1.21 Leśne Zabawy Ze Złoczyńcami
- Twice, wróciłem. Znalazłem ci nową koleżankę.
Właśnie weszliśmy na jakąś al'a polankę, jeśli można tak nazwać wolną przestrzeń o powierzchni dwa na trzy metry. Zauważam jakiegoś gościa w czarnym kostiumie i szarej masce.
- Hm... Nawet ładna. - komentuje oschle, po czym dodaje głosikiem niczym pięciolatka - Kawaii!
Odwracam się do Dabiego, który stoi tuż za mną i posyłam mu zdziwiona spojrzenie.
- Ejj... Myślałam, że się kumplujemy. - stwierdzam urażonym tonem. - Czemu przyprowadziłeś mnie do takiego kretyna?
- To nie ty z nim musisz współpracować, więc powinnaś się cieszyć. - podsumowuje, na co po chwili namysłu kiwam głową.
- Masz urocze włosy... Mogę ich dotknąć? - słyszę zbliżający się głos Twice. Lepiej tu goścu nie podchodź.
- Wiesz, że jak ją choć palcem dotkniesz, to Tomura się nie będzie z tobą pierdolić i rozłoży cię na czynniki pierwsze? - ostrzega czarnowłosy, na co mężczyzna zatrzymuje się w pół kroku i oddala się na kilka metrów.
- Siadaj. - rozkazuje mi Todoroki. Nie trzeba mi dwa razy powtarzać, już po chwili siedzę na zimnej i twardej ziemi. Próbuję znaleźć wygodne miejsce i w końcu postanawiam po prostu się położyć. Oo tak, tak jest najlepiej. Brakuje tylko kocyka i słodkiej kawusi. No byłoby już super, gdybym nie była więziona przez złoczyńców w środku lasu.
Dopiero teraz, kiedy się uspokoiłam, zaczynam odczuwać rzeczy, na które wcześniej nie zwracałam uwagi. Oczy same zamykają mi się ze zmęczenia, ciało mam obolałe i jeszcze złamany palec, który nadwerężyłam podczas walki, powoduje okropny ból w całej dłoni. Głowę mi rozsadza od środka, ale to mały szczegół. Przez chwilę próbuję sobie przypomnieć, po co w ogóle wybiegłam z obozu. Gdy w końcu sobie przypominam, z mojej twarzy odpływa cała krew.
Katsu...
Powracam do pozycji siedzącej i próbuję poluzować więzy na moich nadgarstkach. Kurwa, to na nic... Lewa dłoń jest strasznie opuchnięta i nie dam rady nią nawet poruszyć. Dobra poradzę sobie bez rąk. Z lekką trudnością wstaję i oglądam się na Dabiego i Twice, którzy o czymś zawzięcie dyskutują. Dobra, są odwróceni tyłem, więc mam szansę. Ostrożnie się odwracam i powoli się oddalam.
- A panienka, to gdzie się wybiera?
Zawał to mało powiedziane. Podskakuję w miejscu z cichym krzykiem i odwracam się w stronę Dabiego, który trzyma dłoń na moim barku.
- Chciałam się przejść na spacer, no wiesz, świeże powietrze i te sprawy. - bronię się jak idiotka.
- Mało ci świeżego powietrza w środku lasu? Ty chyba durniejesz z braku żarcia, bo nie wydaje mi się, żebyś była aż taką idiotką. - stwierdza ironicznie i ciągnie mnie z powrotem na polankę. Sadza mnie przy drzewie i powraca do Twice, stając przodem do mnie. Jestem w dupie. Mężczyźni kontynuują rozmowę i w pewnym momencie prostują się milknąc. Coś się dzieje, rozglądam się wokoło, lecz nic nie widzę.
- Co jest? - pytam się, na co Dabi posyła w moją stronę uśmiech.
- Nasza misja została wykonana, wracamy. - informuje mnie i czuję, że opuszcza mnie dusza.
Złapali go.
To niemożliwe! On nie mógł tak łatwo się dać! Czuję jak w moich oczach zbierają się łzy i nawet nie próbuję ich powstrzymać. Jestem w środku lasu z dwójką złoczyńców, nie powinnam pokazywać im, że aż tak mi na nim zależy, ale mam to głęboko w poważniu. Pierwsze łzy spływają mi po policzkach, by zaraz spaść na ziemię i zniknąć. Tak powinno stać się ze mną.
Powinnam zniknąć.
- Wstawaj, przecież cię tu nie zostawimy. - słyszę głos Dabiego nad sobą.
