Twelve
Hejka misie kolorowe!
To już ostatni rozdział, tej książki! Mam nadzieję, że się podobała ♥️
Z góry dziękuję za wszystkie gwiazdki i komentarze, jeśli ktoś nie zostawił a ma ochotę, to serdecznie zapraszam haha
Dostaliście coś ciekawego na święta?
Cóż, życzę wam wesołych, spokojnych i radosnych świąt jeszcze raz!
Miłego dnia/wieczoru ♥️
*************
*A few weeks later*
— Jak się czujesz Erwin? — zapytała kobieta, zakładając nogę na nogę.
— Chyba dobrze.. Już nie ciągnie mnie tak bardzo do alkoholu — mruknął nieśmiało siwowłosy, bawiąc się palcami.
— To bardzo dobry znak. Przypomnij mi, jak długo jesteś już trzeźwy? — dopytała brązowowłosa uśmiechając się lekko.
— Prawie osiem tygodni, dokładnie siedem tygodni i pięć dni — odpowiedział, wciąż ze spuszczonym wzrokiem.
— Jak leki? Jak się po nich czujesz? Zauważyłeś jakieś skutki uboczne? — mruknęła ciemnooka, zapisując notatki.
— Dobrze.. Nie zauważyłem nic negatywnego — stwierdził złotooki.
— Ostatnio mówiłeś, że leki zaczęły działać, że przypomniałeś sobie większość rzeczy. Wspomniałeś też, że nie jesteś gotowy by poinformować o tym swoich przyjaciół. Chcesz o tym porozmawiać? — kobieta spojrzała na niego, unosząc wzrok znad kartki.
— To nie tak, że nie jestem gotowy. Po prostu nie wiem, czy wciąż chcę utrzymywać z nimi kontakt. W sensie aktualnie — zaoponował Knuckles.
— Co masz na myśli? — zapytała Maria, podpierając głowę na ręce.
— Wiem, że nie wiedzą o tym że wciąż tu jestem, że się leczę. Nie mają ze mną kontaktu od ponad dwóch miesięcy. Zanim tu trafiłem, pamiętam jak wyglądało moje życie.. Wiem, że chcieli mi pomóc, nawet przez jakiś czas się starali. Jednak nie wiedzieli jak to zrobić. Nie mam im tego za złe.. — odparł siwowłosy, poprawiając się niespokojnie na kanapie.
— Więc o co chodzi Erwin? Mówiłeś, że to twoja rodzina, że tak właśnie ich traktujesz — rzekła Hernandez.
— Zostawili mnie. Zostawili mnie z moimi problemami. Zanim trafiłem do szpitala ze zniszczoną wątrobą, zanim.. Zanim zachorowałem. Widzieli, że sobie nie radzę, że coraz częściej znikam bez słowa, a mimo to nawet nie zapytali dlaczego tak jest. Wymyślali głupie wymówki i olewali moje "problemy" — odpowiedział starszy.
— Nie wspierali cię w najgorszym momencie twojego życia? — dopytała psycholożka.
— Dokładnie.. Ja zawsze robiłem wszystko dla ich dobra. Poświęcałem się, planowałem, ograniczyłem kontakty z Grzesiem gdy mi kazali i się z nim rozwiodłem! A oni? Oni nawet nie zapytali mnie jak się czuje, gdy było już po wszystkim! — wyrzucił z siebie złotooki. Westchnął cicho, a następnie dodał: — Labo powiedział mi, że dwa tygodnie temu odpuścili moje poszukiwania.. Znaczy, sporadycznie jeżdżą po wyspie, wciąż podobno mają nadzieję, że się znajdę
— Rozumiem twoją złość na nich. Powiedz, a czy ty szukałbyś ich przez więcej niż sześć tygodni. Kogokolwiek z nich? — zapytała Maria.
Erwin zmarszczył swoje brwi zastanawiając się dłuższą chwilę. Uchylał co jakiś czas usta, by po chwili je zamknąć. Następnie zacisnął mocniej pięści.
— To nie to samo. Myślałem, że jestem ich liderem, ich bratem.. Może w przyszłości z nimi porozmawiam, wytłumaczę. Ale na razie muszę to przemyśleć.. — wyszeptał siwowłosy.
— No dobrze, a co z Gregorym? — ciemnooka zmieniła temat.
— A co ma być? — burknął Knuckles, kopiąc lekko nogą w stolik.
— Zbliżyliście się do siebie od czasu, gdy tu trafiłeś. A odkąd odzyskałeś pamięć, zdystansowałeś się. Nie powiedziałeś mu również o tym, że wspomnienia do ciebie wróciły — odparła Hernandez.
