- 𝔸𝕗𝕥𝕖𝕣 𝕪𝕖𝕒𝕣𝕤 -
Mam dla was mały, świąteczny prezent!
°☆.°.☆°
Za oknem od kilku dni prószył delikatny śnieg, który pokrył śnieżnobiałą pierzyną całe miasto. Z dachów, gałęzi oraz parapetów zwisały piękne, odbijające światło sople lodu, które zdobiły każdy budynek. Temperatura była minusowa, toteż wszystko ślicznie iskrzyło się, sprawiając, że zmarznięci ludzie zatrzymywali się, by z zachwytem oglądać otoczenie, mimo mrozu.
Dzieci, które miały wolne od szkoły, bawiły się w najlepsze ze swoimi przyjaciółmi oraz rodzinami, lepiąc bałwany, zjeżdżając z górek na sankach i urządzając bitwy na śnieżki. Młodzież grupami zmierzała do najbliższego lodowiska, a dorośli oglądali świat zza szyb przytulnych kawiarni, popijając ciepłe napoje.
W tym wszystkim byliśmy my - ja i Jisung, który z uśmiechem stroił choinkę, nucąc świąteczne piosenki pod nosem. Oczywiście starałem się pomagać mu, jednak zostało mi powierzone dekorowanie reszty salonu. Często spoglądałem w kierunku bruneta, który wesoło podśpiewywał, ruszając się w rytm utworów, które widocznie znał na pamięć. Moje serce wtedy ogarnęło przyjemne ciepło, przez które nie byłem w stanie powstrzymać rozczulonego uśmiechu. Chłopak zachwycał mnie na każdym kroku, mimo że byliśmy razem już przeszło siedem lat.
Miałem wrażenie, jakbym poznał go dopiero wczoraj. Doskonale pamiętałem każdy szczegół naszego pierwszego spotkania, które miało miejsce w dzień rozpoczęcia kolejnego roku szkolnego. Wówczas blondyn spytał mnie o drogę do sali gimnastycznej, na której miała odbyć się uroczystość, którą chętnie mu wskazałem. Już wtedy młodszy rzucił na mnie jakiś dziwny czar, przez który nie mogłem przestać o nim myśleć. Ciągle go wypatrywałem na korytarzach i szukałem okazji do zagadywania go. Nasza relacja dość szybko poszła do przodu, mimo że napotkaliśmy wiele przeszkód, z czego niezmiernie się cieszyłem.
Teraz na delikatnej, pięknej dłoni miłości mojego życia lśniła obrączka, która była dowodem naszego uczucia. Byliśmy po ślubie już trzeci rok, a właściwie to dopiero zbliżała się trzecia rocznica tego cudownego wydarzenia. Musiałem przyznać, że był to najpiękniejszy dzień w moim życiu i nie byłem w stanie powstrzymać się od łez, gdy wsunąłem na palec mojego wybranka złoty pierścionek z naszymi inicjałami. Długo pracowałem na te obrączki, jednak zdecydowanie było warto.
Nie zdarzało się to w prawdziwym życiu zbyt często, jednak to, co nas połączyło, było prawdziwą miłością i nikt nie miał co do tego wątpliwości. Jisung był mi przeznaczony od samego początku, czułem to w głębi serca i widziałem to w każdym jego uśmiechu oraz spojrzeniu. Nie wyobrażałem sobie siebie bez niego i wolałem nawet tego nie robić. Był wszystkim, czego chciałem i potrzebowałem, nie tylko do szczęścia, ale też do życia.
Uśmiechnąłem się delikatnie pod nosem, nie odrywając od niego wzroku, gdy zawieszał ostatnie ozdoby na drzewku, którego zapach roznosił się po całym pomieszczeniu. Byłem w nim zakochany na zabój i nie kryłem się z tym. Był dla mnie więcej niż idealny, co starałem się mu uświadamiać każdego dnia, gdy budziłem się i zasypiałem z nim w moich ramionach. Musiał wiedzieć, jak wiele dla mnie znaczy i jak bardzo go kocham.