- A co, jeśli chcę tu zostać? - pytam się cicho, trzymając głowę pomiędzy kolanami.
- Nie ma takiej opcji, Tomura mnie zabije jeśli to zrobię - odpowiada czarnowłosy.
- Nie chcę.
- Ale mnie to nie obchodzi, zabiorę cię stąd siłą. - nie ustępuje.
- Nie chcę! - Podnoszę zapłakaną twarz, wykrzykując te słowa. Jednak następne słowa mówię coraz ciszej. - Nie chcę... Zostaw mnie tu, zgniję w tym lesie i wszyscy będą szczęśliwi.
- Twice, pomóż mi. - rzuca zimnym głosem.
Jestem tak wyczerpana, że już nawet nie protestuję. Siedzę bezwładna na ziemi i cicho szlocham. Jestem taka słaba. Mężczyzna z łatwością podnosi mnie i ląduję u Dabiego na plecach. Twice przekłada mi ręce przez głowę czarnowłosego, a ten łapie mnie za łydki.
~
Nie wiem, ile czasu zajmuje nam droga, ale totalnie się wyłączam. Jestem tak zajęta rozpaczaniem nad swoją egzystencją, że nawet nie słyszę ich rozmowy. Docieramy na jakąś polankę, gdzie czeka jakaś dziewczyna. Zatrzymuję na niej swój wzrok tylko na chwilę i ponownie odpuszczam głowę. Dabi usadza mnie na ziemi, po czym kuca przy mnie.
- Zostawię cię tutaj, po naszym odejściu powinni cię szybko znaleźć. - oznajmuje w miarę łagodnym tonem. - Oczywiście nie powiesz nikomu mojego nazwiska, ponieważ za bardzo mnie lubisz i jesteś grzeczną panienką. - Moje pociągnięcie nosem jest chyba wystarczającą odpowiedzią, ponieważ mężczyzna wstaje i podchodzi do reszty. - Spokojnie, Panienko, w najlepszym wypadku spotkasz się ze swoim chłoptasiem u nas na chacie.
W pewnym momencie słyszę coś jakby wybuch. Najszybciej jak dam radę podnoszę głowę i nie wierzę w to, co widzę. Midoriya, Todoroki i Shouji trzymają jakiegoś faceta przy ziemi. Ale gdzie jest Katsu?! Dabi szybko reaguje i kieruje i ich stronę swój ogień, przez co odlatują na jakąś odległość. Jedynie Todorokiemu udaje się pozostać na pozycji, chłopak naskakuje na Twice'a i tworzy małą ścianę lodu. Kurwa.
Gdzie, do jasnej cholery, jest Katsu?!
Z trudnością podnoszę się na nogi i myślę, jak im pomóc. Mój stan jest opłakany, ledwo co mogę się ruszać i do tego nie mam energii na przemianę. Kurwa. Kieruję swoje spojrzenie na Dabiego, który rozmawia z tym nieznajomym facetem. Przez odgłosy walki prawie nic nie słyszę. Nagle doskakuje do nich Shouji i zabiera coś z jego prawej kieszeni. Akurat w tym momencie zebrało mu się na bycie złodziejem? Wszyscy cichną.
Gościu w masce zaczyna coś tłumaczyć, jednak moja szumiąca krew w żyłach, zagłusza jego słowa. W pewnym momencie mężczyzna zdejmuje maskę i otwiera usta, ukazując język. Widzę jakieś dwie kulki. Dopiero teraz zauważam, że pojawiły się portale. Nagle w mojej głowie pojawia się straszna myśl.
Mój sen.
W moim śnie była scena, gdzie Katsu jest w identycznym portalu. To niemożliwe. Niemożliwe!
Następne wydarzenia dzieją się bardzo szybko.
Midoriya zadaje cios facetowi w masce, przez co ten upuszcza kulki z dłoni. Shouji i Todoroki skaczą, aby je złapać. Jedna kulka zostaje złapana, lecz drugą przechwytuje Dabi. Nagle zamiast kulek pojawiają się Tokoyami i Katsu.
Katsu.
Czuję jak po całym moim ciele rozchodzi się wściekłość. Daję upust emocjom. Ciało zaczyna się powiększać, ręce i nogi zmieniają się w łapy, a twarz przemienia się w pysk. Patrzę z góry na wszystko, co mnie otacza. Trójka chłopaków lekko odskakuje ze strachem ode mnie. Wyczulony słuch umożliwia mi usłyszenie tych czterech słów wypowiedzianych w tym momencie przez Katsu.
- Wrócę do ciebie, Mei.
