Rozdział XIII
Tańczyliśmy coraz szybciej i szybciej, aż straciłam poczucie czasu, a nawet miejsca. Wszystko wokół wirowało i nie czułam już parkietu, jakbyśmy unosili się w powietrzu, choć odgłos kroków nadal odbijał się w głowie, cichym, acz wyraźnym echem. Twarz Dantego wciąż znajdowała się blisko mojej; oczy wpatrzone w moje, jego ramiona ciasno owinięte wokół mojej talii. 'Szybciej i jeszcze szybciej' — nuciłam w myślach, jak zaklęta, aż w pewnym momencie bezwolnie ugięłam kolana, puściłam ramiona elfa i bezwstydnie objęłam go za szyję...
— Patrz na mnie — powtórzył nagląco, mimo że i tak nie miałam innego wyjścia.
A potem pociemniało i nawet nie wiedziałam, jak, ale znalazłam się na łożu, a on tuż nade mną. Niepokojąca sytuacja; gorset sukni nagle stał się zbyt ciasny i niewygodny, byłam bardzo zgrzana i ledwo mogłam złapać oddech, a dodatkowo Dante zaczął mnie przyciskać do posłania...
— Wiesz, że jeszcze nigdy nie kosztowałem ludzkiej kobiety? — spytał poważnym głosem, od którego przeszła mnie fala dreszczu i poczułam się jak przekąska. — Gdybym był człowiekiem, z pewnością dawno bym to zrobił, bez zbędnych ceregieli, moja głupiutka Indygo.
'Babciu kochana, co to miało znaczyć?' — przelękłam się, gdy w końcu dotarł do mnie sens jego słów.
— C...co takiego? — wydusiłam, by się upewnić.
— Posiadłbym cię i nie baczył na pozwolenie. — Pochylił się jeszcze bardziej, przez co kruczoczarne włosy spłynęły wokół jego głowy i zrobiło się mroczniej, jakby zaszło słońce.
— Po... posiadł...? — usłyszałam swój piskliwy, zdziwiony ton głosu.
Nie do końca rozumiałam; w głowie miałam zbyt duży mętlik, ale czułam się tak dobrze, że nie dbałam już o to, co miało sens, a co nie, czy było jasno, czy ciemno. 'Cokolwiek się stanie, najważniejsze, że był tu ze mną Dante, a nie Sinthel — pomyślałam z ulgą.
— Tak, dobrze słyszałaś — kontynuował tym samym tonem, odsuwając się nieco ode mnie. — Zacząłbym od tej śmiesznej sukni...
Niespodziewanie jego ręka ześlizgnęła się po moim ramieniu, potem z powrotem, a następnie wzdłuż boku, aż w końcu zatrzymała się na wysokości uda. Niecierpliwie zgarnął szeleszczący materiał i jednym ruchem podciągnął suknię. W mojej głowie zaświtała nagląca myśl, żeby sprawdzić, co on tam wyprawia, ale jego oczy mi nie pozwoliły, przytrzymały mnie i myśl szybko zgasła. Chłodna dłoń badała skórę i powoli posuwała się w górę. Czułam lekko wbijające się paznokcie, a im była wyżej tym oczy Dantego ciemniały. Zaczęłam drżeć pod wpływem tego dziwnego dotyku, nie mogąc zrozumieć, co działo się z moim ciałem.
— Ale na szczęście jestem elfem, a ty tylko człowiekiem — szepnął nagle, wsuwając pode mnie drugie ramię. — Dlatego najpierw uwolnię twój oddech, zamiast cię go pozbawiać — dodał z nutką rozbawienia.
Po tych słowach nieoczekiwanie pociągnął za sznurowanie na przodzie sukni, wygięłam się, próbując ponownie nabrać powietrza i wówczas poczułam ulgę, a potem chłodny oddech Dantego na piersiach.
— Musisz też wiedzieć, że gdy posiądzie cię elf, już nigdy nie będziesz czuła się szczęśliwa z żadnym człowiekiem. Czy tego chcesz? — kontynuował, po czym ponownie zbliżył twarz do mojej i uśmiechnął się zagadkowo.
