12

Mercury

Strażnik o imieniu Galahad zamknął mnie w lochach. Nie było tutaj tak źle. Moja cela była przytulna. Miała wszelkie niezbędne wygody. Łóżko, toaletę, prysznic, sedes, a nawet okienko, przez które mogłem patrzeć na rosnące w królewskim ogrodzie rafy koralowe.

Dostałem nawet kolację. Uraczono mnie owocami morza i kolejną porcją wina. Nic nie było zatrute. Traktowano mnie tutaj względnie dobrze, ale nie miałem zamiaru spuszczać gardy. Musiałem się pilnować. Byłem sam w jaskini wroga. Nie zdziwiłem się, że Theo i Jake mnie zostawili. Cieszyłem się, że tak postąpili. Zależało mi na tym, aby bezpiecznie wrócili do domu. 

Eryx przysłał do mnie nawet dwie dziewczyny z haremu. Obie były piękne i świetnie radziły sobie z flirtem, ale nie miałem zamiaru korzystać z ich ciał. Nie byłem dziwkarzem. Może to żałosne, ale nigdy nie uprawiałem seksu. Czekałem na swoją żonę, której znalezienie nie było tak proste. 

- Opowiedzcie mi o swoim panu. Jakie są jego mocne i słabe punkty? 

Aisha i Vena, ubrane w złotą bieliznę, klęczały przy moich stopach. Prosiłem je, aby usiadły na łóżku, ale one nie chciały o tym słyszeć. Siłą wbito im do głów posłuszeństwo. Przykro patrzyło się na tak złamane dziewczęta, ale nie mogłem im odmówić tego, że były zadbane. Dobrze wyglądały, co mnie cieszyło. Wiedziałem bowiem, że w wielu królestwach niewolnice i kobiety z haremu były traktowane karygodnie. Kiedy już ktoś odbierał drugiej istocie wolność, powinien o nią dbać. 

Aisha przytulała policzek do mojego uda. Jej koleżanka za to masowała moje łydki. Początkowo mi się to nie podobało, ale Vena powiedziała, że miała słabość do męskich nóg i lubiła sprawiać przyjemność facetom. Poza tym, w ich oczach widziałem strach. Dziewczyny bały się, że jeśli odpowiednio mnie nie obsłużą, naskarżę na nie, co nie skończy się przyjemnie. Nigdy bym tego nie zrobił, ale nie miałem im za złe tego, że mi nie ufały. Dla nich byłem intruzem, którego należało wybadać. 

- Nie możemy opowiadać ci o naszym panu, książę. On jest dla nas najważniejszy. Nie mamy prawa go zdradzić. 

Gdybym nie był dżentelmenem, naciskałbym Aishę i Venę. Nie chciałem jednak, aby z powodu mojej ciekawości spotkała je kara. 

- Powiecie mi zatem może, jak Eryx traktuje Bree? 

Vena zjeżyła się, gdy wypowiedziałem imię mojej przyjaciółki. Spojrzała mi w oczy ze złością. 

- Bree jest faworytą króla. Uwielbia ją. Spędza z nią najwięcej czasu, a dla nas go nie ma. Jesteśmy jego zabawkami. 

- To prawda - przyznała Aisha, ocierając się policzkiem o moją nogę. - Król uwielbia Bree. Ciągle uprawia z nią seks, a z nami nie chce dłużej tego robić. Zaczął pieprzyć swoją faworytę dopiero, gdy Bree skończyła dwadzieścia trzy lata. Wtedy tego nie wiedziałyśmy, ale król chce, żeby Bree nosiła pod sercem jego dziecko. 

Zmroziło mnie. Już wcześniej słyszałem jakieś pogłoski o chęci Eryxa do zapłodnienia Bree, ale miałem nadzieję, że były to tylko nieśmieszne żarty. Okazało się jednak, że była to pieprzona prawda. 

- Co czuje do niego Bree? Jesteście z nią blisko? 

Aisha i Vena spojrzały po sobie tak, jakby próbowały porozumieć się bez słów. 

