80

- Panie Dyrektorze – przywitałam się z głową szkoły, gdy po wejściu na ogromną salę spotkałam go, gdy rozmawiał z Bailey. Ta wybałuszyła na mnie oczy, przerywając w pół zdania.

- Leilo, jak miło jest Cię widzieć nie zakrwawioną i zdrową – Dyrektor się zaśmiał.

- Słaby żart – prychnęłam sztucznie, ale nie powstrzymałam uśmiechu. – Pana też jest miło wiedzieć.

- Gratuluję waszej dwójce, po meczu nie zdołałem was złapać – odparł Dyrektor, patrząc to na mnie, to na Harrego. – No i w końcu dzięki Tobie mamy ten tytuł, Styles.

- To kiedyś musiało się stać – powiedział skromnie Harry, choć wiedziałam, że w duchu kipiał z dumy. – Oby teraz po moim odejściu, Stevenson dawał sobie radę.

- Jest obiecującym następnym kapitanem, nie musisz się o to bać – rzekł, klepiąc go po ramieniu. – Ty dostałeś już jakieś odpowiedzi z uniwersytetów?

- Tak, ale jeszcze nie otworzyłem – odparł Harry, a ja spojrzałam na niego zdziwiona.

- Dostałeś? Kiedy? – zapytałam go.

- Później o tym pogadamy – mruknął Harry. – Nie zajmujemy Panu już czasu.

- Miłej zabawy i jeszcze raz gratuluję – powiedział Dyrektor i odszedł dalej, do czyiś rodziców.

- Wyglądacie obłędnie! – pisnęła Bailey, przytulając mnie mocno i znienacka.

- Bailey, dusisz – wykrztusiłam z trudem.

- Przepraszam! – Bailey się zaśmiała i puściła mnie. – Styles, widzimy się na scenie.

- Co? – popatrzyłam na niego zdziwiona po raz drugi. Bailey tylko się uśmiechnęła i znikła w tłumie w ciągu następnych sekund.

- Zobaczysz – puścił mi oczko i lekko ucałował moje wargi, by nie naruszyć mojej szminki. – Mm, truskawka.

- Twoja ulubiona – uśmiechnęłam się lekko.

- Pamiętasz? – pokiwałam głową. – Ja nadal pamiętam, że ukrywasz swoją miłość do Mario Casas'a.

- Już mi przeszło, Bailey nie – zaśmiałam się. – A ty nadal masz ołtarzyk z Carly Ray Jepsen?

- A miałem taki? – uśmiechnął się głupkowato.

- A nie?

- Styles, pozwolisz? – znikąd zjawił się Caleb, posyłając mi uśmiech na powitanie.

- Ta jasne, już idę – rzekł Harry. – Idź do Bailey pod scenę – mruknął mi na ucho i odszedł z Caleb'em.

Co te kutasy knuły?

Zdezorientowana wedle słów Harrego, poszłam pod scenę, spotykając napotykając zawistne spojrzenia dziewczyn, dawnych wielbicielek Harrego. Uniosłam dumnie głowę do góry i odpowiadałam im tym samym.

Zero litości dla zwierząt.

- Leila! – usłyszałam znajomy mi głos i od razu się uśmiechnęłam.

- Logan! – przytuliłam się z nim i dokładnie go obejrzałam. Wyglądał niesamowicie. – Wow! – wskazałam na niego i się zaśmiałam.

- Ty również – uśmiechnął się promiennie. Wyglądał zupełnie inaczej, niż podczas ostatniej imprezy, na której wszystko sobie nareszcie wyjaśniliśmy. – Wyglądasz obłędnie.

- Dziękuję – uśmiechnęłam się. – Słuchaj, idę pod scenę, bo Harry z Bailey znowu coś uknuli.

- Nic nowego – zaśmiał się. – Nie zatrzymuję Cię, baw się dobrze – Logan odwrócił się i poszedł w głąb Sali. Miałam lekkie wyrzuty sumienia, że z Loganem już nigdy nie będę się przyjaźniła tak, jak wcześniej, tym bardziej, że wyjeżdża. Przez chwilę sądziłam nawet, że nie wyjechałby, gdyby nie sytuacja między nami. Na zawsze miał być moim przyjacielem. Na dobre i na złe.

