19. Po zlocie czarownic

#mlcwLS

#sektabanff

RHODES

Następnych kilka dni spędzamy jak we śnie.

Nie mam tak dużo czasu dla Poppy, jak bym chciał, bo zajmuję się struganiem reszty reniferów na otwarcie Little Dreams, kawiarnio-księgarni Drew i Nevy, ale spędzam z nią każdą wolną chwilę, jeśli tylko ona też może sobie na to pozwolić. Nie możemy się sobą nacieszyć. Chodzimy na randki, chociaż głównie zostajemy albo w moim, albo w jej domu, gotujemy razem, śpimy razem... i pieprzymy się jak króliki.

Jezu, seksu z Poppy nie da się porównać do żadnego innego. Wiedziałem, że tak będzie, odkąd zobaczyłem ją po raz pierwszy, ale rzeczywistość przeszła moje najśmielsze wyobrażenia. Tkwię w stanie nieustannej euforii, odkąd odwiozłem Poppy do domu po wizycie w domu Robinsonów i kochałem się z nią na jej łóżku, a potem także pod jej prysznicem i na sofie w jej salonie.

To wręcz zbyt piękne, żeby było prawdziwe, ale staram się nie pozwalać sobie na takie myśli.

W przeddzień otwarcia Little Dreams musimy w końcu zawieźć do sklepu wykonane przeze mnie renifery i ozdoby Poppy. Ponieważ te pierwsze znajdują się w moim warsztacie, a te drugie w domu Poppy, a nie w sklepie, po zamknięciu robimy rundę moją półciężarówką, zaglądając najpierw do jej domu, a potem do mojego. Na pace spokojnie mieści się wszystko, więc to żaden problem.

Kiedy Poppy w uroczej, obcisłej sukience w czerwono-zieloną kratę wchodzi znowu do mojej pracowni, nie wytrzymuję i kradnę jej całusa.

– Wiesz, co miałem ochotę zrobić, kiedy pierwszy raz cię tu zabrałem? – pytam.

Ona tylko przekrzywia głowę i uśmiecha się figlarnie.

– Zerżnąć mnie na blacie roboczym? – proponuje niewinnie.

Jezu. Każde słowo z ust tej kobiety to jak niewypowiedziana tortura i największa pokusa zarazem.

– Jest tam sporo odłamków drewna, więc mogłoby ci być niewygodnie – stwierdzam z rozbawieniem. – Ale myślałem o seksie, owszem. Mógłbym cię na przykład oprzeć o ten blat roboczy i wziąć od tyłu. To na pewno spodobałoby się nam obojgu.

Oczy Poppy rozbłyskują pożądaniem, gdy tylko słyszy te słowa. Robi krok w moją stronę i tyle wystarcza, żebym zaczął się robić podniecony.

Ostatnio w towarzystwie tej kobiety ciągle chodzę podniecony. Prawdopodobnie dlatego, że gdy zamknę oczy i pozwolę sobie odpłynąć myślami, wspominam jej widok w moim łóżku, gdy szczytowała, słyszę jej jęki, krzyki, i czuję jej smak na języku.

Tak, to może mieć jakiś związek z moim obecnym stanem.

– Więc możemy spróbować – proponuje lekko. – Chętnie spełnię jakąś twoją fantazję, Rhodes.

Już jedną dzisiaj spełniła. Wtedy, gdy znalazła się na klęczkach przede mną i z moim fiutem w ustach.

Jezu, weź się w garść, typie!

– Nie mamy czasu – przypominam jej desperacko. – Jesteśmy umówieni z Nevą, pamiętasz? Chcesz pozwolić jej czekać?

Poppy robi naburmuszoną minę.

– Ale...

– Możemy tu wrócić, kiedy już zawieziemy ozdoby – przerywam jej, przypominając sobie, że powinienem być tym odpowiedzialnym. – Zrobimy wtedy, co tylko będziesz chciała, w porządku?

Poppy mruży oczy.

