003

   Lecil leżała na swoim łóżku, przeglądając instagrama na telefonie. Zżerała ją nuda i nie miała na nic ochoty. Zmieniła to wiadomość wysłana przez Kastiela. 

Kastiel: Hej

Kastiel: Masz czas?

Lecil: Od groma, a co?

Kastiel: Po prostu chcę popisać i lepiej cię poznać

Kastiel: I zabić czas

Lecil: Chętnie przyłącze się do zbrodni :)

Pisali ze sobą wiele godzin. Wymieniali się chorymi memami i sucharami, które tylko ich śmieszyły. Potem temat poszedł w stronę muzyczną, gdzie przesyłali sobie ulubione piosenki i wykłócali się, który wokalista jest lepszy. Jak się okazało uwielbiają wiele tych samych zespołów. Oboje padli ze zmęczenia około czwartej nad ranem. A za kilka godzin czekała ich szkoła.

Pierwsza obudziła się Lecil i zaczęła wydzwaniać do chłopaka żeby go obudzić. I kto by pomyślał, oboje się spóźnili na pierwsze dwie godziny. Spotkali się przed szkołą i razem weszli do środka, uśmiechając się głupkowato do siebie. 

- Wyglądacie okropnie - powiedziała podchodząca Rozalia. Za nią szli Alexy i Lysander. 

- Mi też miło cię widzieć - odparła Lecil, trąc zaspane oczy. 

- Co wy tacy zaspani? - spytał Lysander.

- Chędożyliśmy paluszkami klawiatury, pisząc ze sobą do późna - odparła brunetka.

- Widzę, że nadal trzyma się nasza konwersacja. - Kastiel spojrzał na dziewczynę.

Lecil otworzyła szerzej oczy na wspomnienie tego co się wczoraj odjaniepawlało. 

Rozalia wymieniła porozumiewawcze spojrzenie z Alexym.

- Widzę, że zacieśniliście znajomość - Roza poruszyła sugestywnie brwiami. 

- W końcu znalazłem pomiota, który lubi to co ja - Kastiel potargał włosy Lecil.

Ta natychmiast zaczęła go bić po ręku jak wściekły kot.

- Nie tykać!

- Co teraz mamy? - Rudzielec zmienił temat, spoglądając na przyjaciół.

- Muzykę - odpowiedział Lysander.

- Z nowym i podobno przystojnym nauczycielem - dodał Alexy.

- Widziałeś go? - spytała białowłosa.

- Nie, ale starszaki mówili, że jest jedenaście na dziesięć. Bardzo fajny i dogaduje się z uczniami.

Zadzwonił dzwonek.

- Idziemy! - Alexy wyrwał się na przód. Reszta poszła za nim na górę do sali muzycznej. Gdy byli coraz bliżej, słyszeli jak ktoś gra na fortepianie utwór The Unforgiven- Metalliki. Lecil otworzyła drzwi od klasy i nie mogła uwierzyć własnym oczom.

Przy fortepianie siedział długowłosy szatyn z krótką broda. Na jego lewym oku, wzdłuż brwi i kości jarzmowej przejeżdżała blada blizna. Mężczyzna jest młody i bardzo przystojny, coś jak połączenie Rayana Goslinga i Wiedźmina. Atrakcyjności dodawało mu to, z jakim wczuciem gra na fortepianie. Dopiero gdy uchylił powieki, ukazując piwne oczy,  spostrzegł że uczniowie stoją w progu i mu się przyglądają. Przestał grać.

- Lekcja już się zaczęła? - spytał, po chwili się uśmiechając, przy czym w kącikach ust powstały zmarszczki. - Włazić do środka.

Cała klasa zrobiła jak kazał. Sala była duża, nie było ławek tylko krzesła ułożone w pół kole. Wszyscy zajęli swoje miejsca. 

Mężczyzna klasnął w dłonie, lustrując uważnie uczniów.

- Zacznę od tego, że nazywam się Marco i chcę byście się tak do mnie zwracali. Żadnych panów, sorów, czy co tam jeszcze mówicie do starszych, jestem od was niewiele starszy. Pracuję w tutejszym domu kultury i prowadzę zajęcia śpiewu i aktorstwa. Więc jeżeli będziemy coś grać lub śpiewać, to nie ważne czy ktoś umie czy nie, wymagam chociaż minimalny wysiłek. Jestem tu by was uczyć muzyki, jakby w drugiej robocie brakowało mi użerania się z młodzieżą. Jakieś pytania?

- Jaka jest pana największa wada? - spytała Rozalia.

- Lubię wysługiwać się młodszymi. I skoro jesteśmy w temacie niech ktoś skoczy po dziennik. Trzeba sprawdzić obecność i podpatrzyć wasze oceny z innych przedmiotów.

Nataniel wstał i wyszedł z klasy. 

- Na jak długo tu zostaniesz? - spytał Armin.

- A co, już chcecie mnie się pozbyć? - zaśmiał się. - Odpowiadając na twoje pytanie, to zależy ile ja z wami wytrzymam. 

Po chwili wrócił Nataniel z dziennikiem, który oddał nauczycielowi.

