16. Jedno łóżko
Zgodnie z obietnicą łapcie drugi dzisiaj! <3
#mlcwLS
#sektabanff
– To naprawdę żaden kłopot, kochani – zapewnia Margaret, prowadząc nas do swojego pokoju gościnnego na piętrze. – Zaraz znajdziemy dla was świeżą pościel i ręczniki, a rano coś do ubrania. Rozumiecie, rzadko kiedy miewamy gości, więc nie jesteśmy przygotowani.
Robi mi się głupio, kiedy tylko to słyszę. Po porażce z wyjazdem spod posesji Robinsonów wróciliśmy do nich do domu, żeby poprosić o azyl na noc, a starsze małżeństwo oczywiście natychmiast zaprosiło nas do ich pokoju gościnnego. Teraz właśnie tam idziemy, a ja cały czas mam wyrzuty sumienia.
– Dziękujemy – odzywam się za milczącego Rhodesa, który idzie za moimi plecami. Jego chyba też muszę później przeprosić; w końcu gdyby nie robił mi przysługi, w ogóle by go tu nie było. – Wyjedziemy, jak tylko będzie się dało. Nie chcemy nadużywać waszej gościnności...
– To nic takiego, kochanie – przerywa mi stanowczo Margaret, gdy docieramy na piętro. – To nasza wina, że w ogóle musieliście tu przyjechać, więc przynajmniej możemy wam zaoferować nocleg. Mam nadzieję, że będzie wam wygodnie.
Po tych słowach otwiera drzwi do pokoju gościnnego, włącza światło i zaprasza nas do środka. Zamieram, kiedy tylko przekraczam próg.
Duże dwuosobowe łóżko. Oczywiście, mogłam się domyślić.
– Wiemy, że wy, młodzi, nie czekacie do ślubu – odzywa się gdzieś za nami Margaret, aż zaczynają mnie piec czubki uszu. – Więc chyba nie macie nic przeciwko jednemu pokojowi? Trzecia sypialnia należy do Harriet i nie chcielibyśmy tam nikogo zapraszać bez jej pozwolenia.
– Nie, jest w porządku – słyszę swój własny głos, chociaż wcale nie zamierzałam tego powiedzieć. – Damy sobie radę.
– Świetnie! – wykrzykuje Margaret. – Zaraz do was wrócę z ręcznikami, czymś do przebrania na noc i dodatkowymi kocami. Nocami robi się tu dosyć chłodno, ale na pewno sobie poradzicie przez jedną noc.
Jasne, że tak.
– Najwyżej mocno się do siebie przytulimy – mówi z rozbawieniem Rhodes, a ja posyłam mu kolejne mordercze spojrzenie, z którego nic sobie nie robi.
Margaret potakuje radośnie, a potem wychodzi, zostawiając nas samych. Zamyka za sobą drzwi, przez co od razu czuję się nieco niepewnie, sam na sam w jednym pokoju z Rhodesem.
– Bawi cię to? – syczę.
Rhodes wzrusza ramionami.
– Mógłbym powiedzieć, że wcale nie jestem twoim narzeczonym, ale co by mnie wtedy czekało? Nocleg na sofie w salonie? – pyta, po czym robi przerażoną minę. – Widziałaś ją? Jest dwuosobowa i się nie rozkłada. A może kazałabyś mi wracać do samochodu?
Z niezadowoleniem kręcę głową.
– Nie wygłupiaj się. Na dworze jest mróz, nie chciałabym cię mieć na sumieniu, gdybyś zamarzł.
Rhodes wydaje się być w całkiem dobrym humorze, kiedy wchodzi głębiej do sypialni i rozgląda się po pokoju, po czym siada na brzegu łóżka i je sprawdza. Robi pełną aprobaty minę, jakby jakość materaca była w tej chwili najważniejsza.
Wcale nie wygląda, jakby to miał być dla niego problem, że będziemy musieli spać w jednym łóżku.
– Całkiem tu przyjemnie – stwierdza lekko. – Tak rustykalnie.
Przewracam oczami, ale w duchu muszę przyznać mu rację. Sypialnia rzeczywiście jest urządzona w podobnym stylu co reszta domu: na podłodze leżą skrzypiące pod nogami, stare deski, ściany udekorowano wyblakłą tapetą w kwiaty, a wszystkie meble są wykonane z drewna i wiekowe. Poza łóżkiem z drewnianą ramą znajduje się tu sporych rozmiarów szafa oraz komoda. Kiedy podchodzę do zasłoniętego zasłonami w kwiaty okna i odsuwam je, stwierdzam, że to właściwie drzwi wychodzące na niewielki balkon, za którym widać podjazd przed domem Robinsonów i na wpół zasypaną śniegiem półciężarówkę Rhodesa.
Świecą się tutaj jedynie lampki nocne postawione na stolikach nocnych po dwóch stronach łóżka, co dodaje pokojowi przytulności, podobnie jak staromodny dywan rzucony na podłogę. Zaciskam dłonie na parapecie i oglądam się na Rhodesa, który nadal siedzi na łóżku, obserwując mnie uważnie.