Czy tego chciałam? Dziwne, ale czułam, że była to tylko gra słów, które brzmiały niepokojąco, jakby podszyte jakimś podstępem, lecz obawa ta szybko zniknęła, gdy jego usta niespodziewanie zamknęły moje. Zamrugałam, trafiona kolejnym, przyjemnym doznaniem, do którego dołączył chłodny dotyk. 'Babciu kochana! Kręci mi się w głowie! Dante kłamał, zabierał mi oddech, dotykał i omal nie straciłam przytomności, gdy jego język rozchylił moje wargi, a potem wślizgnął się do środka...
— Da...nte...?! — usłyszałam odległe wołanie, ale nie byłam pewna, czy to nie był niemy krzyk w mojej głowie.
Nagle coś się zmieniło. Dante raptownie oderwał się od moich ust, cofnął rękę, a następnie zamarł. Po chwili powoli odwrócił głowę i spojrzał przez ramię w kierunku drzwi. Poczułam się tak, jakbym nagle obudziła się z jakiegoś snu. Spojrzałam na rozchylone brzegi sukni i momentalnie chwyciłam za nie, by się zasłonić. Ogarnął mnie wstyd, miałam ochotę krzyknąć z oburzenia i zapaść się pod ziemię. Szybko podciągnęłam się na łóżku, odsuwając od Dantego i oparłam się o wezgłowie.
— Dante... — usłyszałam ponownie, lecz tym razem tak wyraźnie, przez co spojrzałam w mrok, skąd dochodził głos.
— Co ty tu robisz? — zapytał, po czym przełożył nogi przez krawędź łóżka, podniósł się i ponownie stanął jak wryty, z ręką zawieszoną w powietrzu.
— Ja... jestem wolna, Dante — poinformował dziewczęcy, aczkolwiek zachrypnięty głos
Najpierw dostrzegłam wyłaniającą się z ciemności bladą twarz, a potem rozległo się dziwne chlupotanie i ujrzałam ociekającą wodą, niezwykle strojną suknię. Momentalnie w komnacie pojaśniało, jakby zajrzało tu słońce. Ciemne, splątane włosy dziewczyny, przyklejone były do jej czoła oraz sukni i również były mokre. Szła bardzo powoli, jakby dopiero uczyła się chodzić, zostawiając za sobą wilgotną smugę. Jej uroda była porażająca a szczególnie oczy, które błyszczały dziko, jak u przestraszonego zwierzęcia.
— Dzwoneczek? To niemożliwe... — wydusił Dante, cały pochłonięty jej osobą.
Więc to był Dzwoneczek, ale... skąd nagle się tu wzięła i dlaczego Sitnhel ją uwolnił? Patrzyłam, jak elf ostrożnie do niej podchodzi i z niedowierzaniem chwyta za wątłe ramiona.
— Chodźmy do mnie. Wszystko mi opowiesz — zaproponował, wyraźnie pobudzony ciekawością.
Dziwne, bo zupełnie nie poczułam się urażona, a wręcz mi ulżyło, że stąd wyjdą. Nie zwracali nawet na mnie uwagi, ale kiedy odwrócili się i zbliżyli do drzwi, spod rąbka zmoczonej sukni Dzwoneczka wychylił się nagle czarny pyszczek, a za nim uszy... i...
