19. Sophia

11.11.2022

Sophia

Przeciągam się na łóżku, ziewając. Z ledwo otworzonymi oczami, zwlekam się do pozycji siedzącej i spoglądam na zegar, stojący na szafce przy łóżku. Piąta, bosko. Nigdy nie byłam rannym ptaszkiem, ale życie do tego często zmusza.

Jestem nocnym markiem, ale czasem muszę ćwierkać przy wschodzie słońca. Pracuję zdecydowanie efektywniej, gdy księżyc świeci. Trybiki szybciej śmigają, jestem żwawsza i czuję się o wiele lepiej, niż gdy przychodzą dni takie jak ten.

Po omdleniu musiałam znów dłużej odpocząć i przeciągałam je jak najdłużej się da. Nie po to, by się lenić. Za każdym razem, kiedy się przebudzałam, wisiał nade mną Marcus z wściekłym wyrazem twarzy, więc wolałam odkładać zruganie ile się da.

Bo jestem pewna, że już wie, że to nie moje pierwsze mdlenie w ostatnim czasie. Do tego jeszcze muszę mu w końcu opowiedzieć, co powiedziała jego matka, a naprawdę nie chce tego robić. Jaka matka wypowiada się w ten sposób o swoim dziecku?

Marcus może grać twardego, ale wiem, że go to zrani i nie chcę się do tego przyczyniać.

Zsuwam stopy na podłogę i strzelam karkiem. Dłużej już nie mogę ciągnąć regeneracji. Wstaję i kieruję swoje kroki do łazienki, a tam nieco się rozbudzam, gdy po ciele spływa zimna woda.

Ogarniam się prężnie i już mam zamiar wyjść z pokoju i udać się do Marcusa, kiedy mój wzrok przyciąga przedmiot, leżący na szklanym stole. Marszczę brwi i podchodzę do niego szybko, a kiedy dociera do mnie, że z pewnością go tu przed chwilą nie było, zmieniam kurs i wybiegam na korytarz.

Rozglądam się nerwowo, ale nikogo nie ma. Sensu by biec i szukać człowieka, który moment wcześniej wszedł do mojego pokoju też nie ma.

Wracam do środka i biorę znalezisko w dłonie. Okazuje się nim być notatnik, oprawiony w czarny materiał. Otwieram pierwszą stronę i widzę napis w języku chińskim. Cieszę się, że za namową Mairag uczyłam się jej rodzimego języka, bo teraz nie muszę latać i szukać tłumacza.

Napisem na pierwszej stronie jest imię. Chao.

Nie rozumiem, co nagle robi u mnie jego notes. Czyżby to on go tutaj przyniósł? Ostatni raz widziałam go, zanim Mairag odebrała sobie życie. Chao gdy ją zobaczył uciekł i od tej pory nie wiadomo, gdzie jest. Długo go szukaliśmy, żeby się upewnić, że nic mu nie jest, ale uświadomiliśmy sobie, że on nie chce być znaleziony.

Mairag była dla mnie cholernie ważna i jej śmierć odczuwam do tej pory z ogromnym bólem. Chao kochał ją do szaleństwa, więc nie jestem w stanie wyobrazić sobie, jak on się czuje.

Zastanawianie się nic nie da, muszę po prostu go przeczytać. Jego zeszyt nie znalazł się tutaj przypadkowo, z pewnością niesie za sobą odpowiedzi.

Odwracam na kolejną stronę i zauważam, że niektóre kartki są powyrywane. Kilka jest poplamionych od krwi, a jeszcze inne przypalone. Tak jakby próbował go zniszczyć, ale w ostatnim momencie się rozmyślił.

Natrafiam w końcu na jedną ze stron, która przetrwała. Tłumaczę znaki i po przeczytaniu jestem w tym samym miejscu co przed. Nic z tego nie rozumiem.

Czyściciel. Poważne słowo, ukryte pod maską. Ciągłe oszukiwanie innych, intrygi. Ile można tak żyć?

Przewracam następną stronę. Na niej jest nieco więcej tekstu.