Powoli odłożyłem światełka na oparcie kanapy, na której spały trzy koty, tuląc się do siebie, i ruszyłem w stronę bruneta, który skończył zdobić choinkę. Doskonale wiedziałem, co chcę zrobić, dlatego bez wahania oplotłem go ramionami w pasie, by wtulić jego plecy w mój tors, natomiast brodę oparłem na ramieniu niższego. Od razu wyczułem, jak chłopak bezdźwięcznie śmieję się, wtulając się we mnie mocniej.
- Co ty taki tulaśny, Min? - szepnął delikatnie, gdy ja zacząłem zostawiać motyle pocałunki na jego ramieniu. Powoli przenosiłem się nimi coraz wyżej aż dotarłem do pulchnego, lekko zaróżowionego policzka mojej miłości, na którym złożyłem serię czułych cmoknięć, które wywołały jego cichy chichot.
- Po prostu bardzo cię kocham, Ji. Plus uroczo się rumienisz. - przyznałem rozbawiony, chwytając jego biodra, by obrócić ciało młodszego przodem do mnie. Momentalnie uśmiechnęliśmy się do siebie, a on zarzucił ręce na moją szyję, co skłoniło mnie do lekkiego pochylenia się w jego kierunku.
- Ja ciebie też bardzo kocham, Minnie, ale powinieneś teraz oberwać w czapę za celowe zawstydzanie mnie. - zaśmiał się cicho, jednak zamiast mnie uderzyć, wplótł swoje smukłe palce między blond kosmyki moich włosów, na co lekko zmrużyłem oczy.
- Mam lepszy pomysł, wiesz? - wymamrotałem, schylając się jeszcze bardziej, by zatrzymać się dosłownie parę milimetrów od słodkich ust chłopaka. - Pytanie, czy mogę go zrealizować? - spojrzałem mu w oczy z zaczepnym uśmiechem. W odpowiedzi jedynie wywrócił oczami, parskając pod nosem.
- Mhm... - zamruczał twierdząco, podczas gdy ja przeniosłem jedną z dłoni na jego policzek, by gładzić go kciukiem. Z uśmiechem zataczałem delikatne kółeczka, aż wreszcie zniwelowałem dzielący nas dystans, czule muskając jego miękkie usta, od których byłem uzależniony.
Miałem wrażenie, że czas ponownie się zatrzymał, gdy obaj wczuwaliśmy się w słodki pocałunek. Wszystko przestało dla mnie istnieć, liczył się jedynie Jisung, który wtulał się we mnie, wzdychając i pomrukując zadowolony, gdy przechyliłem głowę, by nieco pogłębić pieszczotę. Oczywiście nie było w tym pocałunek żadnej agresji czy żądzy, za to był przepełniony delikatnością i słodyczą. Obaj staraliśmy się wkładać w niego tyle miłości, ile tylko się dało i można było to wyczuć, gdy nasze, spragnione siebie, wargi ocierały się o siebie nawzajem.
Zapewne całowalibyśmy się do utraty tchu, jednak nie było nam to dane, nad czym ubolewałem. Do moich uszu dotarł dźwięk małych stóp, które w szybkim tempie uderzały o powierzchnię schodów, jasno dając znać, że ktoś zmierzał na dół. Z bólem serca musiałem oderwać się od Jisunga, który posłał mi niezadowolone spojrzenie. Po chwili w wejściu do salonu stanął mały chłopiec, który delikatnie przecierał zaspane oczka piąstkami, ziewając przy tym. Ciężko było mi się nie uśmiechnąć na ten uroczy widok.
- A kto to wstał? - zaśmiałem się cicho, podchodząc do Jiho, by złapać go pod pachami i unieść w górę. Wykonałem z małym kilka obrotów, wsłuchując się w jego wesoły śmiech i dopiero wtedy wziąłem go normalnie na ręce, tuląc go przy tym do siebie.