- Nie jesteśmy z nią blisko. Mamy nadzieję, że nie będziesz miał nam tego za złe, panie, ale nie lubimy się z Bree. Król traktuje ją jak księżniczkę, a my jesteśmy dla niego dziwkami do seksu. Jeśli chodzi o uczucia Bree do króla, nienawidzi go. Codziennie krzyczy, że ma go dość i chciałaby, aby umarł. Nie możemy tego zrozumieć. Król traktuje ją wspaniale, a ona go nienawidzi. To my powinniśmy go nienawidzić. 

Dużo mi się rozjaśniło. Zrozumiałem, że Eryx naprawdę był takim dupkiem, za jakiego go miałem. Na samą myśl o tym, że zmuszał Bree do seksu, czułem do niego obrzydzenie. Tylko facet, który nie miał w sobie za grosz dobrego wychowania, gwałcił kobiety. Eryx mógł wybrać sobie każdą inną, ale postawił na Bree. Pragnął ją zeszmacić, gdyż była silniejsza niż swoje koleżanki. Nic nie sprawiało tak wielkiej przyjemności jak łamanie kogoś, kto był silny. 

- Dziękuję, dziewczynki. Jesteście wspaniałe i nie ważcie się nikomu wmówić wam, że jest inaczej. 

- Na pewno nie chcesz, żebyśmy cię zaspokoiły, książę? 

Dłonie Veny powędrowały zbyt wysoko. Chwyciłem ją za nadgarstek i z uśmiechem pokręciłem przecząco głową. 

- Dziękuję, ale nie trzeba. Możecie wracać do haremu. 

- Wolałybyśmy zostać z tobą. Przynajmniej ty poświęcasz nam uwagę, książę. 

Na słowa Aishy poczułem ból w piersi. Nikt nie zasługiwał na to, aby traktować go jak powietrze, a Eryx niewątpliwie tak właśnie traktował swoje niewolnice. Powinien poświęcać im więcej czasu, ale on skupiał się w pełni na Bree. Nie dziwiłem mu się, gdyż Bree była wyjątkowa i wspaniała, ale skoro nie potrzebował Aishy, Veny i pozostałych niewolnic, to po co je tutaj trzymał? 

- W takim razie możecie ze mną zostać do momentu, aż ktoś po was nie przyjdzie, zgoda? 

Obie uśmiechnęły się promiennie i pokiwały twierdząco głowami. 

- Dziękujemy, książę. Jesteś wspaniały. 

Aisha i Vena opowiadały mi jeszcze o życiu w królestwie. Okazało się, że miały zapewnione tu wszelkie wygody, ale były oddzielone od rodziny. Aisha służyła Eryxowi od trzech lat, a Vena od roku. Dowiedziałem się, że w przeszłości król Ravaren miał jeszcze dwie niewolnice, ale obie zmarły w niewyjaśnionych okolicznościach. Domyśliłem się, że mu się znudziły i je zabił, ale nie chciałem rzucać tego dziewczynom w twarz. Wolałem, aby były spokojne. Ich życie nie było łatwe, więc byłbym dupkiem, gdybym uczynił je jeszcze trudniejszym. 

Późnym wieczorem po dziewczyny przyszedł Galahad. Obie poderwały się gwałtownie, gdy usłyszały jego głos. Były świetnie wytresowane. Takie stwierdzenie bolało, ale skoro sam obracałem się w świecie królewskim, wiedziałem dokładnie, jak wyglądało tresowanie niewolnic na posłuszne, bezmózgie dziwki.

- Eryx chce cię widzieć, księciuniu. Daj mi swoje nadgarstki. 

- Och, jakie ładne bransolety. Kurwa, czy one mają inicjały króla?

Zaśmiałem się, gdy Galahad skuwał mi ręce. Złote kajdany naprawdę miały wyryte inicjały władcy Ravaren. Pokręciłem z niedowierzaniem głową, śmiejąc się.

- Zaraz nie będzie ci do śmiechu, koleś. Co ci wpadło do głowy, żeby płynąć na ratunek dziwce takiej jak Bree? 

- Nazywasz ją dziwką? Czy się, kurwa, przesłyszałem? 

Strażnik przewrócił teatralnie oczami. Rozmowa ze mną nie była dla niego interesująca. 

