34
Bree
To było jedno z najgorszych doświadczeń w moim życiu.
Sama mogłam cierpieć. Mogłabym zabrać na siebie cały ból tego świata, jeśli miałoby to sprawić, żeby Blaine już nigdy nie przestał się uśmiechać.
Siedziałam w ogrodzie. Mercury rozmawiał z Saturnem, a ja byłam tutaj z Romeo i Blaine'm. Skryliśmy się w cieniu, choć już ustaliliśmy, że to nie światło słoneczne tak podziałało na dziecko. Mercury wyczytał w księdze, że Blaine po prostu tęsknił za rodzicami. Mogłoby się wydawać, że tak małe dziecko nie było w stanie przywiązać się do swoich rodziców, ale było inaczej.
Blaine był boleśnie smutny. Nie pozostał ślad po tym cieszącym się życiem chłopcu. Nie mogłam patrzeć na niego, gdy tak leżał na moich kolanach i bezmyślnie przesuwał palcami po trawie. Miałam nadzieję, że nie zostanie taki na zawsze. Nie chciałam patrzeć na dziecko, które cierpiało.
- Martwię się o niego, Romeo. Co, jeśli już nigdy nie będzie radosny?
Spojrzałam na stwora siedzącego przede mną. Romeo był wielki. Miał potężne ciało i wielki łeb. Był jednak jedną z najmilszych istot, jakie poznałam. Nie dało się go nie lubić. Rozumiałam Effie. Na jej miejscu również wybaczyłabym Romeo, gdyby był moim porywaczem.
Stwór wziął do ręki kwiatek. Bawił się nim i spoglądał czerwonymi oczami na Blaine'a.
- Ten chłopiec jest bardzo podobny do mojej rasy, wiesz?
- Naprawdę?
- Tak. My również bardzo tęsknimy za swoimi bliskimi, gdy odchodzą. Po śmierci rodziców czułem się tak, jakby cały świat zawalił mi się na głowę. Bałem się, że nigdy się z tego nie podniosę. Gdy poznałem moją kobietę, wszystko się zmieniło. Yumi była moim światełkiem. Kochałem ją. Oddałbym wszystko, aby była szczęśliwa.
- Niestety uciekła.
- Dokładnie - rzekł Romeo, zaciskając mocniej palce na łodydze kwiatka. - Uciekła z moim synem. Nie masz pojęcia, jak bardzo tęsknię za Drastanem. Każdy dzień bez patrzenia na to, jak dorasta, jest dla mnie karą. Wybacz, że znowu mówię o sobie. Skupmy się na Blainie. To on potrzebuje teraz pomocy.
Chciałam kłócić się z Romeo. On także potrzebował pomocnej dłoni. Byłam zła, że Saturn, jako król Quandrum, nie mógł zrobić nic, aby pomóc Romeo odnaleźć byłą ukochaną i syna. Drastan powinien dorastać z ojcem. Swoim prawdziwym ojcem, a nie tym, którego wybrała dla niego podła Yumi.
- Nie wiem, jak mu pomóc - wyznałam, przeczesując palcami futerko Blaine'a, które robiło się coraz dłuższe. - Może to moja wina? Może poczuł, że go nie chciałam?
- Byłaś w szoku - przyznał. - Nie powinnaś się winić za to, jak się wtedy zachowałaś. Miałaś prawo się nie zgodzić. Mercury mimo, że jest księciem, nie może zmusić cię, abyś wychowywała z nim dziecko. W dodatku takie, które nie jest ani syrenem, ani demonem.
Cieszyłam się, że Blaine nas nie rozumiał. Gdyby mógł wyłapać sens każdego słowa, znowu by się rozpłakał. Jednak tym razem powodem jego cierpienia bylibyśmy my.
- Chcę, żeby był szczęśliwy. Nie zasługuje na to, aby cierpieć.
- Bree, nikt nie zasługuje na to, żeby cierpieć.
- Chyba, że Eryx.
Oboje się zaśmialiśmy, jednak nie był to w pełni szczęśliwy śmiech.
- Masz rację. Eryx w pełni zasługuje na ból. Mam nadzieję, że go dozna, gdy już dojdzie do wojny.