- Jak się spało? - zapytał Ji, podchodząc do nas, by czule ucałować czółko naszego synka, który dalej cicho chichotał, wtulając się we mnie mocno.
- Dobrze! - odparł wesoło, po czym każdy z nas dostał słodkiego buziaczka w policzek.
- Co mój królewicz zje na śniadanie, hm? - poprawiłem go na rękach i zrobiłem z nim noski-noski, nie mogąc przestać się uśmiechać.
- Gofry! - zawołał podekscytowany, na co lekko zmarszczyłem nos. Nieco zabolało mnie ucho od krzyku Jiho, jednak byłem w stanie to przeżyć, by oglądać jego słodki uśmiech, który zdradzał niedobór uzębienia.
- Dobrze, więc ja i tatuś Sungie zrobimy gofry, a ty w tym czasie się ubierzesz, tak? Leć. - cmoknąłem go jeszcze raz w policzek, po czym odstawiłem go na ziemię, by patrzeć, jak biegiem rusza w kierunku schodów, które prowadziły na piętro. - No to co? Idziemy robić gofry. - przeniosłem wzrok na rozpromienionego Jisunga, który bez słowa chwycił mnie za dłoń, żeby pociągnąć mnie do kuchni.
Wyjęliśmy wszystkie składniki, po czym zajęliśmy się dokładnym odmierzaniem wszystkiego, by dokładnie zmiksować składniki. Jisung przesiewał mąkę, za to ja ubijałem białka jajek na sztywną pianę. Sprawdziłem teatralnie czy jest ubita, przechylając miskę nad głową bruneta, które spanikowany zakrył się dłońmi, jednak na szczęście piana pozostała w naczyniu. Już niejednokrotnie kończyła ona na włosach moich lub Jisunga, gdy testowaliśmy to, dlatego byłem zadowolony, że tym razem było inaczej.
Po przygotowaniu ciasta młodszy zajął się smażeniem gofrów, a ja wyciągnąłem krem czekoladowy oraz bitą śmietanę, które położyłem wraz z trzema małymi oraz jednym dużym talerzem na stole. W tym czasie do kuchni wszedł nasz synek, który miał na sobie ciepłą, szarą bluzę oraz ciemne spodnie i świąteczne skarpetki, a na nich kapcie-pieski.
Uśmiechnąłem się na ten widok i odsunąłem mu krzesło, by usiadł przy stole. Między nami panowała cisza, jednak w radiu grały skoczne, wesołe piosenki, które sprawiały, że wcale nam ona nie przeszkadzała. W kuchni panowała wyjątkowo przyjemna, rodzinna atmosfera, przez którą każdy z nas miał uśmiech na twarzy. Trzeba było przyznać, że mieliśmy wręcz idealne życie, mimo że początki były ciężkie. Ostatecznie ludzie różnie reagowali na dwójkę mężczyzn, którzy wzięli ślub i zaadoptowali dziecko. Na szczęście udało nam się dojść do naszej wymarzonej stabilności, która wypełniona była miłością oraz szczęściem.
Dość późne śniadanie upłynęło nam w przyjemnej atmosferze, którą dodatkowo napędzała wesoła muzyka. Nie mieliśmy planów na ten konkretny dzień, dlatego nigdzie się nie spieszyliśmy, robiąc wszystko w swoim tempie. Jiho pobiegł do salonu, by oglądać swoje ulubione bajki, a ja wraz z Jisungiem zająłem się zmywaniem naczyń oraz sprzątaniem w kuchni. Co chwilę przerywaliśmy jednak te czynności, by skradać sobie słodkie buziaki, chichocząc przy tym pod nosem, jak para zakochanych nastolatków. Chociaż w głębi serca właśnie nimi byliśmy, prawda?