— Nie wszystkie wróciły.. Nie pamiętam tego jak zabiłem tego policjanta i sędziego.. — mruknął starszy.
— Nie o to w tym chodzi Erwin. Czego się boisz? Dlaczego nie chcesz mu powiedzieć prawdy? Wiesz, że w końcu i tak się dowie? — napierała kobieta.
— Ja.. Nie chcę żeby to się skończyło.. Nie chcę żeby mnie zostawił.. — wymamrotał nieśmiało siwowłosy.
— Gdy zachorowałeś spędzał z tobą każdą wolną chwilę. Nie odstępował cię prawie na krok. Wciąż bardzo często u ciebie bywa. Troszczył się o ciebie, dbał o twoje zdrowie i samopoczucie — odpowiedziała brązowowłosa.
— Ale.. Pani nie rozumie! — warknął Erwin, przecierając twarz rękoma.
— To mi wytłumacz.. — Maria wzruszyła ramionami.
— Zabiłem mu córkę! Jak mam spojrzeć mu w oczy i powiedzieć, że wszystko pamiętam! On mnie nienawidzi! — krzyknął złotooki, ciągnąc za końcówki swoich włosów.
— Z tego co mi wiadomo, nie ty ją zabiłeś — stwierdziła młodsza.
— Ale jej nie uratowałem! Nie pomogłem jej na czas.. Nie pp-owstrzymałem Carb-bonary.. — załamał mu się głos.
— Może spójrz na to w inny sposób. Mimo, że Gregory wcale nie zapomniał o tych wydarzeniach, to dalej robił te wszystkie rzeczy. Na pewno nie robił tego bez powodu. Gdyby chciał, mógłby sobie odpuścić, poczekać aż wyzdrowiejesz i wsadzić cię do więzienia. Nie zrobił tego — odparła ciemnooka.
— On mm-nie niena-widzi… — wymamrotał Knuckles, pociągając nosem i wycierając łzy z policzków.
— Myślę, że nie tak nazywa się to uczucie. A żeby się przekonać, najpierw musisz to sprawdzi.. — rzekła Maria, uśmiechając się lekko. — Na dzisiaj koniec, przyjdę po ciebie jutro. Odpocznij Erwin i zastanów się nad tym..
Siwowłosy spojrzał na nią, ze łzami w oczach, a następnie kiwnął niepewnie głową, podnosząc się z kanapy i wychodząc z pomieszczenia.
Powolnym krokiem ruszył korytarzem, kierując się do swojego “pokoju”, ze spuszczoną głową. Nawet nie zwrócił uwagi, że ktoś stoi na jego drodze, do czasu gdy na niego wpadł.
Gwałtownie uniósł spojrzenie, marszcząc brwi. Zauważył ciemne tęczówki, na co nieco się zgarbił.
— Hej malutki.. Wracasz od psychologa? — zapytał Gregory, uśmiechając się lekko. Siwowłosy niepewnie kiwnął głową, obejmując się ramionami. — Coś się stało? — dodał, a mina mu zrzedła.
Młodszy chwilę się wahał, spoglądając wszędzie byle nie na policjanta.
— Możemy porozmawiać? — zapytał cicho, jeszcze lekko drżącym głosem.
— Oczywiście, chodźmy do sali.. — odpowiedział od razu szatyn i złapał niższego za rękę, prowadząc do wymienionego wcześniej pokoju.
Gdy już się tam znaleźli, usiedli na łóżku. Siedzieli w ciszy. Siwowłosy mógł zebrać swoje myśli, a policjant dawał mu przestrzeń do tego.
— Wszystko pamiętam.. Prawie wszystko.. — wyrzucił z siebie cicho Knuckles, bawiąc się palcami.
Gdy przez następne kilkanaście sekund, nie usłyszał żadnej odpowiedzi zwrotnej, spojrzał ze strachem na funkcjonariusza. Zauważył, że ten głęboko nad czymś rozmyśla.
— Oh.. Od jak dawna? — zapytał Gregory niepewnie.
— Od trzech dni.. — odpowiedział złotooki. — Przepraszam, że ci nie powiedziałem. Nie wiedziałem jak mam to zrobić.. Bałem się..
— Czego dokładnie nie pamiętasz? — dopytał zaciekawiony policjant.
— Morderstwa.. Obydwu morderstw.. Również dużej części z tego co robiłem pod wpływem alkoholu, gdy jeszcze go piłem. Kojarzę tylko urywki.. — rzekł siwowłosy.
