- 𝟞𝟡 -
Przywitałem się grzecznie z panią Han, która wybierała się na zakupy i napisałem do Felka, że już jestem w domu, by mógł nas zostawić samych. Nie chciałem, żeby młodszy mnie od razu zobaczył, więc schowany za ścianą cierpliwie czekałem aż będę mógł z nim porozmawiać. Czułem się głupio, ale może dlatego, że byłem idiotą.
W domu można było usłyszeć ciche kroki dwóch osób i rozmowę, która mnie wyjątkowo zaciekawiła. Nie powinienem był podsłuchiwać, ale nawet nie próbowałem tego robić, bo byli zbyt głośni, by ich ignorować.
- Nie przejmuj się Sungie, na pewno się ułoży. - westchnął Felix, a ja opuściłem wzrok.
- Mam nadzieję... Nie wiem, co zrobiłem nie tak. - pociągnął nosem Han, na co zacisnąłem mocno usta.
Wszystko zrobiłeś tak, to mi odwaliło...
- Nie płacz już, pogodzicie się szybciej niż myślisz. - pocieszył go.
Byłem szczęśliwy, że Jisung miał Felixa, który również go wspierał i opiekował się nim. Dobrze, że moje słoneczko miało na kogo liczyć, gdy mi odwalało i robiłem takie głupoty. Mimo tej radości, pękało mi serce przez świadomość, że młodszy przeze mnie płakał i źle się czuł.
Po chwili usłyszałem zamykanie drzwi i zapanowała głucha cisza. Młodszy nie ruszył się, tylko stał w miejscu, a ja nawet nie widziałem, co mógł robić, że dalej nie poszedł do swojego pokoju. Zdziwiło mnie to, ale po chwili usłyszałem ciche chlipnięcie, a później kolejne.
Boże, on płacze...
- Przepraszam Minnie, cokolwiek zrobiłem źle. - zapłakał do siebie i ruszył, znając życie, do pokoju.
Nie wiedziałem, jaki moment będzie odpowiednim, by wyjść zza ściany, ale moje ciało zdecydowało za mnie, bo nogi same mnie zaczęły prowadzić. Bałem się, jak zareaguje na moją obecność, ale nie chciałem stać obok bezczynnie, gdy on płakał.
- Przepraszam Sungie. - mruknąłem, by się nie wystraszył i złapałem jego dłoń, gdy miał wejść na schody.
- Chryste drogi! - pisnął wystraszony, a ja przyciągnąłem go do tulasa. - Co tu robisz? Jak długo tu jesteś? - wydukał zszokowany.
- Wybacz, że cię przestraszyłem. Jestem tu kilka minut już i przyszedłem cię przeprosić, ale nie chciałem wam przeszkadzać, więc stwierdziłem, że zaczekam. - westchnąłem, powoli przeczesując jego włosy. -Przepraszam, nie powinienem był tak do ciebie mówić, nie chciałem sprawić ci przykrości. Przypadkowo wyżyłem się na tobie, naprawdę nie chciałem. - jęknąłem i mocniej owinąłem go ramionami.
- Nie szkodzi... To ja przepraszam, że tak cię męczyłem. - pociągnął smutno nosem, chowając buzię w moim torsie.
- Nie męczyłeś. To kochane, że się o mnie martwisz promyczku. - cmoknąłem go w czubek głowy. - A to, żeby ci poprawić humor. - szepnąłem, by dać mu pluszaka i słodycze, które wziął z cichym piskiem.
- Dziękuję. - uśmiechnął się lekko, po czym poszliśmy do jego pokoju. - Zostaniesz, prawda? - zrobił maślane oczy.
- Mm co to za pytanie? Jasne, że tak. - zaśmiałem się, by obserwować, jak grzebie w szafce. - Czego szukasz? - mruknąłem zaciekawiony.
- Tekstów, które obiecałem ci pokazać. - wymruczał skupiony, a po chwili w moich dłoniach znalazł się zeszyt.
- Naprawdę mogę przejrzeć? - spojrzałem mu zdziwiony w oczy.
- Tak. - wyszczerzył się, siadając mi na kolanach i chowając buzię w mojej szyi, gdy zająłem się czytaniem.
Trzeba było przyznać, że potrafił pisać naprawdę piękne piosenki. Tematy były różne, ale zawsze przekaz był głęboki i ważny, co sprawiało, że mimowolnie unosiłem kąciki ust. Nie wiedziałem, że mój chłopak był tak utalentowany, a tu proszę bardzo. Nie mogłem przestać czytać.
- Co myślisz? - spytał, widząc, że sprawdzam już chyba dziesiątą piosenkę.
- Są genialne i powinieneś je nagrać, a potem wrzucić do internetu. Czy ty wiesz jaki byłbyś sławny? Te teksty są piękne, a w połączeniu z twoim głosem... O rety. - westchnąłem zachwycony i poprawiłem go na moich kolanach.
