19

Bree

Może to co robiłam było złe. Nic mnie to jednak nie obchodziło. Czułam się szczęśliwa. Właśnie o tym marzyłam przez ostatnie lata. 

Wierzyłam, że Mercury gdzieś tam był i wiódł wspaniałe życie. Wyobrażałam go sobie jako dorosłego, dojrzałego mężczyznę. Zastanawiałam się, jak sprawował się jako książę. 

Wstydem było przyznać, że czasami, gdy uprawiałam seks z Eryxem, myślałam właśnie o Mercury'm. To jego stawiałam sobie w roli swojego oprawcy. Mercury nigdy nie wziąłby mnie siłą, ale myślenie o nim w tej roli było dla mnie łatwiejsze. Wszystko psuły jednak jęki Eryxa i brzydkie słowa, jakimi mnie nazywał. Po każdym seksie przepraszał, że nazywał mnie dziwką albo suką, ale twierdził, że to działało na niego jak afrodyzjak. Warto było wspomnieć, że gdy pewnego dnia nazwałam go skurwielem bez serca, zbił mnie tak, że przed dwa dni nie umiałam podnieść się z łóżka. 

Spojrzałam w górę. Mercury wysunął lekko szczękę do przodu i cicho jęknął. Był podniecony, co czułam w ustach. 

Położyłam dłonie na jego udach. Robiłam się coraz bardziej śmiała, ale nie chciałam, aby wziął mnie za desperatkę. Mimo to nie było po mnie widać, żebym bardzo ze sobą walczyła. 

- Och, Bree. Co ty ze mną robisz? 

Mercury położył dłoń na tyle mojej głowy. Starałam się do niego uśmiechnąć, ale mając w ustach jego fiuta nie było to takie łatwe. 

- Jesteś wspaniała. Piękna i mądra. Byłabyś wspaniałą księżniczką Quandrum. 

Na te słowa na moment przestałam pracować ustami i językiem. Musiałam wyglądać śmiesznie, przypatrując się chłopakowi wielkimi oczami, mając w ustach jego penisa, ale jego wypowiedź mnie zszokowała. 

Czasami wyobrażałam sobie siebie jako księżniczkę Quandrum, ale były to bardzo śmiałe wyobrażenia. Zwykle były niewinne, gdyż wiedziałam, że i tak nigdy nie stanę się kimś tak ważnym jak księżniczka. Patrząc jednak w oczy Mercury'ego i widząc w nich te wszystkie uczucia, nagle dotarło do mnie, że być może naprawdę miałam szansę spełnić swoje marzenie z lat nastoletnich. 

- Kochanie, jeśli chcesz, aby mój fiut zwiędnął z tęsknoty za tobą, jesteś na świetnej drodze. 

Przewróciłam oczami. Mercury się zaśmiał, a ja w pełni skupiłam się na tym, co robiłam.

Gdy obciągałam Eryxowi, nigdy nie postrzegałam tego jako czegoś romantycznego. Robiłam to mechanicznie. Starałam się jak najszybciej doprowadzić go do końca, żeby mieć spokój. Później Eryx zwykle mi się odwdzięczał, choć wielokrotnie prosiłam go, aby tego nie robił. On jednak powtarzał, że za bardzo lubił słuchać moich jęków, aby je sobie odpuścić. 

Kiedy klęczałam przed Mercury'm, nie czułam się słaba. Miałam wrażenie, że cały świat był w moich rękach. Czułam się szczęśliwa i podekscytowana tym, co miała przynieść nam ta noc. 

Mercury docisnął do siebie moją głowę tak, że niemal połknęłam jego fiuta. Wstydem było przyznanie się do tego, ale podczas niewoli u Eryxa nauczyłam się brać z połykiem. Mój oprawca pilnie szkolił mnie w tej kwestii, choć przez te "treningi" wylałam wiele łez. 

- Nie mogę się na ciebie napatrzeć. Nie masz pojęcia, co chciałbym zrobić z twoją cipką. 

Jego słowa podziałały na mnie jak płachta na byka. Podniecona do granic możliwości obciągałam mu jak szalona. Mercury ciężko oddychał i czasami pojękiwał, co było niczym melodia. Najpiękniejsza melodia w galaktyce. 

- Tak. Daj mi to, Bree. Proszę, pozwól mi dojść. 

