Rozdział 10 - Spotkanie

 — Czego się dowiedziałaś? — spytał Hamish. Anastazja obracała w palcach ciasteczko z wiśniową polewą. — Powiesz wreszcie, czy nie?

— Cierpliwości — uśmiechnęła się dziewczyna. — Mam informacje o waszej siostrze. Swoją drogą, co tak nagle zaczęliście się nią interesować?

— Nie twój biznes! — zawołał Harris.

— To wam nie powiem, co wiem.

— A my zdradzimy wszystkim, że wcale nie jesteś niemową!

— I wtedy nie będziecie mieli swojego szpiega w służbie — zauważyła Anastazja opierając się o beczkę i ugryzła ciastko. — To co takiego wam zrobiła Merida?

— No, w zasadzie nic... — mruknął Hubert. — Tylko, że jakoś tak za często gada z tym całym Czkawkiem... I w ogóle za dużo czasu z nim spędza...

Anastazja zakrztusiła się ze śmiechu ciastkiem.

— Czy wy jesteście zazdrośni? — spytała.

— Nie! My? O co? O Mer? I jakiegoś imbecyla? Phi! — obruszyli się bracia, co tylko utwierdziło dziewczynę w swoim przekonaniu.

— Oczywiście, że nie jesteście zazdrośni — ułagodziła sytuację. — Po prostu chcielibyście, żeby spędzała z wami tyle czasu co kiedyś, prawda?

Bracia zgodnie pokiwali głowami. Jacy oni są uroczy, kiedy akurat nie próbują niczego ukraść, pomyślała Anastazja. Albo zepsuć. Albo wywęszyć. Albo wystrzelić z pałacowej wieży.

— Dobra — powiedziała. — Z tego co wiem, Merida przebywa na Wschodnich Wrzosowiskach. Powiedział mi jeden z łuczników. Ale nie wiem, czy to prawda. Na pewno jedzie za nią oddział czterdziestu konnych. A teraz zapłata.

— Co?! Tylko tyle wiesz? I żądasz za to worka ciastek? — zbulwersował się Hamish.

— Spróbuj się dowiedzieć czegoś więcej będąc niemową, to porozmawiamy.

— Ty wiesz, jak głupio to zabrzmiało? — spytał się Hubert.

— Cichaj. Dawajcie mi te ciastka.

— Co za kobieta — mruknął Harris wręczając Anastazji worek słodyczy. Dziewczyna już miała wyjść ze spiżarni, ale nagle zmieniła zdanie.

— Co zamierzacie teraz zrobić? — zapytała. Trojaczki spojrzały po sobie.

— Myślicie, że można jej powiedzieć? — Hamish zerknął na braci. Hubert i Harris wzruszyli ramionami.

— Mów, i tak nie może nikomu zdradzić.

— Dobra — zwrócił się do Anastazji. — Chcemy wmieszać się w konnicę i znaleźć Mer.

— A co potem? — Dziewczyna była sceptycznie nastawiona.

— Porwiemy ją.

— Serio? Chcecie porwać własną siostrę?

— A co? Nie możemy.

— Możecie, możecie — mruknęła Anastazja. — Ale ten plan wypali pod jednym warunkiem.

— Jakim? — chciał się dowiedzieć Hubert.

— Że pojadę z wami.

♦♦♦

— Merida, lecę na Berk.

— Co? Na twoją rodzinną wyspę? Po co? — zdziwiła się księżniczka.

— Chyba wiem, kto zaatakował twojego tatę. I potrzebuję pomocy. Poza tym... Zostawiłem wyspę bez dowództwa. — Chłopak westchnął głęboko i przeczesał ręką zmierzwione włosy. — Jestem fatalnym przywódcą... Ale nie mogłem tam zostać po tym jak...

— Wiem — powiedziała Merida. — Ale jeśli tak, to lecę z tobą.

— Nie ma mowy!

— Co, pewnie uważasz, że jestem nieodpowiedzialna i nie dam sobie rady, tak? Że nie wytrwam? Myślisz, że jestem nietaktowna i nieogarnięta, tak? — głos Meridy stawał się coraz wyższy. — Że jestem złą towarzyszką i pozamieniam wszystkich w niedźwiedzie?

