04.
Siedziałam na krześle i nerwowo rozglądałam się po wielkiej hali lotniska. Po mojej lewej stronie siedziała Rosie, a po prawej Andy. Nasza mama poszła do pracy, więc to ja musiałam się nimi zająć, lecz cieszyłam się, że nie muszę czekać sama. Usłyszałam, że samolot ze Stanów właśnie wylądował, a moje serce zaczęło szybciej bić. Wstałam z krzesła i wzięłam za rękę Rosie i Andy'ego. Nie mogłam uwierzyć w to, że zaraz o zobaczę. Podeszliśmy bliżej wejścia i przygryzłam dolną wargę. Najpierw wyszło starsze małżeństwo, biznesmen, młoda dziewczyna, która po chwili witała się z, jak myślę, rodziną. A po chwili wyszedł on. Puściłam dłonie mojego rodzeństwa i podbiegłam do niego. Rzucił plecak na ziemię i przytulił mnie. Stanęłam na palcach, a on objął mnie ramionami w talii.
- Tęskniłem za tobą - mruknął.
- Ja za tobą też - powiedziałam.
- A my nie tęskniliśmy za waszym mizianiem - usłyszałam. Odsunęłam się od blondyna i zobaczyłam szczerzącego się Louisa.
- Jesteś głupi - odparłam, a brunet się zaśmiał. Podeszłam do niego i przywitałam się z nim. Usłyszałam jak dzieciaki krzyczą ''Niall'', a gdy odsunęłam się od Louisa, zobaczyłam, że oboje mają w ramionach mojego chłopaka. Przywitałam się również z Harrym i Liamem, po czym podeszłam do Rosie i Andyego. - Jak podróż? - spytałam z uśmiechem, a dzieciaki aż rwały się w stronę blondyna.
- Męcząca - westchnął Harry, ale po chwili uśmiechnął się w moją stronę. Oddałam uśmiech i puściłam bliźniaki, by mogły iść do Nialla. Irlandczyk wziął ich na ręce i uśmiechnął się szeroko. W końcu mam go przy sobie.
Parę minut później byliśmy już u mnie w domu. Dzieciaki nie chciały puścić Nialla, a on nie miał nic przeciwko, żeby posiedzieć u nas. Wyszłam z taksówki i po chwili z samochodu wybiegły dzieciaki, a po nich Niall. Wyciągnęłam pieniądze z kieszeni i podałam starszemu mężczyźnie. Pożegnałam się z nim i zamknęłam drzwi. Odwróciłam się i zobaczyłam, że nie mia dzieciaków i Nialla, a drzwi były otwarte na oścież. Weszłam do domu i zamknęłam drzwi. Usłyszałam śmiechy w salonie, więc weszłam do pomieszczenia i zobaczyłam całą trójkę wygłupiającą się na kanapie. Zaśmiałam się i usiadłam na fotelu.
- Dajcie mu trochę odpocząć - odezwałam się, a bliźniaki bez słowa usiedli spokojnie na kanapie.
- Mers, daj spokój - powiedział blondyn.
- Dopiero co przyleciałeś, na pewno jesteś zmęczony - powiedziałam.
- Jakoś przeżyje - odparł i znów przyciągnął do siebie Rosie i Andyego. Pokręciłam głową i wstałam z fotela. Weszłam do kuchni, gdzie siedziała moja mama.
- Już wróciłaś? - spytałam zdziwiona.
- Tak, zwolnili mnie wcześniej - uśmiechnęła się lekko.
- Mamo, coś nie tak? - spytałam zmartwiona.
- Wszystko dobrze, Mers - zapewniła.
- Przecież widzę - odparłam i skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej.
- Sklep upada i mogę stracić pracę - powiedziała cicho.- Do tego Bradley zaczepił mnie gdy wychodziłam z pracy - dodała. Bradley to były partner mojej mamy do tego ojciec Rosie i Andyego. Moja mama rozstała się z nim, gdy spostrzegła, że ma problem z alkoholem.
- Pomogę ci mamo, a Bradleyem się nie przejmuj - powiedziałam. - Znajdę pracę i...
- Nie, ty masz się uczyć - przerwała mi. - Znajdę kolejną pracę.
- Mamo mam dziewiętnaście lat, potrafię pogodzić naukę z pracą - odparłam.
- Mercy, nie zgodzę się na to - powiedziała i wstała z krzesła. - Poradzę sobie, ty musisz się uczyć - dotknęła mojego policzka.
- Będziesz nieugięta, prawda? - spytałam.
- Robię to dla waszego dobra - powiedziała i złożyła pocałunek na moim czole. Odsunęła się ode mnie i minęła mnie. Wyszłam zaraz za nią z kuchni i stanęłam w salonie. - Rosie, Andy zostawcie Nialla w spokoju - powiedziała z uśmiechem.
- Dzień dobry - uśmiechnął się blondyn.
- Dzień dobry - odpowiedziała moja mama. - To co? Idziemy na zakupy? - spytała, a Rosie i Andy od razu zeszli z kanapy. Pobiegli do korytarza i zapewne zakładali już buty. - Wrócimy za góra godzinę - uśmiechnęła się i wyszła. Usiadłam obok Nialla na kanapie i patrzyłam na wyłączony telewizor.
- Tak za tobą tęskniłem - powiedział i przytulił mnie. Uśmiechnęłam się lekko i odwróciłam głowę w jego stronę. Blondyn nachylił się nade mną i cmoknął mnie w usta. - Wszystko w porządku? - spytał, gdy odsunęliśmy się od siebie.
- Tak - skłamałam.
- Na pewno?
- Na pewno - zapewniłam go. - A tak w ogóle? Jak bawiło ci się z Celine? - spytałam, a blondyn szybko odsunął się na drugą stronę kanapy.
- Co? Jaka Celine? Nie wiem o czym mówisz - prychnął. - Tylko nie po twarzy - zasłonił się rękami, a ja się zaśmiałam.
- Jesteś niemożliwy - powiedziałam.
- Doskonale wiesz, że bym cię nie zdradził, za bardzo cię kocham - przybliżył się znów do mnie i cmoknął mnie w policzek.
- Wiem - uśmiechnęłam się.
Ale możesz mnie znienawidzić.
XXXX
Witam w nowym rozdziale :)
Jak po świętach? Zadowoleni z prezentów?
Marcelina x
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top