I
Dawno, dawno temu, żył sobie pewien książę. Mieszkał w cudownym zamku, gdzie każda komnata była piękniejsza od poprzedniej. Był mądry i dobry, utalentowany i oczytany. Jego rodzice ściągali dla niego nauczycieli z całego kraju i zza granicy, aby wiedział jak najwięcej o tym, jak zarządzać królestwem oraz jak dążyć do ogólnego dobra poddanych.
Dzięki licznym zaletom oraz nieskazitelnemu wyglądowi księcia do zamku zjeżdżały się tysiące panien z bogatych i biednych rodzin chcących zachwycić go swoimi wdziękami. On jednak nie zaszczycił swoją uwagą żadnej z nich, albowiem marzył o tym, żeby kiedyś znaleźć dziewczynę równie piękną co mądrą.
Pewnego dnia książę zmęczony ciągłym przyjmowaniem nachalnych niewiast, udał się do wróżki mieszkającej w zagajniku po zachodniej stronie lasu otaczającego zamek. Prosił ją o pomoc, gdyż nie wierzył by poradził sobie z tym bez magii. Wróżka, smukła istotka, nie większa niż krzak truskawek, odpowiedziała mu „Ależ wyglądasz i zachowujesz się jak książę. W jaki sposób mam sprawić, aby nikt tego nie zauważył, wasza wysokość?" Nie znał on odpowiedzi na to pytanie, dlatego też wrócił do zamku i starał się o tym więcej nie myśleć.
Wtedy wybuchła wojna, a król wyruszył w bój jako dowódca. Książę pomagał matce rządzić w tym czasie królestwem, gromadząc wiedzę na własnych doświadczeniach. Kilka miesięcy później przyjechał posłaniec z wieścią o śmierci jego ojca. Załamał się i siedział zamknięty całymi dniami w swojej komnacie, czytając lub komponując, albowiem posiadał niewiarygodne wyczucie i słuch muzyczny. Nie wpuszczał nikogo. W końcu, kiedy się opamiętał i postanowił wyjść, dowiedział się, iż jego matka zmarła z rozpaczy. Książę poczuł wielką pustkę w miejscu, gdzie kiedyś było jego serce. Kochał ją najbardziej na świecie, a teraz miał jej już nigdy nie zobaczyć. Nie wiedział co robić. Ponadto, miał odziedziczyć tron po zmarłych rodzicach. Zostały mu jeszcze tylko cztery lata do ukończenia nauk, a zatem i oficjalnej koronacji oraz przejęcia władzy. Czym prędzej udał się do wróżki.
„Musisz mi pomóc. Tym razem naprawdę." Wróżka tylko się uśmiechnęła. „Mogę sprawić, że stanie się tak, jak chcesz, ale czy jesteś w stanie dla tego poświęcić swoje dotychczasowe życie?" Książę był zdziwiony. W jaki sposób można poświęcić swoje życie? Istotka pośpieszyła z odpowiedzią. Chodziło o porzucenie dworskiego życia, na co on nie miał zamiaru się zgadzać. Na szczęście jakiś czas później znaleźli rozwiązanie. Wróżka nałożyła na księcia czar, dzięki któremu zniknęła jego nieskazitelna cera i smukła sylwetka. Wyrosły mu spiczaste uszy, na końcach długich palców wyrosły pazury, a całe jego ciało porosło futro. Wyglądał odrażająco. Gdyby teraz zobaczyły go panny czekające pod jego komnatą aż wyjdzie, uciekłyby w panice do swoich posiadłości. Dodatkowo, wróżka zaczarowała zamek tak, aby nikt nie był w stanie go znaleźć. Ani na mapie, ani we własnych wspomnieniach. Czar miał zniknąć dopiero, gdy znajdzie się ta jedyna, która będzie godna jego miłości. Książę z początku był zachwycony, jednak potem zaczął sobie uświadamiać, jak trudno będzie mu znaleźć odpowiednią pannę, skoro nikt nie przyjdzie do niego na salony, a nawet jeśli, to od razu ucieknie zrażony jego wyglądem. Dlatego prawie tak szybko jak wyszedł z chatki wróżki, tak szybko do niej wrócił i prosił o odwrócenie czaru. W tym samym czasie siedem osób ze służby zaczęło go szukać. Byli to dobrzy ludzie, którzy szczerze lubili księcia i zmartwili się jego długą nieobecnością.
