69

~ Harry's P.O.V ~

- Przecież ja kurwa zginę - westchnąłem, gdy jechałem do domy Leili. Prawda była bolesna.

Ojciec Leili mnie nienawidził.

- Jeśli dzisiaj nie umrę, schleję się - odparłem, skręcając w aleję, zza której niemal od razu wyłonił się dom Leili. Serce podskoczyło mi do gardła. Zaparkowałem na parkingu. - Boże, módl się za mnie - wziąłem głęboki wdech i wyszedłem z auta. Zamknąłem je i z poważną miną ruszyłem ku domowi.

Cholera, nigdy tak bardzo się nie stresowałem. Nawet tak bardzo, kiedy musiałem powiedzieć matce, że rozbiłem auto na początku drugiej klasy liceum. Wolałem jeszcze raz zaliczyć stłuczkę, niż stanąć twarzą twarz z ojcem Leili.

Ale od tego zależało moje być lub nie być.

Wszedłem na posesję rodziny McLoud i zapukałem w duże drzwi. Myślałem, że się pożygam z nerwów.   Gdy drzwi się otworzyły i zobaczyłem jej ojca, zabrakło mi cholernego języka w gębie.
- Dzień dobry, Panie McLoud - udało mi się wydukać. Zauważyłem, jak ojciec Leili się napina, a jego wzrok tężeje.

Jasna cholera.

- Czego chcesz? - zapytał ostro.
- Chciałem porozmawiać - oświadczyłem pewniej.
- Jak śmiesz tutaj przychodzić? - prychnął.
- Zależy mi na tej rozmowie, proszę Pana - odparłem.
- Ja nie mam o czym - warknął i gdy chciał zamknąć drzwi, powstrzymałem go. - Odejdź stąd, Styles.
- Nie zamierzam nigdzie iść - fuknąłem uparcie. - Wiem, że niezbyt darzy mnie Pan sympatią, ale powinien mnie Pan wysłuchać - dodałem uparcie. Ojciec Leili patrzył na mnie niewzruszony przez dobry moment. Mierzyliśmy się wzrokiem, dopóki mężczyzna nie otworzył szerzej drzwi.
- Wchodź, mam niewiele czasu - rzucił i ruszył w głąb korytarza. Przekroczyłem próg domu i zamknąłem za sobą drzwi. Odnalazłem ojca Leili w salonie, który siedział w dużym fotelu. - Co masz mi do powiedzenia?
- Chcę, aby Pan powiedział mi, gdzie jest Leila - oznajmiłem. Stary McLoud zaśmiał się krótko i ironicznie.
- Z jakiej to okazji? - parsknął.
- Chcę odzyskać Pańską córkę - powiedziałem.
- A co z dzieckiem?
- Tiffany nie jest w żadnej ciąży, to była zwykła intryga - westchnąłem. - Dużo by gadać, ale... Kocham Leilę i chcę, by do mnie wróciła.
- Wiesz, ile przez Ciebie płakała? - rzekł z pogardą. - Wiesz, ile wycierpiała?
- Wiem, proszę Pana i jest mi za to wstyd, ale czasu nie cofnę. Zależy mi na Leili i nigdy nie poznałem takiej dziewczyny, jak ona. Brzmi to dennie, ale taka jest prawda. Obiecałem jej przed odejściem, że ją znajdę i nie zamierzam wyrzec się swoich słów.
- Dlaczego miałbym Ci uwierzyć?
- Niech mi Pan zaufa - odparłem. - Zrobiłbym wszystko, aby znowu była ze mną.
- Już tak kiedyś mówiłeś, a potem przez prawie pół roku moja córka była jak nieżywa - powiedział poważnie. - Nie zamierzam ponownie znosić tego widoku.
- Nie pozwolę na to, proszę Pana - obiecałem. - Ja również cierpię po jej odejściu i nie jest mi łatwo. Potrzebuję jej tak samo, jak Pan. Dlatego chcę ją tutaj z powrotem ściągnąć.
- Wiesz co Harry... - ojciec Leili westchnął głęboko i spojrzał na mnie z tajemniczym błyskiem w oku. - Gdyby nie fakt, że moja córka Cię kocha i uśmiecha się za każdym razem, gdy o Tobie wspomni już dawno odesłałbym Cię na ostry dyżur za to, co musiała przez Ciebie przejść.
- Wiem, że Pan tak łatwo mi teraz nie  zaufa...
- Daj mi dokończyć - ojciec Leili podniósł rękę do góry, uciszając mnie. - Wierzę w Ciebie, Harry.
- Serio? - zachłysnąłem się powietrzem.
- A co myślałeś? Że dostaniesz pięścią w twarz na powitanie? - uśmiechnął się złośliwie.

Kurwa, ten koleś się uśmiecha.

- Tak, tak właśnie myślałem - przygryzłem swoją wargę. Jego zachowanie zmieniło się i nie mogłem pojąć dlaczego.
- Kochasz ją?
- Bardzo.
- Więc spraw, aby moja córka wróciła do domu - rzekł, a mnie zatkało. Tata Leili wstał i podszedł do mnie, po czym wystawił rękę. - Mam nadzieję, że błędnie Cię oceniłem, Harry. Zadbaj o nią.
- Dziękuję Panu, Panie McLoud...
- Ivan, Harry.

Żebyście zobaczyli moją minę, gdy to powiedział.

- Mam jeszcze jedną sprawę... Ivan - odparłem, po raz pierwszy używając imienia ojca swojej dziewczyny. Dziwnie się z tym poczułem. - Może Cię to trochę... Zaskoczyć.
- Chyba już nic mnie tego dnia nie zaskoczy, Harry - odparł, krzyżując ręce. - Więc mów, o co chodzi?
- To jest dosyć... Poważna sprawa - zaśmiałem się nerwowo.
- Wyduś to z siebie.
- Ja... - zacząłem, szukając w głowie odpowiednich słów. - Proszę Cię o błogosławieństwo, Ivan.

******
Proszę bardzo 😁💎😎

Wasza Katie 💞

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top