III

Kruczowłosa uniosła się cicho z piersi swojego przyjaciela, przykrywając go mocniej kocem. Złożyła delikatny pocałunek na jego czole, rzucając na siebie cichy czar przemiany. Tak cicho jak umiała wymknęła się z jego komnaty, ciesząc się widokiem wstającego słońca na korytarzu zamku.

-Merlinie - donośny głos Elyan'a sprawił że mężczyzna zatrzymał się by powitać swojego przyjaciela uśmiechem.

-Elyan - odparłem witając go - To twój czas na patrolowanie?

-Co robisz o tej godzinie na nogach, Merls? Nawet jeszcze nie czas, byś obudził księcia - uśmiechnął się w moją stronę z czujnym spojrzeniem.

-To mój ulubiony czas na spacer przed służbą - odparłem spoglądając na okno.

-Może chciałbyś spędzić ten ranek ze mną? - chwycił mą dłoń i złożył na niej najdelikatniejszy pocałunek.

-Oczywiście - odparłem z małym sapnięciem. Co miał oznaczać ten pocałunek?

Elyan posłał mi swój uśmieszek, którego zawsze używał, gdy na horyzoncie pojawiała się piękna dama. Ręka mężczyzny chwyciła mój nadgarstek, nie dając mi chwili by pójść po rozum do głowy. Jego kroki skierowały nas do najmniej używanego korytarza, gdzie doskonałej było widać wschodzące słońce.

-Ostatnio nie byłeś sobą - rzekł Elyan po chwili ciszy - Możesz mi zaufać, gdybyś chciał o tym porozmawiać - spojrzał na mnie a jego oczy wyrażały nadzieję.

-Miałem kilka złych nocy. Nie wiedziałem że to zauważyłeś, Elyan'ie -moje oczy zrównały się z jego wzrokiem.

-Zauważam wszystko co robisz, Merlinie - jego ręka delikatnie zataczała kręgi na wierzchu ręki kruczowłosego - W końcu nie sposób zignorować tak pięknego mężczyzny.

Młodszy mężczyzna spuścił wzrok na kamienną posadzkę, czując jak jego twarz ponownie zalewa się rumieńcem. Ręka Elyan'a delikatnie musnęła podbródek Merlina, unosząc go delikatnie ku górze.

-Nie ukrywaj tego - mruknął cicho - To sprawia że jesteś jeszcze piękniejszy.

-Elyan? - sapnąłem

-Wiem że mogę nie być tym którego kochasz - wyszeptał - Ale muszę spróbować, inaczej się nie dowiem. Od dnia w którym cię spotkałem, czułem się taki pełen. Moje serce odczuwało tyle doznań, że nie sposób było je ignorować - jego ręka zawędrowała do kieszeni, ukazując piękny srebrny pierścień z wykutymi wzorami - Nawet jeśli mnie odrzucisz, będziemy przyjaciółmi - jego palce wsunęły delikatnie pierścień na środkowy palec mężczyzny - Czy pozwolisz mi o siebie zabiegać?

-Elyan - wyszeptałem lekko drżącym głosem.

-Wiem co chcesz powiedzieć - rzekł spuszczając wzrok - Mimo to cieszę się że jesteśmy przyjaciółmi.

Ręka Merlina mocno chwyciła rękę drugiego mężczyzny, zatrzymując go w miejscu. Chłopiec uniósł się na palcach, składając czuły pocałunek na policzku bruneta.

-Wybacz mi - odezwał się drżący głos kruczowłosego - Jesteś uroczym mężczyzną i nie zapominaj o tym, Elyan'ie.

Elyan skinął lekko głową, odchodząc w swoją stronę. Kruk opadł na zimne kafelki, spoglądając na swój środkowy palec.

-W porządku? - przemówił cichy głos Lancelota.

-Jak oboje mogą mnie kochać? - spoglądałem z coraz większą siłą na pierścień - Nie jestem kimś wyjątkowym, Lance. Jestem potworem, kimś kogo oboje nienawidzą.

-Nie jesteś potworem - ręce mężczyzny chwyciły ramiona drugiego, powoli podciągając go w górę - Jesteś dobrym człowiekiem, nie wmawiaj sobie że jest inaczej.

-Muszę iść - odparłem potykając się lekko w stronę schodów. Zbiegłem na dziedziniec, pośpiesznie kierując się do komnaty, Gauisa.

                          *********
Przemierzałem poligon by jak najszybciej dostać się do namiotu, Arthura. Kątem oka zauważyłem swoich przyjaciół, omawiających coś i śmiejących się na przemian.

-Co tak długo? - rzekł znudzony głos, wskazując bym podszedł bliżej - Jeśli znów spędziłeś noc w tawernie, to masz moje słowo że spędzisz noc w lochach.

-Humor dzisiaj dopisuje, mój panie - przypiąłem z tyłu jego zbroję.

-Moje komnaty wymagają porządnego sprzątania - chwycił swój miecz, wkładając go w pasek po lewej stronie- Moje podłogi wymagają mycia, musisz wyczyścić boks dla koni i wypolerować zbroję.

-Tak, panie - podałem mu hełm

-Merlinie, mógłbyś zostawić nas samych? - spytała miło Gwen, stając przy boku Arthura.

-Gwen - odparł Arthur składając pocałunek na ręce kobiety. Cicho wymknąłem się z namiotu, powoli podchodząc do grupki swoich przyjaciół.

-Elyan'ie - odparłem zwracając na siebie uwagę każdego rycerza.

-Merlinie - rzekł Gawaine uśmiechając się z pewnością siebie.