W momencie kiedy ci ludzie znaleźli się kilka kroków od chatki, wróżka spróbowała odwrócić czar. Niestety jej nie wyszło, a zaklęcie odbiło się od księcia i uderzyło w osoby w najbliższym otoczeniu. Sama wróżka się obroniła, jednak inni nie mieli tyle szczęścia. Zostali zaklęci w przedmiotach.
Książę, który stracił resztki nadziei, postanowił wrócić do zamku i tam rozpaczać po kres swoich dni, jednak mała, ale za to niezwykle mądra istotka, wpadła na pomysł. Pokazała mu garstkę nasionek. „To nasiona magicznego kwiatu. Jego płatki będą długie i smukłe, jak niegdyś twoje palce muzyka, będą białe, jak niegdyś twoja skóra, a ich pył będzie ulotny jak melodie które wygrywasz co dzień. Rozpylę je nad całym królestwem. Kiedy kwiat, który z nich wyrośnie, znajdzie dziewczyna godna ciebie, jego pył doprowadzi ją do twojego zamku." To mówiąc wróżka dmuchnęła mocno, a drobinki rozleciały się na wszystkie strony świata. Książę, w którym odżyła nadzieja, uradowany wrócił ze swoją służbą do zamku i czekał aż jego wymarzona panna wreszcie tam zawita. Jednak czas mijał, a w zamku nikt się nie pojawiał.
Mieszkańcy zamku dalej czekają na dziewczynę, która zdejmie czar, powoli popadając w zapomnienie i tracąc nadzieję, z każdym dniem coraz bardziej.
Eliza zamknęła książkę i spojrzała na dziewczynkę, która siedziała obok i plotąc wianki z białych kwiatów wsłuchiwała się w słowa ulubionej baśni. Jej jasne włosy powiewały, a brzegi zielonej sukienki lekko falowały na łagodnym, wiosennym wietrze.
- Myślisz, że znajdę kiedyś takiego księcia? – dziecko uśmiechnęło się do niej.
- Oczywiście, Feli. Na każdą dziewczynę czeka gdzieś przystojny książę. Wystarczy tylko go poszukać.
- Ty już nie musisz, gdyż stoję za tobą, Elizo. – usłyszały głos, którego właściciel chwilę później się zaśmiał. Ona tylko wywróciła oczami. Nawet się do niego nie odwróciła.
- Ile razy mam ci tłumaczyć Gilbercie, że nie mam zamiaru-
- Nie musisz już nic mówić, wszystko ustaliłem za ciebie. - przerwał jej - W przyszłym tygodniu przyjdzie do ciebie krawiec na przymiarkę sukni. Tylko nie zapomnij proszę, trzeci raz już go nie sprowadzę z Paryża. – zignorowała treść jego wypowiedzi, ale wstała i spojrzała na niego z wyższością, pomimo faktu, iż była o wiele niższa.
- Nie przyjęłam twoich oświadczyn, dlaczego jeszcze robisz sobie nadzieję? – białowłosy mężczyzna uśmiechnął się do niej szeroko.
- Twój ojciec dawno wyraził zgodę, nie mówił ci? Pomaga mi nawet przy organizowaniu balu z okazji naszych zaślubin. – kiedy znowu się zaśmiał, Eliza straciła panowanie nad sobą. Miała dość tego zadufanego w sobie oficera. Nachodzi ją i zmusza do małżeństwa, szczyt wszystkiego! Gilbert dostał w twarz, a dziewczyna wzięła Felicitę za rękę i odeszła szybkim krokiem od niego.