Objąłem wąską talię bruneta ramionami, by wtulić twarz w bok szyi chłopaka, który wycierał ostatnie talerze. Naprawdę uwielbiałem trzymać go w swoich ramionach i nie przepuszczałem żadnej okazji do tego, tuląc go praktycznie przez cały czas. Na szczęście młodszemu to nie przeszkadzało, a wręcz przeciwnie, bo cicho chichotał pod nosem, bardziej wtulając się we mnie i wzdychając zadowolony.
- Sungie... - zamruczałem cicho, gdy Ji wreszcie skończył wycieranie porcelany, którą odłożył ostrożnie do szafki z moją pomocą. W odpowiedzi drobniejszy odwrócił się w moim kierunku i przechylił głowę z pytającym spojrzeniem, jednak nic więcej nie powiedziałem. Kolejny raz delikatnie złączyłem nasze usta, na co on jedynie westchnął zdziwiony, ale praktycznie od razu oddał pieszczotę z lekkim uśmieszkiem.
Niestety nawet tym razem nie mogliśmy się nacieszyć sobą, na co warknąłem niezadowolony w myślach. Nie spodziewaliśmy się gości, jednak w pewnym momencie ktoś zaczął dobijać się do drzwi naszego domu, przez co musieliśmy się z niechęcią oderwać od swoich ust, których byliśmy tak spragnieni. Nie pozostawało nic innego, jak sprawdzić, kto miał czelność przerywać nam w okazywaniu sobie miłości, co zrobiłem, szykując się na morderstwo.
Z rozmachem otworzyłem drzwi, jednak nim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, poczułem na sobie ciężar, przez który o mały włos nie wywróciłem się. Tylko tyle wystarczyło, bym wiedział, kto zawitał w naszym domu, przez co moja złość kompletnie wyparowała, a zastąpiło ją rozbawienie. Momentalnie objąłem ciało blondyna, który dalej był do mnie przyklejony i lekko poklepałem go po plecach ze śmiechem.
- No już, bo go udusisz, Felek. - zaśmiał się rozbawiony Changbin, odciągając od siebie swojego chłopaka, by przywitać się ze mną. Kompletnie nie spodziewałem się tej dwójki u nas.
- Minho? Kto przyszedł? - usłyszałem za sobą głos Jisunga, który zaraz pisnął i rzucił się na swojego najlepszego przyjaciela.
Po względnym przywitaniu się wpuściłem parę do domu, zamykając za nimi drzwi, by mogli zdjąć buty oraz kurtki, które powiększały ich przynajmniej dwukrotnie. Zresztą co się dziwić, na zewnątrz było naprawdę zimno. Dopiero wtedy dostrzegłem sporej wielkości pudełko, które było owinięte ozdobnym, złotym papierem w misie.
- Rozpieszczacie go. - zauważyłem rozbawiony, wiedząc, dla kogo był to pakunek.
- Zasługuje na to. - odparł rozpromieniony Felix, wzruszając przy tym ramionami i ruszyliśmy we czwórkę w stronę salonu.
- To ja zaparzę herbaty! - zaoferował się Ji, po czym oddzielił się od nas, by iść do kuchni.
Ja natomiast doprowadziłem do salonu naszych przyjaciół, by mogli usiąść na kanapie i przywitać się z Jiho, który z krzykiem rzucił się na nich obu. Nie było co ukrywać, uwielbiał ich i kompletnie mnie to nie dziwiło. Rozpieszczali go do granic możliwości, przynosząc za każdym razem jakieś prezenty.
- Wujek Lixie! Wujek Binnie! - zawołał wesoło, wskakując na kanapę, by przytulić obu z nich z całej siły, co oglądałem z niemałym rozczuleniem. Czułem przyjemne ciepło na sercu, gdy oglądałem, jak zakochani mocno przytulają do siebie sześciolatka.