~
Nie wiem, co działo się później.
Obudziłam się w autobusie, gdzie Kirishima opowiedział mi co usłyszał od Aoyamy, który, jak się okazuje, widział całe zajście. Podobno, gdy zobaczyłam Katsu, przemieniłam się w ogromnego wilka, wysokiego na dwa metry. Chwilę później byłam już człowiekiem i zemdlałam z wyczerpania. Zostałam przetransportowana do obozu, gdzie dokładnie mnie opatrzono i stwierdzono, iż nie potrzebuję jechać do szpitala. Teraz odwożą nas do domów, gdzie mamy warunkowo pozostać i pod żadnym względem nie wychodzić.
- A, jest jeszcze to. - czerwonowłosy zaczyna grzebać w kieszeni i po chwili wyjmuje karteczkę złożoną na pół. - Znalazłem to na łóżku, jak cię pakowałem. Nie czytałem.
Czy to możliwe? Czy to ta kartka, którą Katsuki dawał Jirou? Choć to względnie niemożliwe, mam nikłą nadzieję.
Nadzieja matką głupich.
Próbuję unormować urywany oddech i biorę drżącą dłonią papier. Potrzebuję kilku sekund, żeby się przemóc i go rozwinąć.
Jestem taka słaba.
"Przepraszam za bycie pierdolonym idiotą. Spotkajmy się jutro po treningu w lasku za obozem. Musimy pogadać."
Myślałam, że zacznę płakać, jednak tak się nie dzieje. Przez resztę drogi siedzę wpatrując się przed siebie. Tak samo wygląda droga, gdy policja odwozi mnie do domu. Kiedy tylko drzwi się otwierają i pojawia się w nich Mitsuki, wymijam ją z opuszczoną głową. Dopiero w moim pokoju gorące łzy zaczynają spływać po moich policzkach.
***
Kirishima pov.
Cholera. Jakieś dwie godziny temu wróciliśmy do domu. Wiem, że jest już dość późno i normalni ludzie by spali, jednak ja od pół godziny próbuję dodzwonić się do Mei. Jasne, dziewczyna ma mocny sen, lecz nie wydaje mi się, żeby dała radę dziś zasnąć. Tak samo jak ja... W końcu postanawiam zrobić głupią rzecz.
Niby policja i wychowawca zakazali nam wychodzenia z domów, ale nie mogę tego tak zostawić. Rodzice poszli już spać i mam nadzieję, że żadnemu dzieciakowi nie zachce się nagle do toalety. Zrywam się z łóżka i jak najciszej wychodzę z pokoju. Przechodzę przez korytarz i staję przed schodami. To będzie mały problem. Te schody skrzypią tak głośno, że mogą zmarłego obudzić. Dobra, załatwimy to inaczej. Wdrapuję się na poręcz przy schodach i zaczynam się po niej powoli ześlizgiwać. Na Wszechmocnego, dziękuję za to, że ta balustrada jest taka stabilna! Gdy tylko z niej schodzę, szybko idę do drzwi wyjściowych i zakładam buty. Biorę wiszący na ścianie klucz, otwieram drzwi i wychodzę na zewnątrz, zamykając je. Dlaczego musiało zacząć padać? Od godziny pada ulewy deszcz i co jakiś czas słychać pojedyncze grzmoty. Atmosfera idealna do dzisiejszego dnia.
Nie zawracam nawet sobie głowy sprawdzaniem busów i innych środków transportu. Mógłbym wziąć rower, ale wyciąganie go z zagraconego garażu byłoby zbyt uciążliwe. Rzucam się biegiem w stronę domu państwa Bakugo. Ściana deszczu utrudnia mi widoczność, a nogi ślizgają się na mokrej drodze.
Martwię się o Mei. Jeszcze przed atakiem była strasznie zmęczona i jakby się czymś martwiła. Wiecznie chodziła niewyspana i jadła coraz mniej. To było niepokojące, lecz nie chciałem naciskać, gdyby tylko chciała, mogłaby mi wszystko wytłumaczyć. Podczas napaści złoczyńców, zaraz po ogłoszeniu ich "celu", wyskoczyła przez okno i wybiegła z obozu. Znaleźli ją razem z Midoriyą, Todorokim i resztą osób, które wydziały porwanie Katsu. Co najdziwniejsze, podobno zmieniła się w jakiegoś ogromnego wilka. Myślałem, że może przemieniać się tylko w "realne" zwierzęta. Do tego po tym, jak przekazałem jej liścik od Bakugo, nie odezwała się ani słowem. Patrzyła się pustym wzrokiem przed siebie, cały czas zaciskając usta. To było przerażające. Gdy policja prowadziła ją do samochodu, dalej nie wypowiedziała żadnego słowa, tylko bezwiednie pozwalała im pomóc przy wejściu do pojazdu. Wydawała się taka krucha, bezbronna. Boję się, że może się w końcu złamać. Nie chcę jej stracić.