Weszły do biblioteki. Feli pobiegła do regału z książkami dla dzieci, które bibliotekarz wyszukiwał i układał tam specjalnie dla niej. Eliza rozejrzała się. O dziwo, Antonia, znaczy właściciela biblioteki, nigdzie widać nie było. „Pewnie jest z Lovino" pomyślała, a chwilę potem rzeczywiście zauważyła tę dwójkę. Byli schowani za regałami. Włoch siedział na stole „zaczytując" się w znanym jej dramacie „Romeo i Julia", naprawdę jednak przyglądając się z pewnego rodzaju zaciekawieniem, jak Antonio układał kolejne książki na półkach. Uśmiechnęła się pod nosem. „A Feli mówiła, że jej brat nie lubi czytać..." „Chociaż... Właściwie miała rację". Z rozmyślań wyrwał ją głos dziewczynki.
- Weźmy tę. – Eliza objęła wzrokiem okładkę. Znała ten tytuł.
- Przecież tę bierzemy zawsze. – zaśmiała się – Nie chcesz innej?
- Nie. Ta jest najlepsza.
- No dobrze. Jest najlepsza. – westchnęła – Tylko tym razem to ty będziesz czytać, co?
***
Eliza zostawiła małą z bratem, a sama wróciła do swojego małego domku przy samej granicy miasteczka. Weszła do środka i jak zawsze zastała ojca w jego pokoju.
- Dlaczego się zgodziłeś? Przecież dobrze wiesz, że- uciszył ją ruchem ręki.
- Oficer Beilschmidt nie jest taki straszny jak mówisz, z czasem na pewno go polubisz. Poza tym, powinnaś zdawać sobie sprawę z tego, że jako młoda kobieta musisz poświęcać się dla dobra rodziny.
- Jakiej rodziny?! Dla ciebie? A co ty z tego będziesz miał? Pieniądze?!
- Nie podnoś na mnie głosu. – odpowiedział spokojnie, ale widać było, iż jest wytrącony z równowagi – I nie muszę się tobie tłumaczyć z moich decyzji. Masz to zrobić, bo ci każę.
- I tak tego nie zrobię! Nie zmusisz mnie. – poirytowana wybiegła z pokoju trzaskając drzwiami.
***
Siedziała pod wielkim drzewem na środku łąki i myślała nad wyjściem z sytuacji. Z jej ojcem nie dało się negocjować, to na pewno. Jeszcze od czasu tamtego pożaru... Wtedy stał się jeszcze bardziej oziębły i stanowczy w stosunku do niej. Także o jakimkolwiek kompromisie nie było mowy. A Gilbert... Do niego nic nie dociera. Nie chciała przez nich stracić szansy na prawdziwą miłość. Zawsze marzyła o tym, żeby kiedyś się w kimś zakochać, żeby przeżyć coś, co spotyka się tylko na kartach książek, które tak zawzięcie czytała.
Rozejrzała się. Właśnie zaczynał się okres, kiedy kwitnęły kwiaty. Siedziała na prawdziwym kwiecistym dywanie. Taka piękna sceneria... Zupełnie jak z jakiejś książki... Baśni, o książętach i księżniczkach, o wróżkach, mówiących zwierzętach, o smokach i zamkach, o wystawnych balach i podniebnych podróżach. O prawdziwej miłości, wielkim poświęceniu, o długim i szczęśliwym życiu. O wszystkim, o czym Eliza mogła tylko marzyć.
Oczywiście, chciała spotkać księcia, włożyć piękną suknię i tańczyć do północy, chciała by przystojny rycerz w lśniącej zbroi uratował ją z opałów, chciała choć raz poczuć się wyjątkowa. Wiedziała jednak, że takie rzeczy zdarzają się tylko w bajkach. Może więc ślub z Gilbertem nie był taką złą opcją? W końcu i tak nie mogła liczyć na nic lepszego... A może?
~~~~
Tak więc zaczynam nową książkę.
Jeśli ktoś zauważy jakiś błąd, proszę oczywiście krzyczeć~
Nie mogę się doczekać reakcji na to opowiadanie, pokładam w nim wielkie nadzieje ^^
Dziękuję za całe wsparcie, które od was otrzymuję~ ^^
Wesołej rocznicy!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top