↬ 4 Gnom

Chcę do domu. Nie, ale tak poważnie, naprawdę zaczęłam tęsknić za domem. I to nie dlatego, że byłam córeczką mamusi i tatusia, o nie. Po prostu patrząc na tę zatrważającą grubość książek i ilość zadań domowych już po pierwszym dniu, miałam ochotę zakopać się pięć stóp pod ziemią. I to tak, że nawet Flora mnie nie odkopie. Albo Terra. Zapomniałam, która była którą, ale ich moce były podobne. A w razie co, zawsze mogły wziąć łopatę. 

— Wyglądasz blado — zauważyła Aisha, gdy udało mi się doczłapać wraz z Arią do całęgo towarzystwa. Oczywiście były tam także pozostałe dziewczęta, które zdążyłam poznać przed godziną. Wspomniana już Terra i siostra Isski - Stella. 

— Bo jak pomyślę sobie o egzaminach, już mi słabo — mruknęłam, siadając. 

— Nie są wcale takie skomplikowane. — Aisha machnęła ręką, co spotkało się z wymownymi spojrzeniami pozostałych.

— Jest kujonem, nie słuchaj jej — powiedziała Stella, dopijając sok. 

Jęknęłam, opierając brodę na dłoni. Jeśli dalej miało tak być, czarno widziałam swój pobyt w Alfei.

— Wywalają, jak ktoś nie może czegoś zdać?

— Nie — powiedziała ciemnowłosa wróżka, która znikąd pojawiła się przy naszym stoliku. 

Zmarszczyłam brwi, jednak po chwili zrozumiałam, że musiała być to Musa, o której dotąd słyszałam jedynie opowieści. Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko, siadając naprzeciwko mnie.

— Trzymają tutaj kompletnych idiotów, więc luzik. W zeszłym roku zmarła dyrcia chciała mnie wyrzucić za utratę mocy. Więc dopóki jesteś w stanie cokolwiek zamrozić, jesteś bezpieczna. A tak w ogóle, jestem Musa. — Dziewczyna wyciągnęła dłoń, którą natychmiast uścisnęłam. 

— Vienna.

— Tak właśnie myślałam. — Kiwnęła głową sięgając po posiłek, który ze sobą przyniosła. 

— Jesteś tematem numer jeden — dodała Stella, patrząc na mnie z ukosa. 

Pokręciłam nosem. To mi się zdecydowanie nie podobało. Byłam raczej kiepskim tematem do plotek. 

— Nie strasz jej — upomniała przyjaciółkę Musa. — Gadałam z Iss. Mówiła, że już przyjechałaś. 

— Skoro o przyjaciołach mowa... — mruknęła Aisha, wpatrując się przenikliwie w Musę. — Gdzie Riven? 

Musa wywróciła oczami. Wyczułam dziwną atmosferę, której jednak nie potrafiłam zdefiniować. Poza tym, po raz kolejny rozmawiali o rzekomym chłopaku, którego nie udało mi się nawet zobaczyć. 

— Polazł gdzieś. Chyba na fajkę. 

— Mam nadzieję, że się nią udławi — dodała Flora, na co parsknęłam śmiechem. 

— Przepraszam. — Wzruszyłam ramionami, jednak Flora uśmiechnęła się jeszcze szerzej.

— Nie ma potrzeby, już cię lubię.


— A-ale jak to ćwiczenia? — jęknęłam, patrząc zrezygnowana na Arię. 

Rudowłosa była już przebrana w sportowy strój. Równie granatowy, co jej poranna sukienka. Z tą tylko różnicą, że całość dopełniła  nie szpilkami, a trampkami. 

— No już, wskakuj w ten mało twarzowy mundurek! — zawołała, poklaskując.

Myślałam, że żartowała. Ale przekonałam się, że nie, gdy zawlokła mnie na plac. Ogromny plac, który miałam okazję zobaczyć po raz pierwszy. Poza dziwnymi podestami, pełnym glonów stawem, byli też uczniowie. Uczniowie, którzy nie siedzieli na trawce i nie wygrzewali się na słońcu, ale ćwiczyli. Jedni walkę wręcz, inni po prostu biegali, jeszcze inni strzelali z łuku. 

