- 𝟝𝟜 -
Niechętnie oderwałem się od ust Jisunga, by móc złapać oddech i przyjrzeć się jego zarumienionej twarzy. Nie pamiętałem momentu, gdy przenieśliśmy się do jego pokoju ani kiedy się rozłożyliśmy na łóżku młodszego, ale nie narzekałem.
Nie mogłem oderwać od niego wzroku, przez to, jak rozbrajająco wyglądał. Teraz po serii pocałunków jego usta były lekko spuchnięte i czerwone, klatka piersiowa unosiła się nierównomiernie. Jego wzrok był lekko zamglony i rozbiegany.
Widziałem, że nie mógł skupić spojrzenia w jednym miejscu na dłużej niż kilka sekund.
- Wyglądasz rozkosznie, Sungie. - uśmiechnąłem się, gładząc jego gorący policzek.
- Chyba, jak pomidor. - burknął niezadowolony i zrobił podkówkę z ust.
- Mówiłem ci już, że uroczo ci z rumieńcami, pomidorku. - wywróciłem oczami rozbawiony.
- Wredny. - fuknął i zrzucił mnie z siebie, by sobie usiąść i poprawić zarówno włosy, jak i ciuchy.
- Ale przynajmniej twój. - zaśmiałem się w odpowiedzi.
Nie mieliśmy za bardzo co robić, więc postanowiliśmy urządzić sobie kolejny maraton filmowy tym razem z komediami i bajkami, a nawet trafiły się jakieś musicale. Akurat z Jisungiem mogłem oglądać wszystko, więc ze śmiechem nuciłem pod nosem znane mi piosenki.
Nie zwracaliśmy uwagi na to, jak szybko mijał czas, podczas naszego seansu. Nie spoglądaliśmy na zegarek i nie słyszeliśmy też, że jego rodzice wrócili do domu zmęczeni po pracy, więc nieco zdziwiliśmy się, gdy do pokoju z uśmiechem zajrzała pani Han.
- Nie siedźcie długo, dobrze? - powiedziała łagodnie, a chwilę potem znowu jej nie było.
Może nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że Sungie był wygodnie rozłożony na moich kolanach, a ja mocno go w siebie wtulałem i opierałem brodę na jego ramieniu.
- Jak myślisz, co pomyślała? - spytał nagle.
- Że uroczo wyglądamy razem. - odparłem dumnie bez wahania.
- Ależ ty skromny. - westchnął rozbawiony i pokręcił głową.
- Jestem po prostu szczery. - zaśmiałem się radośnie i dałem mu buziaka w policzek.
Skończyło się na tym, że kolejny raz nocowałem u niego, bo oglądać skończyliśmy o trzeciej nad ranem. Nikomu to nie przeszkadzało, więc bez marudzenie ułożyliśmy się wygodnie w łóżku, by wreszcie odpocząć.
- Czasami czuję się jakbyśmy mieszkali razem... Bardzo miłe uczucie. - wyszeptał w moją koszulkę, a ja powoli bawiłem się jego włosami z uśmiechem.
- Czuję dokładnie to samo, ale niedługo to nie będzie tylko uczucie. - mruknąłem i cmoknąłem go w czubek głowy. - Śpij, Sungie. - ziewnąłem.
- Dobranoc, Minho. - zachichotał, a chwilę potem spał z rozchylonymi wargami, z który ulatywały ciche mruknięcia.
Byłem z nim szczęśliwy, jak nigdy wcześniej i nie chciałem tego ukrywać. Dzięki niemu uśmiechałem się codziennie, jak głupek i miałem dobry humor, mimo problemów w domu. Stałem się nawet nieco łagodniejszy, chyba że ktoś chciał go skrzywdzić lub go obrażał.
- Sporo zmieniłeś. - szepnąłem rozbawiony, by przymknąć oczy z uśmiechem i zasnąć.
Nie ukrywałem, że Sungie był dla mnie najważniejszy i pokazywałem to wszystkim na każdym kroku, przy okazji jasno pokazując, że jest mój i tylko mój. Nie zniósłbym utraty mojej wiewiórki.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top