One
Hejka misie kolorowe!
Wiem, że dawno mnie tutaj nie było, za co przepraszam. Wiele czynników na to wpłynęło, przede wszystkim klasa maturalna, oraz brak weny przez dłuższy czas.
Dzięki ostatnim fabułą, odzyskałam trochę zapał do pisania i w kilka dni powstało coś takiego.
Sporo wydarzeń jest zainspirowanych ze streamów, bądź czasem nawet bardzo podobnych. Jednak starałam się trochę przekształcać fabułę, oraz wiadomo ma inne rozwinięcie!
Chcę tylko wspomnieć, że to nie jest książka, którą planowałam od kilku miesięcy. Tamta jest już w połowie napisana, ale jakoś nie mogę się zabrać za jej dokończenie XD
Nie przedłużając (nie chce was zanudzić), zapraszam do przeczytania pierwszego rozdziału!
Dziękuję fs_animri za wsparcie duchowe ♥️
Oraz wam wszystkim, za to że jesteście tak cierpliwi!
Miłego dnia! <3
************
— Myśli pani, że da się jakoś rozwiązać moje problemy? — zapytał zdenerwowany złotooki, podrygując nogą.
— Każdy problem można rozwiązać, jeśli tylko się chcę.. — odpowiedziała, wzruszając ramionami i notując coś w notatniku.
— Więc co by mi pani poradziła, biorąc pod uwagę moją sytuację i całą dzisiejszą wypowiedź odnośnie mojego życia? — dopytywał zaintrygowany siwowłosy.
— Szczerze mówiąc to czasem warto się napić.. — odparła kobieta, szkicując w rogu notesu. — Oczywiście najlepiej nie samemu, w towarzystwie!
— Czy pani jako psycholog, uważa że alkohol jest rozwiązaniem na problemy? — prychnął mężczyzna, marszcząc swoje brwi.
— Yyy.. No w sumie to tak.. Dopiero dostałam tą posadę i czasem nie warto mnie słu… — lekarka zaczęła się tłumaczyć.
Zamyślony złotooki, podniósł się z kanapy i ruszył do wyjścia, nie zwracając uwagi na dalsze słowa kobiety…
*A few weeks later*
— Erwin! Cholera jasna słyszysz nas? — zapytał Speedo na komunikatorze.
Siwowłosy mimo prowadzenia pojazdu, sięgnął po radio, chcąc odpowiedzieć swoim przyjaciołom.
— Jestem obok komendy Mission row! Pitują mnie! Zaraz padnie mi fura. Niech ktoś podje… KURWA! — Knuckles przerwał wypowiedź przekleństwem, gdy usłyszał strzały, a kilka z nich obiło się o samochód. — Strzelają do mnie kurwa!
— Zaraz będziemy, wstrzymaj chwilę! — odpowiedział mu głos Nicollo.
Nacisnął mocniej gaz by się rozpędzić. Jednak nie utrzymał zbyt długo kierownicy przy tej prędkości, gdyż poczuł okropny ból w okolicach szyji.
Automatycznie się za nią złapał, gdzie wyczuł ciepła ciecz spływająca mu po krtani. Zdążył przekląć głośno pod nosem, zanim samochód zwolnił i wbił się w ścianę.
Pasy odbiły się na jego ciele, a adrenalina która powoli opadała, ujawniła kolejny ból, tym razem na plecach.
Policja zatrzymała się w odpowiedniej odległości, zauważając że samochód się zatrzymał.
Szatyn niepewnym krokiem zbliżył się z bronią wycelowaną w szybę kierowcy.
— Nie wykonuj żadnych gwałtownych ruchów! Podnieś ręce do góry! — krzyknął głośno, zaglądając przez szybę, czy osoba siedząca w środku wykonuje polecenia.
Jednak gdy nie usłyszał odzewu, ani nie zauważył żadnego ruchu, uchylił drzwi pojazdu, wciąż ubezpieczając się bronią.
Na siedzeniu, znajdował się siwowłosy. Był nieprzytomny, a jego twarz była w większości we krwi. Gołym okiem widoczna była rana postrzałowa szyi.