- Myślisz, że na pewno do niej dojdzie?
Romeo odwrócił łeb w stronę oceanu. Dzień był przyjemny i lekko wietrzny. W Quandrum niemal zawsze pogoda była idealna.
- Tak, Bree. Jestem tego pewien. Eryx nie pozwoli ci żyć z Mercury'm, więc musimy go zabić.
- Może powinnam do niego pójść z własnej woli? Po to, aby was nie skrzywdził?
Stwór szybko odwrócił głowę w moją stronę. Jego oczy błysnęły mocnym czerwonym kolorem. Poczułam, że Romeo się na mnie wściekł.
- Nigdy więcej tego nie mów. Kochasz Mercury'ego i zależy ci na waszym dziecku. Rozumiem, że boisz się o to, że Eryx nas zaatakuje, ale Quandrum przeżyło już niejedną wojnę i wciąż stoi. Musisz walczyć. Nie bądź słaba. Effie także poszła z własnej woli do swojego oprawcy. Ten nie był dla niej litościwy. Uważam, że jeśli ktoś idzie do niewoli bez walki, jego pan powinien darzyć taką istotę z większym szacunkiem. Nie, żebym się na tym znał, ale tak nakazuje moralność. Wiem jednak, że Eryx tej moralności nie ma. Dlatego nie rób głupot, Bree. Jeśli przyjdzie co do czego, walcz, ile sił w twoim ciele. Mercury zrobi wszystko, aby zabić Eryxa. Ja również.
Miałam łzy w oczach. Blaine wyczuł, że coś się ze mną dzieje. Wspiął się na moje kolana i usiadł okrakiem na moich udach. Objął rękami moją twarz, a ja uśmiechnęłam się do niego, powstrzymując płacz.
- Nie bój się, kochanie. Nie zostawię cię.
Blaine może nie rozumiał, co do niego mówiłam, ale miałam wrażenie, że mimo wszystko w jakiś sposób mnie kochał. Może było zbyt wcześnie, aby nazywać to uczucie miłością, jednak naprawdę chciałam go kochać i pragnęłam, aby on kochał mnie. Gdybym nie miała z tyłu głowy, że Eryx wciąż nam groził, mogłabym w pełni skupić się na tworzeniu relacji z nim. Niestety nie było to tak proste.
Moją rozmowę z Romeo przerwał Mercury. Wparował do ogrodu wściekły. Gdyby mogła buchać za nim para, z pewnością właśnie tak by się stało.
Demoniczny ogon Mercury'ego uderzał o ziemię, po której stąpał. To jasno wskazywało na to, że był zły. Srebrna szata za nim powiewała, gdy szedł przed siebie energicznym krokiem. Dotychczas chyba nigdy nie miałam okazji, aby obserwować mojego ukochanego księcia w takim stanie.
- Kochanie? Czy coś się stało?
Gdy Mercury przed nami stanął, dotarło do mnie, dlaczego mógł być taki zły. Zapewne rozmawiał z Saturnem o ślubie ze mną. Miałam nadzieję, że o to właśnie chodziło. Gdybym się dowiedziała, że Eryx już na nas ruszył, chyba bym tego nie przeżyła.
- Romeo, czy mógłbyś zaopiekować się Blaine'm? Wiem, że proszę cię o wiele. Robię z ciebie niańkę dla naszego dziecka, ale muszę porwać Bree na godzinę i porozmawiać z nią w odosobnionym miejscu.
Zmarszczyłam brwi. Blaine jakby wyczuł, że coś było nie tak. Przycisnął mocniej głowę do mojego ramienia, nie chcąc mnie puścić.
- Mercury, ale...
- Proszę, Bree. Obiecuję, że wrócimy do niego za godzinę.
- Na bogów, nienawidzę się z nim rozstawać.
Książę przy nas ukucnął. Położył dłoń na głowie Blaine'a. Chłopiec spojrzał na niego i wtedy Mercury coś do niego zamigał. Blaine posłusznie pokiwał twierdząco głową i przeniósł się na kolana Romeo. Trochę mnie to zabolało, ale rozumiałam Mercury'ego. Kłótnia z nim była ostatnią rzeczą, której chciałam, więc starałam się pozostać spokojna.
