16. Taylor

11.09.2022

Taylor

Jest już ranek, gdy ładujemy się do samochodu z Tabithą. Sophia śpi mocno i wydaje mi się, że odkąd ją zaniosłem, nie ocknęła się nawet na moment, mimo że uporanie się z tym złym do szpiku kości gościem nie poszło szybko.

Opierał się i nie pozawalał się wygnać. Starałem zachować się stoicki spokój, by z nim wygrać. Słyszałem jego szept, ociekający radością, gdy ze szczegółami recytował, co robił swojemu dziecku i żonie.

Wygłaszał do mnie groźby, twierdził, że mnie zniszczy. Będzie nawiedzać i w końcu zawisnę na sznurze.

Zapewniał, że nie uda mi się go pokonać, a jednak to zrobiłem. Udało mi się i czuję się z tym faktem zajebiście. Ledwo widzę na oczy, ale morda mi się tak cieszy, jakbym tyle co pokonał maraton i zajął w nim pierwsze miejsce, zostawiając resztę biegaczy daleko w tyle.

— To normalne — odzywa się Tabi i cicho chichocze, pozbywając się w ten sposób zgromadzonego napięcia. — Czujesz się teraz jak Bóg. Adrenalina mocno skoczyła, zrobiłeś coś na maksa dobrego. Z czasem nie będziesz ekscytował się aż tak, ale zadowolenie i poczucie wykonania świetnej roboty zostanie na zawsze. — Odpala silnik. — W każdym razie tak przeważnie jest. Chociaż ty jesteś inny, więc kto wie.

— Inny? — pytam, gdy samochód powoli się toczy. Nie do końca wiem, jak zinterpretować jej słowa.

— To komplement. Jesteś silny, wspierający, współczujący i po prostu ludzki — zapewnia, sprawiając, że serce nabiera szybszego rytmu.

To miłe, że właśnie tak wyglądam w jej oczach.

— I przystojny? — dopytuję, by po tak wielu godzinach znów usłyszeć śmiech Tabithy.

Chyba zaczynam się od niego uzależniać.

— Pewnie, w końcu jesteś bad boyem — chichocze.

— A to jest jakaś reguła? Każdy bad boy jest przystojny? — droczę się, układając głowę tak, by ją obserwować.

Mógłbym poprowadzić samochód, żeby mogła odpocząć od jazdy, ale gdy to zaproponowałem, Tabitha gwałtownie odmówiła. Jej prywatny samochód najwyraźniej jest oczkiem w głowie i żeby móc usiąść za jego kierownicą, trzeba sobie zasłużyć. Może i mnie kiedyś kopnie ten zaszczyt.

— Oczywiście — odpowiada krótko, nie przestając się uśmiechać.

— A to dlaczego?

— Naprawdę nie wiesz? — Unosi brew, więc kręcę głową. — Taki bad boy musi być przystojny, bo jeśli nie jest, to po prostu jest nazywany dupkiem.

Wybucham śmiechem.

— No tak, zauważyłem już to po książkach i filmach.

Nadal nie potrafię uciszyć rozbawienia, więc Tabitha stara się mnie uspokoić, gestem wskazując na pasażerkę z tyłu.

Odzyskuję powagę powoli, im dłużej patrzę na Sophię. W końcu zbieram się na odwagę i zwracam się do Tabi z pytaniem:

— Co się wydarzyło między tobą a Sophią?

Spodziewam się naprawdę wszystkiego i chyba na każdą reakcję jestem przygotowany. Szykowałem się do zadania tego już długo, więc przygotowałem sobie nawet odpowiedź na każdy sposób w jaki spróbuje mnie zbyć.

Tabitha jednak tego nie robi. Zerka tylko raz jeszcze na Sophię, by upewnić się, że kobieta mocno śpi i nie będzie słyszała ani jednego ze słów, jakie zaraz padną. A później otwiera się przede mną, pokazując tym, że mi ufa.

— Na początku byłyśmy przyjaciółkami niemal od razu, odkąd się tylko zobaczyłyśmy. — Wzdycha. — Zanim jednak pojawiła się Sophia, trzymałam się z Marcusem, Mairag, Chao, Liv, Ethanem i Lucasem. Sporo osób, prawda? — Uśmiecha się.

— Tak. Dopiero zaczęłaś mówić, a ja już mam pytania. — Krzywię się. — Mogę?

— Jasne, wal śmiało. Przynajmniej będę miała czas, żeby przetrawić to wszystko, co chcę opowiedzieć.

— Okej. — Biorę głęboki wdech i wydech. — Marcus przyjacielem, tak serio serio?

Tabitha wybucha śmiechem, ale szybko się reflektuje i ucisza, rzucając spojrzeniem na Sophię.

