004

Lecil siedziała na podłodze i porządkowa płyty na szafce. Przebierała je i sortowała gatunkowo, później poukłada je alfabetycznie, przynajmniej na jakiś czas powstrzyma nudę. 

Nagle dobiegło ją cichutkie pukanie do drzwi pokoju, a sekundę później nieproszony gość wjechał z buta pełną parą, przy czym drzwi uderzyły o ścianę.

- Wróciłem gówniaku! - krzyknął uśmiechnięty Jax, dumnie wypinając pierś.

Już miał postawić stopę w pokoju córki, lecz został szybko powstrzymany.

- Buty! - wydarła się. - W tył zwrot! - rozkazała, pokazując na niego palcem.

Blondyn z naburmuszoną miną wrócił się do przedpokoju i grzecznie zdjął glany. Biegiem, ślizgając się po panelach, wrócił i tym razem rzucił się na Lecil z przytulasem, powalając ją na plecy.

- Tęskniłem koźlątko ty moje. - powiedział rozczulony głosem, całując twarz córki.

- Poszła glonojadzie. - Odepchnęła go na bok i przytuliła, tym razem na spokojnie. - Witaj w domu.

- Tak. - westchnął. - Tobio w pracy?

- W pracy, późno wróci.

- Szkoda. - westchnął. - To ja cię jutro zawiozę do szkoły, niech odpocznie chłopak. - Poklepał ją po głowie. - Cholernie niewygodną masz tą podłogę. - Podniósł się, wziął dziewczynę na ręce, rzucając na łóżko i położył się obok. Patrzył na Lecil z szerokim uśmiechem, ukrytym pod wąsiskami. 

Dziewczyna zaczęła skubać jego bujny zarost.

- Przydałoby się je trochę przyciąć. - zaproponowała. 

- Brodą zajmę się później. Teraz mam wielkie pokłady energii, które trzeba wykorzystać. - Klasnął w dłonie, siadając. - To teraz tak jak pomiędzy nami dziewczynami, opowiadaj co tam słychać w szkole. Podoba się? Dobry wybór?

- Bardzo. - odparła.

- Liczyłem na bardziej rozbudowaną odpowiedź. 

- No jest dobrze, nauczyciele są normalni, nie mam problemów z nauką, znalazłam kilku przyjaciół.

- Między innymi chłopców? - Uniósł sugestywnie brwi.

- Tato...

- Tylko pytam! - Uniósł dłonie. - A więc dobrze się uczysz i masz wielu przyjaciół, kijowy wyrósł z ciebie antyspołeczny buntownik. - prychnął. - Cóż, ale to dobrze, przynajmniej jedno z dzieci mam mądre. 

Lecil parsknęła śmiechem. 

- Powiedz, z iloma już tosterami Tobio odprawiał obrzędy?

- Od ostatniego razu w ogóle.

- Całe szczęście. Jesteś głodna? Mam ochotę na gofry z bitą śmietaną, owocami i gorącą czekoladą, przyrządzoną po królewsku. I żeby zjeść to z moim dzieciaczkiem. - Wstał, ciągnąc Lecil za nogi i zrzucając z łóżka. 

Dziewczyna wydała z siebie skowyt, gdy jej tyłem lepiej poznał się z podłogą.

- No widzisz, trochę cukru ci się odłoży w dupie i następnym razem nie będzie boleć.

- Jesteś idiotą.

- I nawzajem. Chodź, pomożesz mi. - Wyszedł z pokoju.

***

Jax jako dobry rodzic postawił sobie z cel odwiezienie córki do szkoły. Ucieszył się, gdy za oknem zobaczył ładną pogodę. Dla niego oznaczało to jedno.

Lecil wyszła z domu, zamknęła drzwi na klucz. Jakie było jej zaskoczenie widząc ojca siedzącego na motocyklu. 

- Łap! - Rzucił jej kask i założył własny.

- Nie możemy pojechać samochodem jak normalni ludzie? - Usiadła za nim, założyła kask i objęła ojca w pasie.

- Ty nie jesteś normalna. 

Dziewczyna w odpowiedzi zakleszczyła mocniej ręce na jego tułowiu. Jax zwinął się z bólu.

- Tylko żartowałem. Rany, zero poczucia humoru. - Pokręcił głową. - Chyba czerwony deszcz już zaczął padać. 

- Po prostu jedź.

Niedługo po tym, dotarli do szkoły. Jax zatrzymał się przed bramą. Nie obeszło się bez ciekawskich spojrzeń ze strony innych uczniów.

Lecil zeszła z motocykla, zdejmując kask. Jax uchylił szkiełko swojego kasku.

- Zabierz go se sobą, przyjadę po ciebie po zajęciach. Tylko zadzwoń lub napisz wcześniej.

- Gdzie teraz pojedziesz?

