1

Bree

Ocean był miejscem, w którym się urodziłam i w którym miałam nadzieję umrzeć. 

Nic nie było na tym świecie piękniejszego niż podwodny świat. Był pełen kolorów, ciepła i chęci do eksploracji. Podwodne jaskinie, kolorowe ryby, żółwie morskie, delfiny, a także syreny. Olśniewające istoty z pięknymi, mieniącymi się w świetle słonecznym ogonami i doskonałymi ciałami. Chłopcy i dziewczęta. Mężczyźni i kobiety. Pod wodą można było spotkać syreny, które tak jak ja, kochały ten świat. 

- Bree, tutaj!

Podniosłam głowę. Spojrzałam na Jaspera. Mojego przyjaciela, z którym znałam się od urodzenia. Byliśmy w tym samym wieku. Nasi rodzice przyjaźnili się, więc i my staliśmy się dla siebie kimś bliskim. Mimo, że wiele moich koleżanek namawiało mnie, abym poprosiła Jaspera, żeby został moim chłopakiem, nie czułam do niego tego czegoś. Był piękny, inteligentny i zabawny, ale kiedy na niego patrzyłam, widziałam w nim przyjaciela, a nie materiał na chłopaka. 

Jasper do mnie podpłynął. Jego niebieski ogon zafalował. Chłopak miał krótkie włosy w kolorze nocnego nieba, a jego oczy były onyksowe. Na policzkach miał piegi, a jego ramiona pokrywały łuski. 

Podobnie jak inne syreny, Jasper i ja mieliśmy możliwość przemieniania naszych ogonów na ludzkie nogi. Gdy wychodziliśmy na ląd, wystarczyło pstryknięcie palcami, a nasze ogony znikały. Na ich miejscu pojawiały się nogi. Kiedy zrobiłam to po raz pierwszy, poczułam się jak magik. Byłam tak uradowana, że nie mogłam przestać skakać po plaży na nogach. 

Teraz jednak nie wychodziliśmy na ląd tak często. W podwodnym świecie groziło do wybuchu wojny. Mieszkańcy bali się, że zły król zaatakuje. Nie rozumiałam, dlaczego chciał nas wymordować, ale miałam nadzieję, że tego nie zrobi. Nie chciałam umierać. 

- Pięknie wyglądasz. Zrobiłaś coś z włosami? 

Jasper chwycił w palce połączone błoną kosmyk moich różowych włosów. 

- Przefarbowałam. Tata w końcu się zgodził. Nareszcie mam osiemnaście lat i mogę coś w sobie zmienić. 

Mój przyjaciel uśmiechnął się ciepło. Pogładził mnie z czułością po policzku. 

- Pięknie ci w tym kolorze. Pasuje do ciebie. Jesteś taka energiczna, że zwykłe blond włosy ci nie pasowały. 

- Dzięki - oburzyłam się na żarty, uderzając go lekko w ramię. 

Jasper popłynął w stronę naszego ulubionego miejsca. Była to Królewska Rafa Koralowa. Kiedy byliśmy dziećmi, nieustannie tutaj przypływaliśmy, aby zwiedzać świat morskich stworzeń. Najbardziej uwielbiałam żółwie morskie. Były przeurocze. Podczas, gdy demony żyjące na lądzie mogły mieć smoki jako zwierzątka domowe, my mogliśmy mieć żółwie. 

Usiedliśmy na piasku znajdującym się w dziurze rafy mogącej pomieścić nas oboje. Im starsi byliśmy, tym trudniej było nam się tam wciskać. Nasze ciała się zmieniały. Moje piersi, które okrywałam stanikiem z różowych łusek, stawały się coraz większe. Ramiona Jaspera rosły. Nie dało nam się odmówić tego, że niestety nie byliśmy już dziećmi. Miało to swoje plusy, ale minusy również. 

Podpłynął do mnie Claudius. Mój ulubiony żółw morski. Pogłaskałam go po główce, a on ułożył się na moich kolanach. Tak właściwie to był to ogon, a nie kolana, ale miałam niezdrową fascynację na punkcie ludzkich i demonicznych nóg. 

Spojrzałam na Jaspera. Chłopak się do mnie uśmiechnął. Odchylił głowę w tył. Spojrzałam na jego jabłko Adama.

- Chciałem się ciebie doradzić. Wychodzę dzisiaj z Tatum. Mamy randkę.

Zabrakło mi słów. 