Bez słowa ruszyłam za Arią, która prowadziła mnie w stronę niewielkiej grupki uczniów. To tam, pośród nieznajomych głów, dostrzegłam jedną, znajomą twarz. Uśmiechnęłam się niepewnie do Saula, który w odpowiedzi kiwnął głową. Uniósł ledwo zauważalnie kącik warg, ale to mi wystarczyło. Tata powtarzał, że jego brat był, delikatnie mówiąc, powściągliwy.

— Mógł ci chociaż pomachać — zauważyła Aria, krzyżując ręce na klatce piersiowej.

— Tata mówił, że od zawsze był służbistą — odpowiedziałam, wzruszając ramionami.

— Ta, nie licząc zapłodnienia uczennicy.

Skierowałam zszokowane spojrzenie na Arię, jednak dziewczyna nie wydawała się przejęta. Po prostu uśmiechnęła się uroczo i poprawiła wysokiego kuca. Zanim zdołałam cokolwiek powiedzieć, już oddalała się w stronę bieżni.

— Idę pobiegać, jakby ktoś mnie szukał!

Nikt nie będzie jej szukał. Chyba, że ten, kto prosiłby się o złośliwość. Pokręciłam głową z niedowierzaniem. Podeszłam nieco bliżej skupiska, by przysłuchać się temu, co mówił wujek. Będę jednak szczera - nie za bardzo skupiłam się na jego gadaninie. Byłam zbyt zaaferowana tym, co działo się dookoła. Obserwowałam tych wszystkich uczniów i doskwierał mi lekki szok. Niektórzy z nich byli naprawdę niesamowici. Jakby od urodzenia nie robili nic innego, tylko walczyli. 

— Daj mi trzy lata i też będziesz tak walczyć.

Odwróciłam się, słysząc głos Saula. Odwzajemniłam uśmiech, który w końcu mi podarował. Grupka uczniów zaczęła się rozpierzchać. Niektórzy mniej lub bardziej wymownie rzucali mi spojrzenia, ale starałam się na to nie reagować. 

— Nie mam nic na nosie, nie? — upewniłam się jeszcze, drapiąc się po podbródku. 

— Uczniowie bywają wścibscy — wyjaśnił Silva. 

Zmarszczyłam brwi, jednak nic nie powiedziałam. Wyglądało trochę tak, jakby mówił z własnego doświadczenia. W końcu, jakby nie było, wlazł w związek ze swoją uczennicą. Z całą sympatią do wujaszka i nowej ciotki - dawno o takim skandaliku nie słyszałam. 

— Profesorze Silva? 

Jak na komendę odwróciliśmy się w stronę dziewczyny, która dosłownie do nas przybiegła. Zlustrowałam ją spojrzeniem. Wyglądała, jak jeden z tych najbardziej profesjonalnych wojowników. Jej cała postawa wręcz krzyczała, że jest maszyną do zabijania. 

— Och, Raya... jesteś... — Kiwnął głową Silva, wyciągając rękę w moją stronę. — To Vienna, przybyła do nas wczoraj. Oprowadź ją proszę po placu, pokaż co i jak... 

— Wycieczka krajoznawcza? — podłapała dziewczyna, unosząc brew. W pierwszej chwili nie wyglądała na specjalnie zadowoloną, jednak ostatecznie na jej twarzy pojawił się uśmiech. 

— Po zakończonym zwiedzaniu poćwiczcie strzelanie z łuku — westchnął Saul, kręcąc głową z dezaprobatą. — Lepiej?

— Zdecydowanie, profesorze.

— No, to bawcie się dobrze. Ja idę potrenować trzeci rocznik... 

Silva odszedł powolnym krokiem, ja natomiast stałam jak ten debil i uśmiechałam się w stronę Raya'i. Dziewczyna odwróciła się jeszcze na chwilę do odchodzącego Saula.

