- 𝟝𝟙 -

Pov. Felix

Przeciągnąłem się na łóżku i przetarłem oczy po kilku godzinach wspólnego grania z Changbinem. Naprawdę dobrze się dogadywaliśmy, a wspólne rozgrywki tylko nas zbliżały do siebie.

Za każdy razem, gdy nasze spojrzenia się spotykały, czułem, że moja twarz płonie żywym ogniem. Nie wiedziałem czemu aż tak bardzo reagowałem na takie rzeczy, ale odkąd chodziliśmy na randki tak się działo.

Hyung mi się bardzo podobał, ale starałem się zachowywać normalnie, jak przy przyjaciołach. Może nie zawsze mi to wychodziło, jednak dawałem z siebie wszystko, żeby się nie wygłupić przed nim.

- Hyung. - ziewnąłem po chwili, spoglądając na niego nieśmiało i siadając wygodniej.

- Hm? Co jest Lixie? - uśmiechnął się, a ja poczułem, że wszystko się we mnie przewraca.

Nie przyzwyczaiłem się jeszcze do takich zdrobnień, a jego uśmiech zawsze sprawiał, że paliłem się ze wstydu, jak głupi. Nie potrafiłem nad tym zapanować w jego obecności, a on widocznie miał frajdę, obserwując moje zmieszanie.

- Kończymy już? - mruknąłem niepewnie i opuściłem wzrok speszony.

- Jasne! Chciałbyś coś innego porobić? Może chcesz spać? Albo jeść? Mam jakieś przekąski jeszcze. -od razu zaatakował mnie serią pytań, przez co jeszcze bardziej się zawstydziłem.

- Jest w porządku, możemy po prostu posiedzieć, chyba że jesteś zmęczony. - wzruszyłem ramionami.

- Okay, niech ci będzie. - zaśmiał się, a ja chwilę potem poczułem, jak materac ugina się pod jego ciężarem. - Wiesz, że uroczo wyglądasz z rumieńcami? Pasują ci. - nie spodziewałem się, że jest aż tak blisko, więc podskoczyłem.

- Um... Dziękuję, hyung. - wydukałem zawstydzony, bawiąc się skrawkiem kołdry.

- Czemu się mnie aż tak wstydzisz, hm? - wcale nie chciałem odpowiadać na to pytanie.

- Doskonale wiesz czemu... - fuknąłem w odpowiedzi.

- Aż tak ci się podobam? - zaśmiał się łagodnie, na co poczułem falę zażenowania swoją osobą.

- Czemu pytasz, skoro wiesz? - żachnąłem się, odwracając głowę w drugą stronę.

- Bo chcę to usłyszeć od ciebie, Felix. - westchnął rozbawiony i złapał mnie za podbródek, bym spojrzał mu w oczy. - No powiedz to, skoro i tak wiem. - zachęcił mnie, a ja nie mogłem oderwać wzroku od jego oczu.

- Chcesz się ze mnie pośmiać, tak? - wyjąkałem, próbując się wyrwać.

- W żadnym wypadku. Jak mogłeś tak pomyśleć! - odparł oburzony i ściągnął brwi.

- Bardzo mi się podobasz, hyung. - wypaliłem na jednym wydechu, po czym zacisnąłem oczy, robiąc się jeszcze bardziej czerwony.

Przez chwilę w pokoju panowała idealna cisza, przez co zacząłem się denerwować.

Dlaczego nic nie mówił? Nawet się nie ruszył! Czy on w ogóle oddychał?

Uchyliłem powieki niepewnie i spojrzałem na starszego, który patrzył na mnie z łagodnym uśmiechem. Był tak piękny, że aż zamarłem. Nigdy nie widziałem, żeby uśmiechał się w taki sposób, więc moje serce chciało wręcz wyskoczyć z mojej klatki piersiowej.

- I co? Zawalił się świat? - szepnął rozbawiony, ale ja jedynie skupiałem się na tym, jak blisko siebie byliśmy. - Felix, żyjesz? - parsknął po chwili.

- Żyję... - wykrztusiłem z trudem, patrząc na niego ogromnymi oczami.

- To dobrze, bo ty mi też się bardzo podobasz. -powiedział, a moje serce się zatrzymało.

Czy ja się przesłyszałem? Podobałem się Changbinowi?

Kompletnie mnie zatkało i wpatrywałem się w niego z rozchylonymi ustami. Musiałem wyglądać komicznie, ale przejmowałem się jedynie wyznaniem starszego, który obserwował mnie rozbawiony.

- Naprawdę? - zawołałem po chwili, gdy się ogarnąłem.

- Naprawdę. - potwierdził i pogładził mój rozgrzany policzek. - A skoro ja też ci się podobam, to mam nadzieję, że się nie pogniewasz... - uśmiechnął się.

Nie wiedziałem o co mu chodziło aż do chwili, gdy poczułem, że składa delikatnego buziaka na moich wargach, na co kompletnie odleciałem. Miałem wrażenie, że wręcz zaczynam się unosić i ledwo powstrzymywałem głośny krzyk szczęścia. Nie wierzyłem, że naprawdę mnie pocałował.

- Hyung... - szepnąłem i krótki moment patrzyliśmy sobie po prostu w oczy.

- Mogę jeszcze raz? - spytał niespodziewanie, mimo że obaj znaliśmy moją odpowiedź.

- Nie musisz nawet pytać. - słowa same opuszczały moje usta, zanim mogłem się w ogóle nad nimi zastanowić.

Chwilę później poczułem jego dłonie, które objęły mnie w pasie, a następnie jego wargi zaatakowały delikatnie te moje, całując je nad wyraz czule. Nie spodziewałem się tego po nim, ale cholernie mi się spodobało, więc zawiesiłem ręce na jego szyi, by oddać pocałunek.

Mamo, popłaczę się...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top