– Jeśli to problem, że będziemy spać w jednym łóżku, to mogę się położyć choćby na podłodze – mówi ostrożnie. – Dam sobie radę, Poppy.
Stanowczo potrząsam głową.
– Nie, to żaden problem – zapewniam. – Przecież już dzieliliśmy... może nie łóżko, ale sofę. W nocy. Więc damy radę to zrobić ponownie. To tylko wspólny nocleg. Nic takiego. Naprawdę.
Rhodes posyła mi powątpiewające spojrzenie, ale to chyba dlatego, że nie jestem pewna, czy bardziej przekonuję jego, czy siebie. Niepotrzebnie się denerwuję całą tą sytuacją; przecież to serio nic takiego. Prześpimy się tu dzisiaj, a jutro może jakoś uda nam się wrócić do domu i zapomnieć o całym tym incydencie.
To brzmi jak plan.
Zanim któreś z nas zdąży coś dodać, Margaret zgodnie z zapowiedzią wraca z ręcznikami, piżamami i dodatkowymi kocami. Kładzie wszystko na łóżku, a potem uśmiecha się do nas szeroko.
– Łazienka jest na końcu korytarza, możecie korzystać z wszystkich kosmetyków, które tam znajdziecie – informuje. – Mam nadzieję, że będzie wam wygodnie. Może chcecie coś zjeść przed snem?
Kręcę głową, a Rhodes po chwili robi to samo. Margaret to wcale nie zniechęca.
– To przynajmniej rano zrobię wam śniadanie – oferuje. – A teraz śpijcie dobrze. Dobranoc!
– Dobranoc, dziękujemy za pomoc! – wołam za nią, gdy kieruje się z powrotem do drzwi, a Rhodes bez słowa odprowadza ją wzrokiem.
Ona tylko macha lekceważąco ręką, jakby to było nic takiego, a potem znowu zostajemy sami. Bez namysłu podchodzę do łóżka i ze sterty położonych na nim rzeczy wyławiam ręcznik i biały materiał, który z pewnością ma stanowić dzisiaj moją piżamę.
– To ja... pójdę się umyć – mówię do Rhodesa, a potem uciekam z pokoju.
Choćbym bardzo chciała się oszukiwać, nie mogę tego nazwać inaczej.
***
Margaret nie dała mi piżamy. Dała mi koszulę nocną.
Białą, wykonaną ze sztywnego materiału, długą do kostek koszulę nocną sznurowaną na dekolcie, ze stójką, która drażni mnie w szyję.
Kiedy ją wkładam i przeglądam się w lustrze w łazience, parskam śmiechem. Wyglądam jak Duch Przeszłych Świąt.
Rhodes padłby śmiechem po zobaczeniu mnie, gdyby tylko potrafił śmiać się dłużej niż przez trzy sekundy.
Ponieważ jednak do wyboru mam albo to, albo włożenie z powrotem mojej zielonej sukienki, w której absolutnie nie zamierzam spać, w końcu udręczona wychodzę z łazienki i przebiegam pospiesznie do gościnnej sypialni, bo na korytarzu jest dosyć chłodno. Kiedy wślizguję się do pokoju, a wzrok rozpartego na łóżku Rhodesa kieruje się na mnie, wystawiam na niego środkowy palec.
– Ani mi się waż – mówię, gdy on zaciska wargi, jakby chciał powstrzymać się przed powiedzeniem czegoś.
Z rozbawieniem błyszczącym w jego ciemnych oczach, Rhodes unosi dłonie w geście poddania.
– Nie zamierzałem nic mówić.
– Jasne. – Posyłam mu nieprzyjazne spojrzenie. – Ciekawe, jaką piżamę ty dostałeś. Może szlafmycę.
Rhodes zręcznie podrywa się z łóżka i bierze swoją piżamę oraz ręcznik.
– Szlafmyca to nakrycie głowy, pierniczku – odpowiada. – Nie wiem, czy chciałabyś, żebym spał w samym nakryciu głowy, ale Margaret z pewnością nie.
Znowu czuję, że zaczynają mnie palić czubki uszu. Dlaczego wystarczy jedno takie zdanie z ust tego faceta, żebym tak się czuła?
Wykrzywiam się do jego pleców, gdy Rhodes rusza do drzwi, ale nie odpowiadam. Zamiast tego odkładam swoje rzeczy, po czym kieruję się do łóżka. Gdy zostaję sama, zakopuję się pod tysiącem koców, które rozłożył na materacu Rhodes, a potem sięgam po moją komórkę.
Poppy: Możliwe, że spędzam właśnie noc z Rhodesem.
Jest na tyle wcześnie, że oczywiście Aubrey odpowiada mi od razu.
Aubrey: Aha. I piszesz w tym czasie do mnie? To chyba się nie przykłada?
Z moją przyjaciółką jest chyba coś nie tak.
Poppy: Miałam na myśli, że spędzam z nim noc w jednym łóżku.
Aubrey: No to tym bardziej? Odłóż telefon i dobrze się baw??
Jezu, ona kiedyś naprawdę ode mnie dostanie, a ja będę całkowicie usprawiedliwiona.