- Odwiedzę Rona, wieki gościa nie widziałem. A teraz zmykaj. - Machnął ręką, jakby chciał odgonić natrętną muchę. - A kysz!

- To na razie. - Klepnęła go w ramię. Odwróciła się i zaczęła odchodzić w stronę budynku.

- Nara chłopie! - krzyknął w odpowiedzi.

Policzki dziewczyny zaróżowiły się, lecz pomimo lekkiego zażenowania, na jej twarzy zagościł mały uśmiech. Weszła do szkoły. Od razu przywitali ją Alexy i Kastiel. Rudzielec zawiesił rękę na jej ramieniu.

- No cześć chłopie. - Kastiel uśmiechnął się złośliwie. 

Spojrzenie czarnych oczu dziewczyny padło na niego. Nie wyrażała żadnych emocji swoją mimiką. Po prostu dźgnęła go palcami w żebra, na co chłopak pisną, odskakując.

- Tak może mówić do mnie tylko ojciec. - powiedziała z uśmiechem.

- To był twój ojciec? - Alexy spojrzał na nią okrągłymi oczami. - Zamień się.

- Chętnie, ale nie przyjmuję reklamacji za wadliwy towar.

- Jest aż tak zły? - spytał Kastiel. 

Zaczęli powoli iść w stronę klasy.

- Pamiętasz naszą konwersację? Tamta spierdolina nie umywa się do spierdoliny mojego ojca. 

Kastiel się zamyślił.

- W sumie... - powiedział. - To wiele wyjaśnia. W końcu spłodził siebie. 

Chłopak zaczął szybko uciekać przez korytarz, próbując uniknąć kopa w dupę z glana Lecil. 

***

Lecil przysiadła się do stolika na stołówce, który zajęli wcześniej Kastiel i Alexy. Usiadła onok rudzielca. Popatrzyła na resztę pustych krzeseł.

- Rozy i Lysa jeszcze nie ma? - spytała, spoglądając na chłopaków. 

- Lysander pozostawił nas na zacisze biblioteki. - odparł Kastiel.

- A Rozalia jest chora i nie przyjdzie. - dodał Alexy.

- Szkoda, myślałam, że wybierzemy się do klubu. Może innym razem.

Chłopcy spojrzeli na nią jednocześnie.

- Wiesz, że by nas nie wpuścili do klubu. - powiedział Kastiel.

- Do tamtego nie idziemy. - Machnęła ręką. - Nie lubię współczesnej muzyki i najebanego towarzystwa. 

- To gdzie chcesz iść? Tutaj nie ma innego klubu. 

- Jest jeszcze inny. Mars, chyba najstarszy. Mój ojciec zaczynał tam grać, a teraz pracuje brat. I w sumie dzisiaj będzie tam całe towarzystwo, pomyślałam, że was też zabiorę.

- Ja się piszę. - odparł Alexy z uśmiechem. - A ty?

Spojrzeli na Kastiela. On nie wydawał się przekonany.

- Będzie rock and roll. - powiedziała. - Występy na żywo, Marco, poznasz mojego ojca. 

- Uuu, próba przekupienia idolem, dobre. - pochwalił Alexy.

- No nie wiem. - Przeczesał palcami włosy.

- Idziesz i koniec. - powiedziała. - Bez dyskusji. Przyjeżdżam pod twój dom i masz grzecznie wejść do samochodu.

- Brzmi to jak porwanie.

- Porwę cię i wywiozę w miejsce, gdzie spędzisz czas w towarzystwie, a nie swoim introwertycznym pokoju. Kiedyś trzeba wyjść do ludzi. 

- I mówi to osoba, która wczoraj dyktowała mi swoje zamówienie i kazała płacić. Jakby jaśnie pani nie mogła zrobić tego sama, tylko czekała na zewnątrz.

- Tam było strasznie gorąco. I to ty jesteś facetem, więc mógłbyś kupić dziewczynie kebaba. 

- Mogłaś mi chodziarz oddać pieniądze za swojego, którego w połowie ja musiałem zjeść, bo ty już nie mogłaś.

- Trzeba było się upomnieć o pieniądze wcześniej. Teraz nic już nie mam, wybuliłam na naszywki.

Jego wzrok zamarł na twarzy Lecil.

- Zamówiłaś naszywki i nie zapytałaś czy chciałbym się dołączyć do zamówienia? Zaoszczędziłabyś na wysyłce. Ustaliliśmy coś.

- No przepraszam, ale było już późno i nie byłeś online.

- Oj już zamknij się. - Odwrócił od niej głowę.

Alexy przyglądał się temu, jednocześnie meldując Rozalii o wszystkim.

- Zachowujecie się jakbyście byli parą. 

- Nie jesteśmy razem! - powiedzieli jednym głosem.



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top