Pierwszy raz wymazywałem. Tego dnia przestałem grać medium. Patrzyłem w duże bursztynowe oczy i ustawiałem nowe wspomnienia.
— Nie było nas tu — szeptałem, poruszając trybikami.

Kobieta patrzyła się na mnie jak zahipnotyzowana. Poczułem się jak Bóg.

Zagryzam policzek, czując się jak debilka. O czym on do diabła pisze? Czyściciel? Nigdy nie zetknęłam się z taką nazwą i zdaję sobie sprawę, że zaraz dowiem się więcej. Z pewnością dostanę obuchem w głowę.

Nie wiem, czy jestem na to gotowa. Wiem tylko, że muszę się przekonać.

Kolejna robota, kolejne twarze. Najpierw wchodzą medium i demonolodzy, czasem badacze i zielarze. Odprawiają swoje, rodzinka wdzięczna. Oni wychodzą i wchodzę ja. Zostaje zapomnienie.

Następna strona i jeszcze jedna zagadkowych zapisów.

Dziś było ciężej. Inaczej czyści się umysły obcych ludzi, a inaczej tych, z którymi nie raz piło się piwo. Lucas odszedł ze Scout, a skoro odszedł ze Scout, to musiał zapomnieć o wszystkim. Wszyscy myślą, że mogą opuścić organizacje i działać na własną rękę. To nie możliwe. Więc Lucas, gdy podjął decyzję, nieświadomie podjął też tą ważniejszą. A ja teraz leżę i zastanawiam się, kim teraz się stanie.

Odkładam zeszyt i przechadzam się nerwowo po pokoju. Wszystkie słowa układają się w mojej głowie w jedną, wielką planszę puzzli. Grzebanie w głowie, wymazywanie wspomnień, zmienianie je? To możliwe?

Jakim cudem o tym nie wiem?! Jakim cudem nie wie nikt?!

To... okropne. Stawia organizację w piekielnie złym świetle. Albo jesteś z nami albo wyjazd?

Marcus. Marcus o tym wie. Osuwam się ciężko na podłogę, nie rozumiejąc, o co w tym wszystkim chodzi. Dlaczego to robi? Nie własnoręcznie, ale czyimiś dłońmi? Zdaję sobie sprawę, że to nie on to ustanowił, ale to Marcus jest teraz szefem i gdyby tylko chciał, to nie zezwoliłby na to.

Nigdy nie zastanawiałam się nad tym, dlaczego nie spotykamy nikogo, kto robi jako wolny strzelec. Taka osoba jest natychmiastowo werbowana do nas lub organizacji za granicą. Nie analizowałam też zbytnio, dlaczego nie możemy się kontaktować z osobami, które opuszczają mury Scout. Zwalałam to na to, że tak musi być, nie byłoby na to wystarczająco czasu i na to, że odchodząc, chcą się odciąć od tego nadprzyrodzonego światka.

A oni mieli najzwyczajniej w świecie czyszczone wspomnienia! To niesprawiedliwe.

Wzdycham i zbieram się w sobie, by przeczytać następne strony. Jeśli Chao to zostawił, to nie rozumiem po co. Miałam go za całkiem innego człowieka. A on, tak jak napisał, zakładał maskę. Czego jeszcze się o nim dowiem?

Kartkuję stronę za stroną, czując mdłości, gdy widzę, jak bardzo się chełpi tym, że z taką łatwością steruje ludźmi. Zatrzymuję się i zaczynam uważniej czytać, gdy zauważam znajome imię.

Tabitha.

To... Było najcięższe z wszystkich zadań. Bezduszne. Niszczące.

Nie mogłem inaczej. Musiałem.

Improwizacja. Zawsze, gdy słyszałem to słowo, miałem coś bardzo zabawnego przed oczami.

Moja improwizacja nie była ani trochę zabawna.

Tabithy nie powinno tam być. Nie powinna widzieć, jak odprawiam swoją miłość do innego świata.

Krzyk Tabithy. Sina Mairag. Myśl.

Nie jestem dumny. Wmówienie jej, że Mairag nie żyje przez nią z punktu roboczego było bajecznie proste.

Z punktu ludzkiego, to najgorsze, czego się dopuściłem.

