II

Merlin mocno zaciskała swoje ręce na końcach sukni, gdy uciekała przed bestią która ją goniła. Przerażający głos wrzeszczał niemiłosiernie, przerażając kobietę. Gdy kruczowłosa znalazła się na końcu urwiska, a bestia była coraz bliżej, wtem upadła na kolana do jeziora Avalon.

-Przysięgałaś - rozległ się zrozpaczony głos - Merlinie! Pomóż mi! Merlinie, byłaś naszą nadzieją! - głosy zlewały się w jedno, sprawiając że kobieta za i skala dłonie na uszach, wydając z siebie przerażający krzyk.

                                 *****
Przerażona kobieta poderwała się z torsu jej przyjaciela, wybudzając go tym czynem. Lancelot objął ramionami zrozpaczoną przyjaciółkę, szeptając w jej ucho cichą kołysankę. Mocniej zacisnął uścisk na jej talii, gdy kobieta ani na chwilę nie raczyła się uspokoić.

-Jestem tutaj - wyszeptał ocierając jej łzy - Nie jesteś sama. Nie jesteś sama - powtórzył raz jeszcze, gdy Merlin zaczęła brać coraz mniejsze wdechy.

-Przepraszam - wyszeptała kruczowłosa gdy jej głos znowu powrócił na miejsce.

-W porządku - wyszeptał ponownie sprawiając że kobieta znalazła się na jego piersi. Ręka mężczyzny zataczała małe kółka na plecach dziewczyny, czekając aż usłyszy jej spokojny oddech.

                               ******
-Dzień dobry - odparłam cicho w stronę, Lancelota. Mężczyzna mruknął coś pod nosem, odwracając się na drugą stronę łóżka. Dziewczyna zaśmiała się okrywając przyjaciela mocniej kocem. Wyszeptała ciche słowa przemiany, zakładając na siebie swoje ubrania z wczoraj.

-Dzień dobry, Gauis - rzekłem odbierając swoją porcję jedzenia.

-Lancelot postanowi do nas dołączyć?

-Dzień dobry - mruknął Lancelot siadając przy moim boku, dziękując cicho gdy podałem mu jedzenie.

-Dziękuję - odparłem w stronę przyjaciela równocześnie przy tym wstając - Muszę obudzić, palanta. Żyć mi nie da, bo znowu przerwę mu sen piękności.

-Przestałbyś mu dokuczać choć jeden ranek - rozbawiony uśmiech zagościł na twarzy bruneta - Służący boją się iść tą drogą w obawie że oberwą latającym kielichem z komnaty księcia.

-Nie moja wina że rano ma zły humor - wzruszyłem ramionami, pozostawiając dwóch mężczyzny by w spokoju dokończyli śniadanie.

                       *******
-Lśnij i jaśniej, panie - krzyknąłem odsuwając grube zasłony - Piękny dziś poranek nie sądzisz? - uśmiechnąłem się szeroko, przygotowując jego ubrania na dzień.

-Merlin - jęknął Arthur ponownie wtulając się w koce. Mężczyzna przewrócił oczami na zachowanie księcia. Jednym szybkim ruchem zdarł koce z ciała palanta, uśmiechając się przy tym jeszcze szerzej niż zwykle.

-Co wprawia cię w taki dobry nastrój, idioto? - warknął książę w stronę służącego.

-Spędziłem miły wieczór z przyjacielem- odparłem odkładając koce na brzeg łóżka. Książę spojrzał na mnie z dziwnym wyrazem twarzy, mrucząc coś pod nosem. Uniosłem brew ku górze, cofając się parę kroków do stołu, by rozłożyć jedzenie.

-Dlaczego tak spoglądasz? - Moje serce przyśpieszyło odrobinę, gdy czujne spojrzenie księcia, nie odrywało się od mojej twarzy.

-Wypoleruj zbroję, umyj okna, wyczyść boks, umyj podłogę i ponownie wypoleruj zbroję, zrób pranie i przestań się uśmiechać! Wyglądasz jak idiota! - warknął blond włosy mężczyzna w stronę służącego.

Merlin spuścił głowę, zostawiając swojego Pana samego w komnacie. W drodzę do zbrojowni otarł łzy z policzków, przegryzając swoją wargę, by nie dać się ponieść emocją.

-Głupi palant - szepnąłem do siebie, zabierając się za czyszczenie zbroji.

-Dzień dobry, Merlinie - odparł Percival siadając na końcu stołu - Czy wszystko w porządku, Merls? - spojrzał w lekko zakrwawione oczy jego miłości.

