37.
*Luke POV*
Zatrzymałem się na środku korytarza i zrozumiałem, że nie wiem gdzie leży dziewczyna. Wróciłem do sali gdzie został lekarz wraz z przyjaciółmi.
- Gdzie ona leży?- zapytałem się po otworzeniu drzwi.
- Sala 221.- powiedział Cal.
- A jeśli mógłbyś mnie oświecić, gdzie ona się znajduje to byłbym ci wdzięczny.- powiedziałem do chłopaka, na co on zaczął kierować się w prawidłową stronę.
Gdy doszliśmy pod prawidłową salę zobaczyłem, że nie ma dziewczyny, a łóżko jej jest pościelone.
- Przepraszam, gdzie jest dziewczyna, która tutaj jeszcze niedawno leżała?- zapytał Calum pielęgniarki, która zajmowała się jakimś chłopakiem z tej samej sali.
- Panienka jest na badaniach.
- Ohh.. dziękujemy. - odpowiedziałem.
Wyszliśmy i usiedliśmy na siedzeniach przed salą. Pragnąłem już ją zobaczyć.
Po dwudziestu minutach czekania, zauważyłem jak jakaś pielęgniarka wiezie na wózku inwalidzkim Hope, od razu rozpromieniałem.
- Hope, jak dobrze Cię nareszcie widzieć.- powiedziałem,gdy podjechały bliżej.
- Luke? To Ty?- zapytała dziewczyna z grymasem na twarzy.
- Tak, to ja.- podszedłem do wózka i kucnąłem, by choć trochę zrównać się z dziewczyną, a ona zrobiła coś czego nikt się nie spodziewał, rzuciła mi się na szyję. Przez chwilę byłem zaskoczony i z początku nie oddałem uścisku, ale od razu to zmieniłem.
Jak dobrze mieć już ją przy sobie i widzieć, że już nic jej nie dolega.
- Musimy jechać.- powiedział głos przede mną.
- Tak, a Pana zapraszam ponownie do sali.- tym razem powiedział to głos za mną.
Oderwaliśmy się od siebie i pielęgniarka zawiozła Hope na swoją salę, a ja zostałem pociągnięty do swojej.
*Hope POV*
Gdy już pielęgniarka pomogła mi się wygodnie ułożyć na łóżku zaczęłam rozmyślać.
Czemu On leży tutaj w szpitalu, coś mu się stało? A może mieliśmy jakiś wypadek, dokładnie nie pamiętam co się stało, że tutaj jestem. Pamiętam jedynie, że miałam na sobie śliczną sukienkę. Wyszłam z mieszkania przed budynek i samochód, tylko tyle. Później widziałam moją babcię, widziałam jaka była szczęśliwa tam, na drugim świecie. Słyszałam również głosy, Lukeya i jakieś obce.
- Witam ponownie, mamy już Panienki wyniki badań.
- I jak Panie doktorze?
- Wszystko jest w jak najlepszym porządku, jeśli nadal tak będzie i badania to potwierdzą, to już jutro może Pani wyjść ze szpitala.
- Dziękuję.
- Do widzenia.- powiedział i wyszedł z sali, tak szybko, że nie zdążyłam się z nim pożegnać.
Nie minęło dziesięciu minut,a do sali weszli dwaj chłopacy co uciekli z pomieszczenia jak zobaczyli, że patrze na nich.
- Hej i jak się czujesz?- powiedział brunet.
- Kiedy będziesz mogła wyjść?- odezwał się ten drugi.
- Znamy się?
- A no tak, przecież byłaś w śpiączce. To... nie, nie znamy się, znaczy my Cię znamy, ale Ty nas nie.- ponownie odezwał się brunet.
- Ja jestem Michael, a to mój chłopak Calum.
- Wiedziałam!- powiedziałam sobie pod nosem.
- Co? Co wiedziałaś?- zapytał się Calum.
- Że jesteście razem.
- Ouu.. okay. - Odpowiedział Michael trochę zmieszany. W tej chwili do sali wszedł Luke.
- Hej.- powiedział na wstępie.
- Hej, co tutaj robisz?- zapytałam.
- Przyszedłem Cię odwiedzić.
- Miło z Twojej strony. - powiedziałam z uśmiechem.
- Kiedy Cię wypiszą?- zapytał.
- Ejj.. my o to pierwsi zapytaliśmy.- wtrącił się oburzony Mike.