Mercury nie musiał mnie wcale prosić. Starałam się sprawić mu jak najwięcej przyjemności i miałam nadzieję, że mi się udało. 

Kiedy Mercury wytrysnął spermę w moje usta, połknęłam prawie wszystko. Część spermy spłynęła mi z kącików ust, ale Mercury wytarł mi ją palcami. Uśmiechnął się do mnie, po czym poszedł do łazienki, aby umyć ręce. Gdy do mnie wrócił, wciąż klęczałam na podłodze. 

- Księżniczko? Wszystko w porządku? 

Chłopak przede mną ukucnął. Objął dłonią mój policzek. Chwyciłam go za nadgarstek i lekko się do niego uśmiechnęłam. 

- Nic mi nie jest. Po prostu nie chcę, abyś uważał mnie za łatwą. 

- Hej, Bree. Spójrz mi w oczy, dobrze? 

Nie było to dla mnie łatwe. Uwielbiałam patrzeć w piękne oczy Mercury'ego, ale gdy w nie spoglądałam, miałam wrażenie, że chłopak widział dokładnie to, co działo się w mojej głowie. 

Kiedy uniosłam wzrok i spojrzałam w oczy młodego mężczyzny, ten zmarszczył brwi i popatrzył na mnie z litością. 

- Nigdy nie czuj się tak, jakbyś była łatwa. Nie jesteś taka, Bree. Popatrz na mnie. Czekałem dwadzieścia cztery lata na to, aby piękna kobieta przede mną uklękła i zrobiła mi najlepszą laskę w życiu. Mimo, że Saturn i Neptune już mieli za sobą swoje pierwsze przeżycia seksualne, ja czekałem. Nie było mi łatwo, ale wiedziałem, że bogowie mają dla mnie w zanadrzu coś pięknego. Nie myliłem się.

Łzy napłynęły mi do oczu. Nie powinnam wzruszać się w takim momencie, ale od dziś nikt nie miał prawa karać mnie za moje emocje. 

- Jeśli tego chciałaś, nie czuj się źle, dobrze? Pamiętaj, że jeżeli nie masz ochoty na seks czy inne zabawy, nie będę cię do tego zmuszał. Nie jesteś moją niewolnicą, Bree. Już nigdy nie będziesz zniewolona. 

Zarzuciłam ręce na szyję Mercury'ego. Chłopak objął mnie i podniósł z podłogi. Po chwili położył mnie na plecach na szerokim łożu. Było tak wygodne, że z radością się zapadłam i zaśmiałam. Łóżka w pałacu Eryxa także były wygodne, ale tam każdej nocy spałam ze strachem. Bałam się, że mój oprawca przyjdzie do mnie w środku nocy, aby mnie obudzić i zerżnąć. Zrobił tak kilkukrotnie, więc musiałam mieć się na baczności. Nie, żebym mogła cokolwiek z tym zrobić. Byłam wobec niego bezsilna.

Teraz jednak miałam w sobie niebywałą siłę, którą chciałam dumnie spożytkować. Dlatego gdy Mercury uniósł mi ręce nad głowę i owinął je swoim ogonem, tworząc swoiste kajdanki, uśmiechnęłam się do niego szeroko. 

- Co chce mi pan zrobić?

Uśmiechnął się, przygryzając delikatnie dolną wargę. 

- Cokolwiek będę chciał, mój słodki jeńcu. 

- Jestem twoim jeńcem, panie? Nie mów tak, bo zaraz zrobię się mokra!

Mercury parsknął śmiechem. Trzymając moje ręce zniewolone, rozłożył mi nogi i spojrzał na mnie z litością. 

- Skarbie, ty już jesteś mokra. Nie musiałem tego sprawdzać, bo aż tutaj czuję zapach twojej cipki, ale chyba muszę ci coś udowodnić, prawda? Muszę sprawić, że będziesz dla mnie jęczała, dziecinko. 

Chłopak pochylił się i przesunął językiem po mojej cipce. Myślałam, że umrę z przyjemności. Było mi tak dobrze, że bezwstydnie jęknęłam. Nie przejmowałam się tym, czy ktoś nas słyszał. Było mi tak cudownie. Tak niebiańsko. 

