3. Emocjonujący wypad na miasto.

Cześć ludziska ! Myślicie co tam u mnie ? Jasne, że tak. W końcu jestem waszym ulubionym pająkiem z sąsiedztwa. Chociaż właściwie to w tej chwili nim nie jestem. Teraz jestem zwyczajnym Peterem Parkerem i idę z kumplami na lody. No co ? To bohater nie może już sobie zwyczajnie wyskoczyć na miasto ? A kto mu niby zabroni ?

W tej chwili idę z Milsem, Fleshem i nawet Amadeus z nami poszedł. Chociaż bardziej pasowałoby do tego określenie wyciągneliśmy go siłą. Wymawiał się, że ma jeszcze do dopracowania jakiś projekt i ogólnie jeszcze 500 innych rzeczy no, ale w końcu musiał nam ulec. Niestety z Benem już nam się tak nie udało. A próbowaliśmy dzielnie. 

No, ale i tak zapowiada się miły dzień. 

Nagle ktoś chaniebnie wyrwał mnie z rozmyślania. 

-No to Pet ? Jaki wybierasz ?- pytał mnie Miles. Jak się domyślam chyba nie pierwszy raz.

-Że co ja chce ?

Miles tylko strzelił "faceplama", Cho patrzył na mnie z niemym pytaniem "Serio Pet ?". Jedynie Flesh był na tyle miły żeby mi wyjaśnić.

-Chyba się trochę zawiesiłeś ziomuś. Miles pyta cię o lody. Już 2 raz.

-Właściwie to 3.

Ahh Amadeus, nie zawsze musisz być taki dokładny.

-Truskawkowy i czekoladowy.

Po chwili zapłaciliśmy panu sprzewawcy i odeszliśmy, każdy ze swoim lodem. Szliśmy tak i gadaliśmy o różnych sprawach. Wspominaliśmy stare czasy i opowiadziałem Milesowi trochę o tym, jak dogadywałem się z Amadeusem i Fleshem w liceum.

-To było świetne.

-Nie wiem co świetnego było w siedzeniu w szafce.- wtrącił Amadeus.

-Bo to była naprawdę świetna szafka. Peterowi już zaczynało być tam wygodnie, a wtedy bum i musiał zmieniać szkołę. Życie bywa okrutne.- żartował sobie Miles.

-Bardzo zabawne.- dla Flesha chyba to nie był wygodny temat. 

W sumie to mu się nie dziwię. W końcu zamykał w szafce gościa, który potem okazał się jegi idolem, ale to były dawne czasy. Pewnie, że nie będę mu teraz tego wypominał. Ważne, że wszystko dobrze się skończyło. Dobra, czas chyba odwrócić to w drugą stronę.

-Albo pamiętacie tamten konkurs. Rywalizowałem z Amadeusem w finale. Wtedy to się działo. Ale wygrałem.- uśmiechnąłem się tryumfalnie.

-Raz ci się udało.

Oho. Chyba uderzyłem w jego słaby punkt.

-Serio ? Niemożliwe.

Dzięki Miles. Dobrze wiedzieć, że pokładasz taką wiarę w moje umiejętności. Jeszcze kiedyś do tego wrócimy.

-No dzięki.- udałem obrażonego.

-No to było ciekawe. Potem gniewał się na ciebie przez dobry tydzień.

-Jak dla mnie to chyba trochę dłużej. No Amadeus jak to było ?- spojrzałem na niego pytająco.

Już miał coś powiedzieć, gdy nagle coś nam przerwało. Szkoda, bo byłem ciekawy co odpowie. No trudno. Nagle dał się słyszeć głośny krzyk.

-Uwaga ! Wszyscy odsunąć się !

Ciekawe co się stało ? Niestety dalej nie usłyszałem, bo ludzie zaczęli w panice krzyczeć i uciekać. Ważna zasada bohatera to "kieruj się w stronę przeciwną niż uciekający tłum. Wtedy dowiesz się wszystkiego." Co do tego "wszystkiego" to nie jestem przekonany, ale nie ważne.

Nagle zobaczyłem co było powodem paniki. Sporych rozmiarów słoń szarżował w naszym kierunku. Co on tu robił ? I jak się tu znalazł ? A co najważniejsze, co teraz należy zrobić ?

Na pewno nie mogłem tak tego zostawić. Ale co pewne, przecież nie mogłem tak po prostu podejść do niego i użyć pajęczej siły. No to ładnie. Pustka w głowie.

-Któryś z was ma jakiś pomysł ?- spytałem dość poddenerwowany, bo kończył nam się czas. 