— Serio. Wierz lub nie, ale Marcus jest dobrym człowiekiem. Mogłam liczyć na jego wsparcie zawsze, chociaż nie należy do wylewnych osób. Nie plotkujemy sobie, grając w Scrabble, ale zawsze możemy razem pomilczeć.

Okej. Może to tylko moja osobista niechęć i on faktycznie jest w porządku kolesiem? Cóż, o tym się raczej nigdy nie przekonam, zważywszy na fakt, że Marcus najchętniej rzuciłby mnie na pożarcie lwom, gdybym nie był mu potrzebny.

— Zostawmy to — rzucam lekko, powodując parsknięcie u Tabithy. — Z tych wszystkich imion nie kojarzę dwóch.

— Chao i Lucas, oczywiste. Nie masz za bardzo jak kojarzyć, zważywszy na to, że jeden z nich rozpłynął się w powietrzu, a drugi odszedł ze Scout. — Smutnieje. — Ale obaj są bardzo ważni w mojej historii, którą jak usłyszysz, to zmienisz o mnie zdanie.

Kręcę gwałtownie głową. Wątpię, żeby cokolwiek, co kiedyś się wydarzyło, mogło wpłynąć na to, jak odbieram Tabi. Wiem, że nie znam jej całkowicie, ale na tyle na ile poznałem, jestem w stu procentach pewien, że jest dobrym człowiekiem. A to jest najważniejsze.

— Bzdura — zaprzeczam głośno i łapię ją za dłoń. — Jesteś cudowna, serio. I nic nie sprawi, że się od ciebie odwrócę.

Tabitha zerka na mnie szybko. Nie dostrzegam w niej ani procenta przekonania. Cóż, nie słowa a czyny. Tylko tym drugim mogę ją przekonać.

— To tak, wracając do historii. Trzymaliśmy się razem, chociaż nie o wszystkich mogłam powiedzieć, że są przyjaciółmi. Ethan i Livia zawsze byli dla mnie jak kumple, tak samo Chao. Mairag traktowałam jak drugą siostrę, Marcus jest jak brat, ale Lucas... — urywa, zaciskając mocno wargi. — Lucas od zawsze był kimś więcej.

Nie poganiam jej. Pozwalam, żeby opowiedziała tę opowieść w swoim tempie, bo pospieszanie nigdy niczemu nie służy.

— Spodobał mi się od pierwszego zobaczenia. Wizualnie oczywiście. Ale gdy po kilku minutach rozmowy mnie rozbawił, wiedziałam, że wpadnę po uszy. I wpadłam — dodaje. — Byliśmy blisko. Potrafiliśmy w wolnych chwilach leżeć przytuleni i wgapiać się w gwiazdy. Nigdy jednak nie przekroczyliśmy tego progu czułości.

Słuchając słów Tabithy mam silne wrażenie, że to uczucie, o jakim mówi w czasie przeszłym wcale nie jest przeszłością. I ogromnie mi się to nie podoba.

— W każdym razie do jego urodzin. Upił się wtedy strasznie i kiedy wszyscy wyszli z pokoju Lucasa, zostaliśmy sami. Od słowa do słowa, od uścisku do uścisku i się pocałowaliśmy. Później Lucas usnął, a ja wróciłam do siebie.

Tabitha przerywa, słysząc jak Sophia porusza się z tyłu. Obserwujemy ją uważnie i kiedy zastyga w jednej pozie, powracam spojrzeniem do Tabi.

— Co było dalej?

— Dalej... — Śmieje się smutno. — Dalej nie było nic z Lucasem. Następnego dnia zachowywał się, jakby nigdy nic się nie stało. Bolało cholernie, ale musiałam przywyknąć do myśli, że on tego nie pamięta. Chciałam mu wielokrotnie powiedzieć, ale bałam się, że go stracę. Więc milczałam, czas leciał i w końcu pojawiła się Sophia. Od razu ją polubiłam i wiedziałam, że się dogadamy. Nie dostrzegłam jednak tego, że Sophię i Lucasa bardzo do siebie ciągnie. Domyślasz się, co było dalej?

Przytakuję i łapię Tabithę za dłoń. Nie znam co prawda nadal całej historii, ale w tym momencie jest mi jej cholernie szkoda.

