57

- Myślałeś kiedyś nad karierą muzyczną? - zapytałam Harrego, gdy gotowaliśmy dla siebie obiad. Staliśmy ramie w ramię i kroiliśmy warzywa do naszej sałatki.
- Tak, w szczególności tutaj - prychnął, wyrwacając oczami.
- Masz talent, powinieneś się napisać do jakiejś wytwórni lub wysłać im swój kawałek - odparłam wrzucając pokrojoną paprykę do miseczki stojącej obok kuchenki.
- Nawet nie wiesz jak bardzo bym tego chciał - powiedział, wzdychając. - Przed przeprowadzką miałem nawet swój band.
- Serio?
- Tak - uśmiechnął się. - Pewnie gdyby nie mój wyjazd, coś byśmy z tego zrobili, a tak... Jestem gdzie jestem - wzruszył ramionami.
- Żałujesz? - zapytałam.
- Trochę, ale gdyby nie mój przyjazd tutaj, nie spotkałbym Ciebie - Harry spojrzał na mnie.
- Nie przesadzaj - parsknęłam. - Gdybyś był sławny, spotkałbyś jakąś zajebistą modelkę...
- Wolę Ciebie - przerwał, przerywając krojenie, aby przyciągnąć mnie do swojego boku. - Na co mi jakaś sztuczna laska?
- To na co była Ci Tiffany? - spytałam, nim ugryzłam się w język. Harry spoważniał.
- Znowu zaczynamy ten temat?
- Zapomnij, wymsknęło mi się - mruknęłam, odrywając się od niego i powróciłam do robienia sałatki.
- Co mam jeszcze zrobić, aby udowodnić Ci, że jesteś dla mnie najważniejsza?
- Nie biec do niej przy pierwszej lepszej okazji, a w szczególności gdy się pokłócimy - zauważyłam.
- To co było między nami nie powinno się wydarzyć.
- Teraz tak mówisz - stwierdziłam.
- Bo dopiero niedawno uświadomiłem sobie, co traciłem - palce Harrego chwyciły delikatnie mój podbródek i zmusił mnie abym na niego spojrzała.
- Wierzę Ci - szepnęłam, przygryzając dolną wargę w zakłopotaniu.
- Nie do końca, widzę to po Twoim spojrzeniu.
- Na razie na pewno w pełni Ci nie zaufam - odparłam. - Oboje musimy pracować nad naszym...
- Związkiem - dokończył za mnie.
- Tak - skinęłam głową.
- Zobaczysz, będzie tak jak to sobie wyobrażasz - odparł.
- Już to słyszałam.
- Teraz nie rzucam słów na wiatr.

Mam taką nadzieję, Harry.

***
- Chcę Cię gdzieś zabrać - oznajmił Harry późnym popołudniem, gdy siedzieliśmy na tarasie, delektując się ostatnimi tego dnia promieniami słońca. - Ale nie wyglądasz na taką, która się do tego rwie.
- Jestem zmęczona - stwierdziłam. - I boli mnie twarz.
- Tak, wygląda okropnie.
- Nie pytałam Cię o zdanie - parsknęłam śmiechem. - Co ja do cholery będę robić przez trzy tygodnie w domu? - westchnęłam, przypominając sobie o karze dyrektora.

Boże, co będzie gdy się dowie o tym ojciec...

- Chodźmy na imprezę, rozerwiemy się oboje - stwierdził Harry. - Poza tym, dawno nie piłem.
- Tak, też bym się napiła - odparłam po chwili zastanowienia. - Ale nie mam żadnych ubrań.
- Zajedziemy do Twojego domu.
- Robisz wszystko, aby mnie stąd wyciągnąć, co? - zaśmiałam się. - Chcesz, żeby mówili, że mnie bijesz?
- Cała szkoła widziała, jak biłaś się z Tiffany...
- Nie wspominajmy o tym, bo od razu ciśnienie mi rośnie, gdy o niej myślę - prychnęłam. Gdy spojrzałam na Harrego, zauważyłam na jego twarzy szeroki uśmiech. - Co się szczerzysz?
- Jesteś taka urocza, gdy jesteś zazdrosna - powiedział wstając ze swojego leżaka, usiadł na moim, by po chwili przygwoździć mnie swoim ciałem.
- Zaraz coś innego urośnie, niż ciśnienie - rzekłam z lekkim uśmiechem.
- To źle, że mnie pociągasz?
- Bardzo dobrze, ale żeby ciągle Ci stawał?

***
- Dobra, musimy się sprężać, bo i tak jesteśmy spóźnieni - powiedział Harry, gdy podjechaliśmy pod mój dom. Dwie minuty zajęły nam przedostanie się do mojego pokoju. - Nie ubieraj się zbyt kuso.
- Serio? Mówisz to ty? - parsknęłam śmiechem, otwierając swoją szafę.
- Tylko ja mogę patrzeć na Twoje ciało - odparł, przebiegając powoli wzrokiem po moich nogach i pośladkach.
- Jak wypadam na tle innych? - uśmiechnęłam się do niego kwaśno.
- Nie zabawne.
- Pytam poważnie - zaśmiałam się.
- Masz najlepszy tyłek jaki widziałem - stwierdził z tajemniczą nutą w głosie. - I cipkę też.
- Harry! - pisnęłam, rumieniąc się.
- Pytałaś mnie o zdanie, to masz - parsknął śmiechem. - Mógłbym mówić dalej, ale jeszcze podnieciłabyś się i musielibyśmy tutaj zostać...
- Tak, musimy się śpieszyć - przerwałam mu w połowie zdania, wyjmując kanarkową sukienkę i czarne szpilki. Gdy chciałam zdjąć koszulkę, spojrzałam na Harrego, który bacznie mi się przyglądał. - Wiem, że w chuj kochasz moje ciało, ale mógłbyś się nie patrzeć?
- Nie masz czego przede mną ukrywać, wszystko już widziałem - puścił mi oczko.
- Boże... - westchnęłam cicho, pozbywając się swojej górnej odzieży jednym ruchem, a potem zdjęłam spodnie, specjalnie wypinając się tyłkiem w jego stronę. Usłyszałam, jak wciąga gwałtownie powietrze do swoich płuc, a ja mimo starań, uśmiechnęłam się chytrze. Prostuję się nagle, gdy czuję jak dłoń Harrego spotyka się z moim pośladkiem.
- Jeszcze raz tak zrobisz, a rzucę Cię na te łóżko i na pewno stąd tak szybko nie wyjdziemy.

*****

WRÓCIŁAM, kochani! 💚💖💞

Wasza Katie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top