– Obiecujesz?

– Obiecuję – mówię poważnie. – Myślisz, że ja nie chcę cię tu wziąć? O niczym bardziej nie marzę, pierniczku, ale bądźmy przez chwilę odpowiedzialni. Proszę.

Ona przez chwilę patrzy mi prosto w oczy, a potem po prostu kiwa głową, odwraca się na pięcie i rusza do wyjścia, zarzucając na plecy swoje długie włosy spięte czerwoną kokardą. To znajomy ruch, którego używała, kiedy jeszcze wcale mnie nie lubiła i chciała zrobić wrażenie, odchodząc, i jak zwykle sprawia, że robię się podekscytowany. Nic na to nie poradzę, uwielbiam oglądać Poppy w takim stanie.

Z westchnieniem zabieram ostatnie renifery i idę za nią, cały czas wpatrując się w kokardę w jej włosach. Po chwili zsuwam wzrok na jej tyłek opięty materiałem kolejnej świątecznej sukienki i wzdycham.

Czy naprawdę nie mogliśmy sobie pozwolić na piętnaście, dwadzieścia minut spóźnienia u Nevy? Niby dlaczego mielibyśmy być odpowiedzialni?

Poppy rzuca mi spojrzenie przez ramię, jakby doskonale wiedziała, w jakim kierunku idą moje myśli, i uśmiecha się promiennie. Potem wychodzi z pracowni, a ja dochodzę do wniosku, że doskonale wie, jak bardzo mnie w tej chwili torturuje, i jest z siebie zadowolona.

Cóż. Sam jestem sobie winny.

W końcu ładujemy resztę reniferów na pakę mojej półciężarówki i wracamy do centrum miasteczka. Położone obok Vintage Treasures Little Dreams jest jedynym wciąż rozświetlonym sklepem na całej ulicy, więc od razu wiadomo, że coś dzieje się w środku. Wysiadamy na zewnątrz; ja biorę na siebie niesienie do środka wieńców, pozwalając Poppy pobiec przodem. Po renifery wrócimy za chwilę.

Poppy otwiera nam drzwi, nad którymi dzwoni staromodny dzwoneczek, a potem wchodzi pierwsza i przytrzymuje je dla mnie. Jestem jej za to wdzięczny, bo nie bardzo wiem, dokąd idę, wieńce zasłaniają za dużo. Poppy natychmiast wykrzykuje powitanie.

– Hej, Popps, i hej... kimkolwiek jesteś – słyszę ze środka rozbawiony głos Nevy.

Wyglądam zza wieńców.

– To ja – mamroczę, dostrzegając Nevę, a obok niej jeszcze drugą, nieznaną mi dziewczynę.

Neva przedstawia nas swojej przyjaciółce, Elli, która przyjechała do Banff specjalnie na otwarcie Little Dreams, a potem wszystkie trzy dziewczyny pomagają mi zostawić wieńce w odpowiednim miejscu. Potem mamroczę, że przyniosę jeszcze renifery, i wycofuję się ze sklepu, zostawiając dziewczyny same.

Kątem oka widzę przez szybę, że rozmawiają, a sądząc po tym, jak zerka na mnie zmieszana Poppy, chyba na mnie, ale ignoruję to, tylko uśmiechając się kącikami ust. Zgarniam z paki mojej półciężarówki dużego renifera, a potem wracam z nimi do sklepu.

Sądząc po tym, jaka zapada w nim cisza, gdy tylko wkraczam do środka, dziewczyny rzeczywiście rozmawiały o mnie. Kwituję to rozbawieniem, którego staram się po sobie nie okazać, gdy ustawiam renifera na podłodze. Wracam jeszcze po te małe, a kiedy ponownie wchodzę do sklepu, słyszę, jak Neva zachęca Poppy, żeby została z nimi.

– Musimy tylko ustroić choinkę, a potem... wieczór jest nasz. Proszę, zostań... – mówi, na co Poppy robi niepewną minę i zerka na mnie.