— Zostali parą — potwierdza moje przypuszczenia. — Sophia nie wiedziała, że jestem zakochana w Lucasie, więc nie mogłam mieć jej tego za złe, jednak moje serce za każdym razem krwawiło, gdy widziałam, jak się przytulają. Lucas stopniowo zaczął się ode mnie odsuwać, więc robiłam to samo. Lubiłam jednak prawdziwie Soph, więc starałam się o nim zapomnieć. I tak trwaliśmy przez sześć lat. Do ponownych urodzin Lucasa. — Krzywi się, więc domyślam się, że teraz nadchodzi najcięższa część opowieści. — Tym razem to ja się upiłam i wszystko we mnie eksplodowało. To, co tłamsiłam w zarodku wydostało się na wierzch. Poprosiłam Lucasa o rozmowę w cztery oczy. Opowiedziałam mu o tamtym pocałunku sprzed lat i... — Zaciska mocniej dłonie na kierownicy. — Pocałowałam go.

Teraz nieco rozumiem ich wzajemną niechęć, ale nadal to nie jest dla mnie coś, za co powinna być ukrzyżowana. Jasne, zraniła z pewnością Sophię, ale czy Sophia wzięła uczucia Tabi pod uwagę?

— Obstawiam, że albo opowiedział o tym Sophii albo was nakryła.

— To drugie.

— Tabi... — szepczę i łapię ją za dłoń. — Nie jestem ekspertem w sprawie związków. Rozumiem oczywiście podejście Sophii, bo to musiało boleć. Ale ty też cierpiałaś — mówię, chociaż wiem, że ona wcale nie przestała cierpieć. — Jak zareagowała Sophia, gdy dowiedziała się, że tłamsiłaś to uczucie od wielu lat? — pytam, będąc ciekaw, czy to chociaż trochę wpłynęło, by mniej nienawidzić przyjaciółki.

Tabitha znów się krzywi i nie odrywa wzroku od jezdni. Unoszę wysoko brew.

— Nie powiedziałaś jej?

— Po co? Co by to zmieniło? Pocałowałam faceta, z którym była od lat i którego kochała. Zobaczyła nas razem, ale nie zobaczyła, jak mnie odpycha, mówiąc, że to ją kocha. To było najważniejsze, więc to jej opowiedziałam. — Szybko mruga i zjeżdża na pobocze. — Dodatkowo byłam jej przyjaciółką. Nie nieznajomą... Wiem, że nie powinnam tego robić i naprawdę żałuję. Gdyby nie to, to potem wszystko jeszcze bardziej by się nie powaliło — szepcze.

To nie koniec? Założyłem, że to zdrada wszystko zniszczyła, a przecież Tabitha wspominała, że to Lucas i Chao są ważni w jej historii.

Jeśli więc opowiedziała mi o jednym, teraz czas na drugiego. Pozwalam jej się uspokoić i ponownie proponuję, że mogę poprowadzić, ale szybko kręci głową.

— Nie, dam radę. Zostało już niewiele drogi, więc najpierw dotrzemy, a na miejscu usiądziemy gdzieś i ją dokończę. O ile tego, że pocałowałam Lucasa okropnie żałuję, tak dalszej części nienawidzę i mimo że minęły trzy lata, to nadal nie rozumiem, dlaczego odbiła mi tak szajba — warczy na siebie.

Ból niemal promieniuje od Tabi. Wiem, że to nie będzie łatwa rozmowa. Ciężko jest się zwierzyć z czegoś, co chciałoby się zapomnieć.

Póki co mogę tylko dodać jej otuchy, więc właśnie to robię. Łapię jej dłoń, unoszę ją i czule całuję wnętrze.

A potem do końca drogi po prostu milczymy.

**

— Masz ochotę? — pyta Tabi, wskazując na butelkę whisky.

— Jasne.

Tabitha uzupełnia szklanki trunkiem, a następnie podaje mi jedną z nich. Zanurzam usta i krzywię się, nie przyzwyczajony do tego smaku. Rzadko sięgam po alkohol, a kiedy już go piję, to jest to zazwyczaj piwo.

Nie jestem wytrawnym smakoszem, zdecydowanie wolę herbatę. Ktoś może powiedzieć, że jest nudniejsza, na co odpowiem, że to najlepsze, co ludzkość wymyśliła.

— Nie musisz tego pić — rzuca Tabitha, uśmiechając się. — Ja uwielbiam whisky i dla mnie to profanacja tak się przy niej krzywić — śmieje się.

Podchodzę do niej i przeplatam nasze palce. Wiem, że stara się odwlec zwierzenie. Domyślam się, że to boli, ale wiem też, że złe wspomnienia lepiej wypluć z siebie od razu, bo im dłużej się zwleka, tym jest coraz gorzej.

Wiem coś o tym. Nadal nikomu nie opowiedziałem o tym, jak się czułem, gdy znalazłem mamę. Nie poruszyłem tego tematu nawet z babcią. To dusi.