- Marzyłem o tej słodkiej cipce, Bree. Jesteś dokładnie taka, jaką sobie ciebie wyobrażałem. 

- Czyli? 

Kiedy dłońmi zaczął ugniatać moje piersi, oczy uciekły mi w tył głowy. Nie sądziłam, że zabawy łóżkowe mogły być tak przyjemne. Z Eryxem nigdy się tak nie czułam. 

Mercury dmuchnął na moją cipkę. Musiałam przygryźć dolną wargę, aby nie jęknąć ponownie. 

- Wyobrażałem sobie, jak bardzo dojrzałaś. W moich wyobrażeniach byłaś piękną, powabną syreną. Odkąd byłem dzieckiem, marzyłem o syrenie. Saturn chciał mieć kobietę pochodzącą z Ziemi. Nie wiedziałem, kogo chciał Neptune, ale okazało się, że wylądował z chłopakiem. 

Zaśmiałam się, ale mój śmiech szybko przerodził się w jęk. Mercury bowiem nie miał dla mnie litości. W czasie swojej przemowy postanowił, że jeszcze trochę mnie wyliże. Moja łechtaczka pulsowała. Starałam się wyrwać z uścisku jego ogona. Mimo, że z nim walczyłam, to nie chciałam, aby mnie puścił. 

Włosy Mercury'ego opadały na jego ramionach i drażniły moją rozgrzaną skórę. Trzęsłam się jak galaretka. Starałam się nie wyobrażać sobie, że Diluka miała mi za złe to, co robiłam. Miałam nadzieję, że siostra, która znajdowała się w zaświatach z resztą mojego rodzeństwa, a także rodzicami i Jasperem cieszyła się, że nasze ścieżki z Mercury'm się przecięły.

- Mercury...

- Wiedziałem, że jako dorosła kobieta będziesz piękna. Byłem pewien, że zawładniesz sercami wielu mężczyzn. Nie wiedziałem, co się ze mną stało, gdy Romeo wyznał mi, że żyjesz. Nagle otworzyły mi się oczy. Wiedziałem, że nie dam sobie spokoju, dopóki cię nie odnajdę i bezpiecznie nie sprowadzę cię do domu. Zakochuję się w tobie, Bree. Nie mówię tego pod wpływem chwili. Wierzę, że jesteśmy sobie przeznaczeni. 

- Naprawdę wierzysz w przeznaczenie? 

- Oczywiście, że tak - odparł, przesuwając się wyżej. Zaczął całować i ssać moje sutki. Nie wiedziałam, skąd Mercury zdobył takie umiejętności doprowadzania kobiety do granic możliwości, skoro nigdy wcześniej nie miał dziewczyny. 

- W takim razie ja też w to wierzę. 

- Cieszę się, że się rozumiemy, kochanie. Czy mogę doprowadzić cię do orgazmu? 

- Mam nadzieję, że w końcu to zrobisz!

Chłopak pocałował mnie w usta. Nie przeszkadzało mi, że wcześniej ssał nimi moją kobiecość. Byłam tak podniecona, że nic innego nie miało dla mnie znaczenia. Liczył się tylko on. Mój książę Quandrum.

Mercury przycisnął usta do mojej łechtaczki. Ssał mnie, po czym lizał i znów wracał do ssania. Doprowadzał mnie do białej gorączki. Jęczałam tak, jakbym była niespełniona seksualnie. 

- Jesteś wspaniały. Uwielbiam cię, książę. 

Moje słowa sprawiły, że Mercury przyspieszył. Lizał mnie coraz zachłanniej tak, jakby nie mógł się mną nasycić. Współpracowałam z nim, kołysząc biodrami i niemal wciskając mu cipkę w twarz. Nigdy wcześniej nie byłam tak lubieżna i beztroska. Odzyskana wolność dawała mi się we znaki. Czułam się świetnie i miałam nadzieję, że nigdy nie przestanę się tak czuć.

Zamknęłam oczy, odchylając głowę w tył, gdy poczułam moment największego spełnienia. Opadłam z sił. Ogon Mercury'ego odwinął się z moich rąk. Szybko poczułam, że czegoś mi zabrakło. Nie sądziłam, że stęsknię się za byciem czyjąś niewolnicą.

- Bree, jesteś taka słodka. 

