33

- Hej moja przyjaciółko - podskoczyłam na krześle, gdy znienacka usłyszałam męski głos tuż przy swoim uchu, który wyrwał mnie z głębokiego snu na biologii.
- Kurwa mać, Styles! - syknęłam cicho, ziewając pod nosem. - Tak w ogóle od kiedy siedzisz ze mną w ławce? - warknęłam, przecierając delikatnie oczy, by przypadkowo nie rozmazać makijażu.
- Od pięciu sekund? - parsknął śmiechem. - Masz szczęście, że mamy zastępstwo, inaczej bym zrobił Ci na złość, nie obudził Cię... i dostałabyś pizdę za niesłuchanie tematu.
- Zajebisty z Ciebie przyjaciel - wywróciłam oczami. - Co raz lepiej Ci to wychodzi.
- Mam do Ciebie pytanie - odparł.
- Wow, słucham - zdziwiłam się. - Nigdy nie pytasz mnie o...
- Pójdziesz ze mną na bal wiosenny?

Zamarłam, patrząc na niego z szeroko otwartymi oczami.

Czy Harry Pieprzony Styles zaprosił mnie właśnie na bal?

- Pytasz poważnie? - zapytałam zduszonym głosem.
- Nie, kurwa na niby - zaśmiał się. - To jak?
- Co na to Tiffany?
- Nią się nie przejmuj - uśmiechnął się lekko, biorąc moją dłoń w swoje obie. - Pamiętaj, że tu chodzi wyłącznie o nas.

Dlaczego zadrżałam z przyjemności?

- Kiedy to jest? - spytałam.
- Za trzy i pół miesiąca - rzekł.
- I już się mnie pytasz? - prychnęłam.
- Zawsze lubię być pierwszy - puścił mi oczko.
- To wiem - westchnęłam. - Skąd wiesz, że nie miałam planów znaleźć innego chętnego starszego chłopaka z naszej szkoły, który na balu łaziłby za mną jak pies i chronił przed natrętnymi chujami?
- To już mnie znalazłaś, mała - uśmiechnęłam się, ale w mojej głowie zapaliło się czerwone światełko, które migało niezmiernie rzadko, ale jednak to robiło.

Stalker napisał do mnie w identyczny sposób, w jaki przed chwilą powiedział to Harry.

***

Czekałam z niecierpliwością do ostatniego dzwonka tego dnia, który ciągnął się niemiłosiernie długo. Gdy ta chwila nastała, niemalże wybiegłam z sali. Przed szkołą umówiłam się, że pojedziemy na plażę z Bailey. Za to kochałam Californię.

Słońce i plaża każdego dnia.

- Żartujesz?! Zaprosił Cię na bal?! - pisnęła Bailey tak głośno, że musiałam ją uciszać. Ja i Harry byliśmy największymi wrogami w szkole, nikt nie mógł wiedzieć, że coś jest "między nami".

Choć to było słowo mocno przesadzone.

- Zgodziłaś się? - dopytywała się, w drodze do jej auta, stojącego na samym końcu parkingu dla uczniów. Ja nadal czekałam na obiecane auto od rodziców na szesnate urodziny. A za dobrą miałam skończyć osiemnaście.

Dzięki mamo i tato.

- Męczył mnie praktycznie przez cały dzień, więc...
- Nie wierzę - Bailey pokręciła głową i szerokim uśmiechem. - Ty i Styles...
- Cśś - uciszyłam ją, śmiejąc się przy tym cicho.
- Nawet mnie jeszcze nikt nie zaprosił! To takie... - Bailey przerwała, gdy raptownie coś przykłuło jej uwagę gdzieś za mną.
- Co jest? - zapytałam odwracając się.

Harry szedł razem z Tiffany ramię w ramię z uśmiechami na pół twarzy, a potem wsiedli do jego auta. Byli tak weseli, że aż mnie mdliło. Ten widok totalnie zwalił mnie z nóg.
- Harry mówił, że jedzie do mamy - odparłam, obserwując z niedowierzaniem jak samochód Harrego stopniowo oddala się od szkoły. - Nie przejmuj się Tiffany - zacytowałam go z nutką ironii.
- Chyba jednak u was z tą szczerością coś słabo - stwierdziła Bailey. - Nadal twierdzisz, że się zmienił?

Miałam co do tego co raz większe wątpliwości.

****
Oj Harry sobie grabi 💀💀

Wasza Katie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top