45

Rozdział dedykowany Oliwka63 przepraszam, że później niż zapowiadałam ale miałam malutkie problemy techniczne. Buziaki ;*
Miłego czytania kochani ;)

~~~~

-Wszyscy są i wszystko mają?! -krzyknęła Kattie kiedy siedzieliśmy na dość wygodnych krzesłach na lotnisku i czekaliśmy na odprawę.

Lotnisko i wygodne krzesła to dwie różne rzeczy, więc to naprawdę miłe zaskoczenie.

-Jak Louis wróci z kibla to będzie komplet -odpowiedziałam nie unosząc wzroku znad telefonu.

-Okej złota zasada -warknęła poirytowana blondynka zapewne nadal na mnie patrząc -Na tych wakacjach mamy się bawić więc postarajmy się nie używać jakoś wielce dużo telefonu.

Zacisnęłam szczękę myśląc już o wiązance którą zaraz powiem Kattie, jednak w ostatniej chwili powstrzymałam się i mruknęłam ciche "mhm" tak samo jak i reszta.

-Dobra kochani już jestem więc możemy się zbierać i powoli iść w stronę bramek -usłyszałam głos Louisa.

-No wreszcie! -zaśmiał się Liam.

-Jezu już nie marudź. To nie moja wina że tak mi się szczać chce -przewrócił oczami i poszedł w stronę gdzie ma się odbyć odprawa.

-No to lecimy -dodał Zayn więc wstaliśmy i poszliśmy w ślady Louisa.

~~~

Siedziałam zadowolona przy oknie patrząc na piękne widoki jakie się za nim znajdowały. Byłam naprawdę podekscytowana i o dziwo z bardzo dobrym humorem.

-Ile jeszcze? -spytałam odwracając wzrok z krajobrazów na Zayna.

-Chyba coś około godziny -odpowiedział spoglądając na mnie.

Większość lotu przespałam albo oglądałam jakiś durny serial z chłopakiem.

-Okej. A ty nadal z tym serialem? -zaśmiałam się patrząc na ekranik który był naprzeciw jego twarzy.

-Nie, teraz oglądam przyjaciół.

-O mój Boże! -powiedziałam nie co za głośno co nie uszło uwadze kilku osobom. W tym pewnym zielonym tęczówką -Jak mogłeś mnie nie obudzić hmm? -powiedziałam już znacznie ciszej.

-Tak słodko sobie spałaś noo, nie miałem serca cię budzić -zaśmiał się.

-No dobra mniejsza o to - machnęłam ręką.

Siedziałam tyłem do okna mając czysty podgląd na Zayna oraz jakąś starszą pare która siedziała praktycznie obok nas. Po dłuższej chwili wróciłam wzrokiem do chłopaka, który cały czas mi się przyglądał. Skanowałam go uważnie wzrokiem zastanawiając się nad tym czy poruszać z nim pewne tematy i na końcu stwierdziłam, że raz kozie śmierć.

-Okej Zayn, mam pytanie -zaczęłam.

-A zatem słucham -powiedział i obrócił bardziej w moją stronę.

-Jak się mają twoje kontakty z Harrym?

Chłopak na wzmiankę o brunecie zacisnął lekko swoją szczękę.

-Wszystko dobrze, czemu pytasz? -odpowiedział.

-Louis mi powiedział co się działo Zayn -westchnęłam.

-Kurwa -mruknął.

Wywróciłam oczami na jego komentarz i zaczęłam w końcu swój monolog.

-To nie ma sensu wiesz? W sensie kurde, to sprawa pomiędzy mną a Harrym i nie powinieneś w ogóle nic zaczynać. Znacie się o wiele dłużej, jesteście przyjaciółmi a teraz nie umiecie ze sobą normlanie porozmawiać co jest absurdalne. Niby rozumiem twoją postawę ale to nie usprawiedliwia tego że nie powinieneś stawać w mojej obronie bo przeze mnie się teraz kłócicie -powiedziałam z lekkim grymasem na twarzy.

-Czuję się po prostu za ciebie odpowiedzialny -powiedział i ani na moment nie spuścił ze mnie wzroku.

-Całkowicie niepotrzebnie.

-Ja naprawdę po prostu się martwię Mad. Znamy się krócej ale jesteś dla mnie tak samo ważna.

-Okej ale wiesz, że jest jeszcze druga strona medalu? Nie tylko Harry ma tu winę bo ja też Zayn. Pomyślałeś o tym? Albo o tym jak musi się z tym czuć że do mnie całkowicie nic nie masz z racji na to co do mnie czujesz a jego się czepiasz? -powiedziałam dosyć ostro nie mając innego wyjścia.