— Stream! Przejmuj go! — zarządził szef policji, wyciągając złotookiego z samochodu. Następnie położył go na ziemi. — Ale szybko! Jest mocno ranny!
Policjanci wstępnie go opatrzyli, oczekując na przyjazd medyków.
Przyjaciele Erwina próbowali go ratować, strzelając do policji. Lecz jedyne co osiągnęli zanim sami leżeli ranni, to postrzelenie kilku policjantów. Było ich za dużo.
Gdy lekarze przyjechali na miejsce zaczęli zajmować się pastorem. Jednak szybko się okazało, że jego stan jest bardzo poważny. Doszło do resuscytacji, przez dobre kilkanaście minut, walczyli o jego życie.
Gregory stał w niedużej odległości, obserwując całe zdarzenie. Pomimo swojej wewnętrznej wściekłości na młodszego, obawiał się tego co przyniesie los. Pośpieszał medyków, aby ci go ratowali.
W końcu po dłużącym wszystkim się czasie, serce Erwina zaczęło bić. Niekoniecznie poprawnie, bo naprawdę słabo, ale to i tak było dużo. Wystarczająco.
— Musimy go jak najszybciej przewieźć na szpital. Jeśli drugi raz nam się zatrzyma, nie wiem czy damy radę go odratować bez potrzebnego sprzętu… — odparł medyk, podłączając kroplówkę do poszkodowanego.
— Jasne, zapakujcie go do karetki, a my z resztą rannych będziemy jechać za wami — rzekł Montanha, po czym zgłosił swoim na radiu całą sytuację i plan.
Wszyscy ruszyli na szpital w dość szybkim tempie. Od razu po dojechaniu na parking, lekarze zabrali Erwina, ruszając na salę operacyjną. Tuż za nimi udało się dwóch Swat'owców w tym szef policji.
Medycy po kilku chwilach byli już przygotowani do operacji. Zabrali się do roboty, pod czujnym okiem dwóch policjantów.
— Tętnica uszkodzona, cholera. Dajcie więcej opatrunków i niech ktoś podłączy mu jednostkę krwi! — zarządził niebieskowłosy. — Podaj mi zaciski, trzeba zatrzymać krwotok..
Kolejne minuty mijały, a pracy im wcale nie brakowało. Gdy kończyli rozwiązywać jeden “problem”, pojawiał się drugi.
Siwowłosy miał szczęście. Był cholernym farciarzem, że udało mu się z tego wyjść cało.
W końcu cztery postrzały, z czego jeden w tętnice, trzy w plecy, w tym w wątrobę i nerkę, nie dają pozytywnych rokowań. A jednak, medykom się udało, pomimo różnych kompilacji.
Gdy operacja wreszcie się skończyła, wspólnie przenieśli, wciąż nieprzytomnego pacjenta, na salę prywatną.
— Jak długo będzie się wybudzać? — zapytał szatyn, poprawiając broń długą na plecach.
— To już zależy od poszkodowanego i od jego silnej woli. W razie czego proszę nas zawołać. Miłego wieczoru — odpowiedział Matthew, opuszczając pokój.
Brązowooki głośno westchnął, po czym poprosił swojego kąpana aby poszedł po kawę. Sam zajął miejsce na krześle, obok łóżka Erwina.
Patrzył neutralnie na młodszego, by po chwili zacisnąć mocno pięści i usta. Złotooki wyglądał źle.
Było to dość ironiczne, bo jeszcze kilka godzin wcześniej to właśnie pastor siedział obok nieprzytomnego policjanta, gdy on i jego ekipa go porwała.
Ciężko było stwierdzić jaki dialog toczy się w głowie Gregory'ego, mimo to można było wysunąć z jego spojrzenia i zachowania jakieś wnioski…
***
Gdy złotooki uchylił swoje powieki, poczuł potworny ból na całym ciele. Kaszlnął kilka razy, mrugając, by przyzwyczaić się do świtała.
Złapał się za skronie, czując jak bardzo pulsują. Rozejrzał się powoli po pomieszczeniu, zatrzymując wzrok na szatynie siedzącym obok niego.