Dante nie mógł go zauważyć, gdyż królik czmychnął w moją stronę, pod łóżko, tuż przed tym, jak zamknęły się za nimi drzwi. Z obawą obserwowałam zwierzaka, nie wiedząc, czego się spodziewać. Wyglądał identycznie, jak ten, którego ujrzałam w odbiciu lustra. Zresztą wszystkie, które dotąd widziałam, były czarne i podobne do siebie. Kiedy przystanął i uniósł się, stając na tylnych łapach, zauważyłam, że obwąchuje otoczenie i bacznie mi się przygląda. Podciągnęłam kolana i szybko zaczęłam poprawiać sznurowanie na piersiach. Nawet przy nim czułam skrępowanie, choć był tylko królikiem. Musiałam na moment stracić go z oczu, bo niespodziewanie poczułam lekkie napięcie atłasowej narzuty i puszysta, czarna kulka, wskoczyła na łóżko. Początkowo przelękłam się i chciałam go przepędzić, ale jego dziwne zachowanie sprawiło, że zaraz się rozluźniłam i przyjrzałam mu uważniej. Powoli kiwał głową z góry na dół, jak to miały w zwyczaju króliki, po czym położył uszy płasko na głowie i brzegiem łóżka zaczął do mnie kicać. Wydawał się taki miękki i miły, od razu chciałam wziąć go na ręce. Nigdy wcześniej nie udało mi się żadnego złapać, choć często kręciły się po polach i obserwowały z ukrycia naszą pracę.
— Chodź do mnie — powiedziałam zachęcająco, wyciągając ręce, kiedy ponownie się zatrzymał i wbił we mnie ciemne, błyszczące jak klejnoty oczy.
— Wyprowadzę cię stąd — odezwał się niespodziewanie.
Miałam wrażenie, że się przesłyszałam albo było to tylko echo Dantego i jego gościa, które dochodziło gdzieś z korytarza.
— K...kim jesteś? — spytałam i szybko schowałam ręce, nie spuszczając go z oka.
Ruszył do przodu, a potem zatrzymał się tak blisko, że teraz mogłabym go dotknąć. Następnie wysunął przed siebie przednie łapki i wyciągnął się obok mnie na całej długości.
— Och, Indygo, moja słodka, zdążyłem w samą porę, najmilsza.
Wytrzeszczyłam ze zdziwienia oczy, zupełnie nie rozumiejąc, dlaczego tak się do mnie zwracał i jakim cudem w ogóle go słyszałam. Nikt jeszcze tak do mnie nie mówił i naprawdę byłam wzruszona. Nie wyczułam w tym żadnego podstępu, więc ponownie wyciągnęłam rękę i ostrożnie dotknęłam jego głowy. Pochylił ją jeszcze bardziej i położył na posłaniu. Był taki miękki a jego uszy tak delikatne, że chyba w życiu nie dotykałam niczego milszego.
— Słabnę moja miła i nie wiem, jak długo jeszcze zdołam odeprzeć jego Magię. Pośpiesz się, musimy uciekać!
https://youtu.be/BU3PeaZZ_tg
Nie wiedziałam, kogo miał na myśli, ale gdy przymknął oczy, wówczas zauważyłam, jak pierścionek na moim palcu delikatnie emanuje poświatą. W tym momencie jego słowa trafiły mnie jak strzała. Zerwałam się, niczym z koszmaru i prędko zeskoczyłam z łóżka. Królik zrobił to samo. Dosłownie w biegu zasznurowałam do końca suknię i dopadłam do drzwi.
— Schodami w dół, a potem w lewo.
Nacisnęłam klamkę i puściłam go przodem. Nogi plątały się, jakbym była w gorączce, lecz potrzeba wydostania się stąd była silniejsza; nie dbałam o to, że w każdej chwili mogę się przewrócić i narobić hałasu. Czarna kulka kicała przede mną, a ja podążałam w ślad za nią. Gdy znaleźliśmy się w dole schodów, nagle królik się zatrzymał.
— Kolejne drzwi. Otwórz je, a potem znowu schodami w dół.
'Znowu schody? Babciu kochana, czy to jakaś zaczarowana forteca?' — zaniepokoiłam się, lecz, nie czekając dłużej, ruszyłam, tym razem przodem i omal nie zderzyłam się z drzwiami, które gdyby nie złocona, rzeźbiona klamka, nie odróżniałyby się od czarnej, wyłożonej błyszczącym marmurem ściany. Następnie, przecisnęłam się w pośpiechu, uważając, by nie przytrzasnąć sobie sukni. Schody były kręte i tak, jak poprzednie, wydawały się nie mieć końca. Na szczęście, po chwili zorientowałam się, że było to tylko optyczne złudzenie.