Przez roztrzęsanie ostatnich godzin, nie zauważam jadącego w moją stronę samochodu, który zahamował w ostatniej chwili. Jeszcze dwie sekundy i byłoby po mnie. Mężczyzna wychyla się z auta i wykrzykuje coś w moją stronę, lecz ja jestem już kilka metrów dalej i jak najszybciej biegnę przed siebie. Jeszcze tylko jedna przecznica.
Pięć minut później stoję pod drzwiami sporego domu i myślę, jak do niego wejść. Państwo Bakugo zapewne już śpią, więc trochę słabo ich tak budzić. Odchodzę kilka kroków do tyłu i zaglądam przez okna. Nagle zauważam małe źródło światła w kuchennym oknie. Ktoś siedzi przy zapalonej lampce w jadalni. Podchodzę ponownie do drzwi i lekko pukam.
Już po chwili słyszę odgłos kroków i drzwi się otwierają.
- Kirishima? - drzwi otwiera Pan Bakugo. Mężczyzna ma roztrzepane włosy i lekko przekrzywione okulary, chyba przysnął.
- Dobry wieczór, przepraszam, ale muszę szybko się zobaczyć z Mei. - odpowiadam na jednym wydechu i szybkim krokiem wymijam go w drzwiach, chwilę później wbiegając po schodach. Zatrzymuję się dopiero pod drzwiami do pokoju różowowłosej. Biorę głęboki wdech i naciskam klamkę. Wchodzę do pomieszczenia i widok jaki zastaje mrozi mi krew w żyłach.
Zapłakana dziewczyna siedzi pod oknem. W lewej dłoni trzyma pukiel swoich włosów, a w prawej coś o wiele gorszego niż kilka ściętych włosów. Nóż. Drżącą dłoń z nożem przytrzymuje przy drugiej ręce. Wiedziałem, że źle zareaguje, ale nie spodziewałem się czegoś takiego. Mei podnosi głowę i patrzy się na mnie wzrokiem, który wywołuje ciarki. Jej oczy są opuchnięte i podkrążone, usta popękane i ciągle drżą, po policzkach spływają strumienie łez. Nie jest dobrze. Jest okropnie.
- Mei, odłóż ten nóż. - Mówię spokojnym, kojącym tonem. Tak mi się przynajmniej wydaje. Powolnym krokiem zbliżam się w jej stronę, patrząc w jej oczy. Gdzieś za oknem błyskawica rozświetla ciemne niebo i po chwili słychać donośny grzmot. Dziewczyna lekko się wzdryga, co wywołuje niespodziewany ruch nożem, który wbija się w skórę. Kątem oka widzę tą całą scenę i strużkę krwi cieknącą po ręce, by po chwili kapnąć na podłogę. - Mei, odłóż ten nóż. Proszę cię. - błagam dziewczynę i widzę zwątpienie w jej oczach.
Różowowłosa puszcza w końcu kurczowo trzymany nóż w dłoni, który po chwili odbija się od podłogi.
- Jestem słaba. - cichy i zachrypnięty głos przyjaciółki przerywa ciszę. Chwilę później słychać już tylko jej szloch i urywany oddech. Szybko podbiegam do zapłakanej dziewczyny i mocno ją przytulam, przy okazji odkładając nóż na szafkę obok.
- Nie jesteś słaba. Po prostu Ci na nim zależy. - stwierdzam, opierając brodę na jej głowie. - Nie potraficie bez siebie żyć. Oboje. Każda wasza rozłąka niszczy was jednocześnie.
- On chciał ze mną porozmawiać. - jej ton wydaje się odległy. - Chiał porozmawiać, przepraszał.
- Wszystko będzie dobrze. - staram się ją uspokoić. - Zawodowcy go uratują, mówię Ci.
- Powiedział, że do mnie wróci...
Po tych słowach Mei podnosi głowę i patrzy na mnie smutnym wzrokiem.
- To wszystko moja wina. - jej ciałem wstrząsa spazm i pojedyncza łza spływa po jej policzku.
- Nie miałaś na to wpływu. Katsu jest silny, poradzi sobie. Wróci do ciebie.