- Za bardzo się wstydzę samemu to wszystko robić. Będzie łatwiej, jak już będziemy jako zespół razem je śpiewać. - wymruczał zawstydzony, gdy jego policzki pokrywał rumieniec.
- Wstydzioch. - szepnąłem z szerokim uśmiechem i patrzyłem na niego ze zmrużonymi oczami.
- Pogarszasz. - fuknął.
- Oj wybacz, naprawię to. - delikatnie cmoknąłem go w policzek, potem w skroń, nosek, brodę i czoło. - Już dobrze? - zaśmiałem się łagodnie.
- Nie, zapomniałeś o najważniejszym miejscu! - prychnął urażony.
- Nie zapomniałem. Najlepsze zostawiam na koniec. -- szepnąłem w jego usta, które zacząłem czule całować.
- Mhm. - mruknął niewyraźnie, a po chwili miział mnie po karku opuszkami palców, na co dostawałem gęsiej skórki.
Przestało mi zawadzać to, że nasz dotyk i pocałunki nie były już takie, jak wcześniej. Chyba zaczynałem się przyzwyczajać i pogodziłem się z faktem, że nasza relacja nie zawsze będzie taka niewinna. Chociaż jedno nie wykluczało do końca drugiego, prawda?
Powoli sunąłem dłońmi od jego policzków w dół, przez szyję, aż do ud, które delikatnie gładziłem, starając się monitorować zachowanie Sunga. Oczywiście z zamkniętymi oczami było trudniej, ale czułem pod palcami, jak delikatnie drga i spina się, a jego oddech przyspieszył nieco.
Reakcje młodszego były naprawdę urocze, aż miałem ochotę pójść krok dalej, by się nimi cieszyć.
Starałem się, mimo wszystko, panować nad sobą, by nie przekroczyć cienkiej granicy. Ostatecznie za niedługo powinna wrócić jego mama, więc nie mogłem przesadzić. Nie chciałem, żeby miała o mnie złe zdanie, a Sungie i tak był już w dużym nieładzie.
Gdy odsunąłem się od niego, młodszy jęknął niezadowolony i spojrzał na mnie spod byka, na co zaśmiałem się lekko. On naprawdę cały czas był uroczy, nieważne co robił albo mówił.
- Czemu przerwałeś? - burknął oburzony.
- Bo nie chcę, żeby puściły mi hamulce słoneczko. - uśmiechnąłem się i dałem mu całusa w nosek.
- Dziwny jesteś. - pokręcił głową, siadając wygodniej i wtulając się we mnie.
- Teraz zauważyłeś? - prychnąłem i zająłem się składaniem czułych buziaków na jego twarzy, gdy on pomrukiwał zadowolony.
- Nie, ale ciągnie swój do swego. - zachichotał, a ja wtuliłem go w siebie bardziej, żeby z nim leniuchować i miziać się.
Dłuższy czas leżeliśmy po prostu i całowaliśmy się, nic się nie działo. Było tak cicho, ciepło, wygodnie i po prostu komfortowo, że aż zaczęły mi się przymykać oczy. Czułem się idealnie, jak zawsze, gdy młodszy się we mnie wtulał.
- Podobam ci się? - zamruczał nagle.
- Oczywiście, że tak. Czemu pytasz? - uniosłem brew.
- Ale... Podobam ci się w ten sposób? - wydukał nieśmiało, na co usiadłem z nim, żeby mu spojrzeć w oczy.
Czy on mnie właśnie zapytał czy mnie pociąga?
- Gdyby było inaczej nie bylibyśmy tak blisko, ty nie miałbyś malinek na szyi, a ja nie miałbym zawału za każdym razem, gdy siedzisz mi na kolanach. -uniosłem lekko kącik ust, patrząc mu rozbawiony w oczy.
- Masz zawał, gdy siedzę ci na kolanach? -pisnął zdziwiony i rozchylił bardziej oczy.
Nawet podczas takiej rozmowy musisz być taki uroczy, eh...
- No, gdy siedzisz tak blisko, jak przed chwilą to troszkę. - wymamrotałem niepewnie, bo nie wiedziałem czy to do końca dobrze, ale moje wątpliwości rozwiał Sungie. - Co ty robisz? -mruknąłem zdziwiony.
- Nic, po prostu jestem blisko. - wyszczerzył się i poprawił się nieco na moich udach, by położyć się na mnie.
- Co ja się z tobą mam... Uroczy jesteś. - westchnąłem, oglądając jego rumieńce z uśmiechem.
- Mogę też być inny. - zamruczał, ale wtedy usłyszeliśmy dźwięk zamykanych drzwi wejściowych.
- Wróciłam! - do naszych uszu dotarł krzyk mamy Hana, na który posłałem mu pobłażliwy uśmiech i po prostu go tuliłem dalej, gładząc plecy chłopaka.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top