Wymiotuję. Całym ciałem wstrząsają torsję, a ja pozbywam się zawartości żołądka. Łzy ciekną po policzkach ciurkiem, głowa łupie, a myśli wirują. Wirują, wirują, wirują. Błagam. Niech się zatrzymają.

Chwytam mocniej za porcelanę i kaszlę, nie mając już co zwracać. Włosy przyklejają się do twarzy.

Nie mogę złapać powietrza.

W klatce piersiowej piecze tak samo, jak wtedy, gdy dowiedziałam się, że najdroższa mi osoba nie żyje.

On ją zabił. Zamordował z zimną krwią. Dlaczego?! Dlaczego to zrobił?! Dlaczego mi przyniósł ten zeszyt? Jestem pewna, że to on. Chciał się tym chełpić? A może już nie potrafi żyć z ciężarem tej tajemnicy i postanowił zrzucić tę bombę na mnie?

Chryste, moja przyjaciółka nie zabiła się sama. Nie zabiła się przez Tabithę, którą tak bardzo przez to nienawidziłam. Byłabym w stanie wybaczyć jej ten pocałunek z Lucasem, zwłaszcza, gdy usłyszałam jej rozmowę z Taylorem. Ale nigdy nie wybaczyłabym jej przyczynienia się do śmierci Mairag.

Stawiałam Tabithę na piedestale bycia złym, zaraz przy szatanie. A okazało się, że to ten, co najbardziej kochał, najmocniej skrzywdził. Nie mieści mi się to w głowie. Chcę odpowiedzi. Chcę wiedzieć, dlaczego ją zabił.

Wychodzę, chociaż bardziej wyczołguję, się z łazienki i łapię znów za ten przeklęty zeszyt. Kartkuję go, pragnąć znaleźć więcej słów, ale nic więcej nie jest w nim zapisane. Rzucam go przez cały pokój i kulę się, przyciągając nogi do klatki piersiowej.

Zawodzę, wylewając z siebie masę łez. To tak okropnie boli.

— Sophia? Co się dzieje?

Unoszę załzawione oczy i natrafiam na spojrzenie Marcusa. Wybrał sobie naprawdę paskudny moment.

— Czyściciele, co? — Unoszę wyżej podbródek, czując narastającą nienawiść. Kłamca, cholerny kłamca.

— Skąd? — urywa. — Nie możesz nikomu o nich powiedzieć, rozumiesz?! — zmienia intonację, niemal na mnie warcząc.

Wybucham śmiechem. To nie jest radosny chichot. To rechot na skraju załamania.

— Bo co? Wyrzucisz mnie i wymażesz mi wspomnienia?

Wpatruję się w Marcusa bez mrugnięcia i widzę, jak walczy ze sobą, powstrzymując wybuch.

— Nie wiem, co się dokładnie dowiedziałaś, ale nie będę z tobą rozmawiał w ten sposób. Ochłoń.

Ochłoń? Myśli, że rzuci komendę, a ja raz dwa, jak za pstryknięciem palcem, się uspokoję i powiem, dobra, luz, nic się nie stało?

— Chao zamordował Mairag i grzebał w głowie Tabithy, a ja mam ochłonąć? Jesteś kompletnie bezduszny — syczę. — Jesteś kłamcą, snobem, człowiekiem bez jakichkolwiek skrupułów...

— Daruj sobie te komplementy.

— Dopiero zaczynam — odbijam i wstaję z podłogi.

— Możesz mi wytłumaczyć, o czym ty do diabła mówisz? Tak, wiadomość o czyścicielach przyjmuję bez mrugnięcia. Nie będę ci teraz tłumaczył na czym polega ich praca...

— Ależ ja doskonale wiem na czym!

— Ani dlaczego nikt o nich nie może wiedzieć — kontynuuje poirytowany. — Ale nie mam pojęcia, dlaczego twierdzisz, że Chao zabił Mairag. To kompletny bezsens. Byli małżeństwem. Kochał ją do szaleństwa.

Prycham i kręcę głową.

— Że niby mam ci uwierzyć, że nic o tym nie wiedziałeś? — Zgarniam zeszyt i wciskam mu go do rąk. — Czytaj.