- Jesteś! – przede mną raptownie znalazła się Bailey, stając obok mnie.

- Co ty znowu knujesz Bailey? – westchnęłam.

- Nie ja, tym razem – parsknęła śmiechem.

- Dlaczego Ci nie wierzę? – spojrzałam na nią z politowaniem.

- Oj, zamknij się – wywróciła oczami.

- Uwaga! – przez salę przebił się donośny głos Caleb'a, w dodatku wzmocniony mocą mikrofonu.

- On prowadzi bal? – zapytałam zaskoczona.

- Też jestem tym zdziwiona – przyznała mi rację Bailey. – To powinnam być ja.

- Jak się bawicie, lapsy? – zapytał Caleb, a wszyscy krzyknęli chórem.

Tak, nie spać, zwiedzać, zapierdalać, Caleb.

- No i tak ma być do samego końca – Caleb pokiwał głową z aprobatą. – Dla wielu z nas na tej Sali był to ważny rok. Wiecie, egzaminy, rozterki sercowe i inne bzdety. No, ale to był zdecydowanie rok dla sportowców – krzyki potwierdziły jego słowa. – Może to nie ja o tym powiem, a nasz kapitan – Caleb przekazał Harremu mikrofon, a damskie piski rozległy się po Sali. Zaśmiałam się cicho.

- Tak, to był zdecydowanie rok mój i mojej drużyny, którą miałem zaszczyt prowadzić przez te ostatnie trzy lata – powiedział Harry, uśmiechając się szeroko. – Ale co dobre, zawsze musi się kiedyś skończyć. Stevenson, mam nadzieję, że nie spieprzysz tego, co osiągnęliśmy – mój narzeczony parsknął śmiechem. – Ale do rzeczy... Caleb wspominał, że to dla nas był wyjątkowy rok. Dla mnie był on wyzwaniem, w szczególności ostatnie miesiące. Byłem dupkiem, nie ukrywam – zaśmiał się pojedynczo. – Ale przez jedną małą osóbkę zmieniłem się.

Nie.

Nie.

Nie.

Styles, nie zaczynaj.

Idiota.

- I ona wie, że mówię o niej, widzę to po jej minie – Harry uśmiechnął się szerzej i zdałam sobie sprawę, że patrzy na mnie. Również to zrobiłam. – To może głupie, że mówię to przy całej szkole, ale Leila McLoud to osoba, dla której warto się poświęcić.

Przez tego cymbała znowu będę płakać.

- W pewnym momencie nie miałem już siły walczyć... ale to najmniejsza myśl o Leili była moją siłą. Tęsknota pokazała, jak bardzo zależy mi na niej i umocniła w myśleniu, że dam radę. Musi być gorzej, żeby potem było lepiej. Tak się stało i cieszę się, że sprawy potoczyły się tak, a nie inaczej.

- On jest szalony – powiedziałam cicho do Bailey, łamiącym się głosem.

- Płaczesz? – zaśmiała się.

- Nie kurwa, krztuszę – prychnęłam i wytarłam łzy z policzków.

- Mogę powiedzieć, że jestem szczęściarzem, bo będę mężem tej cudownej dziewczyny. Wszystkie przeciwności losu mocno skopały mi dupę, ale za każdym razem podnosiłem się dla niej – głośne „ooo" rozległo się po Sali i wszystkie spojrzenia były skupione na mnie : płaczącej i szczęśliwej. Ne mogłam uwierzyć jak bardzo Harry się zmienił i... powiedział to przy wszystkich.

Byłam powodem jego zmiany.

- Nie będę dłużej was męczył swoim pieprzeniem, na farcie ludzie – Harry oddał mikrofon Caleb'owi i zszedł ze sceny.

- Przez tego debila znowu płaczę – wyszlochałam, śmiejąc się.