Nie chodziło o to, że byłam zazdrosna. Byłabym hipokrytką, gdybym zazdrościła Jasperowi miłości. Miał osiemnaście lat i miał prawo eksperymentować. Poza tym wiedziałam, że prześliczna Tatum podobała mu się już od dwóch lat. Nie zmieniło to jednak faktu, że poczułam się tak, jakbym powoli traciła przyjaciela. 

- To fantastycznie. Jakie rady mogę ci dać? 

- Nie jesteś zła? 

Wzruszyłam ramionami, patrząc na niego pytająco. 

- Dlatego miałabym być? 

- Bree...

- Daj spokój. Bardzo się cieszę. Wiesz, że cię kocham, ale nigdy nie będziemy parą. 

- Jesteś bardzo delikatna. Tak na poważnie, nie jesteś zła? 

Pokręciłam przecząco głową. 

- Masz prawo do szczęścia. Jeśli Tatum jest tą, która będzie szczęściarą przy twoim boku, pozostanie mi tylko wam pogratulować. Jak wiesz, nigdy nie byłam na randce, więc nie powiem ci, jak powinna wyglądać taka idealna, ale dam ci kilka rad, jeśli chodzi o dziewczyny. Możesz przypłynąć na randkę z perłą. To byłoby coś. Wiem, że trudno je znaleźć, ale Tatum z pewnością doceniłaby taki gest. Komplementuj ją. Dużo z nią rozmawiaj. Dowiedz się, jakie ma zainteresowania. Może znajdziecie coś wspólnego. Wtedy łatwiej się będzie wam rozmawiać. Na koniec randki spróbuj zainicjować pocałunek. Jeśli Tatum się odsunie, nie zrażaj się. Dla dziewczyny pocałunek na pierwszej randce to może być za szybko, ale jeśli będzie chciała cię pocałować, daj z siebie wszystko. Jestem pewna, że wszystko będzie dobrze. Będę trzymać za was kciuki!

Zaklaskałam w dłonie. Jasper uśmiechnął się kącikiem ust. 

- Ty też znajdziesz miłość swojego życia. Wystarczy poczekać, a odpowiedni facet na pewno do ciebie przypłynie. 

Zaśmiałam się, kręcąc przecząco głową. 

- Gdyby to tylko było takie proste, Jasper. 

Siedzieliśmy w naszej ulubionej miejscówce jeszcze przez jakiś czas. Jasper opowiadał mi o miejscach, w które chciał zabrać Tatum na randkę. Ja z kolei mówiłam mu o domku, jaki chciałabym wybudować w przyszłości. Nie miałam pojęcia, czy za kilka lat wciąż będę mieszkać tutaj, w Yord, czy przeprowadzę się dalej. Wszystko zależało od tego, gdzie znajdę sobie chłopaka. 

Byłam przesadną marzycielką, jeśli chodziło o miłość. Odkąd pamiętam, chciałam się zakochać. Pragnęłam mieć chłopaka, o którego będę mogła dbać i przy którym będę czuć się jak księżniczka. 

Do tej pory nie udało mi się poznać nikogo takiego. Wyjątkiem był Jasper, który potrafił zadbać o kobietę, ale nie patrzyłam na niego jak na potencjalnego męża. Miał w sobie niepowtarzalny urok, ale pragnęłam kogoś innego. Kogoś bardziej magicznego i tajemniczego. 

- Będę musiał wracać do domu. Mamy dzisiaj rodzinną kolację - zauważył Jasper, gdy zaczęło robić się późno. 

- Jasne. Wracaj bezpiecznie. Ja też będę się zbierać. Pozdrów ode mnie wszystkich, dobrze? 

Jasper chwycił mnie za rękę. Pomógł mi się podnieść i razem wypłynęliśmy ze środka rafy. Gdy wznosiliśmy się już nad nią, mój przyjaciel spojrzał mi w oczy. 

- Na pewno wszystko jest w porządku? Zachowujesz się inaczej, Bree. 

- Och, daj już spokój! Jak sam powiedziałeś, i na mnie przyjdzie czas. Może jakiś mroczny książę niebawem wkroczy do Yord i mnie porwie, rozkochując w sobie? 

Jasper wybuchnął śmiechem, zresztą podobnie jak ja. W tamtej chwili oboje nie wiedzieliśmy jeszcze, że moje słowa okażą się prorocze. Z tą jednak różnicą, że miałam zostać porwana przez kogoś, komu wcale nie chodziło o moją miłość. 