-Percy - mężczyzna podskoczył na palcach - Nie zakradaj się tak.

-Wybacz, Merls - roześmiał się cicho - Nie odpowiedziałeś na moje wcześniejsze pytanie - czujny wzrok mężczyzny nie opuszczał twarzy kruczowłosego. Merlin zarumienił się pod wpływem spojrzenia, spuszczając lekko wzrok na swoje buty.

-Nie spałem zbyt dobrze - rzekł unosząc swój wzrok na zwyczajnie ubranego rycerza - Czy nie macie dziś treningu?

-Chciałem z tobą pomówić, nim przygotuję się do niego - głos mężczyzny ociekał zdenerwowaniem. Mógł wypić kufel piwa, jak zalecał mu Gawaine. Czuł jak jego serce, podskakuje kilka razy, na wieść że wyzna swoje dawno skrywane uczucia, kruczowłosemu aniołowi.

-Możemy mówić gdy pomagam zakładać ci zbroję - odparłem chwytając jego zbroję, nakładając napierśnik.

-Dziękuję - wzrok mężczyzny był pełen pożądania, co sprawiało że młodszy zagryzł wargę.

-Każdego dnia opiekujesz się innymi, nie biorąc nic dla siebie - ręka mężczyzny powędrowała do ramienia młodszego, zatrzymując jego działa, gdy ten zapinał jego zbroje z przodu.

-Percy? - kruczowłosy spojrzała na rękę mężczyzny na jego.

-Twoje serce jest takie szczerze a twój uśmiech sprawia że każdy czuje się wspaniale - mówił z coraz większym przekonaniem, chcąc by te słowa zostały zapamięta przez młodszego mężczyznę - Jeśli mi odmówisz, chcę byś to miał - mężczyzna wyciągnął z kieszeni mały pakunek, odsłaniając piękną morską chustę. Percy delikatnie założył ją na szyję Merlina, czule przejeżdżając po niej palcami.

Merlin przegryzł wargę, spoglądając na blond włosego z dziwnym wyrazem twarzy. Percy spojrzał z nadzieją na mężczyznę, wiedząc że cokolwiek powie, nadal będzie jego przyjacielem - Merlinie, czy pozwolisz mi o siebie zabiegać?

-Percy - wyszeptałem czując jak łzy chcą napłynąć do moich oczu - Jesteś wspaniałym i słodkim mężczyzną. Któregoś dnia któraś z tych słodkich dam oczaruje cię swoim wyglądem i miłością i z całego serca ci tego życzę. Ale to nie mogę być ja. Przepraszam, Percy.

-Rozumiem, Merlinie - blondyn otarł łzy z policzków mężczyzny. Odsunął się od niego, ruszając w stronę drzwi. Trening mógł chwilę poczekać, aż sklei swoje serce.

Merlin opadł na ziemię, gdy drzwi zamknęły się za olbrzymem. Jak taki słodki mężczyzna, mógł pokochać takiego potwora jak on? Łzy spływały po policzkach chłopca, który nie umiał sobie wybaczyć że w jakiś sposób zasmucił  mężczyznę.

                             *******
-Arthur jest wściekły - odezwał się cichy głos mojego przyjaciela - Nie było cię na treningu ani po nim.

-Pójdę sprawdzić co z nim - mruknęła kruczowłosa wymijając swojego przyjaciela i tym samym zeszła z zachodniej wieży. Wbiegła na dziedziniec by zderzyć się z czyjąś klatką piersiową.

-Wszystko w porządku? - spytał łagodnie Percival trzymając chłopca w ramionach. Merlin skinął głową na znak zgody, nie spuszczając swojego wzrok z butów.

-Nie jestem zły - mruknął mężczyzna unosząc delikatnie podróbek młodszego.

-Zraniłem cię - odparłem siląc się na silny ton - Nie chcę cię stracić, Percivalu. Jesteś moim przyjacielem i nigdy nie chciałbym cię zranić. Tak bardzo mi przykro.

-Nie stracisz mnie - zapewnił Percy młodszego mężczyznę - Rozumiem że twoje serce jest zajęte. Cieszę się że mogę być twoim przyjacielem, tak długo jak mi na to pozwalasz.

-Dziękuję - uśmiechnąłem się - Teraz musisz mi wybaczyć. Królewski palant nie dostał obiadu i myślę że również kolacji. Coś mi się zdaje że jego nastrój nie świeci fiołkami.

