35

Eryx

- Tak, Lorelei. Wyglądasz ślicznie, nie sądzisz? 

Kilka dni spędzonych z moją nową niewolnicą znacznie poprawiło mi humor. Cieszyłem się, że moje dziewczynki tak dobrze ją przywitały. Mimo, że wiedziałem, iż do niczego między nimi nie doszło, to tak było nawet lepiej. Okazało się, że Lorelei podobali się wyłącznie mężczyźni, więc igraszki z kobietami odpadały. Moje niewolnice musiały robić wszystko, co im kazałem, więc teoretycznie mogłem nakazać Lorelei zabawiać się na moich oczach z Aishą i pozostałymi, ale na razie postanowiłem skupić się na niej indywidualnie. 

Dziewczyna klęczała przede mną, kiedy ja siedziałem na tronie. Miała na sobie różową sukienkę, a jej włosy spiąłem w dwa kucyki. Była taka urocza, że nie mogłem tego znieść. 

Masturbowałem się leniwie, podziwiając Lorelei. Miała ręce związane za plecami. Była taka posłuszna. Mimo, że była najmłodsza z moich niewolnic, to nie traktowałem jej ulgowo. Póki co, była dla mnie pięknym prezencikiem, który stopniowo poznawałem, jednak wiedziałem, że prędzej czy później ją zniszczę. 

- Nie odzywasz się do mnie, niewolnico? Nie zapomniałaś przypadkiem o zasadach? 

- Przepraszam, panie. Miałam ciężką noc. Jestem niewyspana. 

- Nie spałaś? Myślałem, że śpisz jak suseł. 

Zaśmiałem się. Preejakulat zebrał się na czubku mojego fiuta. Bardzo chciałem zerżnąć Lorelei, ale na razie nie ruszałem jej cipki ani dupki. Za to miałem wobec niej inne plany.

- Nie, panie. Bardzo boję się o tatę, dlatego nie śpię. 

- Myślisz, że go skrzywdzę, słoneczko? 

Pochyliłem się nad nią. Chwyciłem Lorelei za szczękę. Zmusiłem ją, aby spojrzała mi w oczy. Nie mogłem powstrzymać wypływającego mi na usta uśmiechu. Była śliczna. Taka niewinna i delikatna. Bardzo przypominała mi Bree. Była jednak tylko jej marną podróbką. Bree była przecież jedyna w swoim rodzaju. Roztaczała wokół siebie piękno, które było niepodważalne. 

Lorelei patrzyła błagalnie w moje oczy. Zacisnąłem mocniej palce na jej podbródku. 

- Nie wiem, panie. Mam nadzieję, że tego nie zrobisz. 

- Skoro taką masz nadzieję, w takim razie pokaż mi, dlaczego nie powinienem krzywdzić twojego ojca. 

- Nie rozumiem...

Przytknąłem czubek penisa do ust przestraszonej Lorelei. Próbowała cofnąć głowę, ale nie pozwoliłem jej na to. Chciałem, aby mnie ssała do ostatniej kropli spermy. Byłem pełen pożądania. Miałem ochotę dojść i to mocno. Najlepiej w jej ustach, choć nie miałbym nic przeciwko wytryśnięciu spermy na jej jędrne cycki. 

- Otwórz usta, Lorelei. Domyślam się, że nigdy nie miałaś fiuta w ustach, ale czas się nauczyć, jak sprawiać przyjemność mężczyznom. Śmiało, kochanie. Nie zrobię ci krzywdy nawet, jeśli mi się nie spodoba. Przyjemnością będzie cię wszystkiego nauczyć. 

Lorelei była oporna. Drżała ze strachu, zaciskając usta w wąską linię. Nie chciała się ze mną zabawiać, ale miałem na nią coś, co mogło mi pomóc ją kontrolować. 

Założyłem jej kosmyk włosów za ucho. Nachyliłem się nad nią i wyszeptałem słowa, które domyślałem się, że miały jej pomóc podjąć rozsądną decyzję. 

- Jeśli nie będziesz mi dzisiaj posłuszna, wyślę swoich strażników na poszukiwania twojego ojca. Kiedy go znajdą, przyprowadzą go tutaj spętanego i pobitego. Następnie rozczłonkuję jego ciało na twoich oczach. Mam nadzieję, że nie każesz mi tego robić. Ravaren wytoczyło wojnę innym krainom i mam wystarczająco dużo kłopotów na głowie. Wiedz jednak, że nic mnie nie powstrzyma przed tym, aby dokopać twojemu ojcu. Chyba nie chciałabyś, aby stała mu się krzywda, mam rację? 