Zmarszczył swoje brwi, próbując przypomnieć sobie co, się stało i dlaczego starszy ma na sobie strój Swat'u.
— W końcu księżniczka się obudziła.. — prychnął policjant, wciskając guzik wołający personel szpitala. — Lekarze sprawdzą co z tobą, a gdy pozwolą, pojedziemy na komendę. Mamy wiele do wyjaśnienia.
Pastor spojrzał na niego ze zdziwieniem, po czym odetchnął głośno i uśmiechnął się szeroko.
— Aaaa… Jezu, zastanawiałem się co się stało. Ale ciężko zapomnieć jak bardzo zaoraliśmy was na Pacyfiku! — zaśmiał się niższy, zaprzestając po chwili, gdy zaniósł się bolesnym kaszlem.
— Ty sobie jaja robisz człowieku? — zapytał zdezorientowany Gregory.
— Nie pierdol, że Kui nie uciekł! Jebany chińczyk! Mówiłem mu, żeby bardziej dopracować plan! Albo, żeby kto inny wziął łup.. — warknął siwowłosy, gestykulując rękoma.
— Erwin! Nie mamy Kui’a.. On.. — mówił szatyn.
— No to, o co ci chodzi? Nie macie łupu łamagi! — przerwał mu Knuckles.
— Ja pierdole… Ty serio myślisz, że siedzisz tu przez Pacyfika? — zapytał niepewnie brązowooki.
— No tak? Przez co innego miałbym tu siedzieć? — prychnął pastor.
Ich rozmowę przerwał doktor End, wchodzący do sali, trzymający w rękach teczkę.
— Witam, więc cieszę się, że pan się wybudził. Muszę jednak poinformować o pańskim stanie zdrowia i profilaktyce, oraz leczeniu — powiedział niebieskowłosy.
— Dzień dobry, albo raczej dobry wieczór! Pewnie, proszę bardzo.. — odpowiedział złotooki.
— Więc doszło do rozległych obrażeń w wyniku postrzałów. Przede wszystkim najważniejsza jest wątroba i nerki które zostały uszkodzone. Udało nam się wszystko zoperować, lecz mimo to musi pan przestrzegać kilku zasad dotyczących diety, aby nie zdarzyły się żadne powikłania. Zalecam lekkostrawną dietę, bez jakichkolwiek potraw smażonych, czy pieczonych. Zero gazowanych napojów, oraz żadnego alkoholu, to może naprawdę pogorszyć pański stan. Myślę, że to tyle. Sprawdzę jeszcze parametry, oraz ogólny stan, a następnie będzie mógł pan wyjść — wytłumaczył lekarz, rozpoczynając sprawdzanie stanu siwowłosego.
Gregory nie odezwał się słowem, mimo iż powinien poinformować medyka o zaistniałej wpadce. Jednak stał po prostu w ciszy, rozmyślając nad wszystkim. Gdzieś w głębi siebie, dalej sądził że Erwin sobie żartuje, dlatego wolał nie robić z siebie debila.
— Wszystko wydaje się być w porządku. Może pan już opuścić szpital. W razie komplikacji proszę się zjawić. Życzę zdrowia! — odparł lekarz po kilku minutach, po czym wyszedł z pomieszczenia.
— Dziękuję bardzo! — uniósł głos młodszy, pomimo że nie widział już Matthew. — No to co Grzesiu? Zbieramy się? Muszę cię pomęczyć na przesłuchaniu..
— Yyy tak.. tak.. Już.. — zakłopotał się starszy, wyciągając kajdanki i zakuwając nimi młodszego.
— Zanieś mnie! — zarządził siwowłosy, stając w miejscu. Zauważając politowane spojrzenie szatyna dodał: — Jestem ciężko ranny. Słyszałeś doktora! Nie mogę chodzić bo mi pękną szwy!
Brązowooki westchnął i wziął niższego na ręce. Całą drogę do radiowozu spędził na słuchaniu marudzenia pastora, co niezbyt mu odpowiadało.
