010

Alexy przechadzał się po dziale muzycznym w poszukiwaniu nowej płyty, którą mógłby piłować przez kolejny tydzień. Ma ich zaledwie kilka za względu na wysoką cenę tych, które go interesują. Niestety zakupy z Rozalią mocno uszczuplają jego kieszonkowe. 

- Kogóż to moje piękne oczy widzą. 

Chłopak zadarł głowę napotykając blado-błękitne spojrzenie. Uśmiechnął się miło do Tobio.

- Mi też miło cię widzieć, Tobiaszu. 

Zmarszczył brwi słysząc swoje pełne imię. Nie lubił go. Ale to jak wymówił je Alexy sprawiło, że coś ciepło zagrało mu w piersi. Nigdy się tak nie czuł. 

Wpatrywał się oczarowany w fiołkowe oczy chłopaka do momentu, aż ich właściciel nie odwrócił wzroku. 

Alexy spojrzał na płyty, które trzymał Tobio.

- Nowy nabytek? - spytał. - Co tam masz? - Zerknął na okładkę pierwszej płyty. Miała tytuł, którego nie mógł odczytać. Śmiało zabrał ją by zajrzeć co było pod nią. Zamurowało go. - Edith Piaf? Nie spodziewałem się tego po tobie.

- To dla Lecil.

Alexy popatrzył na niego z lekkim uśmiechem. 

- Lecil ma już tą płytę. I nie mów, że dla ojca, bo wiem też, że Jax podkrada Lecil płyty. 

- Dobra, odkryłeś mój mały sekret.

- To sekret? Słuchasz Piaf po kryjomu?

- Jak jestem sam w domu lub jadę samochodem. 

- I jeszcze jedna Piaf. - Zajrzał pod kolejną płytę. 

- Mama jej zawsze słuchała. Niemalże codziennie piłowała winyle i śpiewała razem z nią. Znała każdą piosenkę ze wszystkich albumów jakie posiadała. - Uśmiechnął się na wspomnienie szczęśliwej matki, gdy ta śpiewała i tańczyła sprzątając czy gotując. - Przypominała jej o domu.

- Była francuską?

Tobio skinął głową. 

- Po co wydajesz pieniądze na płyty skoro w domu masz winyle?

- Po odejściu mamy, ojciec pochował wszystkie jej rzeczy na strychu i wyrzucił klucz. 

Alexyego zasmuciło to, że Jax tak przeżył śmierć ukochanej. Ale co się dziwić, gdy ktoś ci bliski odchodzi w tak okropny sposób. W prasie i na różnych portalach dużo pisali o morderstwie żony wokalisty zespołu MurderCrows.

- Dziwię się, że na tym strychu nie zamknął jeszcze Lecil. Jest dosłownie kopią mamy. - Zaśmiał się.

- Może teraz Jax szuka tego klucza.

Wybuchli oboje śmiechem. 

- A ty szukasz czegoś konkretnego? - Tobio zmienił temat.

- Czegokolwiek do słuchania. Zbrzydło mi słuchanie tych samych utworów. Chcę czegoś nowego.

- To może nie szukaj w popie. Może ci coś polece?

- Niezbyt lubię metal.

- To masz coś lekkiego. - Podał mu album ze swojej kupki zakupów.

- The Beatles? - Odwrócił opakowanie i wyłupił oczy widząc cenę. - Droga. Nie starczy mi. - Oddał ją Tobio.

Obaj wyszli ze sklepu. Tobio zadowolony z zakupów, a Alexy wyszedł z niczym. 

- Hej - zagadał Tobio. W ręku trzymał płytę The Beatles. - Pożyczam ci.

Iskierki zatańczyły w oczach Alexyego. Wziął album od rudzielca.

- Dziękuję. - Uśmiechnął się radośnie. - Niedługo ci ją oddam, obie...

- Nie musisz się śpieszyć. Przesłuchaj ją na spokojnie. - Odwzajemnił uśmiech. 

Serce dudniło Tobio w piersi. Ten chłopak ma aż taki wpływ na niego? Musi być tak cholernie uroczy gdy się uśmiecha? Gdy robi cokolwiek?

Wziął głęboki wdech.

- Mam jeszcze kilka spraw do załatwienia. Na razie. - Poczochrał niebieskie włosy chłopaka i odszedł w swoją stronę. 

***

- No nie wierzę! - żachnął się Jax. - Moje dziecię ma chłopaka! Tylko czemu on? 

- Co ci się w nim nie podoba?

Jax uchylił usta, ale nie wiedział co powiedzieć. 

- Drażni mnie to jak ma ciebie patrzy. Z takim ciepłym uczuciem. Rzygać się chce. - Wystawił język, cmoktając kilka razy.

- Dramatyzujesz. To chyba dobrze, że Kastiel tak na mnie patrzy. - Sięgnęła po kolejną marchew do pokrojenia. Uśmiechnęła się na wspomnienie jego wyznania.

Jax przyjrzał się rozpromienionej twarzy córki. 

- Naprawdę go kochasz, co? - odparł z lekkim uśmiechem skrytym za wąsiskami. Wziął kolejny kęs ciasta upieczonego przez Lecil. - Jakie to dobre. Tamten rudzielec będzie miał z tobą za dobrze. Nie mogę do tego dopuścić. Masz mu truć dupę o każdą pierdołę, jak to kobieta. 

Lecil popatrzyła na niego z powagą. Nawet powieka jej nie drgnęła. Powiało od niej chłodem. 

- Trzymam nóż i umiem go użyć, jak to kobieta - odparła. - Prosiłam abyś wyrzucił śmieci, i co? 

- Jak skończę jeść, to wyrzucę. 

- Dopilnuję tego. - Przecięła marchew, uderzając ostrzem o deskę. 

- Mam nadzieję, że z nim też będziesz tak postępować. Przez żołądek do serca, nożem, nie jedzeniem. - Uśmiechnął się. - Moja córunia dorosła. I już jakiś chłop chce mi ją zabrać. Ale może to i lepiej? Ja wiecznie żyć nie będę. A już się bałem, że zostaniesz starą panną z gromadą kotów, które będą pożerać twoje rozkładające się zwłoki. I nikt z sąsiadów przez dłuższy czas nie skapnie się, że zeszłaś. - Popatrzył na zniesmaczoną Lecil. 

- Myślałam, że takie mroczne scenariusze masz tylko o Tobio. 

- Oj. To jest oczywiste u niego. - Machnął ręką. - Znasz brata, on się nigdy nie zmieni. 

- Wróciłem! - Dobiegło ich śpiewne powitanie z korytarza. 

- O wilku mowa.

Lecil obejrzała się na zegar.

- Dopiero piętnasta, wcześnie jak na niego - mruknęła.

Z korytarza wyszedł Tobio, przechodząc do salonu. Z części kuchennej Lecil i Jax patrzyli na niego. Na jego widok Lecil opuściła nóż, a Jax zakrztusił się ciastem, rozsypując okruszki na blat kuchenny. 

Na tę sytuację przypatrywał się Tobio, który swym wyglądem zszokował domowników. Jego włosy, niegdyś wściekle czerwone, teraz pokrywał je piękny blond o barwie brudnego złota. Dawniej katowane prostownicą, teraz naturalnie falujące się i sięgające połowy ramienia. Przyciął je.

Skiną rodzinie głową i poszedł schodami na górę. Lecil i Jax odprowadzili go wzrokiem, dalej w szoku tą nagłą zmianą. 

- Co jest kurwa? - powiedzieli jednocześnie.

**************************

Tutaj mój rysunkowy insta ----> _kazix


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top