-Oczywiście - roześmiał się cicho mężczyzna, składając pocałunek na policzku przyjaciela - Do zobaczenia, Merlinie.

Lekko zaczerwieniony mruknąłem ciche dobranoc, pospiesznie wbiegając na schody. Wziąłem głęboki wdech i jednym zamachem otwarłem drzwi od komnaty księcia.

-Co się stało? - spytałem - Wbiegła tutaj cała masa dzikich małp? - spojrzałem na ogromny bałagan w komnacie.

-Musiałem sobie radzić bez służącego! Oto co się stało - warknął w moją stronę książę - Gdzie do diabła byłeś?

-Musiałem załatwić sprawę dla Gauisa - wziąłem w ramiona kosz, zaczynając zbierać porozrzucane ubrania.

-Oh i teraz wiesz jak wykonywać swoją pracę? - na jego twarzy pojawiło się oburzenie, gdy zasiadł przy stole jadalnym.

-Oczywiście, przestań się już tak pierzyć - zażartowałem odkładając koszyk na podłogę.

-Nie pierze się! - rzucił w moją stronę pucharem. Zaśmiałem się po czym spojrzałem na niego znacząco.

-Przynieść mi kolację! Czy od teraz muszę myśleć za ciebie?

-Pędzę mój najjaśniejszy panie - skłoniłem się i nadal skłoniony wychodziłem tyłem. Arthur burczał coś o kretynach służących i ich głupich wybrykach.

                         ******
-Kolacja - rzekł Merlin stawiając przed Arthur'em talerz ciepłego jedzenia.

Arthur skinął mi głową bym zabrał się do pracy, co uczyniłem. Ponownie włożyłem czyste ubrania do szafy, powracając myślami do dzisiejszego poranka.

-Chcesz mi coś powiedzieć? - rozległ się głos Arthura - Zazwyczaj gdy każę ci się zamknąć, ty uparcie mówisz.

-To nic, mój panie - zamknąłem drzwi od szafy - Jeśli to wszystko - zabrałem pustą tacę, kierując się w stronę wyjścia.

-Gdzie u diabła znowu idziesz? - burknął książę czując się urażony zachowaniem służącego.

-Dlaczego musisz to wiedzieć?

-Odpowiedź mi - blondyn posłał kruczowłosemu spojrzenie które oznajmiało kłopoty.

-Miałem spędzić wieczór z Lancelot'em - rzekł zniecierpliwiony mężczyzna.

-Coś dużo czasu, spędzasz z Lancelot'em - zauważył Arthur zaciskając pięść pod stołem.

-Jest moim przyjacielem - oznajmiłem

-Możesz odejść - mruknął Arthur machając na niego ręką. Merlin uśmiechnął się w podziękowaniu, zamykając za sobą drzwi, by zostawić księcia na noc.

                           ******
-Merlin - mężczyzna uśmiechnął się na widok przyjaciela, zapraszając go do swojej komnaty. Chłopak zrzucił przemianę, ponownie stając przed mężczyzną w swojej prawdziwej formie.

-Chcesz mi powiedzieć co się wydarzyło? - mężczyzna usiadł na łóżku, obok przyjaciółki.

-Percival wyznał mi uczucia - wyrzuciłam z siebie - Musiałam go odrzucić, Lance. Zraniłam go. Tak bardzo go zraniłam.

-Podejrzewałem że jest w tobie zakochany - oznajmił Lancelot przytulając dziewczynę - Wierzę że ty i on nadal będziecie przyjaciółmi. Bez względu na wszystko.

-Powiedział mi to samo - szepnęłam bawiąc się chustą, którą od niego dostałam.

-Może gdyby nie miał oczu na Ginewrę, również bym do niego dołączył - zmarszczył moje włosy na co pisnęłam.

-Lance - oburzony ton głosu wydobył się z dziewczyny - Czasami zachowujesz się jak dziecko.

-Odpręż się - rzekł kładąc się na łóżku by szturchnąć palcem w mój bok - Wszystko się ułoży, Merls.

-Wiem - odparłam kładąc się na drugiej stronie łóżka.

-Zostaniesz? - spytał cicho

-Oczywiście - odparłam wiedząc że tym razem muszę go pocieszyć. Lance niekiedy również ma koszmary w środku nocy, o których rzadko mówi.

-Cieszę się - mruknął rzucając na nas koc.

-Śpij dobrze - szepnęłam kładąc głowę na jego piersi, mocno chwytając jego rękę w swoją. Tej nocy to ja odpędzę od niego koszmary i będę jego podporą.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top