Three

Hejka misie kolorowe!

Kolejny rozdział wstawiony, życzę miłego wieczorku/dnia <33

**********

Przez następne kilkanaście minut, policjant wypytywał o szczegóły. Dzięki wysokim procentom dowiedział się sporo, chodź i tak niekoniecznie wystarczająco.

— Czy jeśli wyśle ludzi na twoje mieszkanie, to znajdą tam ciało? — zapytał szatyn.

— Nie wiem.. Ostatnio je tam widziałem, ale nie wiem czy nie jest teraz gdzie indziej.. — parsknął siwowłosy.

— Nie wkurwiaj mnie Erwin! Czekaj tu grzecznie. Zaraz przyjdę! — odpowiedział brązowooki, po czym wyszedł z sali, by poprosić policjantów o sprawdzenie tych informacji. Niestety potrzebowali nakazu.

Gdy wrócił młodszy leżał tułowiem na stole z zamkniętymi oczami. Westchnął głośno i go szturchnął.

— Nie śpię! — wymamrotał niewyraźnie knuckles. — Gdzie Evka? — dodał niepewnie.

— Ja pierdole… — przeklął starszy, sięgając po wódkę. — Pij..

Erwin zaczął zaprzeczać głową i szarpiąc się spod dotyku policjanta. Machał głową na wszystkie strony.

W końcu Gregory siłą przytrzymał jego słabe ciało, by ponownie wlać do jego ust kolejną dawkę alkoholu.

— Ni-e chcce juu-ż… — majaczył młodszy, krztusząc się cieczą. Po jego brodzie kapała wódka, trafiając na jego ubrania.

Montanha zaprzestał, wyrzucając pusta już butelkę do kosza. Przez chwilę na jego twarzy pojawiło się poczucie winy, gdy zauważył stan pastora, lecz gdy przypomniał sobie o córce, szybko ono zniknęło.

— Zaraz przetransportujemy cię helikopterem na więzienie, gdzie poczekasz do rozprawy. No chyba, że chcesz coś jeszcze powiedzieć? — zapytał szatyn, unosząc jedną brew.

— Nie wie-em gdz-ie jest… — wymamrotał siwowłosy, kładąc głowę na stole. — Boo-li mm-nie głowa..

— Zaprowadzę cię do celi, gdzie poczekasz aż się zbierzemy… — stwierdził brązowooki, łapiąc niższego za ramię i podnosząc do pionu.

Erwin nie czuł się dobrze. Strasznie bolał go brzuch, było mu niedobrze, a jego głowa nieprzyjemnie pulsowała i mu się w niej kręciło.

Gdy dotarł do celi, został sam. Dosłownie i w przenośni, tak bynajmniej twierdził w swojej głowie.

W pewnym momencie gwałtownie zerwał się do toalety, gdzie zaczął wymiotować krwią, kaszląc przy tym głośno.

Gdy skończył, oparł głowę na desce, oddychając głęboko. Naprawdę kiepsko się czuł.

Po kilku minutach zebrał się, aby się podnieść. Jednak zbyt długo nie ustał na nogach, gdyż zobaczył czarne plamki przed oczami i upadł na ziemię, pogrążając się w ciemności.

Gregory natomiast, gdy tylko się przebrał i pobrał broń długą, ponownie zszedł na cele. Podszedł do tej oznakowanej numerem dwa, a gdy tylko zajrzał do środka zdziwił się. Zauważył młodszego leżącego na podłodze z zamkniętymi oczami.

Wszedł szybko do środka i uklęknął przy siwowłosym, zaczynając nim potrząsać. Zmartwił się trochę, choć nie chciał tego przyznać.

Knuckles nie wyglądał dobrze. Jego cera nie była już taka blada jak wcześniej, a w odcieniu żółci, a podkrążone oczy były lekko sine.

— Erwin.. Erwin.. Słyszysz mnie?! — powtarzał, próbując zbudzić niższego.

W końcu złotooki uchylił powieki, rozglądając się wokół niewyraźnie. Gdy jego wzrok spotkał się z tym policjanta, zmarszczył brwi, a następnie podniósł się gwałtownie, klękając ponownie przy muszli klozetowej.

