Seven
Hejka misie kolorowe!
Cóż, połowa książki już za nami, życzę wam miłego wieczoru/dnia! <33
***********
Po kilkunastu minutach siwowłosy się obudził. Rozglądał się niespokojnie po pokoju, zastanawiając się, co robi w tym miejscu.
Nie kojarzył tego miejsca, ale po obserwacji zorientował się, że najprawdopodobniej znajduje się w szpitalu.
Nie wiedział, czemu nikogo obok niego nie było. Dlatego usiadł gwałtownie na łóżku, szukając czegoś podejrzanego.
Otworzył szufladę obok łóżka i wyciągnął z niej rzeczy, które zapewne należały do niego. Zdziwił się trochę, gdyż nie pamiętał niczego z ów przedmiotów.
Odpiął ze swojego przedramienia kroplówkę, oraz odkleił kabelki podłączone do jego klatki piersiowej. Założył na siebie buty oraz bluzę, która leżała na krześle i pochował do niej rzeczy które znalazł.
Sięgnął jeszcze po pistolet i przeładował go, zaciskając na nim rękę. Podejrzewał, że w szpitalu może być policja. Nie wiedział czemu się tam znajdował, ani czy był poszukiwany, więc wolał nie ryzykować.
Czuł się dość słabo, bolało go wszystko, a szczególnie głowa. Mimo to, podszedł do drzwi nasłuchując jakichkolwiek dźwięków.
Słyszał przytłumioną rozmowę. Starał się wydedukować z niej jakieś słowa, lecz nic nie rozumiał.
Gwałtownie schował się za ścianą, słysząc kroki zbliżające się w jego stronę. Wycelował swoją broń w wejście oczekując na niespodziewanego gościa.
Do pokoju wszedł białowłosy mężczyzna, z fryzurą w kształcie grzyba. Był ubrany raczej luźno.
— Ręce do góry! — warknął siwowłosy, celując w jego ciało.
— Ej, spokojnie Erwin.. — odparł zdziwiony i zmartwiony nieznajomy, unosząc ręce ku górze.
— Wychodzisz stąd powoli, wyjedziemy z tego szpitala. Jeśli tylko zrobisz coś, czego bym nie chciał, rozjebie ci głowę, rozumiesz?! — fuknął złotooki.
— Spokojnie.. Nikt nie chce zrobić ci krzywdy.. — mówił piwnooki, wykonując powoli jego polecenie.
Gdy stanęli na korytarzu, zauważył grupę osób, która od razu spojrzała w ich kierunku.
— Co jest kurwa? — zapytał zaskoczony Speedo.
— Nie wykonujecie gwałtownych ruchów, bo go zapierdole! — zagroził Knuckles, cofając się, z młodszym, na celowniku.
— Erwin… Uspokój się, pogadajmy.. — powiedziała białowłosa, robiąc krok na przód z uniesionymi rękoma.
— Nie ruszaj się kurwa! — krzyknął złotooki, odbezpieczając broń. — Teraz, wszyscy grzecznie wejdziecie do tej sali!
Wszyscy zerkali na siebie niepewnie, lecz wykonali jego polecenie. Siwowłosy podszedł bliżej i zamknął ich na klucz w pokoju.
— Erwin, daj sobie wszystko wytłumaczyć.. — mówił Nicollo, który wciąż był na muszce.
— Zamknij się! Nie wiem nawet kim jesteś! Idziesz przede mną! — zarządził starszy i ruszyli w stronę drzwi wejściowych.
Po chwili już znaleźli się przed szpitalem, gdzie siwowłosy podszedł do losowego samochodu zaczynając go wytrychować.
— Posłuchaj, nie myślisz sensownie Erwin.. — odparł Carbonara, starając się go zatrzymać.
— Daj mi spokój człowieku! Nie będziesz mnie umoralniał! — prychnął niższy i otworzył samochód, próbując go odpalić.
— Jestem twoim bratem.. Daj spokojnie wszystko wytłumaczyć.. — rzekł białowłosy.
— Pierdol się! Jedynymi moimi braćmi są Dorian i Silny! — warknął złotooki i odjechał z piskiem opon.
