08.

- Josh? - spytałam.

- Mercy, co ty tutaj robisz? - spytał i wstał z kanapy. Spuściłam głowę i zaczęłam bawić się palcami. - Cholera, Mers, czemu nic nie powiedziałaś? 

- Miałam się tym chwalić? - spytałam. Josh był jednym z moich najlepszych przyjaciół. Spędzaliśmy ze sobą naprawdę dużo czasu, gdy Niall miał wywiad albo przymiarki strojów. 

- Dlaczego tu pracujesz? - spytał. 

- Moja mama może stracić pracę, chciałam jej pomóc - powiedziałam. 

- Mogłaś coś powiedzieć, pomógłbym ci - odparł. 

- Nie chciałam niczyjej pomocy, to sprawa mojej rodziny - powiedziałam. 

- Niall wie? - spytał, a ja nic nie powiedziałam. - Czyli nie - odpowiedział sobie sam. 

- Proszę, nie mów mu nic, on nie może się dowiedzieć, znienawidzi mnie - mówiłam szybko. 

- Powinien wiedzieć, chociaż nie powinien dowiedzieć się tego ode mnie - powiedział. - Sama musisz mu o tym powiedzieć - dodał. 

- Nie zrobię tego - powiedziałam szybko. - Uzbieram trochę pieniędzy, a potem rzucę to w cholerę, nawet się o tym nie dowie - dodałam. 

- Będzie cię to męczyć przez resztę życia - powiedział. 

- To moje sumienie - warknęłam. 

- Jak uważasz - westchnął i sięgnął do kieszeni. - Proszę - powiedział i podał mi banknoty. 

- Nie przyjmę tego, nie dostałeś...

- Nie chcę - przerwał mi. - Weź to po prostu za przyjacielską przysługę - dodał. Odebrałam od niego niepewnie banknoty i uśmiechnęłam się lekko. 

- Dzięki - powiedziałam. 

- Nadal uważam, że powinnaś mu powiedzieć - odparł i wyminął mnie. - Do zobaczenia - powiedział, a po chwili wyszedł. Po chwili i ja wyszłam z pokoju, a na korytarzu spotkałam mojego szefa. 

- Dobrze się spisałaś - uśmiechnął się. - Klient był zadowolony - dodał i odszedł. 

- Pierz się - warknęłam pod nosem. Weszłam do garderoby i szybko się przebrałam. Czułam się o wiele lepiej w moich ciuchach. Usiadłam przy lustrze i zaczęłam zmywać mój makijaż. Po chwili do garderoby wszedł mój szef i położył przede mną plik banknotów. Wyszedł nic nie mówiąc i ciszyłam się z tego ponieważ, gdyby cokolwiek do mnie powiedział, nie wiem czy powstrzymałabym się przed uderzeniem go. Po zmyciu makijażu pozbierałam swoje rzeczy, po czym pożegnałam się z Abbie i wyszłam z garderoby. Założyłam kaptur na głowę i ruszyłam w kierunku domu. 

Mam nadzieje, że Josh się nie wygada. 

***

Następnego dnia wieczorem znów byłam na koncercie One Direction. Chłopcy śpiewali akurat If I Could Fly, a cały stadion śpiewał razem z nimi. Również podśpiewywałam pod nosem, ale kompletnie nie czerpałam radości z tego, że tu jestem. Cały czas gnębiła mnie sprawa z Josh'em. Co on w ogóle tam robił? Przecież dopiero co nie dawno rozstał się z Holly i już szukał pocieszenia? 

Koncert dobiegł końca, więc poszłam razem z Lou i Lottie na backstage. Chłopcy pojawili się po chwili i od razu poszli do pomieszczenia przeznaczonego na M&G. Po chwili na backstage'u pojawił  się zespół, a ja nie potrafiłam spojrzeć na Josh'a. Jon, Dan i Sandy podeszli do mnie, a Josh poszedł zapewne do ich garderoby. Żwawo rozmawiałam z band'em, lecz nadal z tyłu głowy miałam sytuacje z Josh'em. Przeprosiłam chłopaków i ruszyłam do ich garderoby. Zapukałam i po usłyszeniu proszę, weszłam do środka. 

- Jesteś dalej zły? - spytałam i oparłam się o zamknięte drzwi.

- Nie byłem wcale zły - powiedział. - Po prostu uważam, że nie powinnaś go oszukiwać - dodał. 

- Myślisz, że nie mam poczucia wina, że go okłamuje? - spytałam. - To mnie przerasta. 

- Właśnie dlatego powinnaś mu to powiedzieć - odparł. - Mercy, może się zdenerwować jak każdy facet, ale cię kocha i jestem pewien, że ci pomoże - dodał. 

- Chyba masz racje - przyznałam. - Muszę z nim pogadać - dodałam.

- Zrób to szybko, dopóki on sam sie nie dowie - powiedział. 

- Dzięki, za rozmowę - uśmiechnęłam się. 

- Nie ma za co - uśmiechnął się. Pożegnałam się z nim i wyszłam z garderoby. Wróciłam do band'u i po chwili M&G dobiegło końca. Niall podszedł do mnie i od razu pociągnął mnie za rękę. Pożegnałam się z chłopakami i ruszyłam w kierunku garderoby Niall'a. 

- Wszystko w porządku, Mers? - spytał. 

- Tak - skłamałam. 

Mercy, ty tchórzu. 

- Znaczy... - przerwałam. - Chyba musimy pogadać - przygryzłam wargę. 

- Dobrze, o co chodzi? - spytał. 

- Ale nie tutaj - powiedziałam szybko.

Mercy, ty idiotko. 

- Dobrze, pojedziemy do mnie - powiedział, a ja przytaknęłam głową. 

Muszę się zebrać w garść. 

XXXX

Witam w nowym rozdziale :) 

Marcelina x 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top