Obserwuję uważnie Marcusa, analizując jego mimikę. Przy początkowych stronach nie wygląda na zaskoczonego, ale gdy dociera do wyznania, marszczy brwi i lekko rozchyla wargi.

Wygląda przekonująco, ale ja tego nie kupuję.

— Myślałam, że przyjaźnisz się z Tabithą.

— Bo tak jest. Do czego tym razem dążysz?

Zamyka zeszyt i rzuca go na stół, a następnie przejeżdża dłonią po twarzy. Unoszę lekko prawy kącik ust.

— To kiepski z ciebie przyjaciel, skoro pozwoliłeś jej żyć z wyrzutami sumienia, że przez nią Mairag odebrała sobie życie. Czy ty masz jakiekolwiek uczucia? Obchodzi cię ktokolwiek poza tobą samym?

Marcus cofa się i krzywi pod naporem moich słów. Jestem jednak zbyt wściekła, by się przejmować, że właśnie go zraniłam.

— Nie wiedziałem o tym, co zrobił Chao.

Jasne. Marcus tak mówi, więc tak jest. Przecież wcale nie jest wyrachowanym oszustem! Gdzież tam!

Odwracam się i podchodzę do okna. Łapię za parapet i wyglądam na zewnątrz, próbując złapać oddech.

Za dużo. Za szybko.

— I mam uczucia, Sophio — szepcze, stając za moimi plecami. — I znajdzie się na mojej liście kilka osób, które mnie bardziej obchodzą niż ja sam — dodaje, sunąc ustami przy mojej szyi.

— Co ty robisz? — pytam nerwowo i odwracam się w jego stronę.

To był zły pomysł. Zderzam się z jego klatką piersiową, a kiedy chcę się odsunąć, Marcus łapie za moje nadgarstki.

Unosi je ponad moją głową i robi jeszcze jeden krok, wsuwając swoją nogę między moje.

Przesuwa nosem od mojego obojczyka w górę, zatrzymując się nieopodal ust. Wpatruję się w niego z mocno bijącym sercem i miękkimi nogami, nie ogarniając co tu się właśnie wyprawia.

Powinnam się wyszarpnąć, a tylko stoję jak idiotka i czekam...

Chryste, na co ja czekam?!

— Puść mnie! — krzyczę.

Marcus od razu luzuje chwyt. Odsuwam się od niego na bezpieczną odległość i ignoruję zbolałą minę.

— Tak wygląda relacja szef-pracownik? Czego ty właściwie ode mnie chcesz? Raz zachowujesz się — urywam, szukając odpowiedniego słowa — właśnie tak! — Owszem, nie znalazłam nic lepszego. — A raz sprowadzasz na ziemię, że jesteś w hierarchii wyżej ode mnie i mam nie fikać! W co ty ze mną pogrywasz?!

Frustracja wylewa mi się uszami. Nie wytrzymam z nim ani chwili dłużej. Nie chcę słyszeć pokrętnych tłumaczeń. Nie chcę, żeby mieszał mi w głowie.

Potrzebuję przestrzeni. I rozmowy z kimś, kto po tych rewelacjach będzie wkurzony tak samo jak ja. O ile nie bardziej.

A Marcus niech się wypcha z tymi swoimi rozkazami i zostanie sam. W końcu zawsze tylko tego chciał.

***

Przystaję pod pokojem Tabithy i trzykrotnie walę w drzwi. Domyślam się, że pewnie jeszcze nie wstała, więc po chwili ponawiam czynność.

O dziwo, kiedy wpuszcza mnie do środka, nie wygląda jakbym wyciągnęła ją z łóżka.

Siadam na fotelu, a Tabitha zajmuje miejsce na drugim i mierzy mnie niepewnym wzrokiem. Po raz pierwszy od lat, patrząc na nią, nie czuję ani grama nienawiści.

Jasne, cholernie zraniła mnie tym, że pocałowała Lucasa. Byliśmy razem długo i naprawdę go kochałam, ale stawiając się na jej miejscu, rozumiem dlaczego to zrobiła.