Gregory widząc jego gwałtowny ruch, był przekonany, że ten będzie chciał uciec dlatego położył rękę na taserze, lecz zdziwił się, zauważając jak ten zbliżył się do toalety, wymiotując i kaszląc.

Podniósł się i ustał nad nim, zerkając na krew która znajdowała się w ubikacji. Zmarszczył brwi, gwałtownie wciągając powietrze.

Może jednak przesadził? Nie powinien był tak go traktować. Chociaż rzeczywiście mu się należało..

Opuścił celę, wzywając na radiu lekarza, który był z nimi około godzinę temu.

— Dobrze się czujesz? — starszy zadał głupie pytanie.

— N-iie.. — mruknął siwowłosy, po czym ponownie zwymiotował. Gdy skończył, usiadł opierając się o ścianę i głęboko oddychając. — Brzu-cch mnie bo-lli…

— Zaraz będzie lekarz, wytrzymaj jeszcze chwilę.. — odpowiedział niepewnie szatyn.

Po kilku minutach dołączył do nich niebieskowłosy. Wszedł do celi, badając Knuckles'a.

Podczas badania, nie obyło się bez kolejnych wymiotów poszkodowanego, co zmartwiło lekarza, gdy zauważył jak one wyglądają.

— Musimy go zabrać do szpitala. Nie wiem, czy nie poszły mu szwy na wątrobie. Przecież wczoraj miał operację.. — stwierdził Matthew.

— Nie chc-e spraw-wiać kło-ppotu.. — wybełkotał młodszy, owijając się swoimi rękoma.

— Uspokój się.. Pojedziemy na szpital jeśli to konieczne. Zaraz poinformuje kilka osób i możemy ruszać — odparł Montanha, chwytając radio.

— Możemy polecieć helikopterem, będzie szybciej.. — stwierdził lekarz, zakładając Erwinowi wenflon i podłączając kroplówkę.

— Przejdź, wezmę go na ręce i udamy się na helipad.. — rzekł brązowooki, po tym, gdy zwołał na radiu dwie osoby.

Podszedł do niższego i podniósł go delikatnie z ziemi, poprawiając na swoich rękach. Medyk szedł tuż obok, trzymając woreczek z płynami i torbę.

***

— Tak jak myślałem, poszły dwa szwy. Poza tym musieliśmy wykonać płukanie żołądka, oraz podać antybiotyki, gdyż doszło do zapalenia wątroby. Pacjent przy takim stanie, nie powinien w ogóle dotykać alkoholu, gdyż może to spowodować jeszcze gorsze uszkodzenia.. — wyjaśnił lekarz, policjantowi.

— Jasne.. Przekaże mu.. Coś jeszcze, czy możemy go zabrać? — zapytał Montanha.

— On również już o tym wie. To wszystko, proszę na niego uważać..

Szatyn kiwnął tylko głową, po czym wszedł do sali prywatnej.

— Zbieramy się. Dzwonili do mnie twoi ludzie i zawarłem z nimi umowę. Oddam cię im za ciało Nicole. Musimy pojechać na miejsce.. — odparł brązowooki, po czym pomógł wstać pastorowi i go zakuł.

Knuckles tylko syknął cicho czując ból, lecz mimo to podążył za policjantem, by po chwili znaleźć się w więźniarce, a jeszcze później pod willą Clean Mannor.

Zobaczył nieznajome twarze, co go naprawdę zdziwiło, lecz nie zamierzał narzekać. W końcu chcieli go odbić.

Wysiadł z samochodu i udał się z funkcjonariuszami przed wejście.

— Nastąpiła mała zmiana planów.. — stwierdziła białowłosa kobieta. — Mamy jednego z waszych. Antonio Romano, wam coś mówi?

— Nie tak się umawialiśmy! — warknął szatyn, zaciskając rękę, na ramieniu siwowłosego, którego trzymał.