— Usiądziemy? — proponuje i od razu ciągnie mnie na małą sofę. — Nie wiem, dlaczego to zrobiłam, Taylor. Czuję się, jakby te wspomnienia nie dotyczyły mnie, a kogoś w moim ciele — wzdycha. — Jednego dnia nie zazdrościłam Mairag, a drugiego zrobiłam coś tak okropnie strasznego.

Pociąga nosem i próbuje powstrzymać płacz, ale bezskutecznie. Łzy płyną jak grochem po jej bladych policzkach. Wycieram je kciukiem i przez moment głaszczę jej policzek.

Tabitha przesuwa się tak, by się we mnie wtulić. Nie oponuję. Pozwalam się jej we mnie wczepić. Głaszczę ją jedną dłonią po plecach, a drugą po włosach, szepcząc uspokajające słowa do ucha.

— Przepraszam — duka i odsuwa się nagle. — Nie zasługuję na współczucie. Rozwaliłam wszystko koncertowo. Jestem złym człowiekiem, Taylor.

— Hej! Nie mów tak, proszę. — Łapię jej dłonie i przyciskam do ust. — Nie jesteś zła, Tabi, cokolwiek kiedyś zrobiłaś, nie uwierzę w to, że możesz być złym człowiekiem — trajkoczę.

Widząc cierpiącą Tabithę boli mnie serce. Mógłbym zabrać jej ten ból. Wiem, że to nie pomoże na dłuższą metę, ale chociażby na moment...

— Widzę twój wzrok i nie. Nie rób tego.

Dociera do mnie szept. Widzę zdeterminowane spojrzenie kobiety, więc odpuszczam ten pomysł, nie chcąc robić coś wbrew niej. Chociaż zdaję sobie sprawę, że w ten sposób Tabitha się karze.

— Wiem, że pewnie zmienisz o mnie zdanie, gdy ci to opowiem. I błagam, nie przerywaj, mówiąc, że nie. — Unosi dłoń. — Kiedy Lucas odszedł z organizacji, po tym jak go pocałowałam, prawie wszyscy się ode mnie odwrócili. Został tylko Marcus i moja siostra. To był ciężki rok, chociaż Marcus robił wszystko, żebym się jak najmniej widywała z dawną ekipą. — Wzdycha. — Pewnego dnia w mojej głowie ni stąd, ni zowąd pojawił się posrany pomysł, który uznałam za genialny. Pojawiła się bezsensowna zazdrość o Mairag. Miała wszystko, czego nie miałam ja. — Zamyka oczy. — Wielką moc, tak ogromną jak nikt i... miłość. Mairag i Chao byli ze sobą od zawsze. Obydwoje urodzili się w Scout. Wychowywali razem, przyjaźnili, aż zakochali. Normalną koleją rzeczy, więc był ślub. To była ich noc poślubna. A ja... — urywa, zasłaniając twarz dłońmi.

Nie poganiam jej chociaż domyślam się dokąd jej słowa zmierzają. Siedzę w ciszy i nie ruszam się, bo wiem, że Tabitha w tym momencie nie potrzebuje pocieszenia. Potrzebuje móc z siebie to wyrzucić.

— A ja — podejmuje. — Wykorzystałam moment nieuwagi Mairag. Chao był w ich pokoju, gdzie kończył rozkładać ozdoby. Mieli zrobić sobie romantyczną kolację. Wyczekałam momentu, kiedy Mairag będzie wchodzić i wtedy pocałowałam Chao.

Unosi powieki i spogląda na mnie. Nie wiem, co myślała zobaczyć w moich oczach, ale najwyraźniej tego nie odnajduje, bo oddycha z ulgą.

— Sądziłam, że już w tym momencie zerwiesz się i uciekniesz — śmieje się smutno.

— Tabi...

— Nie. Jeszcze nie skończyłam, Taylor. Teraz czas na najgorsze. — Zaciska dłonie w pięści. — Mairag uciekła, a do mnie dotarło, co właściwie zrobiłam. Szukałam jej wszędzie i znalazłam dopiero pół godziny później... — W oczach zbierają jej się łzy. — Znalazłam ją na sali. Powiesiła się i nie mogłam zrobić już nic. Umarła przeze mnie. To ja odebrałam jej życie — wybucha płaczem.

Reaguję natychmiastowo. Rzucam się do niej i mocno ją obejmuję, a Tabitha szamocze się, chcąc się wyrwać z uścisku. Cały czas powtarza jak bardzo siebie nienawidzi i że też powinienem tak zrobić.

Ale ja nie potrafiłbym jej nienawidzić, nawet gdybym naprawdę chciał. Nie wypuszczam więc Tabithy z ramion, mogąc chociaż w taki sposób jej pomóc.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top