Lorelei pokręciła przecząco głową. Uśmiechnąłem się z wyższością. 

- W takim razie do dzieła, kochaniutka. Wsadź mnie tak głęboko, jak potrafisz. 

Po policzkach dziewczyny spływały łzy. Była przerażona. Bała się o swojego ojca, gdyż był jedynym żyjącym członkiem jej rodziny. Może powinienem czuć się źle, wytaczając przeciwko niej takie działa, ale nie miałem w sobie za grosz empatii. Pozbyłem się jej już w dzieciństwie. Może nie powinienem tak się z tego cieszyć, ale fakty były inne. 

Lorelei wystawiła niepewnie język. Polizała mnie po czubku fiuta, po czym objęła go ustami. Głaskałem ją po głowie, chcąc zapewnić jej namiastkę poczucia bezpieczeństwa. Zależało mi na tym, aby mi ufała. Każda niewolnica powinna ufać swojemu panu, choć przecież nie zasłużyłem na jej zaufanie. 

- Grzeczna dziewczynka. Świetnie ci idzie. 

Moja niewolnica wsuwała mojego fiuta coraz głębiej do ust, jednak w pewnej chwili napotkałem opór. Wsunąłem się w nią ledwie do połowy. Bree była nauczona, aby brać mojego kutasa całego do ust, gdyż jeśli tego nie robiła, czekała ją kara. Z czasem kary stawały się coraz bardziej bolesne, więc Bree postanowiła nauczyć się brać z połykiem, aby nie cierpieć. 

Lorelei miała przed sobą długą drogę, ale była naprawdę urocza w tej swojej nieporadności. Podobało mi się to, jak bezbronna i zdana na moją łaskę była. Nic mnie tak nie podniecało, jak właśnie bezbronność niewolnic. Aisha i pozostałe już uodporniły się na moje skurwysyństwo, jednak Lorelei nie wiedziała jeszcze, co ją czeka. 

Po jej policzkach płynęły łzy, gdyż dławiła się moim penisem. Traktowałem jej głowę jak zabawkę do masturbacji. Trzymałem ją mocno za włosy i ujeżdżałem jej usta. Były takie cudowne. 

- Jeszcze trochę. Wytrzymasz. Postaraj się dla swojego pana. 

Pokręciła przecząco głową, sygnalizując mi, że już więcej nie zniesie. Nie mogłem jednak przerwać właśnie w tej chwili, gdy byłem już tak blisko. Dlatego mocniej docisnąłem sobie głowę Lorelei do krocza i doszedłem w jej ustach. 

Moja sperma spływała w kącikach jej ust, ale nie przeszkadzało mi to. Lorelei bowiem połknęła całkiem sporo mojego spełnienia. Bała się o swojego tatusia tak bardzo, że była w stanie zrobić wszystko. 

- Jak ci smakowało, kochanie? 

Lorelei się zakrztusiła. Poklepałem ją po plecach.

Dziewczyna spojrzała mi w oczy. Widziałem w nich ból. Gdybym miał w sobie jakiekolwiek uczucia, może bym się tym przejął, ale nie czułem już nic. Chyba, że do Bree. Byłem w niej do szaleństwa zakochany i już niebawem miałem zamiar ją odzyskać.

- Lorelei? Nic nie powiesz? 

Nagle dziewczyna wstała. Zachwiała się na nogach. Gdyby miała wolne ręce, mogłaby spróbować ze mną walczyć, choć chyba oboje wiedzieliśmy, że nie miała najmniejszych szans na wygraną. 

- Jesteś potworem. 

Zmarszczyłem brwi, po czym uśmiechnąłem się lekko. 

- Doprawdy? Powiedz mi coś, czego nie wiem. 

- Nie pozwolę na to, abyś mnie krzywdził. Nie zasłużyłam na to.

- Chcesz więc, aby twojego ojca spotkała bolesna śmierć? 

Zacisnęła usta w wąską kreskę. Potrząsnęła przecząco głową. Z jej oczu wypłynęły kolejne łzy. 

- Nie. Kocham swojego tatę i zrobię wszystko, aby go chronić. Nie mogę jednak zapomnieć o sobie. Może jesteś królem i masz nieograniczoną władzę, ale to nic nie znaczy. Będę o siebie walczyć, Eryxie. 