Nie z wyrachowania, a nieodwzajemnionej miłości. Wiem, że nie zatrzemy przeszłości i nie będziemy przyjaciółkami, ale najwyższa pora zakopać topór wojenny.

— Dobrze się czujesz? — zadaje to pytanie, gdy cisza się przedłuża. — Byłam u ciebie kilka razy, kiedy byłaś nieprzytomna.

O tym akurat nie wiedziałam. Wzdycham i postanawiam przejść pierw od łatwiejszego tematu. Liczę, że zdążymy porozmawiać nim wparuje tu Marcus.

Zdaję sobie sprawę, że teraz przeszukuje wszystkie pomieszczenia, by mnie znaleźć. Jest inteligentny, ale nie aż tak, by od razu się domyślić gdzie jestem.

— Nie spałam, kiedy opowiadałaś Taylorowi o Lucasie — wyduszam, a oczy Tabithy robią się większe. — Kochałam go bardzo i mocno zabolało mnie to, że go pocałowałaś. Ale ty też go kochałaś i wydaje mi się, że nawet bardziej niż ja. — Uśmiecham się krzywo. — Długo nie dopuszczałam do siebie tej możliwości. Ciężko było ogarnąć, że to co się miało za płomienną miłość i tak prędzej czy później by się wypaliło.

Byłam zbyt dumna, by wcześniej to przyznać. I zbyt zraniona zdradą przyjaciółki, by wygłosić na głos, że już wtedy między mną a Lucasem było słabo.

Początek był piękny, ale później gdzieś ta miłość się zatarła i myślę, że gdyby nie tamta sytuacja, to i tak byśmy się rozstali, stwierdzając, że lepiej żyć na stopie przyjacielskiej.

— Przepraszam cię. Do tej pory nie powiedziałam tego jeszcze ani razu, a powinnam. Co bym nie czuła, to byłaś z Lucasem i nie powinnam go całować — odzywa się Tabitha i pociąga nosem. — Jeśli chodzi o Mairag... — zaczyna, ale jej przerywam.

— Nie zrobiłaś nic, Tabitha. Nic, co zasługiwałoby na potępienie. Nie skrzywdziłaś Mairag. Znalazłaś się w złym miejscu o złym czasie. A ja dowiedziałam się dopiero przed chwilą — tłumaczę i widząc, że nie rozumie, o czym do niej mówię, wyciągam zeszyt. — Dziennik Chao. Kiedy wyszłam z łazienki leżał na moim stoliku. Pamiętasz nadal język chiński?

Przytakuje. Podaje jej przedmiot i widzę, jak zaczyna czytać. Mam wrażenie, jakbym obserwowała siebie godzinę temu. Ta sama mimika, ten sam szloch po przeczytaniu ostatniej notatki.

Jest między nami tak wielki mur, że nie wiem w jaki sposób miałabym ją pocieszyć. Siedzę więc tylko naprzeciw i pozwalam płakać, sama z ledwością powstrzymując łzy.

Wtedy dociera do mnie, dlaczego nie doświadczyłam żadnych konsekwencji przywoływania osoby, które odeszła z tego świata z własnej ręki.

W takim razie nie rozumiem, dlaczego Mairag sama do mnie nie przyszła? Dlaczego nie zdradziła mi tego sekretu? Nie mogła? Nie chciała?

Muszę się tego dowiedzieć i to jak najszybciej. Myśl, że może nie znaczyłam dla niej tyle samo, co ona dla mnie, boli cholernie mocno.

— Marcus wiedział?

Słyszę pytanie Tabithy i nie mam pojęcia jak na nie odpowiedzieć. Wiem, że po tym wszystkim był przy niej i jej nie odtrącił. Czy to dlatego, że zdawał sobie sprawę, że nic nie zrobiła?

— Nie mam pojęcia. O czyścicielach nie zaprzeczył, więc nie mogę jednoznacznie odpowiedzieć.

Wstaję, nie chcąc przedłużać tego spotkania. Powiedziałam Tabithcie to, co powinnam. Po tych rewelacjach ona potrzebuje kogoś, kto jest jej przyjacielem, a nie mnie.

