38. EPILOG


Po jakiejś pół godzinie rozmowy z Luke'iem, chłopak musiał wrócić do domu. Jeszcze kilka razy mnie przepraszał, a gdy mówiłam, że jest dobrze to i tak chłopak mówił swoje. Następnie do sali weszła pielęgniarka zbadać moje ciśnienie i zapisała je na karcie przy moim łóżku.

Gdy ją pożegnałam udałam się do toalety, w której chciałam wykonać podstawowe czynności dotyczące higieny, lecz gdy stałam pod szpitalnym prysznicem poślizgnęłam się poczułam przeszywający ból w czaszce i ujrzałam potem tylko ciemność. 

*Luke POV*

Właśnie miałem wchodzić do windy, gdy zauważyłem, że z pokoju pielęgniarek zaczyna roznosić się głośny dzwonek, a następnie wybiegają z niego dwie pielęgniarki. Z ciekawości się odwróciłem i zobaczyłem, że kierują się do sali, w której leży moja Hope. Od razu się zawróciłem i pognałem do pomieszczenia, w którym niedawno zostawiłem dziewczynę. Gdy dotarłem pod pokój zostałem zatrzymany przez jakąś pielęgniarkę, która nie pozwoliła mi wejść do środka i zobaczyć co z moją dziewczyną. Chwila... ona nie jest moja... jeszcze, co nie zmienia faktu, że przeze mnie tu wylądowała, i że się cholernie o nią martwię. 

Po chwili z sali wybiegła pielęgniarka i wróciła z lekarzem prowadzącym Hope. Jeśli coś jej sie stanie to sobie tego wybaczę. Wiem, że cały czas to powtarzam, ale taka jest prawda, to wszystko to moja wina, nigdy nie sądziłem, że ta dziewczyna tak bardzo zawróci mi w głowie.

Długo siedziałem przy drzwiach do sali, lecz teraz poderwałem się z miejsca gdy drewniana powłoka się otworzyła i po chwili wyszedł cały personel oraz nieprzytomna dziewczyna, z przypiętymi różnymi kabelkami do swojego ciała, leżąca na szpitalnym łóżku. Złapałem ją za rękę i szedłem tak wraz z pielegniakami do momentu, gdy przyszliśmy pod oddział intensywnej terapii. Tam niestety już wejść nie mogłem.

Po kilku minutach, godzinach, sam nie wiem ile czasu upłynęło poczułem się senny, więc powędrowałem do szpitalnego bufetu po dużą dawkę kofeiny. Gdy wróciłem pod OIT odszukałem lekarza prowadzącego i zapytałem się o zgodę na zobaczenie się z dziewczyną, którą uzyskałem. Wszedłem i bez problemu odszukałem łóżko, na którym leżała. Miała jeszcze więcej przypiętych kabli, do jej ust włożono ustnik, który dostarczał jej tlen, a ona sama leżała z zamkniętymi oczami, a w tle słychać było pikanie jej serca i dźwięk wpuszczanego powietrza. Na ten widok od razu zaczęły napływać mi łzy do oczu. W tej chwili nie obchodziło mnie czy ktoś widzi, że płacze czy nie, dla mnie liczyła się tylko ona. Chwyciłem dłoń w swoje ręce i przyłożyłem ją do swoich ust, by wykonać lekki pocałunek. W tym momencie jej miarowe bicie serca zamieniło się w jeden długi pisk. Jedna z pielęgniarek dyżurujących kazała mi wyjść z sali, a druga zaczęła wykonywać masaż serca. Po chwili wbiegł do sali również lekarz, którego pierwszy raz widziałem na oczy, słyszałem tylko jak co jakiś czas krzyczy słowa "odsunąć się". Ten moment, który spędziłem przed salą, w której odbywa się walka o życie dziewczyny mojego życia trwał wieczność, kiedy nareszcie wyszedł lekarz i powiedział mi te dwa słowa, których nikt z nas nie chciał by nigdy usłyszeć od takiej osoby, a mianowicie "przykro mi" po czym odpowiedział, że będzie się można z nią pożegnać za jakąs chwilkę, bo pielęgniarki muszą ją odłączyć od aparatury i odszedł. Gdy medyk zniknął z mojego pola widzenia upadłam na podłogę i zacząłem płakać jak małe dziecko. Nigdy bym nie pomyślał, że tak może zakończyć się nasza nawet nierozpoczęta historia.

Po kilku dniach od jej śmierci odbył się pogrzeb, na którym byłem tylko ja, ksiądz i chłopaki. Powiedzieli, że choć jej nie znali to nie zostawia mnie z tym samego. Tacy przyjaciele to skarb. Hope nie miała znajomych czy też przyjaciół, rodziny też nie miała, bo jak mówiła jej dziadkowie poumierali, a rodzice mieli ją gdzieś i woleli alkohol niż własną córkę. Po ostatnim pożegnaniu Hope w szpitalu lekarz poprosił mnie do siebie i powiedział, że u dziewczyny na mózgu wytworzyły się małe krwiaki, które po upadku w łazience się rozlały i już nie było dla niej ratunku. Gdy już odbyła się cała ceremonia pogrzebowa, ksiądz odszedł, a ja poprosiłem chłopaków żeby nie czekali na mnie bo chce pobyć sam, więc odłożyli wieńce i poszli. Położyłem na grobie Hope wielki bukiet róż, taki sam jaki miałem jej wręczyć tego pamiętnego dnia oraz jeszcze większą wiązankę z napisem " ZAWSZE BĘDĘ CIĘ KOCHAĆ. TWÓJ "NIEZNAJOMY" LUKE".

- Hope, byłaś, jesteś i zawsze będziesz moją miłością życia. Nigdy nikogo tak nie kochałem jak Ciebie i mówię to z pełnym przekonaniem. Chciałem Ci się oświadczyć, potem wziąć ślub, założyć rodzinę, mieć dzieci, a teraz wszystkie plany legły w gruzach, mam nadzieję, że teraz patrzysz na mnie z góry i wybaczysz mi te wszystkie chwile, w których Cię zraniłem, przez które przeze mnie mogłaś płakać, a przede wszystkim mam nadzieję, że mi wybaczysz tę chwilę, gdy to przeze mnie spadłaś z tych przeklętych schodów i wylądowałaś w szpitalu. Tak bardzo Cię za wszystko przepraszam. Chciałbym móc to zrobić osobiście, a nie mówić do grobu, ale czasu się nie cofnie, a tak bardzo bym chciał to zrobić, chciałbym jeszcze raz zobaczyć Twój uśmiech, usłyszeć Twój śmiech, po prostu chciałbym żebyś tu po prostu była. Dlaczego to wszystko jest takie popieprzone...

~*~

To już koniec tej jakże zacnej opowieści. Dziękuję wszystkim, którzy wytrzymali ze mną do końca.

Ta przerwa była dość długa (ponad pół roku), ale miałam trochę komplikacji w życiu w na wattpadzie, za co przepraszam.

Powiem tak skrycie, że pisząc ten rozdział się popłakałam.

Jeszcze raz wszystkim dziękuję, a najbardziej dziękuję mojej Natalii, bo to dzięki niej to wszystko się zaczęło ❤

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top