— Skopie pan dupę mojego brata? — zawołała jeszcze, na co Silva nie odwracając się, wystawił kciuk ku górze. 

Raya zarechotała. A ja byłam pewna, że tego to nauczyła go Isska. Bądźmy szczerzy, trzymał się dobrze na swój wiek, ale takich gestów nie używali w epoce kamienia łupanego. 


Raya była normalna. Przynajmniej takie wrażenie odniosłam, gdy oprowadzała mnie spokojnie po placu. Nieco gorzej było, kiedy zaproponowała, że w ramach "zwiedzania bieżni" się po niej przebiegniemy. Nie pomagały tłumaczenia, że nie umiem biegać. Koniec końców prawie wyplułam płuca, a czarnowłosa nawet się nie spociła. Ale usiłowała być miła, bo przyniosła mi wodę. 

Zgodnie stwierdziłyśmy, że wystarczy zwiedzania i pora na naukę strzelania. Nie, żebym była aż takim osłem, ojciec pokazywał mi jakiekolwiek podstawy. Dumnie więc napięłam łuk modląc się w duchu, aby strzała trafiła w tarczę. Serce łomotało mi w piersi, bo nie chciałam wypaść na aż takiego debila. Ale ostatecznie grot nawet nie spotkał się z tarczą. Strzała wylądowała na trawniku, dwa metry za stojakiem.

— Nie martw się, widziałam gorsze ofermy — podsumowała Raya, podając mi kolejną strzałę.

— Doprawdy? — mruknęłam, zdruzgotana swoimi umiejętnościami, a raczej ich brakiem.

— Mój brat to na początku nawet łuku nie potrafił napiąć. 

— Pocieszające — westchnęłam. 

— Serio — powiedziała dziewczyna, kiwając energicznie głową. — A teraz zadziera łeb tak wysoko, że muszę go walnąć za każdym razem, kiedy chcę z nim pogadać, bo nawet nie raczy zwrócić na mnie uwagi.

Uśmiechnęłam się pod nosem. Czyżby to ta sławna miłość rodzeństwa? Nie ukrywam, bywałam ciekawa jak to jest mieć brata lub siostrę. Mama i ojciec nigdy nie kwapili się, żeby choć spróbować stworzyć mi rodzeństwo. Na początku było super, ale gdy dorastałam zdałam sobie sprawę, że coś straciłam. Miałam oczywiście Sky'a, ale to jednak nie to samo. Był dla mnie jak starszy brat, ale nie spędziliśmy ze sobą całego życia, jakby to było w przypadku rodzonego braciszka. 

— Masz jeszcze jakieś rodzeństwo? — zapytałam, ignorując kolejną strzałę, która wylądowała obok poprzedniej. 

— Och nigdy w życiu! Kolejnego gamonia bym nie przeżyła. Wiesz jak to jest, być jedyną myślącą istotą w domu? Uwierz mi, gdy rozdawali rozum, on stał w kolejce po głupotę. Nie jest ani piękny, ani inteligentny. Szczerze przypuszczam, że jest adoptowany, ale za każdym razem, gdy zaczynałam temat, ojciec kazał mi milczeć. Więc wciąż myślę, że coś w tym jest. 

Raya miała w sobie coś, co do niej przyciągało. Niby była bezpośrednia i sądząc po relacji z bratem, wredna, jednak wciąż... chciałam przebywać w jej towarzystwie. Nie była aż tak przerażająca jak Aria i, co najlepsze, mogła mnie co najwyżej połamać, a nie od razu spalić, jak to było w przypadku mojej współlokatorki. 

— Jest starszy?

— Tylko biologicznie. Umysłowo zatrzymał się na etapie robienia w pampersy — odparła Raya, przez co roześmiałam się jeszcze głośniej. Niestety złożyło się to niefortunnie w czasie, bo nie zapanowałam nad strzałą, która poleciała nie tam, gdzie zamierzałam ją posłać.