Powiedziała do mnie po imieniu. Była bardzo odważna. Pyskowała mi, choć miała świadomość, że mogła czekać ją za to okrutna kara. 

- Co więc masz zamiar zrobić, kochanie?  

Lorelei nie odpowiedziała. Za to odwróciła się do mnie plecami i pobiegła do drzwi. Odwróciła się do nich tak, aby rękoma związanymi za plecami spróbować otworzyć drzwi. W każdej chwili mogłem ją złapać i przywołać do porządku, jednak zbyt dobrze się bawiłem, aby odmówić sobie przyjemności obserwowania ucieczki króliczka z klatki. 

Kiedy Lorelei udało się otworzyć drzwi, zaczęła przed siebie biec. Westchnąłem i wstałem z tronu. Szedłem za nią przez korytarz. Dawałem strażnikom zdać gestem dłoni, aby zostawili ją w spokoju. Patrzyli na mnie z zaskoczeniem. Zapewne fantazjowali o tym, żeby ukarać Lorelei na swój własny sposób. 

Żałowałem, że Galahad już nie żył. Był moim ulubionym strażnikiem i moją prawą ręką. Miał wiedzę, jak torturować, aby wydusić z kogoś prawdę i przy okazji dobrze się zabawić. Wiedziałem, że czasami znęcał się nad Bree, jednak pozwalałem mu na to. Galahad był dla mnie jak brat. Musiałem ukarać Mercury'ego za to, że odebrał mojemu drogiemu przyjacielowi życie. Jednak wpierw chciałem zabawić się z Lorelei. 

Dziewczyna upadała. Co chwila padała na kolana, ale dzielnie się podnosiła. Związane za plecami ręce nie pomagały w zachowaniu równowagi. Nie wiedziała, co robić. Odwracała się, aby sprawdzić, gdzie obecnie się znajdowałem, po czym wydawała z siebie krzyk pełen rozpaczy i biegła dalej. 

W końcu Lorelei wybiegła do podwodnego ogrodu. Strażnicy obserwowali ją jak ofiarę, którą można było złapać i skonsumować. Wiedziałem, co chodziło im po głowach. Mimo, że pozwalałem im uprawiać seks z kobietami sprowadzonymi do pałacu jako niewolnice podczas wojny, to wciąż im było mało. Byli tak przepełnieni pożądaniem, jak ja.

- Po co się tak męczysz, słoneczko? Przecież ode mnie nie uciekniesz!

Dziewczyny wyszły z haremu. Przypatrywały się uciekającej niezgrabnie Lorelei. Aisha chciała podbiec jej na pomoc, jednak zmroziłem ją wzrokiem. Młoda kobieta wycofała się z powrotem do haremu, chowając się tam z pozostałymi niewolnicami. 

Lorelei krzyknęła boleśnie, gdy upadła na rafę koralową. Przetoczyła się na bok i przycisnęła kolana do piersi. Im bliżej jej byłem, tym lepiej widziałem, że miała rany na kolanach. Płynęła z nich jaskrawo czerwona krew. 

- Zobacz, co narobiłaś, głupiutka dziewczynko. Po co ci to było?

Ukucnąłem przy Lorelei. Dziewczyna załkała. Odwróciła głowę w bok. Przyjrzałem się jej stopom i zauważyłem, że tam też zrobiła sobie rany, gdy uciekała boso po kamykach. 

Odgarnąłem włosy Lorelei za ucho. Pogłaskałem ją po policzku i wydałem z siebie ciche westchnienie. 

- Wiesz, że będę musiał cię ukarać za niesubordynację, kotku? 

- Błagam, nie każ mojego ojca. Zrobię wszystko, tylko go nie rań, panie. 

Uśmiechnąłem się, gdy nazwała mnie panem. Wprost to uwielbiałem. Niewolnice darzące szacunkiem swojego właściciela były czymś absolutnie wspaniałym. Prawdziwym cudem, który należało pielęgnować, ale o którym nie można było zapomnieć, że należało go także dyscyplinować. 

- Tym razem twojemu tatusiowi się upiecze, ale nie omieszkam ukarać ciebie. Chodź, najpierw cię opatrzę. 

Lorelei drżała. Była taka naiwna jak Bree. Ona też myślała, że ode mnie ucieknie, ale skończyło się na tym, że za każdą próbę uwolnienia się ode mnie ją karałem. 