Oczywiście był zachwycony z prezentu, którym okazał się tor samochodowy wraz z małymi pojazdami, który od razu zaczął rozkładać na dywanie. Już wiedziałem, że to ja będę tym, który to będzie sprzątał, jednak kompletnie mi to nie przeszkadzało, póki mój synek był szczęśliwy. Dla jego ślicznego uśmiechu mógłbym zrobić i przecierpieć naprawdę wiele.
°☆.°.☆°
Za oknem zaczęło robić się coraz ciemniej, jak to bywało w zimie. Wcale nie było późno, jednak słońce schowało się już za horyzontem, przez co nastał zmierzch. Mimo wszystko, żaden z nas nie przejmował się tym, skupiając się na świątecznej komedii, której akcję uważnie śledziliśmy.
Każdy z nas miał swój kubek wypełniony kawą, gorącą czekoladą bądź herbatą, w zależności od preferencji. Było wyjątkowo przytulnie i miło, aż miało się wrażenie, że serce rosło w klatce piersiowej. Chciałem, by ta chwila trwała wiecznie, jednak czas płynął nieubłaganie.
Zerknąłem na Jisunga, który wtulał się w mój bok, opierając głowę na moim ramieniu z lekkim uśmiechem. Policzki bruneta były spowite uroczą, różową mgiełką, a w ciemnych, hipnotyzujących oczach tańczyły radosne iskierki. Z tej odległości doskonale widziałem ledwo widoczne ślady po delikatnych pocałunkach, jakie na jego twarzy pozostawiło zakochane w nim słońce. Mało tego, miałem wręcz idealny widok na drobne pieprzyki, które tak uwielbiałem całować, by go zawstydzić. Kochałem każdy, najmniejszy szczegół jego twarzy, na którą nie byłem w stanie napatrzeć się.
Niechętnie i z ociąganiem przesunąłem wzrok na małego chłopca, który leżał na moich kolanach, wtulając się w mój tors. Nie był on naszym biologicznym dzieckiem, ponieważ nie mogliśmy ich mieć, jednak był on zaskakująco do nas podobny, co sprawiało, że kochałem go jeszcze bardziej. Jiho trzymał na swoich kolanach Dori, która głośno mruczała, gdy on powoli przesuwał dłonią po jej grzbiecie. Ten widok kompletnie mnie rozbroił, aż w moich oczach stanęły łzy. Ciężko było mi uwierzyć, że to wszystko działo się naprawdę, a jednak. Świat musiał mnie kochać, skoro obdarzył mnie dwoma tak cudownymi osobami, jak Jiho i Jisung.
Uśmiechnąłem się rozczulony pod nosem, by zostawić czuły pocałunek na czubku głowy mojego synka, który podniósł na mnie zdziwiony wzrok, ale obdarzył mnie szerokim uśmiechem, wtulając się we mnie mocniej. Nigdy nie sądziłem, że wezmę ślub z chłopakiem i będę miał z nim dziecko, jednak okazało się to być spełnieniem moich wszystkich marzeń. Cieszyłem się, że moje życie potoczyło się w ten sposób i nie żałowałem zupełnie niczego. Byłem cholernym szczęściarzem i zdawałem sobie z tego sprawę.
Wreszcie mój wzrok spoczął na dwójce naszych przyjaciół, którzy siedzieli wtuleni w siebie, jakby bali się, że ktoś ich sobie odbierze. Obaj szczelnie oplotli się swoimi ramionami, a głowa Felixa spoczywała na torsie Changbina, który co jakiś czas cmokał go w czoło. Obserwowałem, jak dłoń Seo powoli przeczesywała jasne kosmyki jego ukochanego, który zadowolony mrużył lekko oczy z delikatnym uśmieszkiem. Na pierwszy rzut oka było widać, że nie widzieli poza sobą świata i kochali się, co jedynie bardziej mnie rozczulało. Można było powiedzieć, że w salonie panowała wręcz cukierkowa atmosfera, jednak ani trochę mi to nie przeszkadzało. Czemu miałoby?
