- 𝟟 -

- Więc chcesz mi powiedzieć, że wyleciałeś z domu, jak poparzony, by ratować swojego ukochanego? Wow, prawdziwy z ciebie książę z bajki. - poczułem, jak Changbin klepie mnie po ramieniu.

Może niepotrzebnie mu o tym opowiadałem. Dałem mu tym tylko kolejny powód do drażnienia mnie, z czego od razu skorzystał. Przecież mogłem się tego spodziewać. Wywróciłem oczami zirytowany, mrucząc pod nosem przekleństwa.

- Żebym ja cię zaraz krzesłem w twarz nie klepnął. - westchnąłem naburmuszony, bo wcale nie odpuszczał z naśmiewaniem się ze mnie.

Nie rozumiałem o co mu chodziło, skoro miałem dobry kontakt z naprawdę wieloma osobami w tej szkole, a ten uwziął się akurat na moją znajomość z Hanem, która trwała ledwo kilka dni. Było wiele innych osób, z którymi mógł mnie łączyć, ale nie! On musiał akurat wybrać Jisunga.

Jak ja miałem się z nim normalnie przyjaźnić, gdy Seo orbitował wokół mnie i darł się, że czeka na zaproszenie na ślub i ma nadzieję, że będzie chrzestnym naszego dziecka? Nawet podsuwał mi już różne imiona!

- Czemu po prostu nie przyznasz mi, że ci się spodobał? - uniósł brew, poważniejąc i patrząc mi uważnie w oczy.

- Może dlatego, że mi się nie podoba? Nie interesują mnie faceci, a Han to tylko kolega, któremu pomogłem parę razy. - wzruszyłem ramionami, ponieważ była to oczywista oczywistość.

- Mówisz, że nie kręcą cię faceci... - zaczął z kpiną, na co wywróciłem oczami.

- Tak, wolę dziewczyny! - fuknąłem.

- Ale jakoś z żadną nigdy nie byłeś. - uniósł brew.

- Bo żadna nie miała tego czegoś. Weź się odczep. - wyrzuciłem dłonie w powietrze.

Ciemnowłosy tylko pokręcił głową z niedowierzaniem i machnął ręką, by zająć się swoim obiadem, a ja wróciłem do przeglądania internetu. Sam nie byłem jakoś bardzo głodny, dlatego musiałem się czymś zająć. Przejrzałem całego instagrama, ale nic ciekawego nie znalazłem, więc odłożyłem smartfona, by rozglądać się dookoła.

Niedaleko nas siedział Han razem z Felixem, ale tym razem nie byli sami, bo do dwóch znanych mi pierwszaków dosiadło się trzech chłopaków, z których kojarzyłem jednego. I jakoś wcale mnie to nie ucieszyło.

- Słuchaj, czy to nie jest czasem Bang Chan? - spytałem cicho swojego przyjaciela, wskazując na blondwłosego drugoklasistę z klasy biologiczno-chemicznej.

- No tak, a czemu pytasz? Zazdrosny jesteś, że siedzi obok Hana? - postanowiłem puścić uwagę Bina mimo uszu i obserwowałem, jak chłopak kładzie rękę na ramieniu Jisunga, przez co zawrzało we mnie.

Zdziwiło mnie nagłe pojawienie się tej irracjonalnej złości. Przecież nie byłem zazdrosny o pierwszaka. Czemu miałbym być? Nawet jeszcze nie byliśmy przyjaciółmi.

- Miałbym być zazdrosny o Hana? Dajże spokój. - burknąłem pod nosem, patrząc, jak przyciąga chłopaka bliżej z szerokim uśmiechem.

Widok uśmiechów na ich twarzach sprawił, że zacisnąłem mocniej pięści na kolanach. Nie podobało mi się, że Bang obejmował Jisunga, który się rumienił. Miałem ochotę wziąć pałeczki Changbina i rzucić nimi w starszego chłopaka.

- Wyglądasz jakbyś chciał kogoś zamordować... - posłałem mu mordercze spojrzenie, dzięki czemu od razu się przymknął.

Co się ze mną znowu dzieje...

- Wiesz co, chyba dzisiaj się zerwę z reszty lekcji. Powiedz nauczycielom, że źle się czułem czy coś. - westchnąłem, wstając i łapiąc swój plecak z grobową miną.

- Dobra, ale nie zabij nikogo po drodze
- machnąłem mu, by wyjść ze stołówki zamaszystym krokiem, nie oglądając się.

Nie wiedziałem czemu byłem taki zły i przygnębiony, skoro Han nie był dla mnie nikim bliskim, o kogo mógłbym być zazdrosny. Zirytowało mnie to, że Chan tak po prostu objął go, jakby był nie wiadomo kim. Oburzony prychnąłem pod nosem, idąc do szatni po resztę książek i próbowałem nie wyżyć się na nikim ani niczym.

- Hyung zaczekaj! Wszystko w porządku? Dokąd idziesz? - tego dnia miałem cholernego pecha i zdałem sobie z tego sprawę, gdy usłyszałem za sobą wołania blondyna, który biegł w moim kierunku.

Lepiej po prostu być nie mogło.

- Idę do domu i wszystko jest w porządku. - burknąłem, nie racząc go nawet spojrzeniem i wkładając zeszyty do plecaka.

- Przecież widzę, że jesteś zły! Co się stało? Może mogę ci pomóc? - chłopak złapał mnie za nadgarstek, na co zamarłem na chwilę.

W pierwszej chwili miałem ochotę wyrwać się i nakrzyczeć na niego, jednak szybko się opamiętałem. Nie zrobił nic złego, nie miałem prawa się na nim wyżywać. Za to wziąłem głęboki wdech, żeby się nieco uspokoić.

