32.
Czekałem przed drzwiami już jakieś 3 godziny bez żadnej informacji na temat przebiegu operacji. Coraz bardziej się martwiłem, że coś mogło pójść nie tak. Po kolejnej godzinie skierowałem się do najbliższego automatu z kawą, który znajdował się na końcu korytarza i kupiłem sobie podwójne espresso, po czym znów wróciłem na miejsce czekając na koniec operacji. Za chwilę drzwi od sali się otworzyły i szybkim tempem wyszedł z niej lekarz, który wcześniej mówił mi o stanie dziewczyny. Szybko go dogoniłem i spytałem się co z dziewczyną, lecz tylko powiedział, że się spieszy i zniknął za drzwiami windy. Zrezygnowany znowu usiadłem na krześle i zastanawiałem się co ja najlepszego zrobiłem, gdyby nie mój głupi pomysł to ona by tu nie leżała, nie była by operowana i jej życiu nic by nie zagrażało. Mogłem po prostu zaprosić ją do restauracji, bez wydziwiania. Po długim czasie obwiniania się drzwi ponownie się otworzyły, tym razem wyszła z niej starsza kobieta, wyglądała na przybitą.
- Czy ona... - nie dokończyłem, bałem się.
- Przykro mi.- i odeszła, a ja wpatrywałem się jak zaklęty w punkt gdzie przed chwilą stała kobieta. Po moich policzkach łzy zaczęły swoją wędrówkę, po chwili usiadłem, schowałem twarz w dłonie i zacząłem łkać jak małe dziecko, to przeze mnie mój skarb nie żyje, jakim byłem idiotą, nie wierze, cały mój świat w jednym momencie się zawalił. Nie mogę w to uwierzyć, po prostu nie. Poczułem jak ktoś dotyka mnie w ramię.
- Proszę się nie martwić, panna Hope zostanie przewieziona na kilka dni na salę pooperacyjną, a później na oiom, póki się nie wybudzi ze śpiączki.- powiedział doktor Grassi, przynajmniej takie nazwisko widniało na jego plakietce. Nawet nie zauważyłem gdy ponownie przechodził obok mnie wracając na salę.
- J-j-jakiej ś-ś-śpiączki? Przecież przed chwilą była tu kobieta, która powiedziała, że ona nie żyje.
- Panna Shitappend jest w śpiączce farmakologicznej, a w sali obok odbywała się operacja kobiety, która miała powikłania po ciąży i właśnie ona nie przeżyła. Przepraszam, ale muszę iść. Później proszę przyjść do mojego gabinetu, musimy porozmawiać.- wielki kamień spadł z mojego serca.
- Doktorze! Będę mógł zobaczyć się z Hope?
- Oczywiście jak przewiozą pannę Hope do sali, a ja powiadomię pielęgniarki o pana wizycie.
- Dziękuję.
Lekarz odszedł, a za chwilę drzwi się otworzyły i wyszły dwie kobiety ciągnąc łóżko, na którym leżała dziewczyna, miała zamknięte oczy, sine usta, w których była rurka umożliwiająca jej oddychanie oraz była cała blada, pomyśleć, że to ja do tego doprowadziłem. Szedłem z nimi, aż kobieta poprosiła mnie o pozostanie pod drzwiami. Wykonałem jej polecenie, lecz nie chciałem tracić z oczu Hope dlatego cały czas patrzyłem co one robią przy niej przez szklane drzwi. Patrzyłem dość długi czas, ale przypomniało mi się że doktor Grassi chciał ze mną porozmawiać.
Poszedłem do jego gabinetu i zapukałem. Usłyszałem "proszę" więc weszłem.
- Chciał Pan ze mną o czymś porozmawiać.
- A tak, proszę usiąść. - wykonałem jego polecenie po czym zaczął mówić- mam dla Pana złe wieści, otóż nie udało nam się uratować dziecka.
- Jakiego dziecka?
- Pana przyjaciółka była w ciąży, Pan o tym nie wiedział?
- Nie, nie mówiła mi o tym, że spodziewa się dziecka, ale nawet Hope nie skarżyła się na mdłości czy inne takie.
- No cóż, tak czy inaczej będę musiał powiadomić pannę o tym.
- Doktorze, ja to zrobię, jak się tylko obudzi.
- Dobrze, lecz nie wiadomo ile to potrwa, zależy od tego jak silny jest jej organizm.
- Jeśli to wszystko to mogę iść?
- Tak, oczywiście.
- To do widzenia.
- Do widzenia.
Wyszedłem z jego gabinetu i skierowałem się do sali, w której leżała dziewczyna, rozchyliłem drzwi, lecz od razu podeszła do mnie pielęgniarka.
- Nie może Pan tak wchodzić.
- Jak to nie? Dostałem pozwolenie od doktora Grassi. - powiedziałem zdenerwowanym tonem.
- Ale nie może Pan tak wejść, proszę wyjść i założyć fartuch ochronny. - powiedziała spokojnie. Spojrzałem na nią zdziwionym wzrokiem, a ona pokazała wieszak, na którym faktycznie wisiały zielone okrycia. Posłałem jej przepraszające spojrzenie, ona tylko kiwnęła głową, a ja wyszedłem, by wrócić już prawidłowo odziany. Kobieta zajęła swoje miejsce w rogu sali, a ja podszedłem do dziewczyny.
Wydziałem jak jej klatka piersiowa się spokojnie unosi. Na jej prawym ręku widniał sporych rozmiarów siniak. Postanowiłem chwycić jej lewą dłoń, przyłożyłem ją do swoich ust, ucałowałem szepcząc ciche "przepraszam". Siedziałem tak dłuższą chwilę czując jak oczy zaczynają mnie piec, obraz zaczyna się rozmazywać, a później poczułem, jak ciecz spływa mi po policzkach lądując na pościeli, pod która leżał mój cały świat. Myślałem o tym co powiedział mi lekarz "nie udało nam się uratować dziecka", przecież ja z Hope się nie kochałem, wtedy jeszcze Hope nie chciała mnie znać, czyli, że musiała być jeszcze w sierocińcu. Jak się obudzi muszę z nią o tym porozmawiać. Przecież ten cały opiekun był w stanie zapłodnić moją maleńką Hope. On musi ponieść za to konsekwencje. Myślałem o tym, dopóki nie zasnąłem przy łóżku dziewczyny.
Obudziło mnie szturchanie przez kogoś w ramie.
- Czas odwiedzin się już dawno skończył, a Pan zasnął, lecz już teraz muszę Pana wyprosić.- powiedziała pielęgniarka.
- Ja nigdzie się stąd nie ruszę.
- Proszę opuścić salę!
- Nie póki ona tu leży!
Do sali wszedł lekarz, gdy ta próbowała mnie podnieść z krzesła.
- Co Pani robi?
- Próbuje wypełnić nieproszonego gościa z sali.
- Panie doktorze, ja się stąd nie tusze póki jest tu Hope. - powiedziałem wściekły.
- Proszę to zostawić. Może Pan tu przebywać, lecz proszę nie męczyć pacjentki.
- Dziękuję doktorze, obiecuję jej nie męczyć.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top