Kiedy Blaine był już pod opieką Romeo, niechętnie wstałam. Mercury podał mi dłoń i zaprowadził mnie na skraj pałacowego wzgórza. Z wypustek na jego plecach wysunęły się ogromne skrzydła. Spojrzałam na nie pytająco.
- Myślałam, że porozmawiamy tutaj.
- Chcę zabrać cię dalej. Nie bój się.
Nie bałam się. Oczywiście, że nie bałam się Mercury'ego. Bardzo go kochałam i ufałam mu bezgranicznie. Mimo wszystko starała się zachować zdrowy rozsądek, aby nie podążać ślepo za moim wybrankiem.
Pozwoliłam, aby Mercury otoczył nas kolorową mgiełką. Zauważyłam, że za każdym razem była inna. Dziś postawił na zieloną.
Kiedy unieśliśmy się w powietrze, znów poczułam się dziwnie. Nie mogłam przywyknąć do latania w ten sposób. Marzyłam o tym, aby mieć skrzydła, ale niestety nigdy nie miałam doznać tego przywileju. Miałam za to ogon syrenki, o którym wiele smoczych czy wróżkowych dziewczyn marzyło. Nie czułam, że wykorzystywałam ten ogon tak, jak trzeba, aby czasami się przydawał.
Mercury poleciał ze mną na pustą polanę rozciągającą się nad oceanem. Było tutaj pięknie, ale czułam się odizolowana od reszty świata.
Po naszej prawej stronie znajdował się wulkan, ale był wystarczająco daleko. Za to po lewej widziałam Quandrum. Wciąż nie byłam w centrum i bardzo chciałam tam pójść, ale na razie Mercury miał inne sprawy na głowie. Kwestia bezpieczeństwa królestwa była dla niego priorytetem.
Spojrzałam na profil Mercury'ego. Książę był wściekły. Zaciskał mocno szczękę i oddychał ciężko.
- Jesteś zły na Saturna?
- Skąd wiesz?
Zaśmiałam się, chcąc rozluźnić atmosferę. Nie udało mi się to jednak.
- Powiedz mi, co się dzieje. Nie lubię, gdy jesteś smutny.
- Wszystko się wali, Bree! Grozi nam wojna z Eryxem! Nasz syn cierpi i nie wiem, jak mu pomóc! Saturn chce, żebyśmy wzięli ślub! To jest chore!
Rozumiałam pierwsze dwa powody jego złości. Naturalnym było, że książę martwił się o Quandrum i o Blaine'a. Zabolało mnie jednak to, że mówił o ślubie z taką nienawiścią.
- Nie chcesz być moim mężem?
- Oczywiście, że chcę - warknął, pocierając zmęczone powieki. - Bardzo chciałbym być twoim mężem, ale czuję, że to za wcześnie. Miałem nadzieję, że nadrobimy stracone lata. Chciałem zabierać cię na randki, aby potem oświadczyć ci się w romantycznym miejscu. Nie mogę pozwolić na to, abyś wyszła za mnie dlatego, że Saturn nam tak każe. Rozumiem jego chęć chronienia Quandrum. Wiem, że po ślubie z tobą rodzina zyska nowe, silniejsze moce. Wszystko jest dla mnie jasne jak słońce, ale boję się, że poczujesz się zmuszona do małżeństwa ze mną, Bree. Chcę, abyś została moją żoną z miłości.
Położyłam dłoń na jego piersi. Wyczułam, jak szybko biło serce pod skórą księcia. Mercury mógł zakładać maski i udawać, że miał wszystko pod kontrolą, ale przy mnie mógł być prawdziwym sobą.
- Czy jesteś gotów zostać moim mężem?
- Bree, proszę...
- Chciałbyś teraz mnie poślubić?
- Oczywiście, że tak.
- W takim razie zróbmy to.
Moją twarz rozświetlił uśmiech, ale miałam wrażenie, że Mercury nie popierał mojego entuzjazmu.
- Kochanie, czy aby na pewno tego chcesz? Wiesz, że jeśli Eryx cię porwie, gdy już zostaniesz moją żoną i cię skrzywdzi, ty...