Marco otworzył dziennik, wyjął długopis z kieszeni i zaczął sprawdzać obecność. Po każdym wyczytaniu nazwiska, podnosił głowę by zobaczyć kto odpowiada.

- Dobrze, to skoro to już mamy za sobą, to może teraz wy mi coś o sobie opowiecie? Czym się interesujecie, z czego jesteście lepsi, słabsi. - Spojrzał na uczniów. Nikt nic nie powiedział. - Jacy wy jesteście drętwi, w poprzedniej klasie musiałem wybierać bo las rąk był. To może... - Zerknął na listę. - Kastiel. No proszę, masz swoje pięć minut. Metalowiec widzę, no to jest nas trzech. No, proszę, mów.

- Gram na gitarze. Z Lysandrem tworzymy zespół. - Wskazał na przyjaciela siedzącego obok.

- Czyli, że idziesz w kierunku artystycznym. Piszesz własne teksty? Śpiewasz?

- Od tego jest Lys.

- Ale ja pytam ciebie.

Kastiel zwlekał chwile z odpowiedzią.

- Nie.

- Oh, szkoda. Coś jeszcze?

Potrząsł głową, pokazując, że już skończył.

- To kto następny?

***

Lecil przebiegła za schody, w najcichsze miejsce jakie udało jej się znaleźć. Kliknęła na ekranie zieloną słuchawkę i przyłożyła telefon do ucha.

- No chłopie, w końcu! Ile do ciebie trzeba dzwonić byś odebrała!?

- Miałam lekcje, tato.

- Czyli, że tak nazywają się teraz igraszki z chłopakami, co? Powiedz, wyrwałaś już jakąś szprychę? Gdzie mieszka abym mógł przetrzepać szczeniakowi kości?

Lecil potarła skronie.

- Możesz spać spokojnie, jeszcze nikogo nie mam.

- JESZCZE!? To ty już chcesz dorosnąć? Splunąć ojcu w twarz, kopnąć w dupę i powiedzieć "Sory stary, ale mam już innego mężczyznę w moim życiu"? Ja już w twoim wieku miałem za sobą wiele dziewczyn, powinnaś się bawić a nie wiązać... Czekaj, wróć, proponowanie swojej córce puszczalstwa nie jest zbyt wychowawcze. 

- Przypomnij, po co zadzwoniłeś? - zmieniła temat.

- A! Że niedługo wracam. Bo ile można w trasie spędzić. Stęskniłem się za moim słoneczkiem, ty mój koźlątku piekielny kochany ty. Nie mogę się doczekać aż cię wyściskam i obejrzymy razem Biedronsie. 

- Zapomniałeś chyba o kimś.

- O kim? Ah, Tobio! No za tym pomiotem też tęsknię. Dobra, muszę kończyć, bo chłopaki mi tu tęczą rzygają. Ash, zostaw tą lalkę! Tam nie wkłada się mikrofonu! Muszę kończyć, tracę nad tymi debilami kontrolę.

- Tato. 

- Tak?

- Kocham cię.

W słuchawce nastała cisza. Po chwili usłyszała:

- Też cię kocham, skarbie. Tego rudego pomiota także, was oboje. Niedługo się zobaczymy, obiecuję. - rozłączył się.

Patrzyła w ekran telefonu, jak gaśnie. Zobaczyła swoje odbicie. Uśmiechała się. Zerknęła w bok, jakie było jej zaskoczenie, gdy zobaczyła Kastiela stojącego nieopodal.

- Długo tu stoisz? - spytała, chowając telefon do kieszeni.

- Chwilkę, czekałem aż skończysz. Inni czekają na stołówce. Lepiej chodźmy, nim Roza nas opieprzy za nieuczestniczenie we wspólnym lunchu. 

- Racja.

- Z kim gadałaś?

- Z tatą, w końcu udało nam się porozmawiać.

- Jest zajęty pracą?

- Yhm. Jego zawód jest bardzo męczący. Dzwoni gdy znajdzie chwilkę. 

- Czym się zajmuje? Jest w wojsku? 

- Nie. Jest wokalistą zespołu MurderCrows. 

Kastiel się zetrzymał, łapiąc dziewczynę za ramiona. Patrzył na nią ze zmarszczonymi brwiami.

- I kiedy raczyłaś mi o tym powiedzieć? Czuję się urażony. Naskarżę się Rozalii.

- Ona już wie.

- A idźcie w pizdu. - Kastiel ruszył przodem, a Lecil za nim śmiejąc się głośno. 

- Och, przepraszam, że żyłeś w kłamstwie. - zaszlochała teatralnie. - No chodź. - Objęła go ramieniem. - Pójdziemy na stołówkę, kupisz nam coś dobrego na przeprosiny.

- Ja tu jestem pokrzywdzony. To ty powinnaś stawiać.

- Mam sławnego ojca, powinieneś zabiegać o moją atencję.

- Teraz żałuję, że się dowiedziałem. A mój portfel zacznie płakać.

- Nie tylko twój portfel. Czeka cię pewnie poznanie mojego ojca. Więc jeżeli jesteś w stu procentach płci męskiej, masz nad czym płakać. - Poklepała go po plecach i w głośnych, glaniastych podskokach ruszyła na stołówkę. 

***************

Kto się cieszy na powrót Jaxa?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top