- O czym tak myślisz? - nagle usłyszałem przy uchu cichy szept Jisunga, którego ciepły oddech delikatnie połaskotał moją skórę. Pokręciłem lekko głową na ten gest, wracając tym samym na ziemię.
- O tym, jakim szczęściarzem jestem, że mam was przy sobie. - odszepnąłem z delikatnym uśmiechem, po czym szybko musnąłem słodkie, smakujące czekoladą wargi miłości mojego życia.
- Kocham cię. - zamruczał z wyraźniejszymi rumieńcami i promiennym uśmiechem, który chciałem oglądać do końca życia albo nawet i świata.
- Ja ciebie też kocham, Lee Jisungie. - odparłem, obejmując go szczelniej ramieniem i wtulając w swój bok, na co młodszy zamruczał zadowolony. - Kocham ciebie, naszego synka i kociaki. - dodałem po chwili, a on zachichotał w odpowiedzi.
- A ja to co? A Felix? A Chan, Jeongin, Seungmin i Hyunjin? - obruszył się nagle Changbin, który wlepiał we mnie swoje przenikliwe, choć wyraźnie rozbawione spojrzenie.
- Ich też kocham, ciebie niekoniecznie. - parsknąłem ze złośliwym uśmiechem, by zakryć uszy Jiho. - A teraz siedź cicho, stary szlaufie, bo będziesz zajadał kacze pierze z poduszki. - pokazałem mu język i zaśmiałem się, widząc, jak opada mu szczęka.
- Nie zaproszę cię na nasz ślub! - oburzył się, wymachując rękoma, jednak gwałtownie zamarł. W tym samym czasie Felix uderzył otwartą dłonią w swoje czoło, kręcąc bezradnie głową.
Zaraz...
- Ślub? Jaki ślub? Felix, o czym on mówi? - odezwał się nagle Jisung, ożywiając i poprawiając się na swoim siedzeniu, by pochylić się w kierunku zakochanych.
- To miała być niespodzianka... Jesteś beznadziejny, Seo. - fuknął Lee, zwracając się do ciemnowłosego.
- Uważaj, bo ty niedługo też będziesz tak miał na nazwisko. - Changbin wywrócił oczami, jednak na ich twarzach zagościły delikatne uśmiechy, gdy zwrócili się w naszym kierunku. - Oświadczyłem się Lixowi... Zgodził się, więc oczekujcie zaproszenia na ślub. - wyjaśnił pogodnie, dostając przy tym czułego buziaka od blondyna.
Chwilę później salon wypełnił się krzykami oraz piskami, jakie wydawała z siebie dwójka przyjaciół. Jisung dosłownie zerwał się z miejsca, by rzucić się na Felixa, którego zaczął wręcz dusić. Nie wiedziałem już, czy płakali ze szczęścia, czy ze smutku, jednak nie byłem w stanie powstrzymać cichego śmiechu, jaki wyrwał się z moich ust. Przyjemnie oglądało się tę dwójkę, tarzającą się po dywanie, jak małe dzieci.
- Gratuluję, jednak masz jaja. - zwróciłem się do Changbina, którego szeroki uśmiech zastąpiło wyraźne oburzenie spowodowane moimi słowami.
- Mam ci przypomnieć, że tuż przed oświadczeniem się Jisungowi prawie zemdlałeś z nerwów, a w dzień ślubu o mało nie utknąłeś w łazience przez stres? - uniósł brew, jednak stęknął, gdy oberwał poduszką w twarz.
- Już się lepiej nie odzywaj, wiesz? Zobaczymy, jak ty będziesz się trzymał w dzień ślubu. - burknąłem urażony, by zająć się Jiho, który poskarżył mi się, że kakao mu się skończyło.
