52

Pamiętam jak mówiłam, że mam wyjebane.

Stwierdzam, iż żartowałam.

-Ja nie wiem co mam teraz zrobić. Jest już późno-westchnęłam zrezygnowana.

-Może po prostu musi ochłonąć? -powiedziała Kattie.

-No dobra ale jest już późno -mruknęłam.

-Wiesz, że on też to przeżywa Mad. To nie jest dla niego łatwe a powiedzmy sobie szczerze, że obwiniasz go o wszystko.

-Nie prawda -zmarszczyłam brwi.

-Trochę tak. Ale to nie znaczy, że nie ma winy. Z jednej strony to tak jak powiedziałaś, nie chce z nią rozmawiać ale jej nie zablokuje. To trochę dziwne -stwierdziła Kattie.

-Wszystko musi się zaczynać zawsze przez tą jebaną Ashley... -jęknęłam zrezygnowana.

-Przepraszam -odezwała się Amber na co zmarszczyłam brwi.

-Co ty robisz? -spytała Katt.

-Mam tego dosyć, to wszystko przez nas Kattie. Boże jakie z nas chujowe przyjaciółki! -powiedziała zdruzgotana i wstała z łóżka.

-Ej o co chodzi? -spojrzałam na zestresowaną Katt i zrozpaczoną Amber.

-Amber -warknęła Kattie.

-To wszystko nasza wina Madelaine! Powiedziałyśmy chłopaką o tym durnym pomyśle a później Kattie uparła się, że czujesz coś do Harrego i trzeba to udowodnić -Amber zaczęła tłumaczyć sytuację -Więc wtedy wpadła na pomysł, żebym wzbudzić w tobie zazdrość... -dodała ciszej.

-Jaką zazdrość? -spytałam zszokowana.

Czy moje przyjaciółki mnie oszukiwały?

Czy one zrobiły coś za moimi plecami?

-To ja napuściłam Ashley wtedy na imprezie, żeby kręciła się wokół Harrego. Chciałam żebyś zrozumiała -dodała niepewnie Kattie.

-Wy co zrobiłyście?! -wydarłam się i wstałam z łóżka -Nie wierzę kurwa, no nie wierze! Moje własne przyjaciółki! Skąd przyszedł ci taki durny pomysł do głowy?! -krzyczałam i zbierałam pokolei ważne rzeczy z pokoju.

Otworzyłam okno balkonowe i przy nim stanęłam z papierosem w ustach, którego po chwili odpaliłam.

Nie wierzę jak mogły mi to zrobić. Cholerny miesiąc obwiniałam siebie i Harrego za to co się działo. Za to że Ashley w ogóle zbliżała się do bruneta, gdzie większość winy ponosiły one bo zrodziły ten chory pomysł.

Z drugiej strony Harry nie był skłonny zakończyć tego w stu procentach.

Czy było coś na rzeczy?

Spojrzałam na zegarek, który wskazywał prawie trzecią w nocy. Zaciągałam się używką czując coraz większy stres, aż zaczęło kręcić mi się w głowie.

-Myślałyśmy, że Ashley faktycznie pokręci się wokół niego tylko wtedy na imprezie u Drake'a, ale ona zwariowała -zaczęła Kattie -Kurwa Madelaine ja ją szantażowałam i dałam po mordzie a to nic nie dało! Ona jest po prostu chora psychicznie rozumiesz? Ma obsesję.

-Aha i to niby was kurwa usprawiedliwia?! Zamiast usiąść i ze mną porozmawiać wy odwalacie takie chore akcje! Jak wy byście się czuły na moim miejscu? Pomyślałyście w ogóle o tym? -powiedziałam i zgasiłam papierosa w popielniczce po chwili sięgając po drugiego.

-Ale my próbowałyśmy z tobą porozmawiać tylko się nie da! Nie widzisz tego? -uniosła się i wstała z łóżka. Podeszła do Amber, chwyciła ją za rękę i podeszły bliżej mnie -Wtedy na placu zabaw mówiłam Ci o tym! Próbowałam. Próbowałam też przed Mad, więc nie miej kurwa do nas pretensji -warknęła i wyjęła papierosa z mojej paczki.

-Jesteś zbyt zamknięta w sobie i tobie nie da się czegoś przetłumaczyć -wtrąciła się Amber widząc zbulwersowanie Kattie -Znamy się nie od dziś a ty nadal nie potrafisz się otworzyć. Zapominasz, że masz wszystko za sobą. Nie mów teraz do nas takich rzeczy bo doskonale wiesz, że robisz z siebie hipokrytkę. Rozumiem zjebałyśmy sprawę, ale ty nie jesteś lepsza. Przyjaźnimy się a ty masz nasze słowa totalnie w dupie albo zachowujesz się jakbyśmy były koleżankami. Za dużo razem przeszłyśmy, żeby tak się zachowywać -wypowiedziała się.

Zgasiłam papierosa w popielniczce i nieszczerze się zaśmiałam.

-Próbujecie odbić piłeczkę, żebym obwiniala siebie jaka jestem chujowa, byleby poczuć się lepiej za gówno, które odjebałyście -warknęłam patrząc to na Amber to na Kattie -Wiem, że jestem chujowym człowiekiem, ale to nie upoważnia was do robienia czegoś takiego przyjaciółce. A skoro macie taki problem to może przyda nam się chwila przerwy -uśmiechnęłam się sztucznie i ruszyłam w stronę wyjścia wcześniej zabierając papierosy, telefon i słuchawki.

Wyszłam z apartamentu i ruszyłam w stronę windy. Weszłam do niej i próbowałam dodzwonić się do Harrego, ale wyszło to na nic.

Zjechałam na piętro z salami do gier oczekując, że spotkam tu Louisa. Chłopak wychodził 3 godziny temu zabalować i wspominał coś o sali gier. Może on wiedziałby gdzie jest Harry i by mi pomógł.

Idąc długim korytarzem przyglądałam się drzwią, które się tu znajdowały i trafiłam na jedne, duże i solidne z tabliczką na nich. Może, przeszłabym obok nich obojętnie gdyby nie to, że słyszałam cichą melodię która wydobywała się zza tych drzwi.

To tłumaczy też tabliczkę z napisem sala muzyczna.

No właśnie, muzyka!

Otworzyłam po cichu drzwi i weszłam do środka. Ukazała się przede mną dość spora sala z fotelami i sceną na, której był fortepian.

A przy fortepianie nie kto inny jak brunet, którego szukałam.

Przeklinał i co chwilę coś poprawiał w swoim zeszycie, który leżał na fortepianie. Obserwowałam go jak próbuje coś zagrać do momentu, aż naprawdę bardziej zadowolony zaczął coś grać.

I to zdecydowanie rozczuliło moje serce i podbiło mój umysł. Łzy napłynęły mi do oczu a niczego nie swiadomy chłopak zaczął śpiewać.

Najpiękniejszą w świecie piosenkę.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top