No tak, obiecałem jej przecież seks w pracowni.

– Eee...

– Zostań, pierniczku – wtrącam.

Ustawiam mniejsze renifery obok tego dużego, słuchając, jak Neva żartuje z nadanego Poppy przeze mnie przezwiska. Nie jestem ślepy: widzę, że dziewczyny aż skręcają się z ciekawości, i chętnie dam im ten wieczór, żeby mogły sobie spokojnie pogadać w babskim gronie, z winem w ręce. Seks w pracowni nam nie ucieknie.

– Och, tak – rzuca z rozbawieniem Neva. – Pierniczek... to znaczy Poppy musi zostać, przyda mi się każda para rąk.

– Do paru bombek? – prycha Ella, ale przyjaciółka natychmiast ją ucisza.

– Zostań – powtarzam do Poppy, po czym podchodzę do niej i bez namysłu całuję ją w czoło, na co czubki jej uszu się czerwienią. To naprawdę urocze. – Odbiorę cię, jak skończycie.

Seks później, przekazuję jej bezgłośnie, żeby jej koleżanki się nie zorientowały, a Poppy mruga zdziwiona, po czym po prostu kiwa głową.

Zadowolony żegnam się z resztą dziewczyn i wychodzę.

Jestem pewien, że zaczynają mnie obgadywać, ledwie zamknę za sobą drzwi.

***

Okej, nie spodziewałem się, że dziewczyn będzie aż tyle.

Kiedy Poppy udało się w końcu do mnie napisać z prośbą, żebym po nią przyjechał, było już dosyć późno. Pod Little Dreams zaś okazało się, że nie ja jeden przyjechałem po swoją kobietę i że stoi tam więcej samochodów, niż bym się spodziewał.

Poza Poppy, Nevą i Ellą w środku znajdują się także Winter, nowa dziewczyna Henry'ego, Aubrey, Sarah i jeszcze jedna laska, którą przedstawiają mi jako Wendy. Wygląda to jak jakiś zlot czarownic, zwłaszcza że wszystkie wypiły zdecydowanie za dużo wina i są zdecydowanie zbyt pijane.

A na pewno Poppy jest zdecydowanie zbyt pijana, żebym przeleciał ją dzisiaj w mojej pracowni.

Najgorzej ma chyba Nick, brat Poppy, który nie dość, że musi odwieźć swoją żonę i Aubrey, to jeszcze obiecuje zaopiekować się Ellą. Najwyraźniej nie wie też o mnie, bo w pierwszej chwili zamierza zwrócić się także do Poppy, zanim podejdę do nich bliżej.

– Ooo, Rhodes! – krzyczy Poppy, rzucając się na mnie z szerokim uśmiechem. Ląduje na mojej klatce piersiowej i parska śmiechem. – Ups, przepraszam. Chyba trochę za dużo wypiłam.

– Właśnie widzę. – Ponad jej ramieniem spoglądam na jej brata, który przygląda się nam uważnie, i wyciągam do niego rękę. – Cześć, jestem Rhodes Shepherd. Zaopiekuję się Poppy.

– To ciebie przyprowadza do nas na święta? – Nick unosi brew, a potem podaje mi dłoń. – Powodzenia, stary.

Zagarnia dziewczyny do wyjścia, nakłaniając je, żeby najpierw założyły kurtki, bo jakoś wcale się do tego nie garną. Całe towarzystwo wygląda na zdecydowanie zbyt pijane, by jutro wyszło im to na dobre. Widzę, jak z cierpliwym uśmiechem Henry odprowadza ledwie trzymającą się na nogach Winter do wyjścia, a Wendy jest już na zewnątrz, otoczona dwoma facetami, którzy próbują ją nakłonić do włożenia czapki.

– Kto to? – pytam Poppy, wskazując dyskretnie na facetów.

– Ochroniarze Wendy – odpowiada beztrosko Poppy, a potem się zamyśla. – Albo jej faceci? Nie wiem, chyba mają trójkąt. Ale to nie dla mnie. Ja wolę jednego faceta.