- Wybacz, księciuniu, ale taka jest prawda. Bree niesamowicie się zeszmaciła po swoich dwudziestych trzecich urodzinach. Niemal co wieczór krzyczy, gdy król ją posuwa. Stara się zrobić jej dziecko, ale wiesz, co sobie myślę? Bree chyba jest bezpłodna. Gdyby mogła mieć dzieci, już dawno zaszłaby w ciążę. Ona jednak jest uparta jak osioł. Osły to takie stworzenia z Ziemi, co nie? 

Na bogów. Ten syren doprawdy był imbecylem.

Galahad wyprowadził mnie z celi. Prowadził mnie przez podziemny korytarz. Było tutaj naprawdę strasznie, ale nie było czemu się dziwić. 

Eryx był sadystą. W tym akurat podobny był do mojego brata Saturna. Gdy na horyzoncie pojawiał się wróg, mój starszy braciszek robił wszystko, aby go zastraszyć, a na koniec zabić. Nie miał skrupułów. Eryx, podobnie jak Saturn, posiadał w podziemiach pałacu kilka pokoików z narzędziami tortur. Nie byłem miłośnikiem bólu, ale przeczuwałem, że prędzej czy później miałem trafić na jeden z takich stołów z kajdanami. 

- Czy król dba o Bree? 

Galahad coś mruknął pod nosem. Dźgnął mnie włócznią w plecy, aby mnie pospieszyć. 

- Tak, stary. Dba o nią jak jasna cholera. Bree jest dla niego najważniejsza. Krzyczy na nią, a czasami daje jej klapsy, ale kocha ją jak nikogo innego. Mógł wybrać sobie lepszą partię, ale on ma dziwny gust. 

Wzruszył ramionami, a ja wkurzyłem się nie na żarty. 

- Na kobietę nigdy nie powinno się krzyczeć, a tym bardziej nie powinno się jej bić. Tak postępują tylko słabeusze. 

Galahad wydał z siebie dźwięk świadczący o tym, że powoli miał mnie dosyć. 

- Tak, stary. A my żyjemy w świecie pełnym wróżek z magicznymi kwiatuszkami i śpiewającymi syrenkami. Obudź się, facet. Może jest tak w twoim świecie. Tam na górze, gdzie wszystko jest kolorowe i piękne. W podmorskim świecie wszystko działa jednak inaczej, jakbyś jeszcze tego nie zauważył. Służę Eryxowi odkąd skończyłem dwunasty rok życia. Wiem coś o tym, jak niebezpieczny, brutalny i krwawy jest nasz świat. Dlatego zrób mi przysługę, stary, i wracaj do siebie. Masz szczęście, że Eryx daje ci taką możliwość. Nigdy więcej tu nie wracaj, bo nic dobrego to nie przyniesie. Nie uratujesz swojej przyjaciółeczki. Wkrótce król ją zapłodni i wtedy będziesz mógł, co najwyżej, być wujkiem dzieciaka. 

Prychnąłem. Jeśli Galahad myślał, że taka gadka coś we mnie zmieni, to się mylił. 

Zostałem zaprowadzony w kajdanach do jednego z królewskich salonów. Mimo, że w pałacu na każdym kroku można było utonąć w złocie, to nie mogłem odmówić Eryxowi tego, że miał gust, jeśli chodziło o dekorowanie wnętrz. Nie, żebym był w tym jakimś specem, ale podobał mi się jego pałac. 

Gdy zobaczyłem Eryxa siedzącego za obszernym biurkiem, uśmiechnąłem się do niego z wyższością. Zauważyłem, że nigdzie nie było Bree, co trochę mnie zaniepokoiło. Nie zmieniło to jednak mojej chęci do pokazania dominacji i kontroli nad sytuacją. 

- Mercury! Cieszę się, że znowu cię widzę! Jak podobało ci się towarzystwo Aishy i Veny? Wybrałem dla ciebie moje ulubione dziewczęta z haremu. Musisz jednak przyznać, że nie ma drugiej takiej, jak Bree, mam rację?

Galahad wyszedł z pomieszczenia na znak swojego pana. Na moich nadgarstkach zostały złote kajdany, ale nie przeszkodziło mi to w eksplorowaniu wnętrza. 

