zmarnowane życie
Szczerze mówiąc, to czuję, jakbym miał zmarnowane życie. Mam prawie 20 lat na karku, a nie mam żadnych oszczędności na przyszłość, na studia, jakieś moje zachcianki. Widzę, że inni znajomi w moim wieku mają stałą pracę po lekcjach, bo mają znajomości, mają dobrze postawioną rodzinę, urodzili się i żyją w lepszym mieście niż ja, mają dwójkę rodziców. Mówiąc krótko, wygrali lepsze warunki do rozwoju w loterii życia, która jest w chuj niesprawiedliwa. Jestem zazdrosny o to wszystko, o to, że inni ludzie w moim wieku nie muszą się martwić o kilka stów na studniówkę, o utrzymanie się w innym mieście na studiach, bo albo rodzice im to zapewnią, albo mają dobrą pracę w dobrym miejscu, że mogą sami na to zapracować. Możecie myśleć, że ja przecież też mogłem pracować zamiast opierdalać się, ale przez ostatnie 2 lata (przypominam, mamy pandemię) trudno było mi znaleźć pracę nawet na soboty w jebanej Bydgoszczy. A co dopiero mówić o pracy po dniu szkolnym. Od początku września każdy z nas myślał tylko o tym, kiedy znowu zostaniemy wysłani na zdalne, a ja będę odcięty od Bydgoszczy. Minął wrzesień, październik, listopad, aż nadszedł koniec tego ostatniego miesiąca i dzięki mojej jebanej klasie, na miesiąc wylądowaliśmy na zdalnym. Co oznacza, że ja byłem przez ten czas w domu. W mieście rodzinnym, gdzie nie ma żadnej możliwej roboty na czas po szkole, gdzie nie ma niczego i ja nie mam nikogo; gdzie wszystko jest martw bądź zmierza ku upadkowi. Wkurwiony wtedy byłem na tę bandę debili, teraz dalej jestem, chociaż trochę mniej. Grudzień, styczeń, luty mija i ja dalej nie mam pieniędzy, bo przecież w tym martwym miasteczku nie ma żadnej możliwości roboty dla mnie. Dopiero we wakacje będę mógł wyjechać za granicę, żeby harować w pełnym słońcu dobre 10 godzin za 10 euro za godzinę. Jasne, po 6-8 tygodniach w złotówkach to będzie dobra kwota, ba, bardzo dobra, ale z pewnością przez ten czas będę niezadowolony, bo przecież ja muszę harować w chuj ciężko, kiedy inni zarabiają sobie pieniądze w lodziarni, śpiąc w domu, pijąc jebaną zimną kawę podczas przerwy. Oprócz kwestii jebanego pieniądza, co sądzi światem, zjebałem też z nauką biologii. Już w pierwszej klasie kupiłem książki do biologii i zamiast wtedy przerabiać chociaż 2 tematy na tydzień, to ja to sobie zostawiłem do maja trzeciej klasy, aż w lutym, 2,5 miesiąca przed maturami, mam do zrobienia prawie półtora podręcznika, mnóstwo zadań maturalnych, samych matur w chuj. Jestem słaby i czuję, że nie dam rady napisać matury z biologii i chemii tak dobrze, żeby dostać się na lekarski. A jeszcze niektóre uczelnie wymagają matematyki rozszerzonej, co jest kompletnym cyrkiem. Nienawidzę tego, że nie wylosowałem lepszego miejsca w ruletce życia. Jesteśmy tylko zbiorem przypadków, pochodzącego od tego największego: spotkania się jakiegoś plemnika i jakiejś komórki jajowej, które w świecie marzeń i dramatów ludzi nic nie znaczą. Jesteśmy tylko zbiorem atomów, kupą mięsa spiętą skórą, która prędzej czy później rozsypie się w proch. Zostaną z nas zwłoki, które będą gnić albo zostaną spalone. I tak to, co zrobimy, przeminie, może jeszcze za naszego życia, a może już po śmierci. Bo nie ma nic wiecznego, nawet miłość taka nie jest.
~ raa.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top