- 𝟛𝟝 -
- Dzień dobry wszystkim! - zawołał radośnie mężczyzna, na co my odpowiedzieliśmy, rozsiadając się w sali. - Chciałem coś ogłosić, chociaż może nauczyciele już wam o tym mówili. W każdym razie niedługo w naszej szkole odbędzie się konkurs talentów i zastanawiało mnie czy ktoś z was postanowi się zgłosić? - klasnął w dłonie.
Początkowo w sali było cicho, ale wreszcie ja podniosłem rękę, a za mną kilka innych osób. Oczywiście największa uwaga skupiła się na mnie, ponieważ zrobiłem to pierwszy, prawie bez wahania. Jak zwykle.
- Świetnie, co zamierzasz przedstawić? - spytał ciekawsko.
- Cóż... W moim przypadku to będzie śpiew i jeszcze planuję zagrać sam na gitarze. - przyznałem nieco speszony, bo raczej niewiele osób wiedziało o tym, że potrafię grać.
- Masz już wybrany utwór? - miałem wrażenie, że uwaga wszystkich skupiała się tylko na mnie.
- Tak, napisałem piosenkę, którą chcę zagrać. - przyznałem, co wywołało widoczny zachwyt u innych.
- Cudownie, nie mogę się doczekać! A jak reszta? - nie skupiłem się na innych, bo poczułem, że ktoś nieśmiało łapie moją dłoń, przez co uśmiechnąłem się.
- Naprawdę sam coś napisałeś, hyung? - szepnął w szoku Han.
- Tak, naprawdę. - zaśmiałem się lekko, patrząc mu głęboko w oczy.
Nie chciałem mu mówić, że to była jego zasługa, bo on był moją inspiracją. Przemilczałem ten fakt, a po prostu zająłem się rozmową z nim, dopóki nie przerwał nam opiekun.
- Dobrze, pora na rozgrzewkę. - zawołał zadowolony, po czym usiadł przy instrumencie, na którym zaczął grać.
Szybko przeskoczyliśmy ten etap, po czym wzięliśmy się za śpiewanie jednej z popularnych piosenek. Nawet nie potrzebowaliśmy tekstu, a regularne próby sprawiły, że nasze głosy zgrywały się już w pierwszych sekundach. Było zdecydowanie lepiej niż na początku.
- Hyung, a pokażesz mi tekst tej piosenki? - spytał ciekawsko Jisung, gdy skończyliśmy zajęcia.
- Nie mogę, słońce. Chciałbym, abyś ją usłyszał dopiero podczas występu, bo to niespodzianka. - uśmiechnąłem się przepraszająco.
- No dobrze. - westchnął, robiąc podkówkę z ust.
- Nie smutaj, naprawdę warto poczekać. - szepnąłem i pogładziłem go po policzku, który zaróżowił się.
- Skoro tak mówisz, to tak musi być. - uniósł lekko kąciki ust, gdy wyszliśmy ze szkoły.
- Nie mogę cię dzisiaj odprowadzić, nie pogniewasz się? Mama kazała mi wrócić od razu do domu, bo ma do mnie ważną sprawę. - delikatnie chwyciłem jego dłoń, by ją pogładzić.
- To nic takiego, hyung. Leć, poradzę sobie. - zaśmiał się wesoło, a ja przytuliłem go na pożegnanie i poszedłem w swoją stronę.
W domu okazało się, że po prostu chciała, bym pomógł jej zasadzić jakieś głupie kwiatki, co niestety musiałem zrobić. Oczywiście nie obyło się bez bezpośredniego wyrażenia mojej irytacji.
I naprawdę tylko dlatego nie odprowadziłem Jisunga? Zrezygnowany westchnąłem, pomagając jej bez słowa.
Po około kwadransie zaczął dzwonić mój telefon, więc z ulgą zdjąłem rękawiczki. Ku mojemu zaskoczeniu to Jisung się tak do mnie dobijał, dlatego szybko odebrałem.
- Co jest, mały? - spytałem niepewnie.
- Hyung, ratuj mnie. - w głosie Jisunga usłyszałem strach, poza tym doskonale było słychać, że płakał.
W mojej głowie zapaliła się czerwona lampka.
- Gdzie jesteś? - zerwałem się na nogi, ignorując moją mamę, która zdziwiona patrzyła się na mnie.
- W parku szkoły, schowałem się. Błagam, przyjdź tu. - wydukał, po czym połączenie zostało przerwane, a ja zerknąłem na mamę przelotnie.
- Muszę iść. - powiedziałem cicho.
Czułem, że dzieje się coś złego, więc wyleciałem z podwórka, by biegiem ruszyć do parku, po drodze dzwoniąc do Changbina. Martwiłem się.
