei. 

Tobio odsunął się i zmarszczył czoło. Nie spodobało mu się westchnienie chłopaka. Zabrał mu kubek i odstawił go obok swojego na stoliku nocnym. Pchnął Alexyego, że ten poleciał na plecy, a sam znalazł się nad nim, opierając przedramiona na materacu tuż przy głowie niebieskowłosego. Zbliżył twarz na tyle, że mógł poczuć na ustach jego przyspieszony oddech. 

- Nie pociągają mnie mężczyźni, ale ty tak - wymruczał. I znowu ten wyraz twarzy, jak kiedyś. Poważny, drapieżny, teraz niesamowicie pociągający. 

- Nie rozumiem.

- Ja tego też nie, ale to prawda. Lubię cie. Pierwszy raz czuję to tak mocno i to boli. 

- Czemu boli?

- Bo nie sądzę, że to może się udać.

- Czemu?

- Bo przy tobie myślę, sercem nie ciałem. A to jest znacznie trudniejsze dla mnie, bo tak łatwo o krzywdę. - Przechylił się na bok i położył przy Alexym. Wpatrywał się w uroczy profil jego twarzy. 

Alexy przetwarzał to co usłyszał. Wielokrotnie wymyślał różne wyznania i scenki jak to by się mogło potoczyć, ale nigdy nie wpadłby na to, że mógłby usłyszeć coś takiego. Że na przeszkodzie do ziszczenia jego najskrytszych marzeń stało coś na co on sam nie miał wpływu. Krzywda w miłości się zdarza, ciężko ją ominąć. Choć może ona ma co innego na myśli. Tobio może definiuje to inaczej, ale czy to jest powód by skreślać szansę na szczęście? 

Alexy uniósł się na łokciach, zerkając na Tobio. To stąd ta melancholia w jego oczach? Może powód kryje się głębiej? Nachylił się składając pocałunek na jego ustach. Tobio otworzył szeroko oczy.

- To postarajmy się by nam wyszło - odparł. Już nie powiedział nic, bo Tobio zamknął mu usta swoimi.

************

Heloł. Jak tam wam żyćko mija? Ja już straciłam kontrolę nad własnym życiem i pieprzełam wam tak długi rozdział. Też jakiś czas temu (w lutym) strzeliła mi osiemnastka, ale co z tego. Dla mnie czas i tak się zatrzymał na piętnastce. 

Czy są tu jakieś dinozaury co pamiętają moje "Gdy opadnie ostatni płatek wiśni"? Tak? Nie? Ci co nie zaznajomili się z lekturą, to macie szczęście. A ci nieszczęśnicy co tamto czytali, przepraszam. Tamten staroć będzie miał swój remake, dostępny w niedalekiej przyszłości, może później. Zależy ile będę miała czasu na pisanie. Chcę napisać całość by co tydzień dodawać rozdziały, a nie chcę dodawać kilku od razu by potem książka zarastała kurzem. Pisanie książki jest u mnie płynną masą i co chwila się coś wylewa, wpadam na pomysł i okazuje się, że muszę zmienić wszystko w poprzednich rozdziałach. To chyba dla tego też od trzech lat pracuję nad autorską powieścią i mam ambicję ją wydać.

INSTA --> _kazix


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top