Poppy: Śnieżyca zatrzymała nas u Robinsonów, więc dzielimy pokój. To wszystko.
Przez chwilę odpowiedź od przyjaciółki nie nadchodzi; chyba musi się pogodzić z rozczarowaniem. W końcu odpisuje:
Aubrey: Twoja pierwsza wiadomość brzmiała bardziej ekscytująco.
Poppy: Nic na to nie poradzę :D
Aubrey: Oczywiście, że możesz poradzić! Po prostu powiedz mu, że nie masz ze sobą piżamy i musisz spać nago, a rano opowiedz, co było dalej.
Kręcąc z niedowierzaniem głową, odsuwam nieco koce, włączam aparat w telefonie i robię sobie zdjęcie. Parskam śmiechem, gdy tylko je widzę: ta okropna babcina koszula nocna z pewnością posłuży jako najlepszy środek antykoncepcyjny, jaki wynalazła ludzkość.
Wysyłam zdjęcie przyjaciółce, a Aubrey po chwili odpisuje zgodnie z moimi przewidywaniami.
Aubrey: Jezu, co ty na siebie włożyłaś??
Poppy: Koszulę nocną dzięki uprzejmości Margaret.
Aubrey: Możesz udawać, że rozerwałaś ją na klamce od drzwi albo gdzieś i że przez to jednak musisz spać nago?
Kocham moją przyjaciółkę, ale czasami jest taka niedorzeczna, że aż nie mogę.
Poppy: Nie.
Aubrey: No weź!!
Jeszcze przez chwilę przekomarzam się z nią, zapewniając, że między mną a Rhodesem do niczego nie dojdzie, ale tak naprawdę ta wymiana zdań służy mi głównie do odstresowania się i zrelaksowania przed powrotem mojego tymczasowego współlokatora. Po jakimś czasie żegnam się z przyjaciółką, odkładam komórkę i wyłączam lampkę nocną po swojej stronie, uznając, że powinnam chyba udawać, że usnęłam, kiedy przyjdzie Rhodes.
Nie jestem jednak w stanie.
Bo kiedy on pojawia się z powrotem w sypialni, natychmiast parskam śmiechem.
Rhodes posyła mi ponure spojrzenie.
– Ja się z ciebie nie śmiałem, kiedy przyszłaś – mówi.
– Cóż, przegapiłeś swoją szansę – odpowiadam, po czym znowu zaczynam się śmiać.
Mój towarzysz wygląda naprawdę komicznie w staromodnej, zapinanej na guziki piżamie w kratę z kołnierzykiem. Zwłaszcza że minę ma ponurą, jakby włożenie jej fizycznie go bolało. Również odkłada swoje rzeczy, po czym podchodzi bliżej łóżka, a mnie nagle śmiech zamiera w gardle. Z jakiegoś powodu, kiedy tak się zbliża, z tym poważnym ciemnym spojrzeniem utkwionym prosto we mnie, rozbawienie mnie opuszcza, a zostaje tylko dziwna ekscytacja.
Chyba nie powinnam się tak czuć, prawda?
Rhodes bez słowa nurkuje pod przykrycie, po czym poprawia wszystkie te dziesięć koców, które rozłożył, żeby było nam w nocy ciepło. Pomimo tej grubej warstwy izolacyjnej i tak mam lodowato zimne nogi, ale nie zamierzam się skarżyć.
– Może powinienem ją rozpiąć – mamrocze Rhodes, moszcząc się na poduszce obok mnie. – Wtedy na pewno byś się ze mnie nie śmiała.
Mrużę oczy.
– Ach, tak?
Przez chwilę przytrzymuje moje spojrzenie, a potem odwraca wzrok, żeby po raz kolejny poprawić koce.
– Tak. Założę się, że byś się nie śmiała.
Gdybym zobaczyła nagą klatkę piersiową Rhodesa Shepherda? Prawdopodobnie nie, ale dlaczego on jest taki pewny siebie?
Jego stopy przypadkowo dotykają moich i mężczyzna aż się wzdryga, kiedy się orientuje, jakie są zimne.
– Jezu, masz stopy jak kawałki lodu – mamrocze. – Jeśli chcesz, to się przytul. Będzie nam cieplej.
Nie czekając na moją odpowiedź, plącze swoje nogi z moimi, aż mam je całkiem do niego przyciśnięte. Potem obejmuje mnie ramieniem i przyciąga do swojego boku, a ja obejmuję go z westchnieniem, chętnie się do niego przytulając. Ma rację: mimo wszystko jest mi tu zimno, a jego wielkie ciało jest jak najlepszy kaloryfer.
Przymykam z zadowoleniem oczy.
– Śpij, pierniczku – mruczy Rhodes do mojego ucha. – Jutro wrócimy do domu, obiecuję.
Potem wyłącza także lampkę nocną po swojej stronie łóżka i w sypialni zapada ciemność. Szepczę ciche „dobranoc", ale jeszcze przez długi czas leżę z zamkniętymi oczami, ciesząc się z jego bliskości, jego mocnego uścisku i uczucia jego ciepłego ciała tak blisko mojego.
Nawet nie wiem, kiedy w końcu zasypiam.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top