- Do zobaczenia, Bree. Trzymaj się. 

Jasper odpłynął. Unosiłam się na wodzie jeszcze przez chwilę, aż zupełnie zniknął mi w oczu. Uśmiechając się odwróciłam się tylko po to, aby zobaczyć unoszącą się przede mną niepokojącą postać. 

Odruchowo się cofnęłam, gdy go zobaczyłam. Syreni mężczyzna był ode mnie starszy. Miał ciemne włosy i brew przebitą kolczykiem. Jego ogon był czarny. Nigdy nie widziałam takiego ogona. Słyszałam jednak o tym, kim byli jego posiadacze. 

- Nie...

Zanim zdążyłam uciec, zostałam brutalnie złapana za obie ręce. Krzyknęłam, czując ból. Miałam wrażenie, że ten syren wyrwie mi ręce ze stawami. Szarpał mną jak kukiełką. Nawet nie zauważyłam, kiedy moje ręce zostały związane przez magiczny sznur, który osłabił moją moc. Tajemniczy syren zarzucił mnie sobie na ramię. Odpłynął dalej, a gdy podniosłam głowę, zobaczyłam coś, co miało zapisać się w mojej pamięci do końca mojego życia. 

Patrzyłam na krainę, w której się wychowałam. Syreni z czarnymi ogonami i włóczniami przewieszonymi przez pierś brutalnie atakowali wszystkich, których znałam. Widziałam, jak Leila, czteroletnia dziewczynka, zostaje wywleczona z domu za włosy, a potem nabita bezceremonialnie na włócznię. Państwo Goddson, bezdzietna para, przytulała się rozpaczliwie, gdy byli zabijani z zimną krwią. Ujrzałam także Alrica, z którym chodziłam do szkoły. Padł na dno oceanu, gdy włócznia przebiła jego pierś. 

- Nie! Pomocy! Błagam!

Płakałam i krzyczałam, widząc armagedon. Najeźdźcy nie mieli dla nas litości. Zabijali z zimną krwią. Chcieli zniszczyć Yord. Krainę pełną blasku i dobroci. Po co? Tego nie wiedział nikt. 

- Zamknij się, bo inaczej poparzę cię tak boleśnie, że nic z ciebie nie zostanie, mała dziwko. 

Załkałam, słysząc ostre słowa syrena, który trzymał mnie przewieszoną przez swoje ramię. 

Nagle któryś z najeźdźców rzucił ogniem, który idealnie palił się pod wodą, w mój dom. 

- Nie!!!

Mój krzyk przeszył całe Yord, a przynajmniej takie miałam wrażenie. 

Mój oprawca uderzył mnie w pośladek tak mocno, że załkałam z bólu. Nie rozumiał, w jakim stanie byłam. Nie wiedziałam, czy ktoś wymordował mu rodzinę, ale chyba nie pojmował, że ja właśnie na to patrzyłam. 

Nie ruszałam się. Nie krzyczałam. Nie byłam w stanie nic zrobić. 

Musiałam bezradnie patrzeć na to, jak moja kraina zostaje zniszczona. Przy rafie zobaczyłam nawet, jak jedna z piękniejszych dziewczyn w Yord, Amelia, jest gwałcona przez dwóch syrenów o czarnych ogonach.

Zapytacie, jak wyglądał gwałt, skoro syreny miały ogony, a ich narządy były schowane? Nic w tym trudnego. 

Na przestrzeni lat gatunek syren niesamowicie ewoluował. Mogliśmy oddychać więc pod wodą nawet wtedy, gdy częściowo przemienialiśmy się w istoty przypominające ludzkie. Mogliśmy więc zamieniać nasze ogony w nogi pod wodą bez problemów z funkcjonowaniem skrzeli. Tak więc Amelia została siłą zmuszona do zmiany ogona w nogi, dzięki czemu dwóch syrenów, którzy również zamienili ogony w nogi, mogło ją gwałcić. 

Nie byłam w stanie dłużej patrzeć na ten koszmar. Opuściłam więc głowę i pozwoliłam, aby mój syreni oprawca mnie stąd zabrał. Poczułam, że zadziałał na mnie jakimś środkiem usypiającym. Nie zauważyłam nawet, kiedy zasnęłam. Gdy się ocknęłam, zrozumiałam jednak, że musiałam stracić przytomność, gdyż nagle znalazłam się w miejscu, które z pewnością nie leżało w pobliżu Yord. 