Zaniosłem Lorelei do łazienki, gdzie posadziłem ją na dywaniku. Za pomocą pstryknięcia palcami pozbawiłem ją ubrań. Była naga i bezbronna. Starała się ukryć swoją nagość, ale jako, że miała zniewolone ręce, nie mogła sobie pomóc. 

- Nie ruszaj się. Masz być grzeczna. 

Warknąłem na nią, ale zrobiłem to celowo. Uważałem, że mieszanie pobłażliwości z gniewem było słuszną metodą do tresowania niewolnicy. 

Lorelei krzywiła się i piszczała, gdy przemywałem jej rany. Skóra musiała niemiłosiernie ją piec. Mogłem pomóc jej z bólem za pomocą magii i zaklęć, ale chciałem, aby cierpiała. Gdybym tak łatwo pozwolił, aby jej rany zniknęły, wówczas niczego by jej to nie nauczyło. Zależało mi na tym, aby moja niewolnica była mi posłuszna i nie popełniała więcej głupstw, dlatego czasami ból był konieczny. 

- Nie kop mnie, kurwa!

Krzyknąłem na Lorelei, gdy chwyciwszy ją za kostkę zacząłem przemywać jej poranione stopy. Bardzo ją bolało, dlatego nie powinienem się dziwić, że próbowała mnie kopnąć, ale i tak się na nią wkurzyłem. 

- Dlaczego nie wypuścisz mnie do domu, panie? Czy naprawdę aż tak bardzo zasłużyłam na karę?

Gdy skończyłem przemywać rany niewolnicy, wziąłem ją na ręce. Zaniosłem ją do sypialni, gdzie miałem zamiar ją ukarać. Miałem kilka pomysłów, jednak wpierw chciałem jej odpowiedzieć.

- To nie twoja wina, że padło na ciebie. Ktoś musiał zostać moją nową zabawką. Wystarczy, że będziesz mnie słuchać, a wszystko będzie dobrze. Myślisz, że chciałbym żyć w wiecznej nienawiści do ciebie? Nie rób sobie tego, Lorelei. Nie krzywdź sama siebie. Twój tata na pewno nie chciałby, abyś cierpiała z własnej głupoty, więc zrób sobie przysługę i mi się podporządkuj. Tymczasem bądź spokojna i przyjmij grzecznie karę za nieposłuszeństwo. 

Usiadłem na brzegu łóżka. Przełożyłem sobie Lorelei przez kolana. Leżała na nich brzuchem, dociskając do nich swoje piersi. 

Dziewczyna miała związane ręce, co znacznie ułatwiało mi sprawę. 

Uniosłem rękę i zamachnąłem się. Usłyszałem piękny dźwięk ręki obijającej pośladek. Lorelei krzyknęła, nie spodziewając się tak mocnego klapsa. 

- Panie, to boli!

- Ma boleć. Może dzięki temu nauczysz się posłuszeństwa. 

Lorelei piszczała i wiła się na moich kolanach. W pewnym momencie wyczarowałem knebel, który wsadziłem jej do ust i zawiązałem z tyłu głowy. Zwykle lubiłem, gdy kobiety krzyczały w trakcie seksu, ale od krzyków Lorelei bolała mnie już głowa. 

Zauważyłem, że im więcej klapsów jej dawałem, tym spokojniejsza się robiła. Może liczyła na to, że jeśli będzie leżeć bezczynnie, wówczas szybciej się znudzę. 

Nie zakończyłem na klapsach w tyłek. Kilkoma uderzeniami obdarowałem także cipkę Lorelei. Była obolała i mokra. Jej łechtaczka pulsowała, błagając o mój dotyk. Lorelei mogła prosić, abym jej nie dotykał, ale widziałem, czego potrzebowało jej ciało.

Kiedy uznałem, że dziewczyna więcej nie zniesie, pomogłem jej usiąść okrakiem na moich udach. Knebel tkwiący w jej ustach wyglądał rozkosznie. Lorelei miała rumiane policzki, a jej pełne piersi unosiły się, gdy ciężko oddychała. 

- Mam nadzieję, że to cię nauczy, aby mnie słuchać. Teraz przytul się do swojego pana, słoneczko. Korzystaj z chwil ze mną, gdyż kiedy wróci do mnie Bree, to jej poświęcę całą swoją uwagę. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top