Cynthi aktualnie nie ma, Marcus odpada z wiadomych względów, więc pozostaje jedynie Taylor. Do niego muszę się udać.

— Poczekaj. Przespałaś dosyć ważne wydarzenia — zatrzymuje mnie,  wycierając łzy.

A później opowiada o babci Taylora, o mężczyźnie, którego spotkał, czyli najprawdopodobniej Parkerze i o tym, że za demonem stoi kobieta.

— Matka Marcusa — szepczę i zastanawiam się, co to oznacza i czy wiedza o tym, kto za wszystkim stoi, mocno nam pomoże.

— Co z nią? — pyta Tabitha.

Przygryzam wargę, zastanawiając się czy to dobry moment na tę rozmowę.

Waham się, ale właściwie dlaczego? Z kuli Marcusa? On nie miał problemu z tym, żeby mnie oszukiwać.

— Marcus założył, że ma coś wspólnego z demonem i wydaje się, że ma rację. Skontaktowałam się z nią, mówił ci o tym?

Tabitha prycha.

— Powiedział tylko, że kontaktowałaś się ze zmarłą osobą w sposób widzenia i zemdlałaś. Czy on kiedykolwiek mówi prawdę? — prycha i potrząsa głową.

— Mówi.

I oto jest. Zerkam na zegarek, sprawdzając, ile czasu mu zeszło na domyśleniu się gdzie jestem.

— Rozumiem, że już opowiedziałaś o wszystkim Tabi?

— Owszem, a co, chciałeś nadal ją oszukiwać?

Zadzieram brodę, nie dając się wytrącić z rytmu.

— Siedźcie i słuchajcie mnie przez moment. — Kieruję wzrok na mnie, próbując mnie nim usadzić, ale stoję w zaparte. Marcus przewraca oczami. — Nie miałem pojęcia o Chao. Gdybym wiedział, to bym wcześniej powiedział, jasne?

— Tak jak o Lucasie? — odzywa się Tabitha.

Kieruję na nią wzrok i dostrzegam w jej oczach coś takiego, co pozwala mi sądzić, że ona o nim nadal nie zapomniała.

— Czyściciele działają pod przykrywką od dawna. Wam wydaje się to ograniczeniem wolności drugiego człowieka, ja widzę to inaczej — mówi Marcus, nie odpowiadając wprost na pytanie Tabithy. — Wyobraźcie sobie, że jedziemy do domu jakiejś rodzinki, gdzie grasuje demon, załatwiamy go, a potem wyjeżdżamy jakby nigdy nic? A oni żyją sobie dalej z tą wiedzą? To niebezpieczne. Wystarczy by to puścili w obieg, a znaleźliby się ludzie, którzy chcieliby łapać demony dla zabawy. Ile by było ofiar? Teraz rozumiecie?

— To co z tym Lucasem? On też by wyszedł i rozpowiadał o swojej pracy tutaj? — pytam ironicznie, przekrzywiając głowę.

— Nie. Ale nie możemy pozwolić na to, by ktoś działał w pojedynkę. To jest praca dla całej społeczności. Działając samemu można dokonać więcej szkód niż pożytecznych rzeczy. Każdy z was wchodzi do organizacji świadomie. Odchodząc z niej zyskuje normalne życie. Jeśli nie sprawdził się, działając tutaj, to jakim cudem sprawdziłby się jako samotnik?

Przyznaję, jest coś sensownego w słowach Marcusa. Ale to nadal nie jest powód, by igrać z ludźmi i kierować nimi jak marionetkami.

— Ale nie odchodzi się świadomie. Chciałbyś chodzić z fałszywymi wspomnieniami? Wiesz jak to jest? — Tabitha podchodzi do Marcusa, mierząc go nienawistnym wzrokiem. — Nie. Nie wiesz, bo wtedy nie pieprzyłbyś takich głupot, zachwalających czyścicieli. Przez kilka lat żyłam z myślą, że zrobiłam coś okropnego i nie potrafiłam tego zrozumieć. Nie ogarniałam, dlaczego skrzywdziłam Mairag!

— Tabi, Chao nie powinien tego robić. Czym innym jest czyszczenie dla bezpieczeństwa od czyszczenia dla własnych pobudek...