Obie strony zaczęły się kłócić nawzajem. Toczyły się zażarte negocjację, oraz ustalenia jak się wymienią. Jednak ani jedna strona, ani druga, nie chciała ustąpić.

— Dogadamy się.. — mruknął Erwin niepewnie. — Może pójdziemy jednocześnie? Rozkujecie nas i się miniemy..

— Tak właśnie zrobimy! — odparł Gregory.

Białowłosa niechętnie przytakneła, zgadzając się na warunki.

— Zostaw mi nóż.. — wyszeptał złotooki, do Laboranta, na co ten kiwnął głową, wkładając mu go dyskretnie do kieszeni.

Juz po chwili obaj “zakładnicy”, zmierzali na swoje miejsca. W połowie drogi się spotkali, a wtedy Knuckles wyciągnął nóż.

— Wiesz co policjanciku? Możesz sobie mówić co chcesz, choć nie zawsze masz rację. Ale w jednym się z tobą zgadzam. Jestem pierdolnięty i teraz rzeczywiście będę miał kogoś na sumieniu.. — odparł siwowłosy w kierunku Montanhy, uśmiechając się szyderczo, a następnie poderżnął gardło Antonio.

Na zewnątrz zapanował zamęt. Można było usłyszeć pierwsze strzały i krzyki. Złotooki od razu wbiegł do środka willi, aby schować się przed pociskami, co uczyniła również pozostała dwójka. Zamknęli drzwi i przysuneli do nich szafkę.

— Masz tu broń i kamizelki, oraz radio, w razie czego, gdy będzie gorąco to spierdalaj jak najdalej. Najlepiej dołem — powiedziała mu kobieta, podając rzeczy.

Erwin nie oponował, kojarzył ją dlatego postanowił jej zaufać. Zaczął się przygotowywać na strzelaninę..

***

Po dwóch godzinach walki, w końcu im się udało. Obronili się. Pokonali policję.

Siwowłosy uśmiechnął się lekko opadając na kanapę z butelką whiskey. Otworzył ją i upił kilka łyków.

Byli już po opatrzeniu się i po zabraniu przez służby medyczne policjantów. Mieli święty spokój.

Po kilku minutach w końcu Erwin wiedział dokładnie gdzie się znajduje i z kim. Jakimś dziwnym trafem nikt nie zwrócił uwagi na to, że złotooki nie zna rozkładów pomieszczeń i ich imion. To zdarzało się zbyt często normalnie, by zauważyli że coś było nie tak.

Pastor opowiedział im wszystko. O tym że miał operację, że wypytywali go o ciało, oraz wspomniał o alkoholu który Montanha mu wlewał do gardła.

Gdy skończyli wspólna naradę, siwowłosy sięgnął po kolejną butelkę alkoholu, którą wyrwał mu Nicollo.

— Czy ty się uzależniłeś przez tą sytuację? — zapytał młodszy.

— Niee.. Po prostu chciałem się napić.. — mruknął siwowłosy, krzyżując ręce na piersi.

— Czyli nie będzie ci przeszkadzać jak zbije wszystkie te butelki? — dopytal białowłosy.

— Ani trochę.. — odpowiedział Knuckles.

Juz po chwili rozległy się strzały, a większość butelek z pomieszczenia została rozbita przez pociski.

Erwin zagryzł wargę w zakłopotaniu, lecz po chwili przypomniał sobie o swoim zapasie w pokoju. Jeszcze przed tym, gdy siedział w celi, kupił więcej alkoholu i schował go w szafie między ubraniami.

— Zero picia, rozumiemy się? Zamkniemy cię w pokoju i wyjmiemy klamki z okien. Nigdzie nie wychodzisz przez całą noc. Jasne? — dopytal Carbonara.

— Jak słońce! — parsknął niższy, wstając z krzesła i ruszając na górę.

Rzeczywiście ekipa wymontowała klamki i zamknęła go w pokoju na klucz. Nie przejmował się tym bardzo, bo gdy wyszli zauważył, że nie znaleźli schowanych butelek.

Uśmiechnął się pod nosem i położył na łóżku, przymykając oczy.

**********
1377 słów (bez notatki) :3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top