Kolejne kilka minut było niezręczne. Erwin siedział spięty, czekając na werdykt tego co dalej się wydarzy, a Montanha myślał nad nowymi informacjami.
W końcu przez salę przeszedł inny dźwięk, niż tykanie zegara, a dokładniej głośne parsknięcie.
Młodszy zmarszczył swoje brwi, nie rozumiejąc rozbawienia starszego.
— To chyba nawet lepiej.. Łatwiej będzie cię wybronić w sądzie — stwierdził brązowooki, unosząc lekko kącik ust.
— Co? O czym ty do cholery mówisz? Przecież właśnie powiedziałem ci, że przypomniałem sobie większość wspomnień! Dlaczego jeszcze mnie nie aresztowałeś? Czemu chcesz mi pomóc się z tego wybronić? — mówił zdezorientowany Knuckles.
— Nie działałeś wtedy, będąc zrównoważonym psychicznie. Lekarze będą mogli to potwierdzić. Dzięki temu, że wyzdrowiałeś, nie zamkną cię w żadnym ośrodku. Maryjka potwierdzi, że jesteś już poczytalny, że musisz po prostu brać leki, a wszystko lub większość rzeczy które uczyniłeś, była przez chorobę — odparł funkcjonariusz, jakby nigdy nic.
— Dlaczego.. Dlaczego chcesz mi wciąż pomóc? Zabiłem twoją córkę! Zraniłem Cię do cholery! Zrobiłem tak wiele złych rzeczy.. — wymieniał młodszy, krążąc po pokoju.
— Nie zabiłeś jej Erwin. To Carbonara ją zabił i dobrze o tym wiesz.. — powiedział szatyn, wstając z łóżka.
— DLACZEGO MNIE DO CHOLERY NIE NIENAWIDZISZ? JA SAM SIEBIE ZA TO NIENAWIDZĘ! — wybuchnął złotooki, czując jak znowu pieką go oczy od nadmiaru wody w nich.
Brązowooki uśmiechnął się lekko i podszedł do niego, kładąc ręce na jego ramionach.
— Brakowało mi tego Erwinka.. — parsknął policjant, szczerząc się bardziej.
— Ty naprawdę jesteś pierdolnięty! Z czego się cieszysz?! — fuknął siwowłosy.
— Uspokój się już malutki, bo ci żyłka pęknie.. — zaśmiał się starszy. — Nie mógłbym cię nienawidzić. Za bardzo mi na tobie zależy.. — dodał ciszej, łapiąc niższego za podbródek, by ten na niego spojrzał.
— Dlaczego.. Dlaczego zależy ci na kimś takim jak ja? Jestem złym człowiekiem Grzesiu.. — wyszeptał Knuckles, kładąc swoje dłonie na tych starszego.
— Nie jesteś zły malutki.. Tylko zagubiony.. — odpowiedział Montanha, czule gładząc jego policzek. — Pomogę ci odnaleźć drogę..
Erwin uchylił usta, by odpowiedzieć, podać kolejne argumenty, na to dlaczego ten powinien go znienawidzić.
Jednakże zamiast słowa, z jego ust, wyleciało ciche sapnięcie, gdy wargi Gregorego naparły na te jego.
Rozszerzył swoje źrenice w szoku, by po chwili opuścić powieki i poddać się przyjemnemu gestowi, odwzajemniając go.
Dłonie szatyna zacisnęły się na jego biodrach, przyciągając go jeszcze bliżej. On sam również nie pozostał bierny, zaplótł swoje ręce na jego szyi, unosząc się lekko na palcach, by go dosięgnąć.
Poddał się. Poddał się emocjom i policjantowi. Uczucia, strach, myśli, tym co będzie w przyszłości, poszły w zapomnienie.
Przez tą minutę, która trwała dla niego stanowczo zbyt krótko, nie martwił się o nic. Zostawił wszystko w tyle, zapominając o otaczającym go świecie.
Przerwali pocałunek z ciężkimi oddechami, wpatrując się w siebie nawzajem. Młodszy z dozą niepewności, a starszy z ulgą i spokojem.
Mimo, że ich przyszłość była niepewna, to brnęli w to dalej, pogrążając się w uczuciach jakimi siebie darzyli.
Bo w końcu wiedzieli, że nie są w tym sami, że może wreszcie mogli ze sobą być, nie obawiając się niczego. Może mogli jeszcze wszystko naprawić.
A jeśli coś stanęłoby na ich drodze, to przecież mogli to pokonać.
W końcu kto powstrzyma dwóch tyranów?
**********
1464 słów (bez notatki)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top