Mercury podsunął się wyżej. Oparł przedramiona po obu stronach mojego ciała. Cmoknął mnie w usta, a ja się uśmiechnęłam. 

- Jesteś wspaniała. Nie mogę się doczekać, aby w ciebie wejść, ale chwilę zaczekamy, co nie? 

- Oczywiście. Nie wszystko na raz, bo szybko się sobą znudzimy, racja? 

Chłopak puścił mi oczko. Opadł bezwładnie na bok. Leżeliśmy ramię w ramię. 

- Nie chcę, aby twoje złe wspomnienia wracały, ale czy Eryx choć trochę o ciebie dbał? 

Wzruszyłam ramionami. Mimo, że obawiałam się, że oczy mi się zaszklą, gdy zacznę mówić o Eryxie, to tak się nie stało. Chyba się na niego uodporniłam. 

- Eryx był dziwny. Wiem, że to słowo nie opisuje tego, jak okrutny był w rzeczywistości, ale to chyba jedyne sformułowanie, którym mogę go opisać. 

- Jeśli nie chcesz o tym mówić, nie musisz tego robić. 

Machnęłam ręką tak, jakby to nie było nic ważnego. Mimo, że leżałam na plecach, Mercury odwrócił się na bok i podparł głowę ręką. Wodził palcami zakończonymi szponami po moim brzuchu. Spojrzałam na jego twarz i przełknęłam ślinę. Był niemożliwie piękny. Podobnie jak Mercury kochał syreny, ja kochałam demony. 

- Nigdy nie zrozumiałam, dlaczego tak właściwie mnie porwał. Nie potrafiłam pojąć, dlaczego wybrał mnie, skoro jest tyle pięknych syren. Słyszałam w pałacu plotki, że chciał mieć najbardziej uległą niewolnicę pod słońcem. To Galahad mnie uprowadził. Ten strażnik, którego zamieniłeś w kupkę popiołu. 

Mercury się zaśmiał. Mimo, że popełnił morderstwo w pałacu w Ravaren, to ja również się uśmiechnęłam. Chyba żadna dziewczyna nie chciała, aby jej chłopak był mordercą, ale nienawidziłam Galahada. Wielokrotnie się ze mnie naśmiewał. Gdy pewnego dnia poprosiłam go o pomoc, gdyż po karze Eryxa nie umiałam otworzyć butelki, on mnie wyśmiał i zabrał mi wodę. Przez resztę dnia nie mogłam niczego się napić, gdyż nie miałam nawet siły, aby wstać. 

- Eryx był dla mnie względnie dobry do dnia moich dwudziestych trzecich urodzin. Rozmawiał ze mną, przytulał mnie i pocieszał, gdy płakałam. Był naprawdę czuły i miałam wrażenie, że uda mi się w nim zakochać. Nie chciałam być jedną z tych dziewczyn, które zakochują się w swoich porywaczach, ale wiedziałam, że jeśli nie obdarzę go uczuciami, moje życie będzie bardzo trudne. Nie musiałam się jednak bardzo trudzić. W dniu, w którym osiągnęłam pełnoletniość w świecie syren, Eryx zgwałcił mnie po raz pierwszy. 

Mój głos zadrżał, ale mówiłam dalej. 

- Po tym dniu stał się dla mnie potworem. Karcił mnie za to, że nie mogłam zajść w ciążę. Bałam się, że pewnego dnia okaże się, że mam pod sercem jego potomka. Dziecko nie byłoby niczemu winne, ale nie chciałam go urodzić. Bałam się, Mercury. Nie mogłam pozwolić na to, aby Eryx wychowywał niewinne dziecko. Może by je kochał, ale nie chciałabym patrzeć na to, jak dziecko dorasta przy takim draniu jak Eryx. 

- Bree, nie mów nic więcej. Chodźmy spać, dobrze? 

Mercury przyciągnął mnie do siebie. Wtuliłam twarz w jego pierś. Nie płakałam, ale drżałam. Było mi ciężko, jednak wiedziałam, że od teraz będzie już tylko lepiej.

Nie mogłam jednak zapomnieć o ostatnich słowach, jakie skierował do mnie Eryx. Czaił się na mnie, a ja nie znałam dnia ani godziny, kiedy miał po mnie wrócić. Gdyż wiedziałam, że wróci na pewno.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top