Po tych słowach podnoszę się z podłogi i pomagam Mei wstać. Prowadzę ją do łóżka i przykrywam ją kołdrą. Dziewczyna układa się na poduszce i przymyka oczy.
- Wróci do mnie... - ledwo słyszę te słowa, po których różowowłosa zasyna. Dobrze, że ma choć trochę nadziei.
Zostaję na kilka minut w pokoju, aby upewnić się, czy dziewczyna się nie obudzi. Wychodzę tylko do łazienki po apteczkę, w celu oparzenia rozcięcia. Szybko przemywam dość głęboką ranę i bandażuję ją. Po skończonej czynności idę odłożyć apteczkę na miejsce i schodzę na parter.
Muszę przeprosić pana Bakugo i wyjaśnić mu całą sytuację. Wchodzę do jadalni i zastaję go siedzącego przy stole, pochylonego nad jakimiś papierami. Wydaje się być strasznie zajęty i chyba nawet nie zauważa mojego przybycia. Cicho odchrząkam, na co mężczyzna podnosi głowę i posyła w moją stronę smutny uśmiech.
- Chodź Kirishima, siadaj. - mówi cicho wskazując miejsce naprzeciw. Z wahaniem podchodzę do stołu i siadam.
- Przepraszam, nie chciałem panu przeszkadzać. - tłumaczę się. - Chciałem panu tylko wyjaśnić całą sytuację i przeprosić za najście.
- Jaką sytuację? - na twarz bruneta wpływa wyraz zdziwienia.
- Przykro mi z powodu porwania Katsu. Sam jestem jego bliskim przyjacielem i nie mogę w to uwierzyć. Wierzę, że zawodowcy go znajdą i odbiją. Sam chciałbym im pomóc. - przerywam na chwilę i biorę głęboki wdech. Nie jestem pewien, czy opowiadać mu całe wcześniejsze zajście. - Ale chodzi o Mei.
- O Mei? W jakim sensie?
- Chodzi o to, że ona bardzo przejęła się tym incydentem. Widziała samo porwanie i teraz zadręcza się, że to jej wina. Choć nic nie mogła zrobić. Była strasznie wyczerpana. Prawdopodobnie walczyła ze złoczyńcą.
Kończę wypowiedź i czekam na jakąś reakcję mężczyzny. Nie będę lepiej mu opowiadać wszystkiego, bo i tak ma na głowie porwanie własnego syna. Ale martwię się o nią i ktoś musi o tym wiedzieć.
- Już rozumiem. - w końcu odzywa się Pan Bakugo. - Byliśmy przejęci porwaniem Katsukiego i zauważyliśmy dziwnego zachowania Mei. Gdy tylko policja ją przywiozła, wbiegła do domu i uciekła do pokoju. Miała taką dziwną minę, niczym zombie, że się tak wyrażę. - kiwam głową na znak zrozumienia i wstaję z krzesła.
- Dziękuję za zrozumienie. Czy mógłbym zostać na noc? Martwię się o Mei i spałbym na podłodze. - tłumaczę.
- Oczywiście, nie ma problemu. - Mężczyzna lekko się uśmiecha, a ja kieruję się w stronę schodów. Gdy jestem przy wyjściu z jadalni, zatrzymuje mnie jego głos. - Jeszcze jedno. - odwracam się w jego stronę. - Co łączy cię z Mei?
- Co mnie z nią łączy? - Dobra, to pytanie mnie zdziwiło. Nie spodziewałem się czegoś takiego.
- Tak, będę bezpośredni. Jesteście razem?
Aha, czyli o to chodzi. Wszystko zaczyna się układać. Mei wspominała, że Katsu kiedyś rozmawiał z kimś w kuchni. Tym kimś był pan Bakugo!
- Nie! - protestuję. - Mei jest dla mnie jak siostra. Nigdy nie czułem do niej nic poza tym. Poza tym... - waham się - ona chyba coś czuje do Katsu, ale chyba jeszcze nie zdaje sobie z tego sprawy.
- Dziękuję. - Mężczyzna kiwa głową. - Wiesz, że Katsu na niej zależy, a ja traktuję ją prawie jak własną córkę, choć tego nie pokazuję. Zależy mi na ich wspólnym szczęściu. A ty jesteś wspaniałym przyjacielem, nie zawiedź ich.
Kiwam jedynie głową i wychodzę z pomieszczenia, kierując się do pokoju różowowłosej. Dziewczyna śpi jak zabita, musi w końcu wypocząć. Biorę wolną poduszkę i kładę się na podłodze obok łóżka, próbując zasnąć.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top