Głowa bolała mnie tak, jakbym przez wiele godzin spadała w otchłań morską. Udało mi się jednak otworzyć oczy i już wtedy dotarło do mnie, w jak fatalnym położeniu się znajdowałam. 

Leżałam na boku, spoczywając na bogato zdobionej złotej posadzce. Byłam w bieliźnie. Ktoś musiał mnie rozebrać, gdy siłą zostałam wprowadzona w sen. 

Znajdowałam się w dużej sali o wysokim suficie. Było tu pięknie i bogato. Ogromne okna wychodziły na morski ogród, w którym dostrzegłam piękne rafy. Było tutaj jak w bajce. Gdybym znajdowała się jednak w tak wspaniałym miejscu, jakim charakteryzowały się bajki, które opowiadała mi mama, nie towarzyszyłoby mi kilkunastu uzbrojonych syrenów.

Mglistymi oczami patrzyłam na każdego z nich. Byli do siebie bardzo podobni. Wszyscy mieli ciemne włosy i czarne ogony, a także umięśnione ręce i torsy. Rozróżnić mogłam ich tylko po tatuażach, których mieli mnóstwo. Mimo, że niemiłosiernie bolała mnie głowa, udało mi się rozpoznać tego syrena, który związał mi ręce i wyzywał mnie od małych dziwek. 

Wojna nadciągała dużymi krokami. Takie zdanie padało w Yord bardzo często. Wszyscy obywatele wiedzieli, że niebawem przyjdzie nam zmierzyć się z czymś silnym. Czymś potężniejszym od nas samych. Staraliśmy się jednak żyć tak, jakby nie wisiało nad nami widmo wojny. Wciąż się uśmiechaliśmy i pozostawaliśmy beztroscy. Niestety był to błąd, który kosztował życia wielu moich przyjaciół i rodzinę.

Po chwili dotarło do mnie, że w sali nie znajdowałam się sama ze strażnikami. Odwróciłam głowę w lewo, czując tam czyjąś obecność. Gdy tam spojrzałam, zobaczyłam kogoś, o kim opowiadano w szkołach. Kogoś, o kim szeptali chłopcy za murami szkoły, aby nikt ich nie usłyszał. Mówienie o tej istocie było niebezpieczne. Wielu podważało jego istnienie, ale gdy na niego spojrzałam, momentalnie zrozumiałam, że żył i był prawdziwy.

Król Ravaren wstał. Był wysoki. Poruszał się na nogach, rezygnując z syreniego ogona. 

Na jego głowie znajdowała się złota korona wysadzana diamentami. Miał ciemne włosy sięgające do ramion. Górna część związana była w kucyk na czubku głowy. Jego czoło osłaniała delikatna grzywka. Oczy miał czerwone jak najstraszniejszy demon. Były obrysowane eyelinerem, aby dodawać mężczyźnie grozy.

Jego skóra była brunatna z domieszką złota. Miał na sobie czarną szatę sięgającą podłogi i powiewającą za nim, gdy szedł. Na palcach miał kilka złotych pierścieni, a z jego szyi zwisały ciężkie naszyjniki z drogocennych materiałów.

Eryx Fettus był syrenim demonem, o którym słyszało wielu. W całym wszechświecie nie było nikogo bardziej niebezpiecznego niż on. Kto zadzierał z Eryxem Fettusem, cierpiał przez lata. Błagał o śmierć, ale jej nie dostawał, gdyż tym, co najbardziej kochał władca Ravaren, były tortury. 

Kiedy mężczyzna znalazł się na przeciwko mnie, ukucnął. Chwycił w dłoń mój podbródek. Uśmiechnął się do mnie zwycięsko. Zauważyłam, że miał kły niczym wampir.

- Podpisałem na ciebie wyrok, droga Bree.

Miałam ochotę na niego krzyczeć. Zapytać, skąd znał moje imię. Błagać go o wolność. Zamiast tego, zadałam mu inne pytanie. 

- Jaki wyrok? 

Chwycił mnie boleśnie za kark, opierając swoje czoło o moje. Już wtedy wiedziałam, że znalazłam się na przegranej pozycji. 

- Wyrok mojej pieprzonej zabawki. Witaj w samym sercu piekła. Rozgość się, diabełku, bo nigdy stąd nie wyjdziesz. 


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top