W efekcie wylądowała tuż przed butami jakiegoś bruneta, który na całe szczęście odskoczył. Gdyby tego nie zrobił, z pewnością byłby już przyszpilony grotem do trawnika.

— Co jest kurwa?! — krzyknął, wytrzeszczając na nas spojrzenie. 

Cholera, gdzieś już typa widziałam. 

— Aj, tak mało brakowało! — zawołała Raya, wyraźnie niezadowolona. Nie dowierzałam, ale wyglądało, jakby chciała, aby chłopaka przedziurawiła strzała. Zaczęłam się zastanawiać, czy przypadkiem nie miała wrodzonej nienawiści do płci przeciwnej. 

— Ty, blondi! — warknął, celując palcem w moją stronę. 

Odruchowo położyłam dłoń na klatce piersiowej.

— Że ja? — wymsknęło mi się, zanim zdążyłam pomyśleć.

— Nie, kurwa, ja! — odparł, podchodząc do nas szybkim krokiem. — Was do końca pojebało, żeby ludziom w stopy celować?! Strzała mogła mnie trafić!

— Tak, też żałujemy, że odskoczyłeś — westchnęła Raya. 

Spojrzałam na nią zdziwiona. Nie przejęła się, ani na chwilę. Może takie sytuacje zdarzają się tu na porządku dziennym? Chyba poproszę tatę, aby przysłał mi pancerne buty.

— Nie wkurwiaj mnie Ray! — syknął, tylko na chwilę kierując wzrok na czarnowłosą. 

W tamtym właśnie momencie mnie olśniło. 

— Zaraz! To ty na mnie wpadłeś! — zawołałam oskarżycielsko. Już zdołałam sobie przypomnieć. To ten debil nie potrafił chodzić po korytarzu.

— Dlatego postanowiłaś odegrać się tym?! — syknął, sięgając po strzałę, którą trzymałam w dłoni. Tak po prostu ją wyrwał i złamał, po czym rzucił mi pod nogi.

Dobrze, rozumiem, że mógł być wkurzony, ale to nie powód do takiej agresji. Z gościem ewidentnie było coś nie tak. 

— Na następne zajęcia przyjdź w kaloszach i przestań się na niej wyżywać — powiedziała Raya, stając bezpośrednio między mną, a chłopakiem. Całkiem to było miłe zwłaszcza, że byłam zbyt zdziwiona, by cokolwiek odpowiedzieć. — To nie nasza wina, że stoisz w polu rażenia. A teraz zachowaj resztki godności i wróć do twojego chłopaka, zanim się popłacze z tęsknoty.

Ponownie zmarszczyłam brwi. 

— Jeszcze jedno słowo, a...

— RIVEN BIEG DOOKOŁA PLACU!

Zapamiętałam, aby tamtego dnia po zajęciach iść i uściskać Saula. Był bezapelacyjnie moim bohaterem. Brunet, który dotąd patrzył zacięcie na Ray, zacisnął wargi. Mogłam wyobrazić sobie wiązankę, którą w myślach podarował mojemu wujkowi. Ale jakoś się tym nie przejęłam. Byłam pewna, że Saul też miałby to gdzieś. 

— Ale profesorze... — spróbował, po chwili odwracając się do stojącego niedaleko Saula.

— No, zadzieraj kiecę — uśmiechnęła się Raya.

— RIVEN JESZCZE SŁOWO, A ZROBISZ DODATKOWE SIEDEM OKRĄŻEŃ!

Chłopak już nie protestował. Darując czarnowłosej ostatnie, wrogie spojrzenie, po prostu ruszył truchtem przed siebie. Na mnie też na chwilę spojrzał. 

Wytknęłam mu język, a on posłał mi środkowego palca. 

— Zaraz... — mruknęłam po chwili, gdy zdałam sobie sprawę z jednej rzeczy, która wcześniej jakoś mi umknęła. — To był Riven?