Nagle, zanim zdałem sobie sprawę z tego co się dzieje, Amadeus wyszedł spokojnie kilkanaście kroków w przód i zatrzymał się wprost wprzed szarżującym zwierzęciem. 

Czy on na głowę upadł ?! Przecież on przerobi go na miazgę. Już chciałem do niego podbiec i z tamtąd zabrać, ale wyciągnął w moją stronę dłoń, karząc tym samym się zatrzymać. Jednocześnie usłyszałem jego trochę poddenerwowany, ale w miarę spokojny głos.

-Nie ruszaj się Peter. W porządku.

Mam nadzieję, że wiesz co robisz Amadeus. 

Niechętnie, ale go posłuchałem. Jednak stałem skupiony i w każdej chwili gotowy do akcji. Patrzyłem jak odległość między nimi się zmniejsza. Dwadzieścia metrów. Piętnaście. Dziesięć. Już tylko pięć. Amadeus wyglądał na spokojnego, ale przypuszczam, że musiał się powstrzymywać, żeby z tamtąd nie odskoczyć.

Kiedy już myślałem, że zderzenie jest nieuniknione zwierzę nagle zaczęło zwalniać, a kiedy dzielił ich już niespełna metr, zupełnie się zatrzymało. Jednak nadal wyglądało na bardzo niespokojne. Nagle usłyszeliśmy ściszony głos Cho.

-Miles podejdź do niego i go uspokuj.

-Może ja powinienem...- chciałem zaproponować, że go zastąpię, ale Amadeus stanowczo mi przerwał.

-Nie. To musi być Miles.

-Dlaczego ja ?

-Później ci wyjaśnię.

-Cześć panie słoniu.- Miles powoli podszedł do zwierzęcia i zaczął coś do niego mówić, a po chwili nawet go głaskał. O dziwo to zaczęło działać. Słoń wyglądał na coraz bardziej spokojniejszego.

Nagle za zza rogu wybiegło trzech ludzi i chciało podbiec do zwierzęcia, ale wtedy ono znów zaczęł być nerwowe. Wtedy jeden z nich podszedł na tyle blisko żebyśmy go usłyszęli.

-Bardzo dziękujemy wam za pomoc. Na prawdę nie wiem jak wam się to udało. Jednak nie chcemy denerwować Elli. Czy moglibyście nam pomóc jeszcze w jednej sprawie ?

-Chcecie żebyśmy zaprowadzili ją do przyczepy przewozowej.- bardziej powiedział niż spytał Amadeus.

Pracownicy pokiwali twierdząco, a Amadeus do nich podszedł.

-Czym ją tam zwabić ?

Jeden z nich podał mu jakiś owoc. Amadeus podszedł do słonia i pokazał mu przysmak. Kiedy zwierzę widocznie się zainteresowało wtedy Amadeus zaczął iść tyłem w stronę przyczepy, z której widocznie zwierzę musiało uciec.

Po chwili był już w środku. Zaś kilka minut później chłopaki wyszli z tamtąd. Pracownicy zamknęli przyczepę, podziękowali nam jeszcze raz i odjechali. Chwilkę jeszcze staliśmy w milczeniu, ale w końcu nie wytrzymaliśmy i zaczęliśmy się śmiać. Gdy w końcu przestaliśmy, Flesh zaczął rozmowę.

-To było superowe. A wiecie co było najlepsze ? Byliście na prawie każdym telebimie w mieście. I to nie jako bohaterowie.

-Serio ? Nawet nie zauważyłem.- przyznał Miles.

-A tak w ogóle, to jak to zrobiłeś ?

Zadałem pytanie, które pewnie nurtowało nas wszystkich.

-No właśnie. Miałeś przy sobie jakiś gadżet czy coś ?- dopytywał Miles.

-Nie.- odpowiedział krótko Amadeus.

-No to co ? Powiedz wreszcie.

-Po prostu wykorzystałem jego instynkt. Chociaż to zupełnie pozbawione logiki i nie umiem wytłumaczyć z czego to wynika, to gdzieś słyszałem, że ten podgatunek słonia, nigdy nie atakuje...dzieci. Jest to często wykorzystywane w jego naturalnych stronach czyli w Indiach.

-No to nieźle. Dlatego nie pozwoliłeś podejść tam mi ani Fleshowi.

-Dokładnie.

-Możemy to zaliczyć za emocjonujące wyjście na miasto.

Nagle usłyszeliśmy za sobą głos.

-Więc to tutaj się podzialiście.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top