- Nie będę mogła mieć wtedy dzieci? Wiem, kochanie. Wiem o wszystkim. Nie jestem głupiutką syrenką, która rozkładała nogi przed księciem Ravaren dlatego, że tego chciała. Uwierz mi, że zrobię wszystko, aby Eryx mnie mnie porwał. Nie zniosłabym niewoli. Wystarczy tych niemal sześć lat, które u niego spędziłam. Nie zamierzam pozwolić, aby znów mnie zamknął i gwałcił raz po raz. W życiu trzeba podejmować ryzyko, kochanie. Jeśli chcesz o coś walczyć, rób to.
- Jesteś więc gotowa zostać moją żoną?
Zrobiłam coś, co uznałam za zabawne. Wiedziałam, że nie tak powinno to wyglądać, ale skoro sytuacja była już tak popaprana, nic więcej nie było w stanie jej zepsuć.
Uklękłam przed Mercury'm. Mój książę zapewne myślał, że chciałam mu obciągnąć, ale tym razem nie to miałam na myśli. Choć nie dało się ukryć, że uwielbiałam jego kutasa i gdybym mogła, miałabym go w ustach przez cały czas.
- Wspaniały książę Quandrum. Czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moim mężem?
Mercury wybuchnął śmiechem. Śmiał się tak bardzo, że nie wiedziałam, czy był szczęśliwy czy po prostu sobie ze mnie kpił. Kiedy jednak sam padł przede mną na kolana i chwycił w dłonie moją twarz, aby złożyć pocałunek na moich ustach, wiedziałam już, że nie był zły.
- Och, moja kochana syrenko. Co ja z tobą mam?
- Wiem, że nie uprawiliśmy jeszcze seksu i nie wiemy, czy będziemy w tej kwestii kompatybilni, ale chyba damy sobie radę, prawda?
- Na bogów, Bree - zaśmiał się, a ja czułam ciepło na sercu, gdy patrzył na mnie z taką miłością. - Seks nie jest najważniejszy. Owszem, bez niego chyba bym nie przeżył, ale zauważ proszę, ile lat wytrzymałem bez zbliżania się do kobiet. Ty byłaś pierwszą, której lizałem cipkę i której pozwoliłem ssać mojego fiuta.
Uderzyłam go w ramię, śmiejąc się.
- Zmierzam do tego, że jeśli chodzi o seks, na pewno się dogadamy. Lubisz perwersję i ja także. To, że nie wsunąłem w ciebie kutasa, nic nie znaczy. Zabawialiśmy się przecież na inne sposoby i było nam przyjemnie. Poza tym, zawsze możesz nauczyć mnie, co sprawia ci przyjemność. Nie miałbym nic przeciwko, gdybyś postanowiła założyć mi na szyję obrożę i pokierować mnie jak swojego niewolnika.
- Mercury, dosyć!
Parsknął śmiechem, podczas gdy ja zakryłam twarz dłońmi, aby mój ukochany nie widział moich rozpromienionych policzków.
- Weźmiemy ślub. Zostaniesz moją piękną żoną, a Blaine oficjalnie stanie się naszym synem.
- Oficjalnie? Jak to?
- Och, Bree. Magia działa cuda. Mam nadzieję, że wtedy Blaine nie będzie już cierpiał.
- Też mam taką nadzieję. Serce mi się łamało, gdy patrzyłam na niego w takim stanie.
- Wiem - wyszeptał, przytulając mnie. Pogłaskał mnie po głowie, a ja otoczyłam go rękoma, czując się przy nim tak bezpiecznie, jak to możliwe. - Obiecuję, że będziemy dla niego najwspanialszymi rodzicami, jakich mógł sobie wymarzyć. Wszystko będzie dobrze, aniołku. Nie przejmuj się Eryxem. Wiem, że ten głupek z pewnością chciałby, abyś się go bała, ale pokaż mu, że jesteś silna. Nie daj sobą pomiatać. Wkrótce staniesz się księżniczką i nauczysz się, jak pokazywać innym, gdzie jest ich miejsce.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top