— Merida, nie chodzi mi... Chwila, w jakie niedźwiedzie?

— Nieważne — fuknęła dziewczyna i odwróciła głowę, omiatając włosami twarz Czkawki.

— Hej, co to za obraza majestatu? Przecież wyznaczyłem ci najbardziej odpowiedzialną rolę!

— No niby jaką? — Merida zeszła nieco z tonu.

— Pilnowanie Aksamitki.

Księżniczka wahała się przez chwilę, raczej dla efektu, niż z obrazy, i potaknęła.

— No dobrze.

Czkawka spojrzał w stronę króla Fergusa, grającego ze smoczycą w łapki. Był tak podobny do jego ojca... Bardzo podobny...Zamknął oczy i przywołał z pamięci obraz taty. Tęsknił. Nie powinien opuszczać matki. W ogóle nie powinien wylatywać z Berk. Powrót będzie trudny. Ale nikt nie mówił, że będzie łatwo. Spojrzał na Meridę, która usiadła na skale, zapatrzona w wrzosowisko. Bardzo chciał, by mu towarzyszyła. Przy niej czuł, że wszystko, co się zdarzyło, było tylko złym snem, koszmarem. Ale bał się zabrać ją na Berk. Miał wrażenie, że byłoby to zetknięcie dwóch zupełnie różnych światów.

— Dobra, ekipa, zbieramy się — zarządził. Fergus i Aksamitka popatrzyli na niego z rozczarowaniem.

— Hej, nie przejmuj się — powiedziała Merida do smoczycy. — Zaraz poznasz nowego kolegę.

Po chwili wszyscy szli już drogą do lasu, na spotkanie Szczerbatka. Król i Aksamitka obok siebie, a Merida uczepiona ramienia Czkawki. Skaleczona noga dokuczała jej coraz bardziej. Na dodatek dzień był skwarny, a wrzosowisko nie zapewniało wielu miejsc do skrycia się. Na szczęście docierali już do skraju lasu.

— Gorzej ci? — spytał chłopak z troską w głosie.

— Nie, gdzie tam, to przez ten upał...

— Nie martw się, już jesteśmy prawie na miejscu.

Ich oczom ukazała się polana, na której zostawili Szczerbatka. Obecnie cała zaśmiecona była szczątkami ryb, które smok musiał upolować i tu przynieść. Jednak jednej rzeczy brakowało... Samego smoka.

— Szczerbek! — zawołał Czkawka. Merida też rozglądała się w poszukiwaniu Nocnej Furii. Nagle Szczerbatek wyłonił się zza drzewa, w pysku niósł kilka ryb, a oczy mu poweselały na ich widok.

W końcu wróciliście, gołąbe...

Smok urwał w się pół myśli i postawił uszy na sztorc. Wydał z siebie przejmujący ryk. Czkawka i księżniczka odwrócili się. Aksamitka była wyraźnie zdumiona zwrotem akcji. Zaczęła węszyć i ostrożnie wyszła zza Fergusa. Smoki spojrzały na siebie, zaskoczone. Nagle rzuciły się do przodu, by spotkać się w środku polany. Ich radosne ryki wypłoszyły ptaki z koron drzew. Szczerbek zaczął skakać wokół Aksamitki, próbując ją powąchać, a ona uciekał przed nim, tylko po to, by zaraz mogli zamienić się rolami.

Czkawka cieszył się tą chwilą szczerej radości. Miał przy sobie Meridę, dwie brykające Nocne Furie i króla Szkocji powtarzającego w kółko "To... Drugi smok jest!". Starał się wchłonąć każdą minutę obecności z nimi, zanim będzie musiał stawić czoła przeszłości.

—————

No cześć! Wiem. Znowu nie było mnie jedną pełnię! Ale wracam do dodawania cotygodniowych (a może nawet częstszych) rozdziałów ^^

Dziękuję Wam za cierpliwość i zrozumienie, a Tobie, @Ajlumi, za wsparcie. Przydało się — zaliczyłam na piątkę egzamin ze skrzypiec! ;D

Pozdrawiam, ściskam, "publikuj" naciskam!

Zofffffia

—————

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top