Uśmiecha się do mnie tak szeroko, że serce skacze mi do przełyku, ale przypominam sobie, że mój pierniczek jest pijany i muszę się przy niej zachowywać. Spoglądam na Drew, który jako jedyny pozostał w sklepie wraz z chrapiącą na podłodze Nevą.

– Poradzicie sobie? – pytam.

Drew wzdycha, ale kiwa głową.

– Tak, zabierz swojego pierniczka do łóżka – odpowiada ze złośliwym uśmiechem.

Pokazuję mu środkowy palec – znowu – po czym posłusznie ciągnę Poppy do wyjścia. Ona jeszcze po drodze żegna się głośno z Drew i Nevą, która chyba na chwilę się budzi, by odpowiedzieć na pożegnanie, ale zaraz potem znowu zapada w sen.

Pomagam założyć Poppy płaszcz, a potem wyciągam ją na ulicę. Każdy krok idzie nam powoli, bo moja dziewczyna chwieje się na swoich szpilkach, ale kiedy stajemy na chodniku, zauważam, że nie ja jeden mam problemy. Tuż obok nas Henry próbuje nakłonić Winter, żeby wsiadła do samochodu, ale ta upiera się, że chce przejść się do domu pieszo.

– Spacer dobrze mi zrobi! – krzyczy, podczas gdy Henry z rezygnacją próbuje ją nakłonić, żeby jednak wsiadła do samochodu. – Jest taka ładna noc!

– Pójdę z tobą! – krzyczy znienacka Poppy. – Też się chętnie przespaceruję!

– Jedziemy w drugą stronę – uświadamiam ją.

Poppy macha lekceważąco ręką.

– To odprowadzę Winter, a potem wrócę!

Henry posyła mi desperackie spojrzenie, przytrzymując Winter przy otwartych drzwiach samochodu, bo ta już chce się wyrywać w stronę Poppy, więc decyduję się na desperacki krok.

Chwytam Poppy w pół, przerzucam ją sobie przez ramię i ruszam do mojej półciężarówki, po drodze wykrzykując pożegnanie do Henry'ego.

Mijam po drodze tych ochroniarzy od Wendy, którzy właśnie szykują się do drogi; jeden z nich szczerzy się do mnie i unosi kciuk, a ja odpowiadam mu skinieniem głowy. Ignoruję protesty Poppy, która żąda, żebym ją wypuścił, chwytam ją mocniej za tyłek i rąbek sukienki, upewniając się, że nie ma niczego niestosownego na widoku.

Docieramy w końcu do mojego samochodu, gdzie w końcu stawiam ją na nogach tuż obok drzwi pasażera. Poppy ma zmierzwione włosy i mordercze spojrzenie, w którym błyszczy jednak odrobina ekscytacji.

Chyba mimo wszystko podobał jej się mój pokaz siły.

– A teraz wsiadaj, żebym mógł cię odwieźć do domu – polecam stanowczo, otwierając jej drzwi. – Na spacer z Winter umówisz się kiedy indziej, gdy obie będziecie trzeźwe.

Spodziewam się protestów, ale ku mojemu zdziwieniu Poppy uśmiecha się, opiera rękami o mój tors i przechyla w moją stronę, aż muska ustami moje.

– W porządku – mówi z jakąś taką słodką uległością. – Wiesz, naprawdę bardzo, ale to bardzo cię lubię, Rhodes.

Z westchnieniem opieram czoło o jej.

– To dobrze, bo ja też bardzo cię lubię, pierniczku – zapewniam. – A teraz wsiadaj do samochodu.

Kiedy w końcu udaje mi się ją ulokować na siedzeniu pasażera, zapiąć jej pas i zamknąć za nią drzwi, mruczę pod nosem:

– Tak właściwie to cię kocham.

Jednak nie jestem jeszcze gotów, żeby powiedzieć jej to wprost.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top