Tabitha wybucha nerwowym śmiechem, dygocząc. Ma czerwone policzki i zaciśnięte pięści, które jasno przekazują, że Marcus powinien się zamknąć.

— Wyjdź. I to już. Nie mogę na ciebie patrzeć i słuchać tego pieprzenia. — Przenosi na mnie spojrzenie. — Dziękuję za szczerość, ale możesz mnie zostawić samą?

Przytakuję i się wycofuję. Widzę, że Marcus chce się jeszcze odezwać, ale wypycham go na zewnątrz.

Kiedy Tabitha przekręca za nami drzwi na zamek, kieruję się do swojego pokoju, ignorując nawołującego mężczyznę.

Muszę przez kilka minut ochłonąć, nim będę mogła z nim porozmawiać o tym co jest najważniejsze.

***

Próbuję skontaktować się z Mairag, ale za cholerę nie potrafię się skupić. Rozprasza mnie dosłownie wszystko. Krople deszczu walące o okno. Dźwięk kroków na korytarzu. Tykanie zegara. A przede wszystkim moje myśli. Wirujące jak na świetnej karuzeli.

No i czatujący pod drzwiami Marcus, który siedzi tam od dwóch godzin i co piętnaście minut daje znać o swojej obecności, waląc pięścią, klnąc pod nosem i mnie nawołując. Repertuar ma różnorodny. Od proszącego, niemal płaczliwego, po sfrustrowanego i zaklinającego, że mnie udusi, jak go nie wpuszczę.

Ignoruję to. Z nas dwojga aktualnie ja mam mordercze zapędy.

Jęczę i staram się wyciszyć. Wsuwam na uszy słuchawki i puszczam Tate McRae. Oddycham głębiej, wsłuchując się w pierwsze słowa You broke me first. Od razu lepiej.

Przesuwam dłonią po zdjęciu uśmiechniętej Mairag i czuję lekkie drganie w klatce piersiowej. Wysuwam przed siebie planszę, wiedząc, że próbowanie jej zobaczyć może mieć druzgoczące skutki.

Dwa razy po takim zemdlałam, a jeśli zasada do trzech razy sztuka się sprawdza, to następna może być śmierć.

— Jesteś tu? — pytam, wyciszając słuchawki do minimum, by słyszeć z jaką głośnością mówię. Mam nadzieję, że Marcus tego nie usłyszy i nie pomyśli, że próbuję z nim nawiązać dialog. — Wiem już jak było naprawdę — dodaję, nie odrywając spojrzenia od planszy. Przechodzą mnie ciarki, wskazujące, że nie jestem tu sama. — Chcę tylko wiedzieć... Dlaczego mi o tym nie powiedziałaś? Dlaczego do mnie nie przyszłaś? Dlaczego pozwoliłaś, bym myślała tak o Tabithcie, kiedy to Chao...

Trzask. Na podłogę spada szklanka i roztrzaskuje się w drobny mak. Ściągam brwi. Czym ją tak zdenerwowałam?

— Soph, wszystko w porządku? — nawołuje Marcus.

Wiem, że jeśli teraz mu się nie pokaże, to znów zacznie nadawać. Albo po prostu skończy się jego cierpliwość i wyważy drzwi. Dziwię się, że jeszcze tego nie zrobił. Wstaję więc z łóżka, otwieram mu i wpuszczam go do środka.

— Siadaj i siedź cicho, albo wyjdź — rzucam i sadowię się ponownie w tym samym miejscu.

Marcus zauważa najwyraźniej, co robię, bo siada bez słowa.

Zapętlam piosenkę w telefonie, chcąc by ciągle grała, bo zauważyłam, że przy niej o wiele lepiej się skupiam.

Pstrykam palcami i zerkam szybko na szkło, po czym przenoszę wzrok na planszę.

— Kryłaś go. Nie chciałaś, żebym się domyśliła. Stąd ta reakcja, kiedy zaczęłam o nim mówić?

Pytam w pustkę i tym razem obywa się bez rzucania przedmiotami. Dostaję krótką odpowiedź, której nie potrafię zrozumieć. Wiem, co oznacza tak, ale nie mieści mi się w głowie, że nie chciała, by ktokolwiek wiedział, że to on odebrał jej życie.