-Powodzenia na turnieju - uśmiechnąłem się do każdego z nich, nim ponownie zwróciłem swoją uwagę na Elyan'a - Czy moglibyśmy pomówić na osobności?

-Oczywiście - odparł z czułym uśmiechem, pociągając mnie kawałek od narzekających rycerzy - Czy coś się stało?

-Chciałem..-przegryzłem wargę spoglądając niepewnie na mężczyznę.

-Tak? - Elyan posłał mi swój czuły uśmiech, który dodał mi trochę odwagi.

-Przepraszam że nie mogę oddać ci mojego serca - wyciągnąłem sakiewkę a z niej jedwabną niebieską chustę z wyhaftowanym złotym lwem - Ta chusta to jedyna pamiątka, która została mi po kimś dla mnie ważnym. Chciałbym abyś przyjął mój znak, jeśli tylko się zgodzisz - spojrzałem niepewnie w stronę mężczyzny, bojąc się odrzucenia.

-To będzie przyjemność - złożył pocałunek na mojej ręce. Drżącą dłonią owinąłem chustę na jego bicepsie, upewniając się że w żaden sposób nie spadnie - Wygram ten turniej dla ciebie.

-Elyan - skarciłem go z rumieńcem na twarzy.

-Merlinie - raz jeszcze ucałował mą dłoń, oddalając się w stronę zaintrygowanych rycerzy.

-Merlin!

Spojrzałam w stronę namiotu Arthura, który wyglądał na nieźle wkurzonego. Uniosłem oczy myśląc co mogło wprawić palanta w taki nastrój, ale posłusznie udałem się do namiotu.

                            *******
Kruczowłosy bawił się rękawem swojej koszuli, gdy do finału trafił Arthur razem z Elyan'em.

-Dałeś mu swój znak - rzekł Lancelot za moimi plecami - To dlatego tak mocno walczy. Chce go wygrać dla ciebie.

-Na Avalon - szepnąłem gdy kolejny cios przeleciał nad głową mojego pana.

-Nadal uważasz że nie zasługujesz na ich miłość?

-Oni potrzebują kogoś, kto nie jest potworem. Kobietę która nie wstydzi się siebie i będzie napawała ich dumą, gdy będą ją przedstawiać innych - oznajmiłem odwracając się w stronę przyjaciela - Nie jestem kimś o kogo warto walczyć - tłum zaczął głośno wiwatować. Zaskoczona odwróciłam się w stronę poligonu, gdzie Elyan mocno ściskał moją chustę. Nasze spojrzenia się spotkały, a jego uśmiech poszerzył się jeszcze bardziej. Posłałam mężczyźnie uśmiech, dołączając do wiwatującego tłumu.

-Merlin!

-Do zobaczenia, Lance - odparłem biegnąc za swoim panem.

                                 *******
Kruczowłosy wszedł do komnaty Gauisa, rozglądając się po pomieszczeniu. Wzrokiem odnalazł skrawek papieru, gdzie leżała informacja o pobycie jego mentora. Merlin ściągnął swoją koszulę rozciągając przy tym swoje ramiona.

-Merlinie, pomyśleliśmy - radosny głos Leona, sprawił że młodszy mężczyzna zatrzymał się w połowie komnaty, czując jak jego serce zaczyna łomotać.

-Co tutaj robicie? - spytałem odwracając się przodem w ich stronę co jeszcze bardziej ich zaskoczyło. Kruk z kilkoma potknięciami, założył swoją koszulę, zasłaniając widok na jego blizny.

-Co to jest? - rzekł Gawaine otrząsając się z szoku.

-To komnata nadwornego lekarza, Gawaine. Pomyślałby kto że już dawno, powinieneś to wiedzieć - zażartowałem obserwując uważnie posuwających się do przodu rycerzy.

-Kto ci to zrobił? - rzekł nad wyraz spokojnym tonem, Leon - Wystarczy imię.

-Co się dzieje? - spytał Lancelot zamykając za sobą drzwi od komnaty. Rycerz uważnie przyglądał się zdenerwowanym przyjaciołom i nad wyraz spanikowanemu, Merlinowi.

-Patrz jak późno - odparłem próbując ich wygonić - Macie z rana trening a palant nie lubi gdy ktoś się spóźnia.

-Wiedziałeś? - spytał Gawaine spoglądając na Lancelota.

-O czym? - rzekł spokojnym głosem brunet, próbując ukryć swoje zmartwienie. Czyżby Merlin ujawnił się ze swoją magią.

-Jego blizny - odezwał się Percival.

-Merlin jest niezdarny - rzekł Lancelot próbując uratować przyjaciela z opresji.

-Właśnie tak! - powtórzył Merlin otwierając drzwi od komnaty Gauisa - Ciągle się o coś potykam i wpadam na różne rzeczy - zaczął wyganiać rycerzy - Moglibyśmy pomówić o mojej niezdarności, ale jest bardzo bardzo późno. Dobranoc - zamknął drzwi przed twarzą rycerzy i po chwili namysłu również je zaryglował. Podniesionego głosy przyjaciół, zadawały coraz więcej pytań w stronę innych.

-Co jeszcze może pójść nie tak? - mruknąłem ciche słowa przemiany, by znaleźć się we własnym ciele. Wyczarowałam lustro spoglądając na swoje blizny - Nie wygląda tak źle - mruknęłam naciągając na swoje ciało czerwoną koszulę nocną. Usiadłam na łóżku podciągając nogi do piersi i opierając podbródek na kolanach. To jednak miała być długa noc.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top