7. Jak byłem młodszy to ciągle wpadałem w tarapaty...
- Jak byłem młodszy to ciągle wpadałem w tarapaty - zaczął - w swoim życiu popełniłem wiele błędów, zraniłem moich najbliższych - patrzył się na swoje dłonie zamiast na Harry'ego.
-Słucham? - zamknął książkę tak jak codziennie gdy Louis przychodził. Gdyby to był ktoś inny to na pewno by nie zostawił książki. Zbyłby się tej osoby i kontynuował czytanie książki.
-Nie trafiłem tutaj dlatego, że chciałem. Wiele się rzeczy przyczyniło do tego . Zraniłem matkę, ojca, siostry, znajomych a zwłaszcza siebie.
-Nadal Cię nie rozumiem, Louis. Po co mi to mówisz? - zmarszczył swoje czoło i obserwował zachowanie Louisa.
-Obiecałem, że Ci powiem to Ci mówię, Harry - w końcu na niego spojrzał - za łepka byłem bardzo energicznym dzieckiem. Ponoć wszyscy mnie lubili bo byłem klaunem klasowym. Żartowniś to było moje drugie imię. Gdy miałem piętnaście lat zrozumiałem, że czas dorosnąć. Czas się zmienić. Niestety zmieniłem się na gorsze niż na lepsze - po jego policzku spłynęła łza, Harry spojrzał na niego zmartwionym wzrokiem.
-J...jak nie ch...cesz to nie m...mów mi o tym, Lou. Nie zmuszam Cię - wyciągnął z kurtki chusteczkę, którą podał chłopakowi. Gdy Louis wytarł swoją łzę i położył ręce na kolanach to Harry opatulił je swoimi dając mu jakieś otuchy od siebie.
-Nie, Harry. Powiem, czuję, że jesteś osobą z którą mogę na ten temat porozmawiać szczerze - uśmiechnął się miło do niego - jak już się zmieniłem na te gorsze to dołączyłem do starszego, mniej przyjemnego towarzystwa. Moi przyjaciele Liam i Zayn próbowali mnie ratować ale nie słuchałem ich. Myślałem, że wiem co jest dla mnie dobre. Jak każde dziecko - zaśmiał się przez łzy - zacząłem palić, pić, wracać o późnej porze do domu. Zawaliłem naukę a uczyłem się naprawdę dobrze, dla mojej mamy. Moje oceny, one stały się tragiczne. Przez te wszystkie lata gimnazjum, liceum zmieniłem się okropnie. Wyzywałem, odpychałem wszystkich, którzy chcieli mi pomóc.
-Oh, to przykre - gładził kciukiem jego dłoń - przykro mi, Lou.
-Wyzywałem własną mamę, moje siostry, mojego ojca - przyznał i popatrzył Harry'emu w oczy - w liceum zacząłem brać narkotyki, mimo, że byłem głupi, naiwny to nie sprzedawałem tego świństwa dzieciakom, które były młodsze ode mnie. Miałem młodsze siostry, nie mogłem sobie tego wyobrazić lecz nigdy nie pomyślałem jak one muszą patrzeć na swojego pijanego, naćpanego brata, który wracał do domu i robił awantury matce i ojcu.
-I? I co dalej? Przecież masz dwadzieścia trzy lata, okres gimnazjum, liceum dawno się zakończył. Teraz dostałeś karę?
-Okazało się, że dzieciak, który dostał jakieś prochy od tego mojego niby kolegi - zaśmiał się przez łzy - prawie targnął się na życie. Leżał w śpiączce przez kilka lat. Złapali tego chłopaka i siedzi w więzieniu mnie i innych podał jako też sprzedaży narkotyków. Ja osobiście wykruszyłem się po tym po dwóch miesiącach. Sprzedawałem samym starszym facetom i to był koniec mojej dilerki lecz narkotyki nadal były w moim życiu. Nikogo nie zabiłem.
-To co robisz tutaj w bibliotece?
-Dostałem karę, miałem do wyboru albo pomoc przy chorych dzieciach albo praca w bibliotece. Wybrałem pracę w bibliotece, mimo tego co robiłem to nie mógłbym patrzeć na dzieciaki, które zrezygnowane leżały w szpitalnych łóżkach.
-A odwyk? Musiałeś przecież być na odwyku.
-I byłem. Przez dwa lata. Wypuszczali mnie na święta lub urodziny bliskich. Wiedzieli tylko o tym moi rodzice, siostry myślały, że jestem na wyjeździe.
-Chyba dobrze, że nie wiedziały.
-Tak, teraz staram się odkupić swoje winy. Przeprosiłem każdego po kolei. Rodzinę, przyjaciół. Niby powinienem czuć się dobrze z tym bo wszyscy mi wybaczyli i zobaczyli moją zmianę.
-To dobrze - uśmiechnął się do niego ciepło.
-Tak, Harry. To bardzo dobrze, bardzo jestem im za to wdzięczny ale chodzi mi o mamę, ona najbardziej ucierpiała i teraz w Wigilię jak z nią rozmawiałem to i tak wiem, że ją zawiodłem.
-Dlaczego tak myślisz, Louis?
-Myślę tak dlatego, że widzę jak na mnie patrzy, jak się do mnie odzywa. To nie jest tak jak kilka lat temu - mruknął - jest całkiem inaczej. I to mnie boli, rozumiesz? - zaczął płakać - zawiodłem ją, zawiodłem na pełnej linii. I nie potrafię tego dokręcić.
-Lou...- zobaczył jak starszy zaczyna płakać dlatego się przybliżył i przytulił się do niego - jesteś już dorosłym mężczyzną, zmieniłeś się. Już nie jesteś dziesięciolatkiem tylko dwudziestotrzyletnim mężczyzną. Twoja mama patrzy na to inaczej i ty na to patrzysz inaczej. Powiedz jej, że chcesz aby było między wami tak jak zawsze, tak jak przed tym wszystkim co zrobiłeś. Przynieś jej kwiaty, czekoladki. Od czasu do czasu zabierz swoje siostry gdzieś i daj jej czas z twoim ojcem. Uszczęśliw ją.
-Obiecałem jej kiedyś, że kupię dla niej dom, że będę jej pomagał jak będę dorosły na chwilę obecną sprawiłem jej tyle zawodu- ścisnął mocniej Harry'ego.
-To zrób to co jej obiecałeś - mruknął w jego włosy - weź rzeczy w swoje ręce. Nawet jak nie masz tych pieniędzy to uszczęśliw swoją rodzinę w inny sposób. Kupisz im jeszcze dom.
-Dziękuje, Harry - mruknął w zagłębienie szyi Loczka - bardzo Ci dziękuje.
Harry uśmiechnął się do niego i złożył krótki pocałunek w jego głowę - spokojnie, zawsze możesz do mnie przyjść i porozmawiać ze mną.
-Jeszcze raz dziękuje, jestem Ci dłużny - odczepił się od niego i ponowie się do niego uśmiechnął.
-Tak, Louis. Proszę przestań płakać, dobrze? - złapał jego twarz i wytarł mu rękawem od swojego swetra łzy - bardzo Cię o to proszę, nie lubię jak ktoś płaczę.
-Dobrze, Harry. Nie będę - znów się do niego przytulił i złożył pocałunek w jego włosach.
***
"Każdy popełnia błędy, ale najważniejsze to je dostrzec, spróbować naprawić i nigdy ich nie powtarzać"
♡♡
Dodane: 19.11.2017r. (20:10)
Miłego wieczoru!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top