— Nie rozumiem, Mairag. — Wzdycham i mrugam szybko, by się nie rozpłakać. — Nie przeszkadzała ci świadomość, że zniszczył Tabithę?

Lucas.

Na tę odpowiedź nie potrafię zareagować inaczej niż głośnym zgrzytnięciem zębów.

— Uważasz, że przez to zasłużyła na AŻ taką karę? Chryste, Mairag, nie jesteś taka. Jesteś... Byłaś — poprawiam się — moją najlepszą przyjaciółką. Cierpiałam dziennie, myśląc, że odebrałaś sobie życie, a ty nie planowałaś wyjaśnić, że było inaczej. Kryłaś swojego zabójcę! — podnoszę głos.

Nigdy w życiu nie kłóciłam się z żadnym duchem. Nie potrafię podejść do tego na spokojnie. Nie rozumiem Mairag, a myślałam, że wiem o niej wszystko i znamy się tak dobrze, że przewidzę co za chwile powie.

Znając prawdę przestałaś cierpieć?

Zamykam powieki i uśmiecham się smutno. Oczywiście, że nie, ale nie będę tego mówić. Mairag doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Wie do czego piję, ale i tak umiejętnie odwraca kota ogonem.

— Dlaczego go kryłaś?

Bo go kocham.

Zapisuję jej wszystkie odpowiedzi w notesie. Widząc to, co teraz mi przekazuje, mam ochotę cisnąć tym notatnikiem w ogień.

Jak może go kochać po tym, jak ją zabił? Rozumiem, że po odejściu z tego świata można przestać nienawidzić i wybaczyć wszystko. Ale nadal kochać swojego zabójcę? Nie. Nie mieści mi się to w głowie.

Muszę zignorować to i zapytać o jeszcze jedną rzecz. Wcześniej myślałam, że będzie tylko formalnością, teraz już nie jestem tego tak przekonana. Boję się, co usłyszę, bo to może zdruzgotać cały mój świat. Sprawić, że spojrzę na Mairag całkiem inaczej.

Nie jestem na to gotowa, ale nigdy bym nie była. Nie mogę chować głowy w piasek, muszę poznać prawdę, bez różnicy jak bardzo bolesna by była.

— Wiedziałaś o tym, że Chao jest czyścicielem?

— Soph... — wtrąca się Marcus.

Piorunuję go wzrokiem.

— Wiedziałaś, Mairag? — powtarzam, gdy brak odpowiedzi aż dźwięczy w uszach.

Tak.

Trzy litery. Tyle wystarczy, by pękło mi serce. Oczywiście muszę się dobić.

— I nie miałaś, co do tego żadnych obiekcji? Usuwanie wspomnień twoim zdaniem to normalka?

— Soph, przestań. To niczemu nie służy. — Wstaje i podchodzi do mnie, zatrzymując się na odległość kroku.

Tym razem to ja obdarzam go usadzającym spojrzeniem. Nie potrzebuję jego porad.

— Mairag — ponaglam ją, coraz mocniej zaciskając fotografię przyjaciółki.

Świeca nadal płonie, ale zauważam, że Mairag powoli się wycofuje. Chce zakończyć tę dyskusję i ja zaczynam odczuwać to samo.

Nie otrzymuję odpowiedzi. Puszczam ją wolno, nie przytrzymując na siłę. Mairag nie musiała potwierdzać słownie, jej milczenie było aż nadto wymowne.

— Czemu to miało służyć? Chciałaś się dobić? — Marcus gasi świece i odkłada je na stolik, po czym siada obok mnie. — Wyniosłaś coś z tej dyskusji, poza dodatkową dawką bólu?

Chcę być wredna. Chcę odwarknąć, żeby się walił, bo nic nie wie o bólu. Ale Marcus ma rację i choć za nic w świecie tego nie przyznam, to nie mam siły na słowne potyczki.

— Tak, wyniosłam — odzywam się cicho. — Świadomość, że Mairag nie była taka, za jaką ją miałam.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top