- Czego? - warknął niezadowolony do słuchawki.
- Kurwa, ruszaj dupę do tego parku z posągiem kota, coś się dzieje z Jisungie. - zawołałem, przebiegając przez ulicę na czerwonym, przez co prawie potrąciła mnie taksówka.
Po tym od razu rozłączyłem się, by nie tracić czasu. Moje serce biło o wiele za szybko, a ja czułem, jak adrenalina dodaje mi siły.
Ukrył się? Przed kim? Co się stało? Czemu w parku? Dlaczego płakał?
Przerażony wybierałem wszelkie dostępne skróty, by jak najszybciej być w parku, który teraz widziałem z daleka. Przy bramie już stał mój przyjaciel widocznie zdenerwowany.
- O chuj chodzi, Minho? - zawołał do mnie, gdy ja biegłem w jego kierunku.
- Nie mam pojęcia, chodź. - odparłem spanikowany, by z nim dosyć szybko ruszyć do środka.
Początkowo niczego nigdzie nie widziałem, ale za to usłyszałem pisk i płacz. Od razu skierowaliśmy się w tamtym kierunku, a moje serce stanęło, gdy dotarłem do źródła.
Nie spodziewałem się, że zobaczę coś takiego. Furia eksplodowała we mnie, jak fajerwerki w Sylwestra. Podskoczyłem do szarpiących się chłopaków, ignorując Changbina, który jeszcze był z tyłu.
- Ty pieprzony chuju, kazałem ci się trzymać od niego z daleka. - ryknąłem, zrzucając Hongjoonga z Jisunga, by zaczął go okładać pięściami.
- Może nie mam ochoty? - zaśmiał się, ale nie pozostawał mi dłużny, przez co tarzaliśmy się, uderzając się z całej siły.
- Zajebie cię. - warknąłem, bijąc się z nim dalej i wyzywając go od najgorszych.
Jedyne co w sobie czułem to nienawiść, która mnie wręcz wypalała od środka. Wściekły zacząłem mocniej i intensywniej go uderzać pięściami, mimo że krew z łuku brwiowego przysłaniała mi widok. Zasługiwał na to.
- Minho, odpuść, ja się nim zajmę. - dopiero na te słowa wstałem z tego gnoja, który i tak został przygwożdżony do ziemi przez mojego przyjaciela i splunąłem mu w twarz. - Zabierz Jisunga do domu, resztą ja się zajmę, naprawdę. - pokiwałem głową do Seo i przeniosłem wzrok na Hana, który siedział na ławce.
Wiedziałem, że Changbin mu nie odpuści, dlatego nieco się uspokoiłem. Sam faktycznie wolałem zająć się roztrzęsionym Jisungie. Od razu podszedłem do niego, by usiąść obok.
- Tak bardzo przepraszam, mogłem cię odprowadzić. - jęknąłem z poczuciem winy, patrząc na jego łzy i strach.
- Chodźmy stąd, hyung. - wykrztusił, a ja delikatnie go objąłem, na co się wzdrygnął.
Najpierw chciałem cofnąć ramię, jednak wtedy nastolatek mocno przylgnął do mojego boku. Po jakimś czasie dotarliśmy do jego domu i usiedliśmy w salonie. Byłem zmęczony, ale musiałem zająć się młodszym, któremu dalej nie udało się uspokoić.
- Nie zrobi ci krzywdy, jestem tutaj. - szepnąłem, powoli głaszcząc go po ramieniu. - Co się właściwie stało? - spytałem niepewnie.
- Wracałem do domu i miałem wrażenie, że ktoś za mną idzie. Nagle poczułem, że ktoś ciągnie mnie w bok w uliczkę, okazało się, że to ten chłopak, co nas ostatnio zaczepił. Gadał do mnie jakieś bzdury i zaczął mnie macać, ale kopnąłem go między nogi, żeby uciec. Bałem się, że jak się dowie, gdzie mieszkam to będzie źle, więc uciekłem do parku. Potem do ciebie zadzwoniłem, ale mnie znalazł, rozłączył nas, wywrócił i zaczął się do mnie dobierać, resztę znasz. - szepnął, hamując szloch, a ja czułem, jak wzdryga się na każdy mój dotyk.
- Mam się odsunąć? - spytałem niepewnie, zabierając rękę. - Zabiję go, zabiję... - warknąłem pod nosem.
- Nie, nie odsuwaj się, nie zostawiaj mnie. - młodszy rzucił się wręcz na mnie, na co jęknąłem lekko obolały. - Przepraszam... - wydukał, ale w odpowiedzi go jedynie objąłem.
- To nic, mały. - westchnąłem ciężko, głaszcząc go, by już nie płakał.
Byłem tak cholernie zmęczonym tym dniem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top