- 𝟛𝟞 -
- Ałć. - syknąłem cicho, gdy zapiekła mnie rana.
Byłem wdzięczny, że Sungie chciał mi pomóc i postanowił zająć się moimi obrażeniami, ale było to dosyć bolesne przeżycie. Nie miałem pojęcia, jak wytłumaczę się z tego rodzicom, ale nie chciałem o tym myśleć teraz.
- Przepraszam. - szepnął skruszony i starał się odkazić ranę delikatniej.
- To nic, dziękuję. - mruknąłem zmęczony i przymknąłem oczy, czekając aż skończy.
- To ja dziękuję, znowu mnie uratowałeś. - uniosłem powiekę na jego szept.
- Od tego mnie masz, Sungie. Zawsze cię obronię. - uniosłem lekko kąciki ust, na co zarumienił się delikatnie.
- Jak myślisz, co zrobił z nim Changbin? -szepnął niepewnie po chwili.
-Nie wiem, ale raczej nie będzie cię już niepokoił. - odparłem pogodnie, mimo że wszystko mnie bolało.
Po dłuższej chwili krew z mojej twarzy zniknęła, za to pojawiły się plastry, które młodszy delikatnie przykleił tam, gdzie mógł. W ramach podziękowania po prostu go przytuliłem, ciesząc się, że był bezpieczny.
- Głupio mi, że przeze mnie jesteś poszkodowany. - westchnął smutno.
- Nie przez ciebie, mały. Jak mógłbym mu odpuścić coś takiego? Nie przejmuj się tym, wyliżę się. - posłałem mu lekki uśmiech, po czym poprawiłem się na kanapie.
Nie bardzo chciało mi się gdziekolwiek wracać, a był piątek, więc stwierdziliśmy, że zostanę na noc, jedynie musiałem napisać do mamy. Okazało się również, że jego rodzice wrócą dopiero za kilka dni, więc i z tym nie było problemu.
Mogliśmy spokojnie odpocząć i nacieszyć się drobnymi czułościami, którymi co chwilę obdarzaliśmy się. Nie musieliśmy się o nic bać, bo młodszy był przy mnie bezpieczny. Nigdy bym nie pozwolił, by ktoś go skrzywdził.
- Nic cię nie boli, Minho? - westchnął, gdy byliśmy na łóżku w jego pokoju.
- Nie, spokojnie. - skłamałem z uśmiechem. - A ciebie? Zrobił ci coś? - zacząłem badawczo go oglądać, ale nic nie zauważyłem.
- Nie, dzięki tobie nie zdążył. - westchnął, tuląc się do mnie z cieniem uśmiechu na twarzy.
Przez dłuższą chwilę żaden z nas się nie odzywał, bo chcieliśmy odpocząć po tym, co się stało. Na pewno był to ogromny stres dla chłopaka i wiele emocji musiało go wymęczyć, bo zasnął z głową na moim torsie, rozchylając lekko usta. Chyba taki miał nawyk, ponieważ robił to zawsze, gdy zasypiał.
- Nie wiem co bym zrobił, gdyby cię skrzywdził. - szepnąłem, gładząc jego policzek smutno. - Nie wybaczyłbym sobie tego. Jesteś moim małym, uroczym aniołkiem, Sungie. - westchnąłem, a w moich oczach pojawiły się słone łzy.
Powoli nachyliłem się nad jego twarzą i po długiej chwili oglądania go postanowiłem, że zrobię to, co on. Miałem nadzieję, że przynajmniej mi się uda i młodszy naprawdę spał. Delikatnie przyłożyłem swoje wargi do kącika ust chłopaka, by zostawić tam czułego buziaka.
- Nie będziesz musiał długo czekać, Sungie, przysięgam. Daj mi jeszcze chwilę. - szepnąłem łagodnie, po czym zająłem się delikatnym gładzeniem jego buźki.
***
Pov. Jisung
Zmęczony zamknąłem oczy i drzemałem, tuląc się mocno do Minho. Miałem ochotę cały czas płakać, jednak dzięki niemu byłem silniejszy. A przynajmniej tak mi się wydawało.
Byłem cholernie wdzięczny, że zjawił się w odpowiednim momencie i uratował mnie kolejny raz. Naprawdę nie wiedziałem, jak mógłbym mu się za to wszystko odwdzięczyć, ale miałem nadzieję, że coś wymyślę.
Powoli zagłębiałem się w sen, słysząc Minho, jak przez mgłę. Delikatny pocałunek jednak poczułem wyjątkowo dokładnie i myślałem, że stanie mi serce. Czy to działo się naprawdę?
Nie, to na pewno musiało mi się wydawać, hyung wolał dziewczyny.
Za dużo marzysz, Jisung...
Zirytowany, że senne marzenia były zbyt realne, z powrotem zacząłem zasypiać coraz głębiej. Ile ja bym dał, żeby to, co poczułem, było prawdziwe. Chciałbym, aby starszy mnie choćby w ten sposób pocałował.
Nie wiedziałem, co zrobić, aby odwzajemnił moje uczucie do niego. Chciałbym być kimś więcej niż jego przyjacielem, ba, marzyłem o tym. Chciałem, by mnie kochał, przytulał, całował i nazywał swoim. Miałbym najlepszego chłopaka na świecie.
Pokochaj mnie, Minho...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top