- To miłość, kochana – Bailey się uśmiechnęła. Harry szedł pewnym siebie krokiem ku nam, przybijając piątki po drodze ze swoimi znajomymi. – Zostawię was samych – Bailey pogłaskała mnie po ramieniu i poszła do swoich współorganizatorów. W między czasie usłyszałam, jak puszczono jakąś powolną piosenkę.

- Mam nadzieję, że to łzy szczęścia – powiedział Harry, podchodząc do mnie i obejmując delikatnie w talii. Nim spostrzegłam, kołysaliśmy się w rytm muzyki.

- Nie wierzę, że to zrobiłeś, Harry – odparłam, kręcąc głową. – Jesteś idiotą! Totalnie się tego nie spodziewałam!

- I tak miało być – uśmiechnął się ciepło. – Dlatego nic nie mówiłem Bailey, bo wiedziałem, że się wygada.

- Nie wiedziałam, że... potrafisz tak mądrze się wysławiać – stwierdziłam.

- Przypadki się zdarzają – wzruszył ramionami, obkręcając mnie i przyciągnął do siebie.

- I w dodatku tancerz, coś niespotykanego – powiedziałam z aprobatą. – Ale masz słabe żarty.

- Słaby w żartach, zajebisty w łóżku – mruknął niższym głosem.

- No dobrze, z tym się zgodzę – parsknęłam śmiechem. – Co Cię skusiło do powiedzenia tego wszystkiego?

- Nie wiem... Potrzebowałem tego – powiedział. – I po raz kolejny pokazałem się jako zakochany mięczak, dla Ciebie.

- Plus dziesięć do prawilności – uśmiechnęłam się i cmoknęłam go w wargi. – To były naprawdę piękne słowa, Harry. Nigdy takich nie słyszałam.

- Bo nigdy wcześniej nie byłaś z nikim takim jak ja.

- Skromny jak zawsze.

- I zakochany bez granic – dodał, ścierając kciukiem łzę, którą przeoczyłam. – Teraz mam nadzieję, że już mi wierzyć, że moja miłość do Ciebie zawsze była prawdziwa i szczera... dobra, szczera nie zawsze, ale się starałem.

- Ja zdałam sobie sprawę, że nigdy nie pokocham nikogo bardziej od Ciebie... choć bardzo próbowałam. Nie mogłam przestać o Tobie myśleć... nawet przez ten ostatni rok.

- Myślałem, że nie jesteśmy sobie pisani... Ale zdałem sobie sprawę, że jestem w cholernym błędzie – rzekł. – Byłaś, jesteś i będziesz tą jedyną, którą kocham, mimo tego, że groziła mi oszpeceniem twarzy o beton i wykastrowaniem.

- To się nazywa miłość – zaśmiałam się, zarzucając ręce na jego szyję.

- Nie wierzyłem w nią, dopóki nie spotkałem Ciebie, Leilo.

Uśmiechnęłam się i następnie stanęłam na palcach, by złączyć nasze wargi w długim pocałunku. Ignorowałam gwizdy i tego typu podobne, bo byłam tylko ja i on. Mieliśmy własny kawałek nieba.

I wiedziałam, że od tamtej pory miało być tylko lepiej.

Kiedyś „Kocham Cię" brzmiało tak... bezuczuciowo i bez wyrazu. Nie wyobrażałam sobie siebie zakochanej w chłopaku i marząc, by spędzić z nim resztę życia. Wymyślało to tylko moje chore ego.

Harry to zmienił.


***********************

Kochani, to był OSTATNI ROZDZIAŁ MESSAGE! Przed nami jeszcze Epilog! Ja pierdziele... im bliżej końca, tym bardziej moje serducho boli.

Mimo wielu próśb, moi drodzy, na pewno nie zrobię 2 części. Od początku planowałam tylko jedną i miała być ona o wiele krótsza... Cieszę się, że ta historia się kończy tak, a nie inaczej :D

Do Epilogu! x.

Wasza Katie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top