Z zaciekawieniem podszedłem do biblioteczki. Wziąłem do ręki egzemplarz jednej z wyglądających na stare książki. Przekartkowałem ją i znalazłem tam kilka ciekawych zaklęć. Uznałem, że taka księga mi się przyda. Skoro miałem spędzić w pałacu Eryxa trochę czasu, musiałem czymś się zająć. 

- Och, nie krępuj się, książę. Wybierz sobie, co ci się podoba. 

Eryx opadł na fotel znajdujący się za biurkiem. Założył ręce za głowę, tym sposobem pokazując mi, że czuł się przy mnie pewnie i nie zamierzał ze mną walczyć. 

- Dzięki. To właśnie robię. 

Wybrałem sobie jeszcze dwie księgi. Położyłem je na biurku jako, że poruszanie się ze skutymi rękami nie było wygodne. Następnie podszedłem do złoto-czarnego globusa i pokręciłem nim kilkukrotnie. Wiedziałem z historii, że takie globusy wymyślili Ziemianie. Miła sprawa. 

Obejrzałem jeszcze obrazy z kolekcji króla Ravaren i zaglądnąłem do jego albumu ze zdjęciami. Nie krępowałem się wcale. Byłem tutaj gościem, a każdy gość powinien być traktowany honorowo. 

- Szukasz zdjęć Bree? Nie znajdziesz ich tam. Mam dla niej specjalny album. 

- Gdzie go trzymasz? 

Darowaliśmy sobie zwracanie się do siebie za pomocą tytułów. 

- Tutaj, Mercury. 

Eryx wyciągnął na blat biurka różowy album z pieprzonym serduszkiem na wierzchu. Co za banał. Bree na pewno nie pogardziłaby takim ślicznym albumem jako, że uwielbiała kolor różowy, ale fakt, że ten obrzydliwy skurwysyn trzymał jej zdjęcia w takim miejscu sprawiał, że miałem ochotę zwymiotować na jego mięciutki dywan. 

Usiadłem na krześle znajdującym się po przeciwnej stronie biurka. Eryx podsunął mi pod nos album z fotografiami. Gdy go otworzyłem, moje serce na moment stanęło. 

Na pierwszej stronie znajdowały się zdjęcia Bree z początków jej niewoli w Ravaren. Dziewczyna była zakuta w kajdany i patrzyła płaczącymi oczami na tego, kto robił jej zdjęcia. Na jednym z nich miała knebel. Nie trzeba było chyba dodawać, że na każdej fotografii Bree była przedstawiona w bieliźnie. 

Na kolejnych stronach mogłem obserwować ewolucję Bree. Na żadnym zdjęciu nie była uśmiechnięta, ale akurat to nie powinno mnie dziwić. 

Czasami Eryx fotografował Bree, gdy ta siedziała w ogrodzie. Bawiła się rafą koralową, a w jej oczach widoczny był smutek. 

Nie zabrakło również wyuzdanych zdjęć, których król miał chyba więcej niż tych zwyczajnych. Brzydziło mnie patrzenie na bezbronną Bree, której zdjęcia były robione po obciągnięciu Eryxowi kutasa, oraz takie w trakcie seksu. Eryx podduszał Bree na jednym ze zdjęć, a na kolejnym ściskał jej pierś. 

Kilka ostatnich stron było jednak najgorszych. Zawierały one zdjęcia dziewczyny, kiedy klęczała na łóżku i wypinała tyłek. W tylną dziurkę został wsadzony jej korek analny z puchatym ogonkiem, a na głowie miała uszy zwierzęcia ziemskiego, które nazywano kotem. Nigdy żadnego nie widziałem na żywo, ale z ksiąg wiedziałem, że były one całkiem urocze. 

- To właśnie moja przyszła żona, Mercury - oznajmił mężczyzna, biorąc do rąk album, aby schować go z powrotem w bezpiecznej szufladzie biurka. Gdy to zrobił, spojrzał mi w oczy i uśmiechnął się zwycięsko. - Tak się składa, że wpadłeś do nas w idealnym momencie. Jutro biorę z Bree ślub. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top