- Nie, nie możesz. Wracaj do swoich przyjaciół, pewnie czekają na ciebie. - wyswobodziłem delikatnie rękę, żeby go wyminąć i wyjść ze szkoły.

Było jeszcze wcześnie, więc wszyscy byli w pracy bądź w szkole, dlatego wszędzie panowały pustki. Czasem obok mnie przejeżdżały pojedyncze samochody, a jeszcze rzadziej mijali mnie ludzie. Tak naprawdę było mi to na rękę, ponieważ nie musiałem ukrywać frustracji i zdenerwowania, które rosły w siłę za każdym razem, gdy przypominałem sobie widok ze stołówki.

- O co mi chodzi do cholery... Han to tylko kolega, może go obejmować kto chce. - westchnąłem pod nosem, próbując zrozumieć samego siebie, ale chyba było to całkowicie niemożliwe w tym przypadku.

Jiji:
Martwię się
Chciałbym ci pomóc
Nie poszedłeś do domu, prawda?
Widziałem, że idziesz zupełnie w inną stronę

Minho hyung:
Poszedłem na spacer
Nie musisz się martwić, umiem o siebie zadbać

Jiji:
Dokąd poszedłeś w takim razie?

Zastanawiałem się czemu miałbym mu się tłumaczyć z tego gdzie i po co poszedłem. Ostatecznie to nie była do końca jego sprawa, ale coś kazało mi odpowiedzieć zgodnie z prawdą.

Minho hyung:
Do parku niedaleko szkoły

Rozejrzałem się dookoła i przeszedłem przez ogromną bramę, za którą znajdowało się królestwo zieleni. Wszędzie rosła soczysta trawa, liście drzew cicho szumiały, gdy poruszał nimi lekki wiatr, a wokół unosił się słodki zapach kwiatów. Dlatego właśnie najbardziej kochałem wiosnę oraz lato. Zima była pozbawiona tego uroku, ale wciąż piękna na swój sposób.

Usiadłem na ławce i odchyliłem głowę do tyłu, by oglądać błękitne niebo z dłońmi w kieszeniach. Była naprawdę śliczna pogoda jak na wrzesień i cieszyłem się, że odpuściłem sobie lekcje, bo mogłem się nią teraz cieszyć. Momentalnie również poprawił mi się humor, dzięki czemu mogłem się rozluźnić.

Przyjemną ciszę po jakimś czasie przerwały ciche kroki, które w szybkim tempie zbliżały się w moim kierunku, co zaniepokoiło mnie. Jednak to dosyć niespotykane zjawisko. Podniosłem głowę i wbiłem wzrok w parę pięknych, czekoladowych oczu, w których dostrzegłem troskę.

- Co ty tu robisz? - mruknąłem zdziwiony, poprawiając się na ławce i nie odrywając spojrzenia od chłopaka, który stał zdyszany przede mną.

A powinien być na lekcjach.

- Mówiłem, że martwię się i nie zamierzam zostawić cię samego hyung. Zwłaszcza po tym ile razy już mi pomogłeś. - blondyn wzruszył ramionami, by następnie usiąść bokiem, przez co był zwrócony przodem do mnie. - Nie okłamiesz mnie, poszedłem nawet zapytać Changbina hyunga czy coś wie i cię wsypał. - westchnąłem cierpiętniczo na jego słowa.

Miarka się przebrała, Seo Changbin jesteś już trupem.

- Co ci niby powiedział? - uniosłem brew, próbując zachować spokój.

- Że jesteś zły, bo Chan hyung mnie objął na stołówce. To prawda? - gdy tak patrzył na mnie, robiąc duże oczy to dosyć ciężko było mi kłamać, przez co byłem na przegranej pozycji.

Nie chciałem się pogrążać, więc odwróciłem wzrok i wpatrywałem się przed siebie w ciszy. To raczej nie było normalne i sam nie wiedziałem co się ze mną działo, ale wtedy naprawdę prawie puściły mi nerwy. No bo niby jakim prawem on go objął?

- Nie musisz być zazdrosny hyung! Channie hyung to chłopak Jeongina. - zaśmiał się radośnie, a ja momentalnie wybałuszyłem oczy, patrząc na niego znowu.

Co prawda nie znałem Bang Chana, ale nie miałem zielonego pojęcia, że ma kogoś, a już tym bardziej, że ma chłopaka. A najgorsze było to, że faktycznie uspokoiłem się po uzyskaniu tej informacji. Czy ja już kompletnie wariowałem?

- Nie byłem zazdrosny, czemu miałbym być? - mruknąłem pod nosem, czując jak moje ciało rozluźnia się.

Dłuższą chwilę siedzieliśmy w ciszy i patrzyliśmy się przed siebie, choć ja czasami zerkałem na Hana, który uśmiechał się radośnie pod nosem wyraźnie zadowolony z czegoś. Mimowolnie jego dobry nastrój mi się udzielił, więc i atmosfera rozluźniła się.

- To skoro już opuściliśmy lekcje... może pójdziemy na pizze albo lody? - zaproponowałem po dłuższej chwili milczenia, bo chciałbym już jakoś kreatywniej spędzić ten czas z nim, skoro mieliśmy do tego okazję.

- Jasne, chodźmy na lody! A może potem pójdziemy do oceanarium, co? Ostatnio otworzyli nowe niedaleko! -klasnął podekscytowany, a ja rozbawiony pokiwałem głową, przybijając sobie piątkę w myślach.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top