- Odpowiem wam wszystkim.- uśmiechnęłam się widząc minę Michaela.- więc jeśli dobrze wypadną jutrzejsze wyniki to jutro.
- Jeju to świetnie.- powiedział blondyn rzucając się na mnie i zamykając mnie w szczelnym uścisku.
- Ja też chcę.- powiedział brunet i dołączył do Luke'a.
- I ja.- powiedział fioletowo-włosy, po czym kierując się śladami swojego chłopaka również się do nas przytulił.
- Chłopaki, możecie iść już do domu...- usłyszałam głos, a potem poczułam dodatkowy ciężar.- o co chodzi i dlaczego się tulimy do śpiącej Hope?
- Ja wcale nie śpię, ale jak ze mnie nie zejdziecie to zaraz się uduszę- powiedziałam, na co wszyscy ze mnie zeszli, lecz poczułam tym razem znacznie delikatniejszy uścisk.
- Jak dobrze, że się w końcu obudziłaś. - powiedział chłopak, który wszedł do sali.
- Przepraszam, a my się tak w ogóle znamy?- zapytałam się go, gdy odsunęłam go od siebie.
- A no tak, jestem Ashton, ale dla znajomych Ash.
- No dobra, a mam jeszcze kogoś poznać, kto zjawia się w sali jakby tu przesiedział pół życia?- zapytałam już nieco zirytowana.
- Nie, byli tu tylko Ash, Mike i Cal, po prostu tak jakby pilnowali Cię gdy ja nie mogłem.
- Tak, tak.. Siedział tutaj prawie cały czas, chcąc być przy Tobie gdy się wybudzisz, nic nie chciał jeść, nie chciał jechać do domu by się na spokojnie przespać, więc ustaliliśmy swego rodzaj dyżury, by chłopak mógł jakoś funkcjonować, a potem tak jak Ty trafił na salę i z tego co widzę właśnie wyszedł.- powiedział Mike spoglądając na torbę, którą wniósł ze sobą do sali Luke, a chłopak jakby się zarumienił.
Ooo to słodkie.
Porozmawialiśmy sobie jeszcze chwilkę z chłopakami i zostawili mnie z Luke' iem samych. Chłopak siedział na krześle przy łóżku i trzymał w dłoniach moją dłoń patrząc się na nią
- Przepraszam- wypalił chłopak przerywając ciszę.
- Nie rozumiem, za co mnie przepraszasz. Przecież to nic złego, że chłopaki chcieli Ci pomóc, żebyś się nie zamęczył.
- Nie o to chodzi.
- A o co?- zapytałam lekko zdziwiona.
- O to, gdzie się teraz znajdujesz. Przepraszam, za to, ze przeze mnie jesteś w szpitalu.
- Jak to przez Ciebie?
- No tego dnia po szkole zorganizowałem kolacje w jednym z najbardziej luksusowych restauracji w całym mieście. Kupiłem Ci najpiękniejszą suknię, chciałem, byś poczuła się jak księżniczka. Pozostawiałem Ci karteczki, choć wiedziałem, że się domyślisz, że to ja. Miał być to nasz wieczór. Czekałem u drzwi tej pieprzonej restauracji na samochód, który miał Cię przywieźć, aż się w końcu doczekałem i wtedy zobaczyłem Ciebie w tej pięknej sukience, bałem się, że nie będzie pasować, ale pasowała jakby była stworzona dla Ciebie, a gdy miała nadejść najlepsza część tego wieczoru, jakby przestraszona zaczęłaś się cofać, jakbyś się mnie bała. Najgorsze było gdy tak się cofnęłaś, że noga Ci się poślizgnęła i zleciałaś z tych pieprzonych schodów, a ja nic nie mogłem zrobić. Widziałem jak lecisz, ale w ogóle nie mogłam się poruszyć, stałem jak sparaliżowany. Dopiero po chwili się otrząsnąłem i zadzwoniłem po pomoc.- zobaczyłam jak po jego policzku spływa pojedyncza łza.- To miał być nasz wieczór. -po tych słowach wzięłam rękę zabrałam i przytuliłam go najmocniej jak się da.
~*~
Wracam po dłuższej przerwie, mam nadzieję, że rozdział się podoba. Jak zwykle zachęcam was do GWIAZDKOWANIA i KOMENTOWANIA ^^
Pozderki :*
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top