Nicollo głośno przeklął i ruszył do swojego samochodu, który stał niedaleko.
— Udało wam się wydostać? — zgłosił szybko na radiu, ruszając spod szpitala.
— Taa, Grzechu wyważył drzwi.. Już wychodzimy przed szpital. Gdzie siwy? — zapytał Albert.
— Staram się go dogonić. Ukradł jakąś furę i odjechał — odpowiedział piwnooki. — Widzę go! Spróbuję go lekko spitować..
— Gdzie jesteś? — dopytała Bunny.
— Pacyfik, jedziemy w stronę kasyna.. — rzekł białowłosy.
— Zaraz będziemy.. Czy mamy jakiś plan, co zrobić? W sensie, jak go już zatrzymamy? — spytał Speedo.
— Poddamy go? — zaproponował Nicollo.
— No i co dalej? — mruknął Albert. — Nie pamięta nas, nie może też pić, żeby sobie przypomnieć.. Więc co zamierzamy zrobić?
— Zastanowimy się nad tym później! Najpierw go kurwa złapmy! — warknął Laborant.
Siwowłosy zerkał co chwilę w lusterka, starając się zgubić jadące za nim samochody. Nie było to łatwe, ze względu na jego umiejętności i stan zdrowia.
Sięgnął telefon, który miał w kieszeni i zaczął przeglądać listę kontaktów. Zmarszczył swoje brwi, nie poznając większości z nich.
Nie mógł znaleźć tych dwóch, których naprawdę szukał. Wpisał jeszcze jeden numer, który o dziwo posiadał. Wybrał go, lecz nie odpowiadał.
— Cholerna Evka! — warknął pod nosem, rzucając urządzenie na siedzenie.
Gwałtownie skręcił w jedną z uliczek, starając się ukryć. Uśmiechnął się lekko, zauważając, że nikogo już za nim nie ma.
Jechał poza miasto, by się trochę ukryć. Obawiał się, że ludzie których spotkał mogą go szukać.
Jechał autostradą w kierunku paleto. Jednak jego podróż skończyła się mniej więcej w połowie, gdyż samochód mu zgasł.
Próbował go kilka razy odpalić, ale maszyna nie chciała współpracować. Głośno przeklął i wysiadł z pojazdu, ruszając przed siebie.
Szedł poboczem praktycznie pustej drogi, aż nie zauważył stacji benzynowej. Udał się na nią i wszedł do środka, rozglądając się. Gdy jego wzrok spoczął na sprzedawcy podszedł do niego.
— Dobry wieczór, w czym mogę pomóc? — zapytał mężczyzna.
— Jakieś papierosy, zapalniczkę i butelkę wody.. — odpowiedział złotooki i położył na blacie garść drobniaków z kieszeni. Kasjer wszystko mu podał, a siwowłosy opuścił budynek.
Od razu otworzył wodę i zaczął brać duże łyki. Mimo, że wypił całą butelkę, wciąż czuł pragnienie i nie rozumiał dlaczego.
Przysiadł na ziemi, na tyłach stacji i odpalił papierosa, zaciągając się nim.
Siedział tak dłuższą chwilę, obserwując otoczenie wokół. Jego spojrzenie padło na pustą butelkę wódki obok śmietnika. Przyglądał jej się, głęboko rozmyślając.
Poczuł jak jego żołądek skręca się na widok przedmiotu, a pragnienie dało się we znaki coraz bardziej.
Słyszał również burczenie w brzuchu, nie pamiętał kiedy ostatni raz coś jadł. Nie wiedział też, jak długo leżał nieprzytomny.
Ostatnie co przychodziło mu na myśl, to rozmowa z Silnym i Dorianem. Nie wiedział czemu został ranny i przez kogo. Czuł się zagubiony.
Dlaczego gdy się obudził, widział same nieznajome twarze i pomieszczenia? Przecież znał dużo ludzi w mieście, a ich nawet nie kojarzył.
Owinął rękoma swoje nogi, przyciągając je do klatki piersiowej i kładąc na nich głowę. Przymknął oczy, czując kolejne zawroty głowy.
***
Uchylił powieki, nawet nie wiedząc w którym momencie odpłynął. Rozejrzał się niespokojnie, lecz od razu się opanował zauważając, że znajduje się tam gdzie był wcześniej.
