- 𝟞𝟘 -
Ustawiłem na stole resztę przekąsek, które podawała mi mama Jisunga i oboje obejrzeliśmy lekko przystrojony na Sylwestra salon. Miała być nas czwórka, więc nie bawiliśmy się w przesadne dekorowanie, bo po co?
- Pilnuj ich, dobrze? - uśmiechnęła się do mnie lekko.
- Oczywiście, może pani na mnie liczyć. - ukazałem szereg śnieżnobiałych zębów i usłyszałem szybkie kroki na schodach. - Oho. - zaśmiałem się, a po chwili drobne ramiona mnie objęły mocno w pasie.
- Minho! - zaśmiał się cicho w mój tors, na co czule pogładziłem go po głowie.
- No co tam? - mruknąłem rozbawiony.
Byłem przyzwyczajony do tego, że jego mama często nas widywała przytulających się, więc cały czas byłem rozluźniony. Nie miałem się czym martwić.
- Nic, po prostu się stęskniłem. - burknął.
- Widzieliśmy się parę minut temu. - parsknąłem śmiechem, ale tuliłem go dalej do siebie.
- Za długo. - fuknął, a ja zaśmiałem się znowu.
- My zaraz będziemy się zbierać, więc jeszcze raz proszę byście nie spalili nam domu. - uśmiechnęła się pani Han.
- Nie martw się, mamo! - młodszy wyszczerzył się do niej, a ja jedynie pokiwałem głową.
Nawet nie mieliśmy w planach się upijać, a jedyny alkohol jaki mieliśmy to szampan, który teraz chłodził się w lodówce. Zdziwiło mnie nawet, że Changbin nie chciał się schlać, ale odkąd poznał Felixa, on również się uspokoił.
- Więc bawcie się dobrze, całusy. - zawołała, by po chwili wyjść z domu z ojcem Jisunga.
Han przeniósł na mnie wesołe spojrzenie skrzących oczu, na co westchnąłem z zachwytem. Dalej nie mogłem się przestać zachwycać jego urodą. Był idealny.
- Co, mały? - spytałem rozbawiony, gładząc jego zaróżowiony policzek.
- Mamy jeszcze niecałą godzinę zanim przyjdą. - szepnął.
Nie wiedziałem czemu nagle to powiedział, ale po chwili poczułem, że popycha mnie w stronę kanapy, na którą zdziwiony opadłem. Nie rozumiałem nic, więc lekko się zdziwiłem, gdy usiadł mi nagle na kolanach. Nawet nie zamierzałem protestowałem.
- Sungie, co ty robisz? - mruknąłem z uśmiechem, by delikatnie gładzić jego biodra.
- Nic, co by ci się nie spodobało. - zachichotał, po czym wpił się lekko w moje usta, co od razu podchwyciłem.
Lubiłem, gdy młodszy nagle nabierał takiej chcicy na pocałunki, więc zadowolony przyciągnąłem go bliżej i powoli masowałem jego boki, nasłuchując jego cichych westchnięć. Sprawiały, że po moim kręgosłupie przebiegał przyjemny dreszcz, przez który teraz pogłębiłem pocałunek, przyspieszając nieco jego tempo.
- Minho... - wymruczał między kolejnymi muśnięciami, a jego dłonie zatapiały się w moich włosach, za które lekko pociągał.
Był taki delikatny, że bałem się, że przy mocniejszym dotyku po prostu się rozkruszy. Delikatnie wsunąłem dłonie pod jego bluzę, by ostrożnie przesuwać opuszkami palców po ciepłych plecach. Nie musiałem długo czekać na reakcję, bo młodszy drgał lekko, a na jego ciele znowu pojawiła się gęsia skórka.
- Jesteś uroczy. - szepnąłem łagodnie, odrywając się od jego warg i starłem lekko strużkę śliny z kącika ust blondyna.
- Zawstydzasz mnie znowu. - sapnął, próbując unormować oddech.
- Po dwóch miesiącach dalej się wstydzisz? - mruknąłem rozbawiony i przesunąłem nosem po jego policzku.
- Jak widać. - wzruszył ramionami z uśmiechem. -Minho... Zrobisz coś dla mnie? - zaczął z zakłopotaniem.
- Wszystko, słoneczko. A co chciałbyś bym zrobił? - szepnąłem z szerokim uśmiechem.
Widziałem, że młodszy się zestresował, a jego ciało delikatnie się spięło, więc znowu zacząłem go gładzić, by się rozluźnił. Nie musiał się niczego wstydzić ani bać przy mnie i powinien o tym wiedzieć.
Zaciekawiony patrzyłem na niego, czekając aż zdradzi mi wreszcie, co miałem dla niego zrobić. Nie mogłem ukryć faktu, że jego reakcja mnie zaintrygowała. Co mogło chodzić po jego uroczej główce?
- Zrobisz mi malinkę? W sensie nie teraz, później. - wypalił nagle i schował buzię w moim ramieniu, gdy ja próbowałem przyswoić jego słowa.
- Malinkę? I naprawdę o to tyle hałasu? Jeśli chcesz to zrobię ci ich nawet tysiąc. - zaśmiałem się łagodnie i podniosłem jego podbródek, by spojrzał mi w oczy. - Nie wstydź się, głupku, nie ma czego. - cmoknąłem go w nosek.
- Dziękuję. - uśmiechnął się szeroko, a ja po prostu wtuliłem go w siebie.
- Nie dziękuj, to będzie czysta przyjemność. - spoglądałem zadowolony w sufit i gładziłem go, jak kotka, zresztą mruczał całkiem podobnie.
- Kocham cię. - wyznał mi nieśmiało na ucho.
- Ja ciebie też kocham. - cmoknąłem go w lekko odkryte ramię, by wrócić do tulenia go.
- Nie przeszkadzamy wam? - obaj podskoczyliśmy, słysząc rozbawiony głos Changbina.
Jak oni w ogóle weszli do salonu? Wcale nie słyszałem żadnego pukania do drzwi.
- Ale macie wyczucie. - westchnąłem pod nosem. - Może trochę. - odparłem kąśliwie.
- Jak zwykle milusi. - zaśmiał się Felix. - Cześć, hyung. - posłał mi szeroki uśmiech.
- Hej Lixie, jak tam? - odpowiedziałem tym samym, podczas gdy rudowłosy chłopak usiadł obok.
- A dla mnie to nie jesteś taki miły! - zawołał oburzony Seo.
- Nie jesteś Felixem, a Sungiem tym bardziej. - wzruszyłem ramionami.
- Cześć hyung! - zawołał Jisung, zanim zaczęła się wojna.
- Twój chłopak jest dla mnie milszy niż ty! - burknął z wyrzutem. - Cześć Jiji. - westchnął z uśmiechem i walnął się na miękkim dywanie.
- I tak wiesz, że cię kocham, bracie. - zaśmiałem się.
- Weź, fu, zwrócę obiad. - wywrócił oczami, ale cały czas uśmiechał się szeroko.
Takie typowe.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top