-A wiesz co jest kochane? -spytał czym mnie nieźle zszokował -Twoja postawa -powiedział z uśmiechem nie przejmując się moimi wcześniejszymi słowami -To, że dla osób na których ci zależy zawsze patrzysz obiektywnie. Harry postąpił wobec Ciebie chujowo a ty go bronisz. W swoich myślach albo nawet ogólnie potrafisz mieć mu to za złe ale jeśli ktoś powie na niego jakieś gówno zawsze staniesz w jego obronie. Starałaś sobie wmówić, że to tylko i wyłącznie jego wina ale nie umiesz -wzruszył ramionami.

-Bo to nie tylko jego wina -zmarszczyłam brwi.

-No i widzisz. O tym właśnie mówię -zaśmiał się -Jeszcze tydzień temu powtarzałaś sobie jak mantrę jaki jest okropny i że się nie zmieni, a kiedy dowiedziałaś się o naszej kłótni próbujesz go bronić za wszelką cenę.

-Nie prawda.

-Oczywiście, że prawda -powiedział rozbawiony. Myślałam, że ta rozmowa będzie o wiele cięższa i będzie niezręcznie a tu proszę. Zero negatywnych emocji, tylko i wyłącznie luz -Zależy ci co widać gołym okiem Mad. Kurde może i mówiłem mu gówno ale po upływie tych prawie czterech tygodni chyba śmiało mogę powiedzieć, że on naprawdę się zmienił. Po tej całej akcji nie spojrzał nawet na jakąś dziewczynę.

-Bo wcześniej spojrzał na Ashley -powiedziałam z grymasem -Tu już nie chodzi o to jak się zachowywał przez te trzy czy tam cztery tygodnie tylko jak się zachował cztery tygodnie temu. To w każdej chwili może stać się po raz kolejny -prychnęłam -I co nadal jesteś przekonany do tego jak bardzo go bronie? -dodałam po chwili.

-Cóż, nie powiedziałem nic takiego, że bronisz go w pełni bo wiadomo że tak nie będzie. Pamiętasz o tym, że on też ma przecież winę ale to nie zmienia faktu, że to kochane i każdy powinien mieć w swoim życiu taką osobę jak ty -powiedział z uśmiechem.

-No tak -westchnęłam -Niby racja.

-No więc teraz się nie martw bo ja i Harry pewnie będziemy już normalnie gadać przy pierwszej lepszej okazji -oznajmił pokrzepiająco -A po naszej rozmowie to już w ogóle. Otworzyłaś mi troszeczkę oczy.

-Taa, ty mi też -zaśmiałam się co uczynił również chłopak -A teraz przepraszam, ale muszę do toalety.

Jak też powiedziałam, tak się stało. Zayn zrobił dla mnie przejście żebym swobodnie wyszła i udałam się do toalety.

Oczywiście moje szczęście jak zwykle mi dopisywało kiedy wpadłam na czyjś tors i oh zgrozo jakie to przewidywalne kiedy okazało się że tym kimś jest Harry.

Mimo to uniosłam hardo głowę spoglądając w jego oczy, które już uważnie skanowały każdy mój detal dopóki na niego nie spojrzałam. Wtedy utkwił swój wzrok w moich tęczówkach i nie wiem co było gorsze. To jak blisko się znajdował trzymając swoje dłonie na mojej talii, które uratowały mnie przed upadkiem, czy to w jaki sposób na mnie patrzył.

Moje dłonie na jego torsie, które dałam tam odruchowo żeby zamortyzować upadek, lekko zjechały przez co chłopak napiął swoje mięśnie i zacisnął szczękę.

Jak głupia byłam kiedy myślałam wtedy o jego słodkich wargach. Bo niestety ale tęskniłam za tym ile mogły dać mi przyjemności i jakie uczucia we mnie wywoływały.

Chłopak przybliżył się lekko i rozchylił wargi ewidentnie chcąc coś powiedzieć jednak tak szybko jak to zrobił tak szybko je zamknął co wybudziło mnie z tego dziwnego stanu.

Kaszlnęłam lekko i odwróciłam swój zdezorientowany wzrok. Wzięłam swoje ręce z jego ciała i spojrzałam na drzwi od toalety.

-Przepraszam -powiedziałam cicho i strzepnęłam jego rękę która uniemożliwiała mi przejście.

Chłopak bez słowa odsunął się na bok więc pędem ruszyłam w docelową stronę czując cały czas na sobie jego wzrok.

Weszłam szybko do średniej wielkości kabiny i oparłam dłonie na prowizorycznej umywalce wydmuchując powietrze z cichym świstem.

Nie mam pojęcia nawet kiedy je wstrzymałam.

Jedyne co wiem to to, że jesteśmy dopiero w samolocie a ja już mam serdecznie dosyć.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top