Epilog
Dziękuję Wam za obecność pod tym krótkim świątecznym prezentem! <3
Już niedługo mam nadzieję zobaczymy się ponownie, pod pierwszymi rozdziałami "Puck Luck", a na razie życzę Wam wszystkiego najlepszego na Nowy Rok <3
#mlcwLS
Kiedy dzwonię do drzwi mojego rodzinnego domu, to mama nam otwiera.
Wiem, że Rhodes się stresuje, nawet jeśli nie mówi tego głośno, więc cały czas mocno trzymam jego rękę. Przez to wszystko, co przyniósł, musi nieść w drugiej – a ma tam zarówno kwiaty dla mamy, jak i wino dla taty, a dodatkowo bombonierkę dla wszystkich. Mówiłam mu, że to za dużo i że to niepotrzebne, ale nie słuchał. Wspomniał tylko, że Nick życzył mu powodzenia, gdy się poznali – chociaż nie mam pojęcia, kiedy to było – i że to go trochę zaniepokoiło.
Wcale mu się nie dziwię. Mój biedny Grinch.
Mama, do której jestem tak bardzo podobna, uśmiecha się szeroko na mój widok i wciąga mnie w swoje objęcia, zanim jeszcze wejdziemy do środka. Komplementuje moją sukienkę – dzisiaj mam na sobie bordową, brokatową, z kopertowym dekoltem, która sięga mi za kolano – i kokardę we włosach, a potem wreszcie zwraca się do mojego towarzysza, a z ust momentalnie spełza jej uśmiech.
– Wejdźcie do środka, oczywiście – mówi, odsuwając się nieco. – Wszyscy już na was czekamy.
Rhodes zamyka za nami drzwi, gdy już trafiamy do przedpokoju, a potem pomaga mi zdjąć rozpięty już płaszcz. Wtedy zwracam się z powrotem do mojej elegancko ubranej mamy. Święta w moim rodzinnym domu zawsze w ten pierwszy dzień są dosyć uroczyste, dlatego my też staraliśmy się dopasować.
– To jest właśnie Rhodes – mówię, wskazując mojego towarzysza. – Rhodes, to moja mama, Gloria.
Podają sobie dłonie, a mama posyła mi krzywe spojrzenie.
– Mitch dzwonił – informuje mnie kwaśno. – Chciał przeprosić i powiedzieć, że jednak nie przyjdzie.
Mój uśmiech jeszcze się poszerza.
– No widzisz? I wszystko się ułożyło – odpowiadam.
Mama robi oburzoną minę.
– No wiesz! Ten biedny chłopak został całkiem sam na święta!
– Rhodes też byłby sam na święta, gdybym go nie zaprosiła – bronię mojego chłopaka. – A zdecydowanie wolę spędzać ten czas z moim obecnym chłopakiem niż byłym. I na pewno uznasz podobnie, gdy go tylko go trochę poznasz.
Co wprawdzie może być odrobinę utrudnione, jeśli Rhodes zamknie się w sobie i będzie milczał, jak to często robi w towarzystwie, ale od tego tu jestem, żeby mu pomóc, prawda?
Mama robi niepewną minę.
– Ale Mitch...
– Daj już spokój z tym darmozjadem – rozbrzmiewa nagle w przedpokoju nowy głos. To tata, na widok którego znowu szeroko się uśmiecham. Gdy staje obok mamy, podchodzę, żeby go uściskać, a on przyciska mnie do siebie mocno. Jest od mamy prawie o głowę wyższy i bardzo postawny, przez co my z Rhodesem trochę ich przypominamy pod względem postur. Mama jest podobnie drobna jak ja. – Nigdy chłopaka nie lubiłem. Czas, żebyś znalazła sobie kogoś lepszego. Mam nadzieję, że ty taki jesteś, młody człowieku?
Bawi mnie, że tata nazywa trzydziestoletniego Rhodesa „młodym człowiekiem", ale powstrzymuję śmiech, gdy mój chłopak sztywno się z nim wita, a potem wreszcie podaje im obojgu przyniesione przez niego podarunki. Mama prawie uśmiecha się na widok kwiatów, a tata badawczym wzrokiem ogląda etykietę wina, a potem z aprobatą kiwa głową.
Słyszę westchnienie ulgi wydobywające się z ust Rhodesa.
– Chodźcie do salonu, wszyscy już czekają – dodaje po chwili tata. – Reszta rodziny bardzo chce cię poznać, Rhodes.
Rhodes robi zaniepokojoną minę, więc znowu biorę go za rękę. Mama jednak jeszcze nie skończyła swoich wywodów.
– Ja po prostu chcę, żeby nasza córka była szczęśliwa – broni się. – Skąd mam wiedzieć, że...
– Kocham Rhodesa, mamo – przerywam jej stanowczo.
Uścisk dłoni Rhodesa na mojej się zwiększa. Odwracam się, by na niego spojrzeć; wygląda na zaskoczonego i nieco oszołomionego. Uśmiecham się do niego łagodnie, a potem powtarzam:
– Kocham go. Wiem, że jesteśmy ze sobą krótko, ale naprawdę go kocham. – Potem znowu zerkam na rodziców. – Więc nie musicie się o mnie martwić.
– I ja też kocham państwa córkę – dodaje pospiesznie Rhodes, ale kiedy spoglądam z powrotem na niego, by zapewnić, że nie musi tego robić tylko po to, żeby mi się odwdzięczyć, on podchwytuje mój wzrok i dodaje: – Kocham ją od dawna, zanim jeszcze w ogóle mnie zauważała. Czekałem na nią tyle czasu... i nigdy nie przestałem jej kochać.
Uśmiecham się jeszcze szerzej, a potem przechylam do niego, by go pocałować. Chwilowo zapominamy, że jesteśmy w towarzystwie rodziców, i zatracamy się w słodkim, oszałamiającym pocałunku, a gdzieś obok nas mama szepcze krótkie „No dobrze".
Mam to gdzieś. Podobnie jak to, że znowu całujemy się w obecności innych ludzi, którzy niekoniecznie chcą na to patrzeć. Po prostu nie potrafimy się powstrzymać i co w tym dziwnego, skoro jesteśmy w tym momencie tak bardzo szczęśliwi?
Widocznie to już wchodzi nam w krew.
KONIEC
Będzin, grudzień 2024 – styczeń 2025
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top