***
Konwój minął im raczej stabilnie, nie licząc dziwnych tekstów Knucklesa o.. przeszłości? Tak to chyba można nazwać (chodź dla niego była to teraźniejszość). Cały czas mówił o rzeczach które miały miejsce kiedyś, dezorientując tym innych policjantów. Gregory komentował to tylko tekstami typu “nie słuchajcie go, jest zjebany”.
Gdy dojechali na miejsce, wysiedli i ruszyli w stronę cel, gdzie Erwin został przeszukany i zamknięty w jednej z nich.
— Będziesz korzystał z jakiegoś prawa? — spytał szatyn, wyciągając tablet z kieszeni.
— Chce zadzwonić do adwokata, do Kui’a — odpowiedział mu młodszy, sięgając po telefon, który policjant mu zostawił. Wszedł z listę kontaktów i wyszukał imię chińczyka, lecz nic mu nie wyskoczyło, poza “David od Kui”. Zmarszczył brwi, wybierając numer chłopaka, lecz zobaczył powiadomienie “numer nie odpowiada”. — Co jest kurwa? Czemu nie mam numeru Katarynki, a Davida nie ma? Przecież niedawno był z nami!
— Erwin.. Kui nie żyje.. Nie siedzisz tu za pacyfika. Robiliście go jakieś prawie dwa lata temu.. — Gregory głośno westchnął, przygotowując się mentalnie na tę rozmowę.
— O czym ty pierdolisz Grzechu? Jebnąłeś się w głowę? — parsknał złotooki, wybierając kolejny numer. — Gdzie jest kurwa Dia? Czemu nie mam numeru Sana? O chuj tu chodzi?! Kto mi grzebał w telefonie! Wezwij tu Kui’a!
— Proszę cię powiedz, że tylko udajesz.. — Montanha spojrzał na niego litościwe. — Nie siedzisz tu za Pacyfika Erwin. Zostałeś złapany za morderstwo mojej córki i porwanie mnie. Musisz nam powiedzieć gdzie jest jej ciało. Jeśli to zrobisz, uda nam się jakoś załagodzić wyrok.
— Ty naprawdę jesteś pierdolnięty! Ja nikogo nie zabiłem! Nie wmówisz mi tego, o nie! — Prychnął pastor, obracając się plecami do policjanta i zakładając ręce na piersi.
Młodszy spojrzał w ostatnie połączenia i zauważył różne obce dla niego kontakty. Wybrał numer osoby, którą znał, to znaczy Heidi Bunny. Córkę Kui’a, która była medyczką.
— Halo Erwin? Jesteś cały? — zapytała kobieta.
— Tak. Jestem na celach z Montanhą. Ten zjeb gada mi coś o jakimś ciele, o pojebanych rzeczach! Mówi, że twój ojciec nie żyje. On jest jakiś pierdolnięty! — siwowłosy uniósł głos. — Zabezpieczyliście łup? — dodał ciszej.
Przez chwilę w słuchawce trwała niezręczna cisza. Dopóki dziewczyna nie odchrząknęła.
— Yyy… Tak, łup zabezpieczony. Odbijamy cię jutro, jak będą cię wieść na rozprawę, albo na więzienie. Jeśli nie będą cię wieść, powiedz Grześkowi, że jutro ktoś się do niego odezwię w sprawie wymiany ciebie — odparła Bunny, sądząc że Knuckles mówi jakimś kodem, bądź podstępem.
— Okej. Przekaż Kui’owi, żeby wysłał mi sms’a. Te szmaty usunęły mi jego numer! — fuknął siwowłosy, po czym się rozłączył.
— Dobrze, więc zostawiam cię tutaj. W razie czego krzycz, na pewno ktoś usłyszy. Widzimy się jutro — zaczął szatyn po chwili ciszy. Po czym oddalił się w kierunku wyjścia, nawet nie dając młodszemu szansy na odpowiedź.
Erwin zmarszczył brwi, po czym usiadł na łóżku w celi, opierając się o ścianę. Westchnął głośno, przyglądając się sufitowi.
Przymknął oczy, starając się zasnąć, by nie czuć już pulsującego bólu głowy..
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top