Musiałem oddać go w ręce Changbina, który przyjął chłopca na kolana, by iść do kuchni i zrobić mu kolejny kubek czekoladowego napoju. Cały czas słyszałem dochodzące z salonu śmiechy, piski oraz krzyki, przez które nie mogłem pozbyć się uśmiechu z twarzy. Naprawdę musiało im być wesoło, skoro było tam tak głośno.
Starałem się pospieszyć, dlatego po niecałych trzech minutach mogłem już do nich wrócić razem z Soonie, która szła za mną cały czas z nieznanego mi powodu. W ręce trzymałem kubek z czekoladowym napojem dla naszego synka oraz opakowanie piegusków, które tak uwielbiał. Mimo wszystko, nie spodziewałem się widoku, jaki zastałem, gdy przekroczyłem próg pokoju dziennego, który wyglądał, jak po przejściu huraganu.
Koło moich nóg przebiegły wystraszone koty, które musiały ratować swoje życie, uciekając stamtąd. Wyglądało na to, że czwórka, którą zostawiłem samą postanowiła urządzić sobie wojnę na poduszki, ponieważ dosłownie fruwały one w powietrzu. Felix oraz Jiho próbowali atakować Jisunga i Changbina, którzy starali się bronić i również uderzać ich poduszkami, a ja patrzyłem na to wszystko, nie wiedząc, czy mam się śmiać, czy płakać. Ostatecznie to ja w głównej mierze odpowiadałem za sprzątanie w tym domu.
Po cichu wycofałem się z salonu, by mnie nie zauważyli i pobiegłem do sypialni, żeby zacząć przeszukiwać szuflady komody. Robiłem to dość nerwowo i pospiesznie, jednak musiałem szybko znaleźć aparat fotograficzny, z którym wróciłem na dół. Stwierdziłem, że muszę to uwiecznić, dlatego zacząłem robić im zdjęcia. Dużo, naprawdę dużo zdjęć. Mało tego, udało mi się nawet sporo nagrać, jednak dość szybko mnie zauważyli.
- Na tatusia Minho! - zawołał Jiho, na co przełknąłem ciężko ślinę, wycofując się.
Niestety nie udało mi się uciec przed tą czwórką, dlatego skończyłem na dywanie w salonie. Z jednej strony byłem atakowany poduszkami, a z drugiej strony byłem łaskotany, przez co do ich śmiechów dołączył również ten mój. Nie miałem pojęcia, ile czasu mnie tak torturowali, jednak wreszcie wszyscy opadliśmy z sił, a ja starłem łzy, którym udało się przetoczyć po moich policzkach.
Steknąłem, czując, jak Jiho kładzie się na mnie, a zaraz na moim torsie znalazła się również głowa uśmiechniętego Jisunga, który wtulił się we mnie szczelnie. Tuż obok nas leżał zmęczony Changbin z Felixem, który dalej cicho chichotał pod nosem, nie mogąc się uspokoić. Wszyscy byliśmy zdzyszani, jednak na naszych twarzach lśniły szerokie uśmiechy.
Między nami panowała cisza, podczas gdy każdy z nas próbował uspokoić oddech. Było wyjątkowo przyjemnie oraz wygodnie, mimo że leżeliśmy na ziemi, a w tle można było usłyszeć reklamy w telewizji, której żaden z nas nie wyłączył. Nagle jednak ową ciszę przerwał dzwonek do drzwi, które ktoś bezceremonialnie sam sobie otworzył.
- Halo, halo! Zgadnijcie kto przyszedł! - bez problemu rozpoznałem głos Bang Chana, który zaraz pojawił się w progu salonu wraz z roześmianymi Jeonginem, Seungminem oraz Hyunjinem.
No to teraz się dopiero zacznie...
°☆.°.☆°
Wprawdzie nie jest to nic specjalnego, jednak oto mój mały prezencik dla was. Chcę wam życzyć wesołych świąt i byście zawsze byli szczęśliwi. Życzę wam również dużo miłości - szczególniej tej do siebie. Wszystkiego dobrego ❤️❤️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top