Debil, z którym się wcześniej zderzyłam. Debil, który już pierwszego dnia sobie ze mnie żartował. Debil, którego nie lubiła Isska i wujaszek. I ten niby przyjaciel Musy, którego nie lubiła Flora i kłócił się z nim Sky?! To było on?!

— Niestety — westchnęła Raya, podnosząc pozostałości połamanej strzały. — To był właśnie mój brat. 

Świetnie. I na dodatek to brat mojej nowej potencjalnej koleżanki. Lepiej być nie mogło. 

— Padam na twarz — westchnął Saul, opadając na łóżko. 

Issalvia uniosła wzrok znad telefonu i przyjrzała się mężczyźnie. Oczywiście, że był wykończony, ponoć dał rocznikowi Sky'a taki wycisk, że Specjaliści ledwo mogli się ruszyć.

— Nic dziwnego, skoro cały trzeci rok wracał do szatni na czterech — mruknęła. 

— Czy ja rozpoznałem w twoim głosie pretensje? — zdziwił się ciemnowłosy, tylko na chwilę unosząc twarz z poduszki. Zaraz jednak, gdy nie doczekał się odpowiedzi, znów zamknął oczy, gotowy zasnąć. 

— Pretensje? Skądże — prychnęła, wciąż przeglądając wiadomości w telefonie. — Słyszałam tylko słówko albo dwa, że wyżywasz się na całym trzecim roku... 

— I autorem tych słów na pewno był Riven. 

Issalvia wywróciła oczami. Temat Rivena wracał, jak bumerang. Podczas, gdy ona usiłowała po prostu o tym nie myśleć, Saul nie umiał odpuścić. Co jakiś czas musiał wetknąć kobiecie jakąś małą szpileczkę dotyczącą jej byłego chłopaka. 

— Nie wiem — odetchnęła po chwili. 

Silva otworzył oczy. Te dwa słowa wystarczyły, by rozpoznał wrogość w głosie Iss. Choć w normalnej sytuacji chętnie by się z nią podrażnił, tak w tamtej chwili nie miał na to ochoty. Dlatego przysunął się bliżej z zamiarem objęcia Vii.

— Odsuń się.

Czarnowłosy wywrócił oczami. 

— Przepraszam. Nie chciałem.

— Chciałeś.

— Może trochę... — westchnął, gdy Iss trzasnęła go w dłoń. — Ale przepraszam. To był głupi pomysł. Nie gniewaj się... 

Iss przez dłuższą chwilę nic nie mówiła. W końcu jednak pozwoliła, by Saul się w nią wtulił. Co poradzić, wciąż miała słabość do tego faceta. 

— Raya chyba polubiła się z Vienną... — powiedział po chwili, na co Via uśmiechnęła się. 

Jednak sekundę później, gdy przeprowadziła szybką kalkulację, już nie była taka radosna.

— Jeśli przeciągniecie Vienn na swoją stronę, spodziewam się, że we trójkę założycie Związek Poniewierania Rivena... 

— Jaka ładna nazwa — uśmiechnął się szeroko Saul, łącząc spojrzenia z Vią. 

Kobieta wywróciła oczami. Tym razem ostatecznie odepchnęła od siebie Saula i odwróciła się na drugi bok, by tylko na niego nie patrzeć. 

— Żartowałem skarbie... — jęknął, ponownie oplatając Iss ramionami w pasie. — Strasznie się zrobiłaś drażliwa przez to nasze maleństwo...

— Ciekawe kto mi zrobił to maleństwo...

— No ja — odrzekł wyraźnie zadowolony z siebie Saul. 

Issalvia zauważyła, że wystarczyło pięć minut, żeby humor Silvy znacznie się poprawił. Nic jednak nie powiedziała, bo sama miała ochotę się roześmiać. Coraz częściej przyłapywała się na tym, że była najzwyczajniej w świecie szczęśliwa i rozluźniona. 

— Nie popadnij w samozachwyt... lepiej idź spać, bo jutro znów masz zajęcia ze Sky'em i Rivenem... 

— W takim razie skarbie... idziemy spać.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top