Ciało mu zesztywniało i drżało, od chłodnej temperatury. Niebo było już ciemne, co oznaczało, że spędził za stacją dłuższy czas.
Zaczął przeszukiwać swoje kieszenie, by odnaleźć telefon, lecz gdy go nie znalazł, przypomniał sobie że pozostawił go w zepsutym pojeździe.
Westchnął głośno i podpierając się ściany ustał na nogach. Powolnym krokiem wszedł, po raz drugi, do budynku.
— Czy ma pan może poratować wodą i jakąś kanapką? — zapytał, podchodząc do kasjera.
— A pieniądze masz? — fuknął ciemnoskóry.
— Już nie.. Ale jak tylko uda mi się skontaktować ze znajomymi, to oddam je panu! — zaproponował Erwin, drapiąc się po głowie.
— Miałeś na papierosy? To było to wydać na jedzenie i picie! — prychnął mężczyzna i wrócił do przeglądania telefonu.
— Posłuchaj mnie kurwa... — warknął siwowłosy, sięgając ręką do swojej kabury.
Nim jednak zdążył wycelować w sprzedawce, ten z pod lady wyciągnął strzelbę, celując do niższego.
— Masz jakiś problem? — zapytał zirytowany Afroamerykanin. — Postoisz teraz grzecznie, a ja wezwę policję!
— Nie możesz! Dogadajmy się! — zaoponował Knuckles, unosząc ręce w geście poddania. — Jestem w potrzebie, proszę! Muszę odnaleźć swoich przyjaciół!
— Było myśleć wcześniej! — wymamrotał kasjer i jedną ręką wybrał numer alarmowy, dając urządzenie na głośnik. — Witam, chciałbym zgłosić próbę napaści i kradzieży na stacji paliwowej, na Sandy.
— Czy napastnik wciąż znajduje się w budynku? — zapytał operator.
— Tak, udało mi się go obezwładnić. Oczekuje na policję — wyjaśnił ciemnoskóry i się rozłączył.
Erwin był zestresowany i przestraszony. Nie potrzebował więcej problemów. Próbował wymyślić jakikolwiek plan, ale nic nie przychodziło mu do głowy. Rozglądał się niespokojnie.
Pomyślał o jednej rzeczy, która była skrajnie głupia i nieodpowiedzialna, ale obawiał się, że nie ma innego wyjścia aby uniknąć konfrontacji z policją.
Musiał jak najszybciej się cofnąć i wybiec z budynku. Zanim sprzedawca przejdzie dookoła ladę, mógł już uciec i gdzieś się schować.
Odetchnął głośno i policzył w głowie do 10, a następnie zerwał się biegiem do szklanych drzwi.
Nie przewidział tylko tego, że mężczyzna celujący do niego, może wystrzelić, co się wydarzyło.
Jęknął głośno, czując ból w okolicach uda. Mimo tego, biegł wciąż przed siebie, nie zważając na krzyki.
Była noc, co było dla niego dużym plusem. Ciemność, utrudniała znalezienie go.
Po kilku minutach biegu, zauważył opuszczony budynek. Wszedł do środka i ukrył się między ścianą, a starą szafą.
Oddychał głośno, zaciskając zęby z nieprzyjemnego uczucia. Umieścił swoje ręce na ranie, uciskając ją.
Miał dziwne Deja vu, jakby kiedyś to się wydarzyło, a nie pamiętał takiej sytuacji. Pierwszy raz w życiu został postrzelony w to miejsce. Tak przynajmniej uważał.
Zastanawiał się nad zdjęciem bluzy i obwiązaniem rany, choć wiedział, że jest względnie zimno, to postanowił to zrobić. Wolał zamarzać, niż się wykrwawić, mimo że obie opcje nie brzmiały przekonująco.
Oparł głowę o ścianę i objął się ramionami. Gdyby miał więcej siły, spróbowałby znaleźć jakieś okrycie, które pozwoliłoby mu zachować odrobinę ciepła.
Przymknął oczy, modląc się w głębi siebie, aby to wszystko okazało się pojebanym złym snem..
*************
1409 słów (bez notatki)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top