— Pośpiesz się — ponaglał królik.
Łatwo było mówić, bo sam kicał na czterech łapach, a ja i tak zbiegałam najszybciej, jak potrafiłam. Po drodze zsunęłam pantofle, które, potoczyły się gdzieś w ciemność, poza schody.
— Jeszcze trochę, już niedaleko, Indygo.
'Co za ulga' — pomyślałam, dostrzegając coraz więcej światła. To było jak ucieczka z króliczej nory i miałam ochotę roześmiać się w głos. Już prawie czułam słodki smak wolności, kiedy nagle wpadłam w bardzo wąski korytarz i zabrakło mi tchu. Najgorsze było to, że z każdym oddechem, przejście zwężało się, a światło stawało się mocniejsze, aż w końcu zaczęło razić. Nie wiedziałam już, gdzie się właściwie znajdowałam i czy to nadal był pałac Dantego. Chyba tylko cudem przecisnęłam się za królikiem, który mnie wyprzedził i dosłownie zostałam wessana, a zaraz potem wypchnięta przez nieznaną siłę, aż wreszcie upadłam na kolana. Zdyszana, uniosłam głowę i zauważyłam, że znajdowałam się nieopodal dziedzińca, tuż przy ścieżce do ogrodu.
— Tędy, pośpiesz się, nie mamy czasu!
Obecność królika dodawała nadziei i obiecywała wolność, a on sam był drogowskazem. Podniosłam się na nogi, wzięłam głęboki oddech i ruszyłam za nim. Tratowałam wyschnięte krzewy oraz kwiaty, nie czując zupełnie cierni. Po prostu biegłam, jak w amoku, nie znając celu, gdyż ważne było jedynie to, że za chwilę się uwolnię...
— Zatrzymaj się.
Wykonałam polecenie od razu, ale byłam już na tyle rozpędzona, że omal na niego nie wpadłam.
— Indygo, musisz zdjąć tę suknię, inaczej nie przejdziesz przez blokadę.
'Blokadę? Jaką blokadę?' — zdziwiłam się i rozejrzałam, widząc przed sobą jedynie bujną łąkę. Dalej, wszystko było dziwnie rozmazane, niewyraźne, jakby znajdowało się za grubą szybą...
— Szybko, jeszcze dwa kroki i będziesz wolna! — ponaglał.
Dwa kroki do wolności były ważniejsze, niż chwila wstydu, więc nad czym się jeszcze zastanawiałam?
— Ale... — Nie dokończyłam, tylko sięgnęłam do sznurowania i zaczęłam je poluźniać.
Kiedy jedwabny materiał zsunął się z ramion, ponownie się zawahałam i spojrzałam w dół.
— Gdzie jesteś? — zapytałam, zaskoczona, rozglądając się na boki, a potem uniosłam suknię, ale tam też go nie było.
— Zrzuć ją natychmiast i podążaj za moim głosem.
Nie miałam wyjścia, zamknęłam oczy i zrobiłam, co kazał. Pierwszy krok okazał się tak ciężki, jakby ktoś przyczepił mi kulę do nogi, a drugi tak bolesny, aż zgięłam się wpół. Następnie krzyknęłam i od razu upadłam, jeszcze bardziej zaciskając powieki.
— Już po wszystkim, jesteś bezpieczna — usłyszałam czyjś łagodny głos, lecz tym razem wyraźnie i na pewno to nie był królik.
Momentalnie coś ścisnęło mnie w piersiach, a zaraz potem opadła na mnie chłodna materia i serce zaczęło walić, jak młotem. Dopiero teraz do mnie dotarło, czyj to był głos i gdzie się znalazłam.
— Spójrz na mnie, Indygo.
I spojrzałam, a potem głośno zapłakałam, nie mogąc uwierzyć w swoją naiwność.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top